[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->1Kevin J. Anderson, Rebecca MoestaAkademia Ciemnej Strony2AKADEMIA CIEMNEJSTRONYTOM II serii MŁODZI RYCERZE JEDIKEVIN J. ANDERSON, REBECCA MOESTAPrzekładKATARZYNA LASZKIEWICZ3Kevin J. Anderson, Rebecca MoestaAkademia Ciemnej Strony4Tytuł oryginałuSHADOW ACADEMYRedaktor seriiZBIGNIEW FONIOKRedakcja stylistycznaANNA SZUSTKIEWICZRedakcja technicznaLIWIA DRUBKOWSKAKorektaMARIA GŁADYSZEWSKAIlustracja na okładceJOHN ALVINNaszym braciom i siostrom:MARKOWI - który był moim idolem od czasów dzieciństwa. Byłeś dla mnie jakprawdziwy rycerz Jedi, zawsze gotów pospieszyć na ratunekSkładWYDAWNICTWO AMBERCINDY - która zawsze się mną opiekowała. Udowodniłaś mi,Ŝezdecydowanie iupór pozwolą osiągnąć to, co nieosiągalne dzięki samym dobrym chęciom i czekaniuDIANIE - która poszerzyła moje horyzonty. Dziękuję ci za to,Ŝezmuszałaś mnie dooglądania kaŜdego filmu o potworach i rycerzach, jaki kiedykolwiek wyprodukowanoSCOTTOWI - który cierpliwie słuchał wszystkich ksiąŜek, jakie mu czytałam. Dziękujęci,Ŝew maju 1977 roku powiedziałeś mi, iŜ w kinach grają ciekawy film, którypowinnam obejrzeć: „Gwiezdne wojny”Rebecca Moestaoraz LAURZE - za to,Ŝenigdy ze mną nie walczyła, zawsze mnie rozumiała (Ŝartuję!) ibyła niewyczerpanymźródłeminformacji, z którego do woli korzystałem podczaspisania ksiąŜekKevin J. AndersonWydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetuhttp://www.amber.sm.plhttp://www.wydawnictwoamber.plCopyright © 1995 by Lucasfilm, Ltd. & TM.Ali rights reserved. Used under authorization.Published originally under the titleShadow Academy by Berkley Books5Kevin J. Anderson, Rebecca MoestaAkademia Ciemnej Strony6PODZIĘKOWANIAROZDZIAŁ1Chcielibyśmy podziękować Lil Mitchell za niestrudzone przepisywanie naszychtekstów i przynaglanie nas,Ŝebyśmyjeszcze szybciej dostarczali kolejne rozdziały;Dave’owi Wolvertonowi za wkład pracy na temat Dathomiry; Lucy Wilson i SueRostom z Lucasfilm za niezachwiane poparcie; Ginjer Buchanan i Lou Aronicy zBerkley/Boulevard za wyjątkowy entuzjazm; Jonathanowi MacGregorowi Cowanowiza to,Ŝezgodził się być naszym doświadczalnym słuchaczem... oraz SkipowiShayotovichowi, Rolandowi Zarate’owi, Gregory’emu McNamee i całemu zespołowiredagującemu komputerowy biuletyn STAR WARS ImagiNet Echo za pomoc wwymyślaniu dowcipów.Jacen pochwycił rękojeśćświetlnegomiecza i natychmiast poczuł w spoconychpalcach kojący cięŜar broni. Zaświerzbiała go skóra głowy pod rozwichrzonymibrązowymi włosami, kiedy wydało mu się,Ŝenieprzyjaciel jest całkiem blisko. BliŜej,jeszcze bliŜej... Chłopiec głęboko odetchnął i nieco drŜącym palcem nacisnął guzik naobudowie broni.Zimny metal obudził się doŜyciaz pomrukiem i sykiem. Ześrodkawystrzelił słupopalizującej energii.