[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mary i Carol HigginsCLARKGWIAZDKOWY ZŁODZIEJPrzełożyła Teresa KomłoszTytut oryginału:THE CHRISTMAS THIEFPamięci naszego drogiego przyjaciela Buddy'ego Lyncha.Był najlepszym z najlepszych, naprawdę wspaniałym facetemPodziękowania- A może by napisać o tym, jak ukradziono choinkę sprzed Ro- ckefeller Center? -zaproponował Michael Korda.Pomysł wydał nam się tyleż oryginalny, ile zabawny, więc ocho-czo podjęłyśmy wyzwanie.Teraz nadszedł czas, by odwdzięczyć się wszystkim, którzy naswspierali w tym przedsięwzięciu.Migoczące gwiazdki dla naszych wydawców, Michaela Kordyi Roz Lippel. Jesteście wspaniali!Błyszczące girlandy dla naszych agentów Gene'a Winicka i Sa-ma Pinkusa oraz specjalistki od reklamy Lisi Cade.Złote świecidełka otrzymują: zastępca dyrektora wydawniczegoGypsy da Silva, adiustatorka Rosę Ann Ferrick oraz korektorzyJim Stolleri Barbara Raynor.Kieliszek ponczu o każdej porze dla emerytowanego sierżantaStevena Marrona i emerytowanego detektywa Richarda Mur-phy'ego za wyjaśnienia.Wyśpiewujemy radosne kolędy pod oknem Ingi Paine, współza-łożycielki plantacji drzewek bożonarodzeniowych, jej córki MaxinePaine-Fowler, wnuczki Gretchen Arnold oraz siostry Carlene Allen,za to, że pozwoliły zakłócić sobie spokojne niedzielne popołudnie nawerandzie w Stowe w stanie Yermont pytaniami o choinkę, którątworzyłyśmy dla potrzeb tej opowieści.Bombka z tradycyjnym motywem dla Timothy'ego Shinna, któ-ry objaśnił nam zagadnienia logistyczne związane z transportemdziewięciotonowego świerka. Wybacz, jeśli coś pokręciłyśmy. Dzię-kujemy Jackowi Larkinowi za skontaktowanie nas z Timem7Świąteczne całusy dla naszej rodziny i przyjaciół, zwłaszcza Joh-na Conheeneya, Agnes Newton i Nadine Petry.Cukrowe laseczki na wstążkach dla Carli Torsilieri D'Agostinoi Byrona Keitha Byrda za „Świąteczną choinkę przed RockefellerCenter" - napisaną przez nich historię słynnego drzewa.Specjalną melodię wdzięczności ofiarowujemy pracownikomRockefeller Center za radość, jaką dają milionom ludzi od siedem-dziesięciu lat, podtrzymując tradycję fundowania i ustawiania naplacu najpiękniejszej bożonarodzeniowej choinki na świecie.Wreszcie Wam, naszym czytelnikom, ślemy najserdeczniejsze ży-czenia szczęśliwych, zdrowych i wesołych świąt.1Packy starannie postawił krzyżyk w kalendarzu, który przy-piął do ściany swojej celi w więzieniu federalnym koło Filadel-fii, miasta braterskiej miłości. Packy'ego przepełniała miłośćdo bliźnich. Był gościem rządu Stanów Zjednoczonych przez ostat-nich dwanaście lat, cztery miesiące i dwa dni. A ponieważ odsie-dział ponad osiemdziesiąt pięć procent wyroku i sprawował się wzo-rowo, komisja do spraw zwolnień warunkowych, choć niechętnie,zgodziła się wypuścić go na wolność z dniem 12 grudnia, przypada-jącym już za dwa tygodnie.Packy, który naprawdę nazywał się Patrick Coogan Noonan, byłświatowej klasy artystą szwindlu. Wyłudził od ufnych inwestorówprawie sto milionów dolarów poprzez założoną przez siebie pozor-nie legalną firmę. Kiedy oszustwo się wydało, po odliczeniu sumktóre wydał na domy, samochody, biżuterię, łapówki i panienki lek-kich obyczajów, reszty, prawie