[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WIES�AW GWIAZDOWSKIprzez mi�o��, przez nienawi��AgnieszceEmilian przebudzi� si�, podszed� do zwierciad�a. Odgarn�� do ty�u zmierzwione,l�ni�ce czerni� w�osy i u�miechn�� si�. Nie mia� na sobie �adnych ozd�b, a mimoto emanowa� majestatem.By� przecie� namiestnikiem bog�w, w�a�ciwie jednym z nich. Lud miasta, kt�rymw�ada�, widzia� w nim osob� godn� mod��w. Czy� nie ukaza� mu swej mocy? Nieczyni� cud�w i nie rozstrzyga� spor�w? Czy� nie przep�dzi� kap�an�w ze �wi�ty�,a tym samym uwolni� mot�och od ci�aru obowi�zkowych danin?Wr�ci� na �o�e i musn�� wargami hebanow� sk�r� kobiety. Przebieg� palcami wzd�u�jej plec�w. Da�a mu rozkosz, cho� by�a tylko niewolnic�, a zatem py�em u st�pwielko�ci. Bior�c j�, widzia�, jak zagryza wargi z b�lu i s�ysza�, jak krzyczyzatracaj�c si� w tym, co jej przynosi�. A� zacz�� si� zastanawia�, kt�re z nichodczuwa wi�ksz� przyjemno�� i czy on, Emilian, robi to dla siebie, czy dla niej.Dawniej zabi�by za podobne podejrzenie - przecie� by� panem. Dzi� jednak nazywa�siebie dawc� rozkoszy i �akn�� widoku i smaku krwi tak jak dawniej. Ucisza�besti�.Samka poruszy�a si�, przekr�ci�a na bok, z g��bi czarnych oczu popatrzy�a naw�adc�.- Witaj, panie - rzek�a. - Czy spokojne sny mia�e�?- Tak - Emilian pog�aska� j� po twarzy. - Dzi�ki tobie, Judyto.Kochanka u�miechn�a si�.- Gdybym by� dzieckiem - powiedzia� - chcia�bym, by� by�a m� matk�. Gdybym by�niewolnikiem, by� by�a m� pani�.- Jeste� bogiem, m�j panie.- No w�a�nie.Emilian raptownie wsta� z �o�a. Judyta zsun�a si� na posadzk� i przywar�a don�g monarchy.- Czy urazi�am ci� czym�, panie?Oto najpos�uszniejsze ze zwierz�t - pomy�la� Emilian. - Cz�owiek.- Nie - rzek� g�o�no. - Wsta�, dziecko.Nie ogl�daj�c si�, podszed� do okna. Znajdowali si� na jednej z pa�acowych wie�,mia� wi�c doskona�y widok na miasto i wzg�rza za murami. Od setek lat nic si�tu nie zmieni�o. A on podobnie jak przodkowie nie �akn�� cywilizacji. Zpost�pem przychodzili nowi bogowie, nowe prawa i przykazania. Czyli to, com�ci�o w g�owach prostemu ludowi. Nie ba� si� - by� przecie� bogiem. Lecz nawetnajmniejszy b�g musi mie� wyznawc�w, gdy� inaczej traci znaczenie i z biegiemlat odchodzi.Otrz�sn�� si� z nieprzyjemnych my�li. Dop�ki b�dzie mia� moc, dop�ty nic niezm�ci ciszy.Wr�ci� na �o�e i przyci�gn�� do siebie niewolnic�.- W�r�d koczownik�w - powiedzia� - istnieje zwyczaj, �e ten z wojownik�w, kt�ryjednej nocy posi�dzie najwi�cej owiec, zostaje wybrany wodzem szczepu. Jest tooznaka si�y i jurno�ci. Czy nie my�lisz, Judyto, �e takie spoufalanie si� zezwierz�tami jest obrzydliwe?- Tak, panie. To obrzydliwe.- Jednak koczownicy si� z tym nie kryj�, a i owce s� bardziej kotne. Obie stronymaj� z tego korzy��.- I tak jest to obrzydliwe.- Moi przodkowie, chc�c pozyska� wojownik�w odbierali im stada. Dzi�ki temupodbili wszystkie s�siednie obszary. Cho� mo�liwe, �e nomadzi szli na s�u�b�, byunikn�� g�odu. Jak s�dzisz, Judyto?- Nie pami�tam tamtych czas�w, m�j panie - szepn�a kobieta, pod naciskiemw�adcy opadaj�c na czworaka.- Tak, wiem - namiestnik odsun�� si� od kochanki i wyci�gn�� na �o�u. - Pami��ludzka jest zawodna - rzek� w zamy�leniu, cho� wiedzia�, �e nikt przy zdrowychzmys�ach nie zni�s�by brzemienia wspomnie�. Zarania dziej�w gin�y w pomrokach,by mog�y powstawa� legendy. I on kiedy� znajdzie si� w kt�rej�.Jako cz�owiek? Czy mo�e b�g?