[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oskar WildeGwiazdu�The Star�ChildT�um. W�odzimierz LewikBy�o sobie raz dwu biednych drwali, kt�rzy wracali do domu przez g�sty b�r. By�azima i nocstraszliwie mro�na. �nieg grub� warstw� le�a� na ziemi i na �wierkowychga��ziach. Kiedy takszli, mr�z po obu ich stronach �ama� kruche ga��zki, a gdy przybyli do g�rskiejsiklawy,zmarzni�ta woda wisia�a w powietrzu bez ruchu, bowiem Kr�l Lodu uca�owa� j� wusta.By�o tak zimno, �e nawet zwierz�ta i ptaki nie wiedzia�y, jak by tu sobieporadzi�.� Uu! �st�ka� wilk, ku�tykaj�c przez krzaki z podwini�tym pod siebie ogonem.� C� za potworna pogoda. Dlaczeg� rz�d w to nie wejrzy?� Uit, uit, uit! � �wierka�y zielone makol�gwy.� Stara ziemia umar�a, i oto j�po�o�yliowini�t� ca�unem.� Ziemia wychodzi za m��, a to jej �lubna suknia �szepta�y do siebie turkawki.R�owe ichn�ki by�y zmarzni�te na ko��, ale turkawki uwa�a�y sobie za obowi�zek spojrze�na rzecz odstrony romantycznej.� Bzdura � mrukn�� wilk. �A ja wam powiadam, �e to wina rz�du. Je�li mi niewierzycie,to was zjem. � Wilk by� stworzeniem na wskro� praktycznym i nigdy mu niebrakowa�oargument�w.� Co do mnie � powiedzia� dzi�cio�, urodzony filozof � to tyle dbam owyja�nienie, co pieso pi�t� nog�. Tak jest, jak jest � a jest piekielnie zimno.By�o naprawd� piekielnie zimno. Wiewi�rki, kt�re mieszka�y w dziupli wysokiego�wierkapociera�y sobie wzajemnie noski, �eby si� zagrza�, a kr�liki skulone w swoichjamach nieo�mieli�y si� nawet wyjrze� za pr�g. Jedynie d�ugouche sowy rade by�y takiejpogodzie. Ich pi�razesztywnia�y od szronu, ale sowom to bynajmniej nie przeszkadza�o i przewracaj�c��tymioczami pohukiwa�y do siebie poprzez las: � U�hu, U�hu! Co za cudowna pogoda!A drwale szli i szli krzepko dmuchaj�c w palce i brodz�c ci�ko okutymi butami wzmarzni�tym �niegu. Raz zapadli si� w zasp� i wyszli z niej biali niby m�ynarze,gdy miel� m�k�.Innym zn�w razem takiego koz�a machn�li na twardym i �liskim lodziezamarzni�tego bagna, �eim si� chrust rozsypa� i musieli go zbiera� i wi�za� w nowe wi�zki. Zn�w kiedyindziej zda�o si�obu drwalom, �e zab��dzili w lesie i strach ich zdj��, bo dobrze wiedzieli, jakiokrutny jest �niegdla w�drowc�w, kt�rym wypadnie usn�� w jego ramionach. Oddali si� jednak wopiek�poczciwego �wi�tego Marcina, kt�ry czuwa nad podr�nymi, zawr�cili z drogi idalej ju� szliostro�nie. Doszli nareszcie do skraju lasu i st�d daleko w dolinie ujrzeli�wiate�ka wioski, wkt�rej mieszkali.Tak byli radzi ze swego wyzwolenia, �e zacz�li si� g�o�no �mia�. Ziemia wyda�aim si� terazniby kwiat srebrny, a ksi�yc jak z�oty kwiat.Gdy si� ju� na�miali do syta, zrobi�o im si� markotno, gdy� przypomnieli sobie oswojejbiedzie � i jeden z nich rzek� do drugiego:� Nie wiem, po co si� tak weseli�, skoro wiadomo, �e �wiat nale�y do bogatych, anie dotakich jak my! By�oby lepiej, �eby�my gdzie zamarzli w tym lesie, albo �eby nasnapad� jakizwierz i po�ar� bez ceremonii.� �wi�ta prawda � powiedzia� drugi drwal. � Jednym si� przelewa, a drugim niedostaje.Niesprawiedliwo�� podzieli�a �wiat i nic opr�cz trosk Judzie nie dziel� por�wni.Kiedy tak biadolili nad swoj� niedol�, nagle sta�o si� co� przedziwnego. Z niebaspad�amianowicie jasna i pi�kna gwiazda. Ze�lizn�a si� w d� niebosk�onem mijaj�c wlocie innegwiazdy, a drwalom zapatrzonym w jej lot zdawa�o si�, �e upada za ma�� k�p�wierzb, o rzutkamieniem od owczego sza�asu.