[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->LUKE SKYWALKER I CIENIE MINDORAMATTHEW STOVERPrzekładAndrzej SyrzyckiRedakcja stylistycznaMagdalena StachowiczKorektaLongina KryszkowskaElżbieta SteglińskaProjekt graficzny okładkiDavid StevensonIlustracja na okładceDavid SeeleySkładWydawnictwo AmberJerzy WolewiczDrukWojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.Tytuł oryginałuLuke Skywalker and the Shadows of MindorPublished by Random House, Inc.Copyright © 2008 Lucasfilm Ltd. & TM.All Rights Reserved.Used Under Authorization.For the Polish translationCopyright © 2009 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 978-83-241-3535-6Warszawa 2009. Wydanie IWydawnictwo AMBER Sp. z o.o.00-060 Warszawa, ul. Królewska 27tel. 22620 40 13, 22620 81 62www.wydawnictwoamber.plAutor z szacunkiem dedykuje tę powieść legendarnemu Alanowi Deanowi Fosterowi, a takżepamięci zmarłego wspaniałego Briana Daleya, którzy pokazali, jak powinna wyglądać powieść,kiedy wszystko się robi jak należy. Dziękuję Wam, panowie. Jesteśmy Waszymi dłużnikamiWPROWADZENIELorz Geptun stał przed drzwiami kabiny dowodzenia, z trudem przełykając ślinę. Co zaniesamowite wydarzenie... Został wezwany przed oblicze Luke’a Skywalkera. Jedi. Nie tylko Jedi,ale syna Anakina Skywalkera. Miał się z nim spotkać. I to w cztery oczy!Odciągnął kołnierzyk tuniki niebieskiego munduru i wsunął palec w wolne miejsce, żebyzrobić troszkę luzu. Skrzywił się na myśl o tym, jak trudna wydaje mu się tak prosta czynność. Napewno jego krawiec znów się pomylił, bo Geptun nie mógł aż tyle przytyć od czasu uszycia tegomunduru. A może jednak mógł? Ile czasu upłynęło od tamtej chwili? Trzy standardowe miesiące?Był mężczyzną w dosyć zaawansowanym wieku - na pewno nie przeżyje następnychsiedemdziesięciu standardowych lat - więc powinien się zadowolić obecnymi rozmiarami.Tak czy owak, bardzo lubił paradować w mundurach. Zostawił własny na rodzinnej planeciekilkadziesiąt lat wcześniej, na samym początku Wojen Klonów. Zamienił go wówczas na ubraniecywilne, bo agenci Wywiadu Republiki byli w większości tajniakami i nie chodzili w mundurach.Opuścił Wywiad Republiki wkrótce po tym, kiedy organizacja zmieniła nazwę na WywiadImperialny. Jego śledztwo na temat tak zwanej Rebelii Jedi odkryło stanowczo zbyt wieleoczywistych prawd, których funkcjonariusz Imperium wolałby nie ujawniać. Kilka następnych latmusiał zarabiać na życie jako niezależny handlarz informacjami, starając się nie zwracać na siebieuwagi funkcjonariuszy Imperium.W końcu jednak zaproponował swoje usługi Sojuszowi Rebeliantów. Wprawdzie nigdy nieinteresował się polityką - jeżeli naturalnie nie liczyć zrozumiałego zainteresowania własnymbezpieczeństwem i wygodą - ale rozumiał, że dzięki powszechnej ignorancji i panującemubałaganowi przyszły rząd, który Rebelianci chcieli zainstalować, zapewni mu o wiele więcej okazjido działania we własny sposób. Co oznaczało, że będzie mógł żyć i czerpać zyski z pracy wmrocznej strefie, bez obawy, że zainteresują się nim oficjalne czynniki.A dzięki temu jego obecna sytuacja nabierała jeszcze bardziej ironicznej wymowy.Geptun westchnął. Nic nigdy się nie układa po mojej myśli, doszedł do wniosku. To nieoznacza jednak, że nie mogę obrócić i tej sytuacji na swoją korzyść. Jeszcze raz westchnął i uniósłpalec, żeby przycisnąć guzik kuranta na ścianie obok drzwi kabiny... ale zanim to zrobił, skrzydładrzwi same się rozsunęły i rozległ się głos, brzmiący tak, jakby mówiła osoba o wiele starsza ibardziej zmęczona, niż Geptun się spodziewał.- Witam, inspektorze. Zapraszam do środka.Geptun znów się skrzywił. W ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat zdążył się przyzwyczaićdo galaktyki bez rycerzy Jedi. Nie był pewny, czy ma się cieszyć z ich powrotu.Nabrał głęboko powietrza i przeszedł przez próg.- Witam, panie generale Skywalker - powiedział z lekkim ukłonem. Nie zasalutował, bosłużby wymiaru sprawiedliwości nie podlegały dowództwu sił zbrojnych. Uśmiechnął się grzecznie.- Czym mogę służyć? - zapytał.Młody generał siedział ze spuszczoną głową i splecionymi palcami na krawędzi blatubiurka. Miał na sobie obcisłe, czarne ubranie, w stylu trochę podobnym do tego, jakie nosił jegoosławiony ojciec. Geptun uświadomił sobie z lekką irytacją, że gdyby wcześniej wiedział, iżSkywalker nie będzie w mundurze, przyszedłby na to spotkanie w wygodnym blezerze, zamiast wtym przeklętym uniformie.Skywalker uniósł głowę, jakby wyczuł jego irytację... może zresztą rzeczywiście jąwyczuwał, uświadomił sobie agent. Parszywy Jedi, pomyślał.