osiemdziesięciu milionów, nie moż-na się było doszukać.Przez wszystkie lata spędzone w więzieniu Packy niezmiennieobstawał przy własnej wersji wydarzeń. Uparcie twierdził, że jegodwaj wspólnicy uciekli z resztą pieniędzy, a on sam, podobnie jakoszukani inwestorzy, padł ofiarą swej ufnej natury.Miał pięćdziesiąt lat, pociągłą twarz o orlim nosie, blisko osa-dzone oczy, przerzedzone ciemne włosy i uśmiech budzący zaufa-nie. Ze stoickim spokojem zniósł lata przymusowego odosobnie-9nia. Wiedział, że kiedy nadejdzie dzień wolności, zaoszczędzoneosiemdziesiąt milionów całkowicie wynagrodzi mu doznane nie-wygody.Gotów był przyjąć nową tożsamość natychmiast po odzyskaniułupu; prywatny samolot miał go przerzucić do Brazylii, gdzie cze-kał już zręczny chirurg plastyczny, by zmienić mu rysy twarzy, któ-re mogły go zdradzić.Wszystko zostało zorganizowane przez wspólników Packy'ego,którzy obecnie mieszkali w Brazylii, utrzymując się z dziesięciu mi-lionów z brakującej sumy. Pozostałą fortunę Packy zdołał ukryćprzed aresztowaniem, co dawało mu pewność, że może liczyć nadalszą lojalność swoich kompanów.Dalekosiężny plan przewidywał, że po wyjściu z więzienia Packyuda się do ośrodka przejściowego w Nowym Jorku, czego wy-magały warunki zwolnienia, przez jeden dzień będzie się pilnie sto-sował do przepisów, a potem zgubi ewentualną obstawę, spotkasię ze wspólnikami i razem pojadą do Stowe w stanie Vermont.Tam mieli wynająć farmę, ciężarówkę z platformą, stodołę, w któ-rej da sieją ukryć, oraz wszelki sprzęt potrzebny do ścięcia wielkie-go drzewa.- Dlaczego do Vermontu? - dociekał Giuseppe Como, lepiejznany jako Jo-Jo. - Mówiłeś nam, że ukryłeś łup w Nowym Jorku.Okłamałeś nas, Packy?- Ja miałbym was okłamać? - obruszył się Packy. - Może niechciałem, żebyście się wygadali przez sen.Jo-Jo i Benny, czterdziestodwuletni bliźniacy, uczestniczyli w tymprzekręcie od początku, ale obaj zgodnie przyznawali, że żadenz nich nie dysponuje odpowiednio rzutkim umysłem koniecznymdo organizowania wielkich przekrętów. Przyjęli role żołnierzy Pa-cky'ego i skwapliwie zgarniali okruchy z jego stołu, bo ostateczniebyły to całkiem tłuste okruchy.- O choinko, moja choinko - zanucił Packy, wyobrażając sobie,jak odnajduje tę szczególną gałąź pewnego drzewa w Vermonciei wyciąga metalową piersiówkę z bezcennymi diamentami, ukrytątam od ponad trzynastu lat.102Choć popołudnie w środku listopada było chłodne, Elwira i Wil-ly Meehanowie postanowili pieszo wrócić ze spotkania grupywsparcia dla szczęśliwych graczy na loterii do swego mieszkania naPołudniowej Central Park. Elwira zorganizowała tę grupę, kiedywygrawszy wraz z Willym na loterii czterdzieści milionów dolarów,otrzymała pocztą elektroniczną ostrzeżenia od wielu ludzi, którzytakże wygrali znaczne sumy, ale szybko je utracili. W tym miesiącuspotkanie odbyło się parę dni wcześniej, ponieważ Meehanowie wy-jeżdżali do Stowe w stanie Vermont, by spędzić długi weekend w ro-dzinnym pensjonacie Trappów ze swoją bliską przyjaciółką, pry-watnym detektywem Regan Reilly, jej narzeczonym JackiemReillym, szefem oddziału do zadań specjalnych nowojorskiej poli-cji, oraz rodzicami Regan, Lukiem i Norą. Nora