� Gar z�ota, kto j� znajdzie � zawo�ali i nu�e biec do gwiazdy, tak si� imchcia�o tego z�ota.Jeden bieg� jednak szybciej ni� jego kompan, tote� go wkr�tce min�� i dalej�e kuwierzbom.Gdy ju� je mia� za sob� � patrzy, a tu rzeczywi�cie kawa�ek z�ota le�y na bia�ym�niegu.Poskoczy� tedy ku z�otu i nachyliwszy si�, porwa� je w obie r�ce. By� top�aszczyk z poz�ocistejtkaniny, dziwnie usiany gwiazdkami i mocno pofa�dowany. Zawo�a� tedy drwal dotowarzysza,�e znalaz� niebieski skarb, a kiedy tamten dobieg�, usiedli obaj na �niegu ij�li rozwija� fa�dy, bysi� podzieli� z�otem. Niestety, w p�aszczu nie by�o ani z�ota, ani srebra, ani wog�le �adnegoskarbu � ale �pi�ce dzieci�tko.I rzek� jeden do drugiego:� Taki to koniec naszych nadziei. Nie mamy szcz�cia, bo c� za korzy�� zdziecka! Lepiejzostawmy je tutaj i chod�my w swoj� drog�. Wiadomo, �e�my biedacy i �e mamy wcha�upiew�asne dzieciaki. Chleb ich nie dla obcego.Ale drugi mu odpar�:� Jak�e to! Przecie� to grzech tak dziecko porzuci� w �niegu, �eby zmarnia�o.Biedak jestemjak ty, niejedn� mam g�b� do wykarmienia, a w garnku tyle co nic, ale je wezm�do domu. Ju�si� tam �ona nim jako� zaopiekuje.Wzi�� czule dziecko na r�ce, dobrze je p�aszczem owin��, �eby nie zmarz�o nazimnie i ruszy�stokiem do wioski, a jego towarzysz nie m�g� si� nadziwi� takiemu szale�stwu imi�kko�ci serca.Kiedy przyszli do wioski, rzek� do niego kompan:� Ty masz dziecko, to daj mi p�aszcz, bo�my si� ugodzili, �e si� b�dziemydzieli�Drwal jednak odpar�:� P�aszcz ani tw�j, ni m�j � ale dziecka � a powiedziawszy towarzyszowi � zBogiem �podszed� do domu i zapuka�.Otworzy�a mu �ona, a skoro zobaczy�a, �e to m�� zdr�w i ca�y, zarzuci�a mu r�cena szyj� imocno go uca�owa�a. Zdj�a mu potem z plec�w wi�zk� chrustu, �nieg otrzepa�a zbut�w ipoprosi�a, by wszed�.Ale drwal odrzek�:� Cosik w lesie znalaz�em i oto ci przynosz�, a ty ju� zr�b, co trzeba � i nieruszy� si� zproga.� C� to takiego � zawo�a�a. � Poka� co pr�dzej, bo izba pusta i wiele nampotrzeba. �Drwal odkry� p�aszcz i pokaza� jej �pi�ce dzieci�tko.� Bo�e ty m�j � wyszepta�a. � Ma�o� to mamy w�asnych dzieciak�w, a ty mi jeszczeprzynosisz takiego odmie�ca i miejsce mu z nami ko�o komina szykujesz? Kt� wie,jeszcze namjakiej biedy napyta! Co mu dasz je��? � i gniew j� ogarn�� na m�a.� To przecie synek gwiazdy� Gwiazdu� � odpar� jej drwal i opowiedzia� �onie, wjaki todziwny spos�b znalaz� dzieciaka.Kobieta jednak nie da�a si� ug�aska�, lecz podrwiwa�a z niego, wykrzykuj�cgniewnie:� Nasze dzieciska nie maj� chleba, a ty chcesz karmi� obce? Kt� to si� o nasmartwi? Ktonam je�� daje?� Pan B�g si� troszczy nawet o wr�ble, i jako� je �ywi � odpar� drwal.� A zim�, to niby kto g�odem przymiera jak nie wr�ble? � zapyta�a. � A terazzima. �M�� nic nie odpowiedzia� i od progu krokiem si� nie ruszy�.Tymczasem powia� od boru ostry wiatr, a� si� niewiasta zatrz�s�a i dr��c naca�ym cielepowiedzia�a:� Mo�e by� zamkn�� drzwi. Zi�b idzie w izb� � i na mnie.