- Pan inspektor Lorz Geptun - zaczął z namysłem młody generał. - Niewiele wiem o panu.Podobno w okresie Wojen Klonów był pan wojskowym gubernatorem i dyrektorem planetarnejkomórki Wywiadu dla Konfederacji Niepodległych Systemów.Geptun poczuł, że za ciasny kołnierzyk jeszcze mocniej się wpija w jego szyję.- Na samym początku... - zaczął.- A potem został pan szpiegiem Republiki.- No cóż...- A jeszcze później zarabiał pan na życie, śledząc cele dla łowców nagród.- Nie pozostawałem wyłącznie na ich usługach...- A teraz jest pan śledczym - ciągnął Luke. - W tym wszystkim widzę wspólny mianownik.Ma pan talent.- Naprawdę? - zapytał ostrożnie Geptun.- Wygląda na to, że potrafi pan dochodzić do prawdy.Geptun się odprężył.- Och, no cóż, bardzo dziękuję za... - zaczął.- I ciągnąć z tego zyski - dokończył Skywalker.- Uhm... - Geptun odchrząknął i zrozumiał, że nie może nic więcej powiedzieć.Skywalker zsunął się z biurka i stanął prosto. Miał wymizerowaną twarz pokrytą sieciązmarszczek, stanowczo zbyt licznych, zważywszy na to, że generał miał dopiero dwadzieścia czterylata. Wyglądał, jakby od kilku dni nie spał. Poruszał się trochę niepewnie, a cienie pod oczamiprzypominały sińce... walcząc o lepsze z cieniami w samych oczach.- Tyle o panu wiem - skwitował Luke. - Co pan wie o mnie?Geptun zamrugał.- Słucham, panie generale? - zapytał.- Niech pan da spokój, inspektorze. - Skywalker mówił jak ktoś jeszcze bardziej zmęczony,niż na to wygląda. - Każdy coś o mnie wie, ale mnie interesuje to, co wie pan.- Och, no cóż, tylko to, co wszyscy... Tatooine, Yavin, Endor, Bakura, pierwsza i drugaGwiazda Śmierci... - Geptun uświadomił sobie, że głupio gada, i umilkł.Skywalker pokiwał głową.- To, co wszyscy - powtórzył. - Historie. Artykuły w prasie. Problem w tym, że te historie iartykuły nie mówią wcale o mnie. Mówią o człowieku, jakim zdaniem wszystkich powinienem być.Czy pan to rozumie?Geptun spojrzał ostrożnie na rozmówcę. Wyczuwał, że jest spychany na niebezpiecznygrunt.- Obawiam się, że jednak nie rozumiem - powiedział z namysłem.Skywalker pokiwał głową i ciężko westchnął.- Bo prawdopodobnie pan nie wie, że niespełna miesiąc temu zabiłem mniej więcejpięćdziesiąt tysięcy niewinnych osób - powiedział.Geptun wytrzeszczył oczy, zamrugał i znowu chrząknął. Starał się zrozumieć, o czymwłaściwie mówi młody Jedi.- Ma pan na myśli Mindora? - zapytał.Skywalker zamknął oczy i skrzywił się, jakby zobaczył jakiś przykry widok pod powiekami.- Tak, Mindora - przyznał ponuro. - Powiedziałem „mniej więcej pięćdziesiąt tysięcy” bonie znam dokładnej liczby. Nikt jej nie zna. Ta informacja zginęła razem z tamtym systemem.- Z tego, co słyszałem, pańskie zwycięstwo w Bitwie o Mindora nie zasługuje na mianomorderstwa...- Z tego, co pan słyszał - podchwycił Luke. - To też są opowieści.- No cóż, słyszałem... ja, uhm... - Geptun cicho zakasłał. - A więc co miałbym dla panazrobić? - zapytał.- Jest pan śledczym - przypomniał Luke. - Chcę, żeby pan wszczął dochodzenie.- W jakiej sprawie?- Mindora. - Luke Skywalker znów się skrzywił. - I w mojej sprawie.Wyglądał, jakby go wszystko bolało.- No cóż, ja, uhm... - Geptun potrafił sobie wyobrazić kilkanaście sposobów, żebywyciągnąć sporą sumę za takie zlecenie. - Czy mogę zapytać, dlaczego zwrócił się pan z tymwłaśnie do mnie?Skywalker zerknął w bok.- Polecił mi pana dobry przyjaciel - powiedział.- Naprawdę? - zdziwił się Geptun. - A jakim cudem pański dobry przyjaciel znał...- To nie był mój dobry przyjaciel, tylko pański - przerwał Luke. - Nazywał się Nick.- Nick? - Geptun zmarszczył brwi. - Nie znam nikogo, kto...- Powiedział, żebym panu to dał. - Skywalker wyciągnął ku niemu zakrzywiony niczym hak,prawdopodobnie metalowy przedmiot. - Tylko ostrożnie. Jest bardzo ostry.Geptun sięgnął po przedmiot... i jak tylko go dotknął palcami, w jego umyśle pojawił siępewien obraz: ciemnoskóry mężczyzna o krótko przystrzyżonych włosach, zawadiackim uśmiechu izaskakująco błękitnych oczach.- Nick Rostu? - szepnął. - Nie myślałem o nim od... wielu lat, a nawet dekad. Sądziłem, żenie żyje.Skywalker wzruszył ramionami.- Prawdopodobnie rzeczywiście nie żyje - powiedział.- Nie rozumiem - zdziwił się Geptun. W rzeczywistości jednak rozumiał, przynajmniejczęściowo. Przedmiot w jego dłoni pochodził z jego ojczyzny... i ojczyzny Nicka Rostu.To był kolec brązowina.- A więc pod tym względem Nick miał rację. - Skywalker wskazał kolec ruchem głowy. -Powiedział, że umie pan czytać informacje zawarte w przedmiotach. Wystarczy tylko, że pan ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]