- Marno�� nad marno�ciami - szepn��, rozumiej�c dobrze, �e pustka, w kt�rej �y�,pozwala�a mu na g�oszenie si� bogiem, lecz r�wnocze�nie zamyka�a drzwi dohistorii. Wraz ze �mierci� tych, kt�rzy w niego wierzyli, on r�wnie� przestanieistnie�. Tak jak poprzednicy, o kt�rych sam nakaza� zapomnie�.- Czemu� smutny, panie? - Judyta z trosk� przytuli�a twarz do d�oni monarchy.Emilian pog�aska� jej w�osy, dotkn�� ust.- I bogowie bywaj� smutni - odpar�.- Dlaczego?- Bo s� podobni ludziom, Judyto. Gdyby byli inni, nie poj�liby mod��w i niepotrafiliby na nie odpowiedzie�. Wielu w s�o�cu dopatruje si� pierwszego zbog�w, lecz czy s�ysza�a�, Judyto, by s�o�ce odpowiedzia�o wiernym?- Nie, m�j panie.- Dlatego tylko cz�owiek mo�e by� bogiem innego cz�owieka. A im bardziej b�dzieludzki, tym d�u�ej pami�� o nim przetrwa. Ja tymczasem zabi�em setki, naobszarach o�ciennych widz� we mnie tyrana i szale�ca. Gdy odejd�, nic po mnienie pozostanie.W oczach kobiety zal�ni�y �zy.- Nie m�w tak, panie.- Tak si� stanie, Judyto. Kiedy�.�zy sp�yn�y po policzkach.- Nie p�acz - Emilian siad� i podni�s� kochank�, posadzi� j� sobie na kolanach,otar� jej twarz. - Nie p�acz - powt�rzy�. - Wiele dni up�ynie, nim odejd�.Nie potrafi� jednak przewidzie� w�asnej �mierci. Mimo i� prze�y� ju� jedn� ispotka� si� z niszczycielk� �wiat�w. Koniec m�g� nadej�� w ka�dej chwili.Dlatego kocha� i nienawidzi� zarazem posiadan� w�adz�. I siebie samego.- Dop�ki �y� b�d�, nic nie zm�ci ciszy - zapewni� i wtedy, jakby na przek�rs�owom, pustka przynios�a odg�os krok�w.Oderwa� oczy od oczu niewolnicy i spojrza� ku schodom. Nikogo nie wzywa�, kt�wi�c i dlaczego �mia� go niepokoi�?- Panie? - s�u�ka sk�oni�a si�, pokonawszy ostatni stopie�.- M�w, Ariadno.- Przyby�o poselstwo z Illoni, panie. Prosz� o pos�uchanie.- Wyjawili, czego chc�?- Nie.Od lat nie przyj�� �adnych pos��w - b�d�c m�odszym mia� zwyczaj odsy�a� ich odrazu do loch�w, wizyta by�a wi�c intryguj�ca.- Chod�my - rzek�, okrywaj�c cia�o.Czeg� mogli chcie� ci, z kt�rymi �y� w nieprzyja�ni?Ujrza� pi�cioro bogato przystrojonych starc�w i kobiet� o twarzy zas�oni�tejchust�. Stali pokornie u drzwi, albowiem �aden samiec nie m�g� wkroczy� dokomnat bez pozwolenia.- Niech wejd� - rozkaza� Emilian.Z wysoko�ci tronu przygl�da� si� przyby�ym. Okazywali dum�, pod kt�r� kryliniepewno�� i strach, widoczne jednak w oczach. Szli z podniesionymi g�owami takpewni swego, jak skazaniec wst�puj�cy na szafot. Wiedzieli, �e cz�owiek-b�g mo�eby� ich katem. Przywykli do tej my�li, lecz z pewno�ci� si� nie pogodzili. O,tak. Czuli zimny dotyk �mierci i dlatego mogli przynajmniej pr�bowa� nie okaza�l�ku. Mieli do�� czasu, by nauczy� si� swych r�l.Kim jednak by�a towarzysz�ca im samka? Jedyna, kt�rej wzrok b��dzi� po posadzce,jedyna, kt�ra nie sz�a z podniesion� g�ow�, a wi�c ba�a si� jawnie lub mo�epr�bowa�a okaza� szacunek.- Czekam - rzek� monarcha, przerywaj�c milczenie.Najstarszy z m�czyzn wyst�pi� o krok i sk�oni� si�.- Przybywamy w imieniu Nanniego, w�adcy Illoni, z pro�b�, by� wys�ucha�, panie,tego, co rzek� nam i da� odpowied�.