[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andre NortonGwiezdny LowcaTytul oryginalu: Star HunterPrzeklad: Katarzyna Karlowska1Wiekszy ksiezyc Nahuatl scigal mniejsza, zielonkawa kule swego towarzysza po bezchmurnym niebie, na ktorym gwiazdy lsnily niczym luski ogromnego weza, oplecionego wokol czarnej misy. Ras Hume stanal przy grzedzie wonnej lawendy, wytyczajacej granice gornego tarasu Domu Rozkoszy. Zastanowilo go, dlaczego przyszedl mu na mysl waz. Po chwili zrozumial. Z tym obiektem odwiecznej ludzkiej nienawisci, sprowadzonym przez czlowieka z rodzinnej planety na odlegle gwiazdy, kojarzyla sie symbolicznie zlowrogo skrecona, wklesla sciezka przecinajaca ten teren. A samego Wassa, tak na Nahuatl, jak i kilkunastu innych swiatach reprezentowal waz.Pierwsze podmuchy nocnego wiatru poruszaly liscmi egzotycznych roslin z innych swiatow. Posadzone przemyslnie, mialy symulowac tajemnice obcych dzungli.-Hume? - Pytanie wydawalo sie rozbrzmiewac w przestrzeni nad jego glowa.-Hume - powtorzyl spokojnie wlasne nazwisko.Strumien oslepiajacego swiatla przebil sie przez zielona gestwine, ukazujac sciezke. Hume zawahal sie na moment, odpowiadajac obojetnoscia na ten jakze dobrze mu znany test sprawnosci wladz mentalnych. Wass byl VIP-em podziemnego imperium, nie nalezacym jednak do lego swiata, po ktorym poruszal sie Hume.Zdecydowanym krokiem ruszyl oswietlonym korytarzem, miedzy scianami z lisci i kwiatow. Z kepy lilii tharsala lypnela na niego zlosliwie krysztalowa bryla. Misternie wyrzezbione diabelskie rysy byly wytworem obcej sztuki. Z plaskich nozdrzy stwora dobywaly sie smuzki dymu i Hume poczul won znajomego narkotyku. Usmiechnal sie. Takie metody dzialaly byc moze na zwyklych cywilow, ktorych Wass tu przesluchiwal. Jednakze pilot gwiezdny, w obecnej chwili Poszukiwacz Sciezek, posiadal umysl odporny na takie sztuczki.Stanal pod drzwiami, ktorych nadproze i oscieznice zdobily bogatsze jeszcze rzezbienia. Terrariskie. uznal Hume, i stare, bardzo stare. Byc moze pogloski mowily prawde, Milfors Wass mogl byc naprawde Terraninem z pochodzenia i to nie w drugim, trzecim czy czwartym pokoleniu gwiezdnej rasy, z ktorych wywodzila sie wiekszosc tych. ktorzy dotarli do Nahuatl.Surowe wnetrze komnaty stanowilo kontrast wobec ozdobnego wejscia. Rdzawe sciany byly zupelnie nagie z wyjatkiem owalnego dysku rzucajacego metny, zlotawy poblask. Tuz przed nim stalo krzeslo i dlugi stol z twardej, rubinowej skaly z Xipe, trujacej, siostrzanej planety Nahuatl. Nie zatrzymujac sie i nie czekajac na zaproszenie, podszedl do krzesla i usiadl.Metna luna mogla pochodzic z jakiegos urzadzenia przekaznikowego. Hume tylko raz rzucil na nia okiem. Rozmowa miala sie odbyc w cztery oczy. Nie mial zamiaru dlugo czekac na swojego interlokutora.Hume mial nadzieje, ze oczom niewidocznego obserwatora prezentuje sie jako czlowiek, na ktorym sceniczne dekoracje nie wywieraja zadnego wrazenia. Ostatecznie to on mial do zaoferowania cos, na czym zalezalo tamtym.Ras Hume ulozyl prawa dlon na stole. Jej opalenizna odznaczala sie na tle polyskliwego, wypolerowanego kamienia - idealnie taka sama jak na lewej. Drobna roznica miedzy prawdziwym a sztucznym cialem nie stanowila zasadniczej przeszkody funkcjonalnej. Niemniej jednak kalectwo pozbawilo go stanowiska dowodcy