� W izbie, gdzie serce z kamienia, zawsze panuje zi�b � powiedzia� drwal, akobieta nic nato nie odrzek�a, jeno si� bli�ej posun�a ku kominowi.Po chwili odwr�ci�a si� wolno, spojrza�a na m�a a oczy jej wype�ni�y si� �zami.Drwalpodbieg� do niewiasty i poda� jej dziecko. Uca�owa�a je i wraz u�o�y�a w��eczku, w kt�rymle�a�o ich najm�odsze dzieci�tko. Nazajutrz rano drwal schowa� do skrzynidziwny, z�ocistyp�aszcz, a jego �ona zdj�a ze szyi dziecka bursztynowy naszyjnik i r�wnie�schowa�a go doskrzyni.Tak wi�c Gwiazdu� wychowywa� si� z dzie�mi drwala, st� z nimi dzieli� i by� imtowarzyszem zabaw. Z roku na rok ch�opiec pi�knia� w oczach, tak �e mieszka�cywioski niemogli wyj�� z podziwienia, bo je�li sami odznaczali si� �niad� sk�r� i mieliczarne w�osy,ch�opiec by� i bialutki i delikatny niby toczona ko�� s�oniowa, a jego loki by�ypodobne z�ocistymkryzom �onkila. Usta przypomina�y p�atki czerwonego kwiatuszka, oczy modrefio�ki nadczystym strumieniem, a cia�o tak si� bieli�o jak �an narcyz�w na nie koszonej��ce.G�adko�� pi�knego liczka rzuca�a jednak na ch�opca jaki� niedobry czar. Gwiazdu�robi� si�pyszny, okrutny i samolubny. Dzie�mi drwali a tak�e innymi dzie�mi z wioskiotwarciepogardza� m�wi�c, �e by�y pod�ego stanu, sam za� niby szlachcic i potomekniebieskiej gwiazdymianowa� si� ich panem, dzieci nazywaj�c sw� s�u�b�. Nie mia� lito�ci dlabiednych, �lepych ichromych czy w jakikolwiek spos�b u�omnych. Obrzuca� ich kamieniami, przep�dza�nago�ciniec, ka��c im �ebra� gdzie indziej, tak �e wkr�tce ani jeden w��cz�ga nieo�mieli� si� poraz wt�ry zawita� do wioski z pro�b� o ja�mu�n�. Podobny by� cz�owiekowizakochanemu wpi�kno�ci, co drwi ze s�abych i szpetnych �arty sobie z nich stroj�c. Siebienatomiast kocha� ilatem, w pogodny dzie�, pochylony nad studni� w proboszczowym ogrodzie,godzinamipodziwia� odbicie swych lic, �miej�c si� i raduj�c, �e taki by� pi�kny.Cz�sto drwal i jego �ona strofowali ch�opca, m�wi�c:� My nie tak post�pujemy z tob�, jak ty post�pujesz z tymi, co opuszczeni niemaj� nikogoku swojej pomocy. Czemu� taki okrutny dla ludzi godnych lito�ci?Cz�sto posy�a� po niego stary proboszcz i pr�bowa� go uczy� mi�o�ci dlawszystkiego, co �yje.� Mucha jest twoj� siostr� � powiada�. � Nie r�b jej krzywdy. Ptaki, co sobielataj� polesie, te� maj� swoj� wolno��. Nie �ap ich dla w�asnej przyjemno�ci. B�gstworzy� i padalca, ikreta. Ka�dy ma � widzisz � swoje miejsce, a kt� ty jeste�, co jeno b�lprzynosisz w �wiatbo�ego stworzenia? Nawet byd�o na polu chwali Boga, jak umie.Gwiazdu� nie s�ucha� jednak ich s��w, marszczy� tylko brwi i u�miecha� si�drwi�co, po czymwraca� do swych towarzyszy i po staremu im przewodzi�. A dzieci za nim sz�y, boby� pi�kny ibystry w nogach, bo umia� ta�czy� i gra� na fujarce czy innych instrumentach.GdziekolwiekGwiazdu� si� ruszy�, dzieci za nim krok w krok, cokolwiek Gwiazdu� rozkaza�,czyni�y bezwahania. Gdy trzcin� ostrego sitowia wyk�uwa� oczy kretom � �mia�y si�. Kiedykamieniemcisn�� w tr�dowatego � tak�e si� �mia�y. We wszystkim dzieciom przewodzi�, a�serca dzieci,jak jego, sta�y si� twardsze ni� kamie�.Pewnego dnia przechodzi�a przez...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]