Śmiercionośne świetlisteostrze pulsowało i drŜało w dłoni JacenajakŜywaistota.Chłopiec czuł coś pośredniego między podnieceniem a przeraŜeniem. Jegoszczupłe ciało spręŜyło się, gotowe do odparcia ataku. Kiedy chłopiec próbowałwyobrazić sobie przeciwnika, powieki jego bursztynowych oczu zatrzepotały, a potemna chwilę się zamknęły.Nagle usłyszał pomruk ostrza innegoświetlnegomiecza, które bez jakiegokolwiekostrzeŜenia zaatakowało go z góry.Jacen obrócił się na pięcie w samą porę,Ŝebyodparować atak. Ciemna czerwieńświetlistejklingi jego przeciwnika pulsowała ogromną energią. Niemal oślepiałachłopca, kiedy oba ostrza znów się zwarły.Jacen wiedział,Ŝenie moŜe nawet marzyć o tym, by dorównać przeciwnikowiwzrostem czy siłą. Zrozumiał,ŜejeŜeli chce ocalićŜycie,musi wykorzystać zręczność ispryt. Pod wpływem siły następnego ciosu poczuł,Ŝezabolały go mięśnie ramion.Unikając jeszcze jednego pchnięcia, zanurkował pod wyciągniętą ręką wroga, po czymuskoczył, chcąc znaleźć się poza zasięgiem jego broni.Przeciwnik zaczął się zbliŜać ku niemu, ale Jacen wiedział,Ŝenie moŜe pozwolićmu na to po raz drugi. Ujrzał rubinowy błyskświetlistejklingi, wymierzonej w jegociało, ale cios ten go nie zaskoczył. Chłopiec przyjął go na ostrze swojegoświetlnegomiecza i odepchnął szkarłatną smugę na bok, po czym cofnął się o krok i zablokowałnastępne pchnięcie.Atak i kontratak. Pchnięcie. Parada. Zablokowanie ciosu. Ostrzaświetlnychmieczy skwierczały i buczały, raz po raz zwierając się w zaciętej walce.7Kevin J. Anderson, Rebecca MoestaChociaŜ powietrze w komnacie było chłodne i wilgotne, Jacen czuł,Ŝepo jegotwarzyściekająkrople potu. Zalewają mu oczy, niemal go oślepiają. W ostatniejsekundzie dostrzegł błysk purpurowegoświatłai uskoczył, unikając trafienia. Kiedyzdał sobie sprawę z tego,Ŝezaczyna podobać mu się walka, jego wargi wykrzywiły sięw zawadiackim, przekornym uśmiechu. W pewnej chwiliśmiercionośnerubinoweostrze musnęło kamienne sklepienie niskiej komnaty, a wówczas w stronę Jacenaposzybowały kawałki odłupanej skały.Uśmieszek na twarzy chłopca szybko jednak zniknął; kiedy Jacen chciał cofnąćsię jeszcze o krok, poczuł,Ŝedocisnął plecy do zimnego skalnego bloku. Sparowałkolejne pchnięcie i odskoczył w bok, ale uderzył ramieniem o inną kamiennąścianę.Był osaczony. Poczuł,ŜeprzeraŜenieściskajego gardło niczym lodowata obręcz.Uklęknął na jedno kolano i uniósł miecz nad głową, chcąc zasłonić się przed następnymciosem. W niewielkiej komnacie rozległ się nagle głośny dźwięk, podobny do hukugromu...Jacen otworzył oczy i zobaczył,Ŝew drzwiach stoi wujek Luke. Chłopiec usłyszałznaczące chrząknięcie. Zaskoczony zaczął nieporadnie przebierać palcami, chcącwyłączyćświetlisteostrze. Kiedy mu się to udało, niechcący upuścił rękojeść nakamienną posadzkę. Potoczyła się z głośnym brzękiem.Odziany w czarny płaszcz z kapturem, jasnowłosy mistrz Jedi wszedł do swojejprywatnej komnaty. Niewielkie pomieszczenie pełniło w akademii równocześniefunkcję biura i samotni, gdzie właściciel oddawał się medytacjom. Luke Skywalkerwyciągnął rękę w stronę leŜącegoświetlnegomiecza, a broń wskoczyła do jego dłoni,jakby była przywiązana.Jacen przełknąłślinęwidząc,Ŝemistrz Jedi kieruje nań powaŜne spojrzeniesmutnych oczu.