była znaną autor-ką powieści kryminalnych, a Lukę przedsiębiorcą pogrzebowym.Choć w interesie panował niezły ruch, Lukę uznał, że żaden nie-boszczyk nie przeszkodzi mu w wakacjach.Elwira i Willy, oboje tuż po sześćdziesiątce, od czterdziestu latmałżonkowie, mieszkali na Flushing w dzielnicy Queens, kiedy tam-tego pamiętnego wieczoru piłeczki zaczęły spadać jedna po drugiej,a na każdej widniał magiczny numer. Ułożyły się dokładnie w takimporządku, na jaki Meehanowie stawiali od lat, tworząc kombinacjędat ich urodzin i rocznic. Elwira siedziała w salonie, mocząc nogi pociężkim dniu sprzątania u swej piątkowej pracodawczyni, pani0'Keefe, która była urodzonym flejtuchem. Willy, hydraulik pra-cujący na własny rachunek, właśnie wrócił ze starego mieszkaniaw sąsiednim budynku, gdzie naprawiał zepsutą toaletę. Po pierw-szej chwili osłupienia Elwira podskoczyła, rozlewając całą zawar-tość miednicy, i boso, z ociekającymi wodą stopami, porwała mężado tańca. Oboje na przemian śmiali się i płakali.Od samego początku ona i Willy zachowywali umiar w wydat-kach. Jedyną ekstrawagancją, na jaką sobie pozwolili, był zakuptrzypokojowego apartamentu z tarasem wychodzącym na CentralPark. Lecz nawet w tej sprawie byli ostrożni. Zatrzymali swoje sta-11re mieszkanie na Flushing, na wypadek gdyby stan Nowy Jorkzbankrutował i nie mógł im wypłacać dalszych rat wygranej.Oszczędzali połowę pieniędzy otrzymywanych każdego roku i mą-drze je inwestowali.Płomiennie rude włosy Elwiry, obecnie układane przez Anto-nia, stylistę gwiazd, zmieniły odcień na rudozłoty. Przyjaciółka, ba-ronowa Min von Schreiber, wybrała elegancki kostium, który paniMeehan miała teraz na sobie. Min błagała ją, by nigdy nie chodzi-ła sama na zakupy, ostrzegając, że stanowi idealną ofiarę dla na-molnych sprzedawców.Choć porzuciła mop i wiadro, w swoim nowym życiu Elwira by-ła bardziej zajęta niż kiedykolwiek dotąd. Zamiłowanie do wyciąga-nia ludzi z kłopotów i rozwiązywania problemów zrobiło z niej de-tektywa amatora. W ujawnianiu złoczyńców pomagał jej mikrofonzamontowany w wielkiej broszce w kształcie słoneczka wpiętejw klapę, który włączała za każdym razem, gdy uznała, że jej roz-mówca ma coś do ukrycia. Przez trzy lata bycia multimilionerkąwykryła około dziesięciu przestępstw i napisała o nich do tygodni-ka „The New York Globe". Jej opowieści tak się podobały czytel-nikom, że co dwa tygodnie otrzymywała do dyspozycji całą kolum-nę, nawet jeśli nie miała do opisania żadnej nowej przygody.Willy zlikwidował swą jednoosobową firmę, jednak także ciężkopracował, wykorzystując zawodowe umiejętności, aby pomagaćbiednym staruszkom z West Side, pod kierunkiem swej najstarszejsiostry, groźnej zakonnicy dominikanki o imieniu Kordelia.Tego dnia grupa wsparcia dla wygrywających na loterii spotka-ła się w wytwornym apartamencie w Trump Tower, nowym nabyt-ku Hermana Hicksa, niedawnego zdobywcy głównej wygranej, któ-ry, jak powiedziała do Willy'ego zmartwiona Elwira: „tak szybkotrwonił swoje pieniądze".Mieli właśnie przejść przez Piątą Aleję przed hotelem Plaża.- Światła zmieniają się na żółte - zauważył Willy. - Jest...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]