- Wys�ucham was.M�czyzna sk�oni� si� raz jeszcze.- Rzek� pan nasz Nanni: Pok�o�cie si� namiestnikowi bog�w, Emilianowi z miastaUruk, i przeka�cie mu s�owa naszego szacunku. Niech �yje wiecznie i w�adam�drze na chwa�� swoj� i s�o�ca.- Dalej! - Zwyczajowe grzeczno�ci, najcz�ciej k�amliwe, �echta�y s�uch g�upc�wi tylko im by�y przeznaczone. Wa�ne by�o jedynie to, co poprzedza�y.Pose� umilk� i sk�oni� si�, kryj�c zmieszanie i niepok�j.- Pan nasz Nanni - podj�� lekko dr��cym g�osem - w�adca Il, prosi ci�, panie, orad� i �ask�.- Co? - monarcha pochyli� si� w tronie.- Pierworodny, a zarazem dziedzic i jedyny syn pana naszego, Mufgar, zapad� nanieznan� dolegliwo�� i jest konaj�cy - jednym tchem wyjawi� m�czyzna. - Medycyi kap�ani okazali si� bezradni wobec post�puj�cej choroby i nie dali nadziei nawyzdrowienie. Pan nasz Nanni zwraca si� do ciebie, panie, z pro�b� o ratunek.Emilian wyprostowa� si� i u�miechn��. Zaprawd� �ycie pe�ne by�o niespodzianek isprzeczno�ci. Dawni wrogowie... Rzecz godna pie�ni, zaiste.- Dlaczego mia�bym go przyj��? - zapyta�.- Uczynisz jak uwa�asz, panie. By� jednak mia� pewno��, �e pan nasz nie kryjewobec ciebie z�ych zamiar�w, w dow�d prawdy posy�a ci, panie, sw� c�rk�. -Starzec wskaza� kobiet�, kt�ra sk�oni�a si� pokornie.- Podejd� - nakaza� w�adca.Samka post�pi�a kilka krok�w.- Chc� ci� ujrze�.Kobieta zdj�a zas�on� i podnios�a g�ow�, kr�cone jasne w�osy u�o�y�y si� wok�twarzy, b��kit oczu znieruchomia� w zaciekawionych oczach w�adcy. By�a m�oda ipi�kna, a przez barw� swych w�os�w niezwyk�a. Nanni wiedzia�, kogo pos�a�.Emilian zszed� z piedesta�u i obejrza� dar z uwag�. Jak wiele z�otow�osychsamek widzia�? Dwie, trzy. Nie wi�cej.- �ycie za �ycie? - zapyta�.- Tak, panie. Nasz w�adca ufa, �e nie odm�wisz jego pro�bie.- A je�eli Mufgar umrze?- Nikt nie dopuszcza do siebie tej my�li.- Mo�e to b��d? - Emilian u�miechn�� si�, br�z jego oczu zal�ni� fioletem mocy.Pos�owie drgn�li w przestrachu.- Dziewi�� dni dzieli Uruk od Il - rzek� w�adca. - Sk�d pewno��, �e Mufgarjeszcze �yje?- Nasz pan Nanni zatrzyma� si� o dwa dni drogi st�d.- Dlaczego wi�c nie przyby� osobi�cie? Przecie� ka�dy dzie� mo�e zdecydowa� o�yciu i �mierci.- Czeka na tw� odpowied�, panie. Nie chcia� zak��ca� twego spokoju, przybywszypod mury ze zbrojnym orszakiem.- Jak liczna �wita mu towarzyszy?- Dziewi�ciu wojownik�w, panie, czterech medyk�w i niewolnicy.- Kap�ani?- Nie, panie.Zatem Nanniemu nie by� obcy stosunek jego, Emiliana, do kap�an�w. I dobrze.Nigdy nie widzia� w�adcy Il, albowiem nie z�o�yli sobie s�siedzkich odwiedzinani nie weszli w zbrojny sp�r. S�ysza� o nim od kupc�w, a ci mieli go za w�adc�surowego acz sprawiedliwego.- Jak ci� zw�? - zapyta� samk�.- Ismena, panie.- I godzisz si� zosta� m� niewolnic�?W oczach pojawi�a si� niepewno��.- Jak rozka�esz, panie.- A je�li wtr�c� ci� do loch�w i oddam bestiom, by mog�y zaspokoi� swepo��danie?Przera�ony b��kit znikn�� pod powiekami.- Nie wolno ci uczyni� tego, panie - zaprotestowa� pose�-m�wca. - Nie godzi si�mie� c�rk� w�adcy za r�wn� zwierz�tom!- Do��! - Emilian podni�s� g�os. - Czy nie powiedzieli�cie: �ycie za �ycie?Kt�re z nich dwojga zas�uguje na �mier�? Mufgar bardziej jest...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]