liniowca pasazersko-handlowego i oznaczalo koniec wspanialej kariery gwiezdnego pilota. Wokol ust pozostawilo zas gorzkie bruzdy, wyrzezbione gleboko, jakby nozem.Minely juz cztery lata - czasu planetarnego - odkad wystartowal rigal roverem z wyrzutni na Sargon Dwa. Przeczuwal, ze podroz z mlodym Torsem Wazalitzem, trzecim z kolei dziedzicem rodu Kogan-Bors-Wazalitz, namietnym amatorem zucia gratzu, moze byc pelna niespodzianek. Nikt jednak nie wdaje sie w spory z wlascicielami, o ile w gre nie wchodzi bezpieczenstwo statku. Rigal rover ladowal awaryjnie w Alexbut, ciezko ranny pilot sprowadzil go dramatycznym wysilkiem swej woli, nadziei i wiary, ktore pozniej jednak predko sie rozwialy.Dostal plasta-dlon, najlepsza, jaka centrum medyczne moglo dostarczyc, i dozywotnia rente - rezultat powszechnego podziwu dla kogos, kto ratowal statki i zycie. Potem - zwolnienie z posady, poniewaz oszalaly Tors Wazalitz nie zyl. Nie osmielili sie oskarzyc Hume'a o morderstwo; raporty z wyprawy zostaly przeslane prosto do Rady Patrolowej, a znajdujacych sie w nich dowodow nie mozna bylo sfalszowac lub podmienic. Nie mogli go ukarac natychmiast, ale mogli mu zalatwic powolna smierc. Rozeszla sie wiesc, ze Hume przestal byc pilotem. Usilowali go trzymac z dala od przestrzeni.I to pewnie tez by im sie udalo, gdyby byl zwyklym pilotem, znajacym sie wylacznie na swoim fachu. Jednakze jakis niespokojny duch kazal mu zawsze starac sie o kursy na obrzeza, o pierwsze loty do nowo odkrytych swiatow. Oprocz zwiadowcow, niewielu bylo kwalifikowanych pilotow w jego wieku, ktorzy by posiadali tak rozlegla i roznorodna wiedze o galaktycznych pograniczach.Kiedy sie wiec dowiedzial, ze na pokladach statkow nie ma juz czego szukac, zaciagnal sie do Gildii Poszukiwaczy Sciezek. Istniala ogromna roznica miedzy wznoszeniem liniowca z wyrzutni a organizowaniem amatorskich polowali w dziczy zbadanych i specjalnie strzezonych swiatow. Hume przepadal za odkrywczym aspektem tych wypraw i... nienawidzil prowadzenia za reke klientow Gildii.Jednakze gdyby nie sluzba w Gildii, nigdy nie dokonalby tego odkrycia na Jumali. Coz za szczesliwy traf! Hume zgial palce z plasta-ciala, przejezdzajac paznokciami po czerwonym blacie. Gdzie jest Wass? Juz mial wstac i odejsc, gdy nagle ze zlotego owalu zaczely sie wydobywac smugi dymu. Po chwili dym zmienil sie w rzadka mgle, z niej zas wylonil sie czlowiek.Przybysz byl nizszy od bylego pilota, ale mial szerokie barki, przez co gorna czesc jego torsu wydawala sie nieproporcjonalnie rosla w stosunku do waskich bioder i krotkich nog. W jego dosc konserwatywnym ubiorze wyrozniala sie nabijana szlachetnymi kamieniami tarcza, przymocowana na wysokosci serca do opietej tuniki z szarego jedwabiu. W odroznieniu od Hume'a nie nosil pasa z bronia, lecz Hume nie watpil, ze w calym pomieszczeniu ukryto mnostwo urzadzen przeciwdzialajacych ewentualnym probom zamachu.Mezczyzna w lustrze przemowil beznamietnym glosem.Jego czarne wlosy byly gladko wygolone nad uszami, a kosmyki na czubku glowy zaczesane w cos na ksztalt ptasiego gniazda. Podobnie jak Hume, odkryte czesci ciala mial mocno opalone, lecz, jak pilot sie domyslal, raczej od przebywania na sloncu niz w przestrzeni kosmicznej. Ostre rysy twarzy, wydatny nos, cofniete czolo, podluzne, ciemne oczy, obdarzone ciezkimi powiekami.