- Przepraszam, wujku Luke’u - powiedział szybko, niemal połykając końcówkiwyrazów. - Przyszedłem,Ŝebyprosić cię o pomoc, ale kiedy cię nie zastałem,pomyślałem,Ŝepoczekam. Później zobaczyłem twój mieczświetlny,leŜący jakbynigdy nic na biurku. Pamiętam,Ŝepowiedziałeś mi, iŜ nie jestem jeszcze gotów, aledoszedłem do wniosku,Ŝenie stanie się nic złego, jeŜeli trochę poćwiczę. Wziąłem go,włączyłem i... myślę,Ŝetrochę mnie poniosło.Luke uniósł rękę i skierował otwartą dłoń w stronę chłopca. Zapewne chciał w tensposób zapobiec dalszym usprawiedliwieniom.- Broń rycerza Jedi to nie zabawka - powiedział. - Nie moŜna z nią igrać.Kiedy Jacen usłyszał tę delikatną wymówkę, poczuł,Ŝejego policzki sięzaczerwieniły.- Ale ja wiem,Ŝemógłbym się nauczyć posługiwaćświetlnymmieczem - odparł,ale bez większego przekonania. - Jestem wystarczająco dorosły i wysoki, a poza tymćwiczyłemjuŜ nieraz w swojej komnacie. Posługiwałem się metalową rurką, którądostałem od Jainy. Jestem przekonany,Ŝedałbym sobie radę.Luke przez chwilę sprawiał wraŜenie, jakby zastanawiał się nad tym, co usłyszał,ale później lekko pokręcił głową.8- Będziesz miał na to mnóstwo czasu, kiedy przyjdzie odpowiednia chwila -oświadczył.- AleŜ ja jestem gotów juŜ teraz - zaprotestował energicznie Jacen.- Jeszcze nie - odparł Luke, obdarzając chłopca smutnym uśmiechem. - Ale tachwila nadejdzie juŜ niedługo.Jacen jęknął, nie potrafiąc zapanować nad zniecierpliwieniem. Zawsze słyszałtylko: „później” albo „kiedy indziej”, albo teŜ „kiedy będziesz trochę starszy”. CięŜkowestchnął.- Ty jesteś nauczycielem, wujku - powiedział. - Ja jestem tylko uczniem, a więc,jak sądzę, muszę ciebie słuchać.Luke uśmiechnął się i pokręcił głową.- Aha! Ale uwaŜaj - powiedział. - Nie zakładaj z góry,Ŝenauczyciel ma zawszerację. Powinieneś nauczyć się myśleć samodzielnie. Czasami my, nauczyciele, takŜepopełniamy błędy. Ale w tym wypadku się nie mylę. Nie jesteś jeszcze gotów, byposługiwać sięświetlnymmieczem. Uwierz mi,Ŝewiem, co to znaczy czekanie -ciągnął Luke. - Cierpliwość moŜe być jednak równie silnym sprzymierzeńcem jakkaŜda broń. - Zamrugał powiekami. - Czy w tej chwili nie maszŜadnychinnychzmartwień na głowie,Ŝetoczysz pozorowane walki naświetlnemiecze? Czy nie musiszprzygotować się do wyprawy? Czy twoi ulubieńcy nie powinni zostać nakarmieni?- Jestem juŜ spakowany, wujku, a nakarmię wszystkie zwierzęta dopiero przedodlotem - odparł Jacen, myśląc o menaŜerii stworzeń, które zbierał od chwili przylotuna czwarty księŜyc Yavina, porośnięty dŜunglą. - Ale chciałem z tobą porozmawiaćwłaśnie o tej wycieczce.Luke uniósł brwi.- Tak? - zapytał.- Ja... Miałem nadzieję,Ŝezamienisz kilka słów z Tenel Ka. Myślałem,Ŝeprzekonasz ją, iŜ powinna polecieć z nami. Chciałbym,Ŝebyona takŜe zobaczyła stacjęorbitalną Landa Calrissiana.Lukeściągnąłbrwi i starannie dobierając słowa, zapytał:- A dlaczego uznajesz za takie waŜne, bym spróbował ją przekonać?- PoniewaŜ leci Jaina, Lowbacca i ja... Czyli niemal cała nasza grupa, tylko nieona, a bez niej... nie będzie juŜ tak samo - dokończył, sam chyba nie bardzo wierząc wsilę tego argumentu.Twarz Luke’a się rozpogodziła, a w oczach ukazały się nawet figlarne błyski.- Jak wiesz, bardzo trudno przekonać wojowniczkę z Dathomiry, która umiewładać Mocą - stwierdził.