-Znakomicie... - Wyciagnal rece przed siebie, kladac dlonie na stole, a Humc przylapal sie na tym, ze z jakiegos powodu nasladuje ten gest. - Wiec masz dla mnie propozycje?Pilot, na ktorym scenografie Wassa nie wywarly najmniejszego wrazenia, nie pozwolil sie ponaglac.-Mam pomysl - poprawil.-Pomyslow jest bez liku. - Wass oparl sie wygodniej, ale nie zdjal rak ze stolu. - Byc moze jeden na tysiac bywa podstawa czegos uzytecznego. Reszta nie ma co zaprzatac sobie glowy.-Zgoda - odparowal pewnym glosem Hume. - Ale taki pomysl jeden na tysiac moze sie oplacic po milionkroc.-I masz wlasnie taki pomysl?-Mam.Teraz to Hume usilowal zrobic wrazenie na swoim rozmowcy niezachwiana pewnoscia siebie. Przeanalizowal wszystkie mozliwosci. Wass jest wlasciwym czlowiekiem, byc moze jedynym partnerem, jakiego uda mu sie znalezc. Nie powinien jednak o tym wiedziec.-Chodzi o Jumale? - spytal Wass.Jesli to spojrzenie i towarzyszaca mu informacja mialy wstrzasnac Humem, to strzal chybil celu. Odkrycie jego niedawnego powrotu z pogranicznej planety nie moglo nastreczac VIP-owi zadnych szczegolnych trudnosci.-Byc moze.-No dalej. Poszukiwaczu Sciezek. Obydwaj jestesmy ludzmi zapracowanymi, to nie czas, by bawic sie w gierki slowne i aluzje. Albo dokonales odkrycia, ktore jest warte uwagi mojej organizacji, albo nie. Pozwol, ze sam osadze.Dopadl go. Wass przemawial wlasnym kodem. Objal scisla kontrola swa przestepcza organizacje, narzucajac jej czlonkom z gory ustalone zasady, z ktorych jedna brzmiala "nie badz chciwy". Wass nie byl chciwy i wlasnie dlatego ludzie Patrolu nigdy nie potrafili wciagnac go w pulapke, a ci. ktorzy prowadzili z nim wspolne interesy, nie chcieli przeciwko niemu zeznawac. Jesli wystepowalo sie z korzystna propozycja i Wass godzil sie zostac tymczasowym partnerem, wowczas sztywno trzymal sie przyjetych zobowiazan. Nalezalo postepowac tak samo - inaczej zalowalo sie swojej glupoty.-Pretendent do majatku Koganow. Jak ci sie to podoba?Wass nie pokazal po sobie zdziwienia.-A dlaczego taki pretendent mialby miec dla nas jakakolwiek wartosc?Hume docenil to "nas"; potraktowano go jako partnera.-Jezeli dostarczysz pretendenta, z pewnoscia bedziesz mogl domagac sie nagrody, i to z niejednego powodu.-Racja. Ale pretendent nie rodzi sie ze snow. Prawdziwosc roszczen do majatku bedzie musiala zostac zatwierdzona i zadne oszustwo nie przejdzie testow. Tylko prawdziwy pretendent nie potrzebowalby twojej czy mojej pomocy.-To zalezy od pretendenta.-Tego, ktorego znalazles na Jumali?-Nie. - Hume wolno pokrecil glowa. - Na Jumali znalazlem cos innego... kapsule ratunkowa z largo drifta, nietknieta i w dobrym stanie. Istnieja dowody na to, ze mogla lam wyladowac z rozbitkami na pokladzie.-A czy istnieje rowniez dowod na to, ze ci rozbitkowie przezyli?Hume wzruszyl ramionami, lekko naprezajac swe plasta-palce. - Minelo szesc lat planetarnych, kapsula jest ukryta w jednym z lasow. Nie, na razie nie ma zadnych dowodow.-Largo drift - powtorzyl wolno Wass - majacy na pokladzie miedzy innymi Gentlefem Tharlee Kogan Brodie.-I jej syna Ryncha Brodiego. ktory w chwili znikniecia largo drifta mial czternascie lat.-Rzeczywiscie dokonales odkrycia.Wass wyglosil to proste stwierdzenie, b...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]