- Ale przecieŜ nie maŜadnegopowodu,Ŝebychciała zostać! - wykrzyknął Jacen. -Nie chce lecieć, bo podobno będzie się nudziła! Oświadczyła,Ŝe,jej zdaniem,drogocenne kamienie corusca nie są ani trochę piękniejsze od tęczowych klejnotów zGallinore, a tych przecieŜ widziała co niemiara. Nie sprawiała jednak wraŜeniaznudzonej, kiedy to mówiła. Wręcz przeciwnie, wyglądała na zdenerwowaną albozmartwioną.Akademia Ciemnej Strony9Kevin J. Anderson, Rebecca Moesta- KaŜdy musi sam decydować o swoim losie - odparł Luke - a to oznacza,Ŝeczasami musimy podejmować decyzje niepopularne albo trudne. - Objął ramieniemJacena i odprowadził go do progu komnaty. - Idź, nakarm teraz swoich ulubieńców.śyczęci szczęśliwej podróŜy do orbitalnej stacji wydobywczej... I bądź spokojny,Tenel Ka ma waŜny powód, by nie lecieć.Tenel Ka wzdrygnęła się i przebudziła. Czuła,Ŝejest spocona, mimo chłodupanującego w czterech kamiennychścianachjej komnaty. Złocistorude włosy,zazwyczaj tak starannie zaplecione w warkocz, były teraz splątane, opadały na oczy.Owinięte wokół nóg prześcieradło wyglądało, jakby dziewczyna weśniedokądś biegła,przed kimś uciekała.Później przypomniała sobie, o czymśniła.Naprawdę uciekała. Biegła, ile sił wnogach, pragnąc umknąć przed odzianymi w czarne płaszcze postaciami. Kapturydziwnych istot skrywały twarze, porośnięte purpurowymi brodawkami. Przez umysłdziewczyny, wciąŜ jeszcze nie mogący otrząsnąć się ze snu, przelatywały strzępyniewyraźnych wspomnień; historii, które opowiadała jej matka, kiedy Tenel Ka byłamałym dzieckiem. Nigdy nie widziała tych straszydeł, ale dobrze wiedziała, kim były...wiedźmami z Dathomiry, które zaprzedały dusze ciemnej stronie Mocy i czerpały z niejsiły,Ŝebyczynić naświeciewszelkie moŜliwe zło.Siostrami Nocy.Tenel Ka pamiętała jednak,Ŝeostatnie Siostry Nocy zginęły albo nawróciły się najasną stronę, zanim jeszcze się urodziła. Dlaczego więc przyśniły jej się teraz? Jedynekobiety władające Mocą, jakie pozostały na Dathomirze, posługiwały się siłami jasnejstrony.Skąd zatem te koszmary? Dlaczego teraz?Kiedy Tenel Ka uświadomiła sobie, jaki to dzień, zacisnęła powieki imruknąwszy, opadła na posłanie. Tego dnia jej babka, królowa-matka hapańskiegokrólewskiego rodu, miała wysłać kobietę-ambasador,Ŝebyodwiedziła Tenel Ka,następczynię hapańskiego tronu. A dziewczyna nie chciała, by ktokolwiek z grona jejprzyjaciół dowiedział się,Ŝejest księŜniczką...Ambasador Yfra. Tenel Ka wzdrygnęła się, kiedy pomyślała o babce, kobiecieobdarzonej niezłomną wolą, i innych kobietach będących jej ambasadorami. Wszystkiezdolne były do kłamstwa czy zabójstwa, byle tylko utrzymać się przy władzy... mimo iŜjej babka nie władała juŜ planetą Hapes. Tenel Ka pokręciła głową, a na jej twarzypojawił się krzywy uśmiech. Powodem, dla którego przyśniły się jej Siostry Nocy,musiała być zbliŜająca się wizyta.Mieszkańcy Dathomiry, prymitywnej rodzimej planety jej matki, i ludzie z Hapes,bogategoświatajej ojca, Isoldera,Ŝylio całe lataświetlnejedni od drugich. Mimo tohapańskie kobiety, zajmujące się polityką, i Siostry Nocy z Dathomiry właściwieniewiele się róŜniły od siebie. I jedne, i drugieŜądnewładzy, posunęłyby się doostateczności, byle tylko zdobyć ją albo utrzymać.Tenel Ka znów usiadła, chociaŜ niechętnie. Nie cieszyła się na myśl o spotkaniu zamabasador Yfrą. Prawdę mówiąc, radowała się tylko z faktu,Ŝe świadkamispotkania10nie będą jej przyjaciele. Na szczęście Jacen, Jaina i Lowbacca znajdą się daleko, napokładzie stacji wydobywczej Landa Calrissiana, na długo przedtem, zanim przylecipani ambasador. Nie będą się więc dziwili, dlaczego ich przyjaciółka, rzekomo prostawojowniczka z Dathomiry, jest odwiedzana przez wysłanniczkę hapańskiego dworu.Tenel Ka nie była jeszcze gotowa,Ŝebyim to wytłumaczyć.No cóŜ, nie mogła dłuŜej zostać w łóŜku. Musiała wstać,Ŝebystawić czołowszystkiemu, co przyniesie jej ten dzień. Spotkania z ambasador Yfrą nie mogłauniknąć. I to jest fakt - pomyślała dziewczyna, odrzucając okrycie na bok i wstając zpryczy.Otoczeni holograficzną mapą systemu Yavina, Jaina i Lowbacca siedzielipośrodku komnaty dziewczyny.- To powinno wystarczyć - powiedziała Jaina. Jej proste włosy, długie do ramion,częściowo przysłoniły twarz, kiedy pochyliła się i zaczęła badać głowicę kontrolnąholoprojektora. Sama zbudowała to urządzenie. ZłoŜyła je z uŜywanych części,niepotrzebnych elementów, wymontowanych podzespołów, kabli i innych obwodówelektronicznych. Wyciągnęła to wszystko z pudełek i pojemników, starannie ułoŜonychna regałach zakrywających całąścianęjej komnaty.- Wygląda nieźle, prawda, Lowie? - zapytała, obdarzając szelmowskimuśmiechem młodego Wookiego, porośniętego długą rudobrązową sierścią. Spojrzała naszybującą nad ich głowami w komnacieświetlistąkulę, która przedstawiała planetęYavin, gazowego giganta.Lowbacca pokazał wizerunek niewielkiego szmaragdowego księŜycaokrąŜającego pomarańczową planetę. Warknął pytająco.- Ehm - odezwał się Em Teedee, miniaturowy android-tłumacz, przyczepiony dopasa Wookiego. Dźwięk ten do złudzenia przypominał chrząknięcie. Em Teedee miałkształt połówki jajka. W górnej części wypukłej strony było widać dwa okrągłe złocisteczujniki optyczne, w dolnej zaś otwory kryjące mały głośnik.- Pan LowbaccaŜyczysobie wiedzieć - ciągnął android - czy ta kula, którą przedchwilą pokazał, przedstawia księŜyc Yavin Cztery, gdzie teraz jesteśmy?- Zgadza się - odparła Jaina. - Co prawda, wokół gazowego giganta krąŜykilkanaście księŜyców, ale nie zdąŜyłam wszystkich zaprogramować. ZaleŜało migłównie na tym, by zobaczyć, po jakiej trajektorii polecimy, kiedy Lando Calrissianzabierze nas do swojej orbitalnej stacji, znajdującej się teraz w górnych warstwachatmosfery Yavina.Lowie warknął, wtrącając jakąś uwagę, a Jaina niecierpliwie czekała, aŜpedantyczny android upora się z tłumaczeniem.- Oczywiście,Ŝeto trochę niebezpieczne - powiedziała, przewracającbursztynowopiwnymi oczami. - Ale nie za bardzo. Nie moŜemy przegapić takiej okazji.Poza tym Lando chce,Ŝebyśmynie tylko się przyglądali, ale wzięli udział wposzukiwaniach.Dziewczyna pokazała jakieś miejsce tuŜ nadświetlistąpowierzchnią Yavina.Akademia Ciemnej Strony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]