[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joan GouldGwiazda przewodniaTomCa�o�� w tomachZak�ad Nagra� i WydawnictwPolskiego Zwi�zku NiewidomychWarszawa 1994Przek�ad Zofii HartinghT�oczono w nak�adzie 20 egz.pismem punktowym dla niewidomychw Drukarni PZN,Warszawa, ul. Konwiktorska 9Pap. kart. 140 g kl. III_B�1Pisa� R. Du�Korekty dokona�yK. Markiewiczi D. Jagie��o`tyRozdzia� IBy� mro�ny, zimowy poranek.�nieg za�cieli� bia�ym ca�unemziemi�, a ostry wiatr p�nocnytamowa� oddech w piersiach.Mieszka�cy ma�ej wioski Wynchronili si� przed zimnem wdomach, kt�re wygl�da�ypos�pnie i szaro w�r�d cienibudz�cego si� dnia. Tylkowiejska gospoda, o ��tomalowanych wrotach i zielonychokiennicach, zdradza�a �lady�ycia. Na ganku, niecoos�oni�tym od wichru, sta�ytrzy osoby.- Sp�nia si� dzi� dyli�ans -zauwa�y� barczysty m�czyzna.- I nie dziwota, na taki psiczas - odpar� drugi, zawi�zuj�csilniej doko�a szyi czerwony,w��czkowy szalik.- Dok�d ta ma�a jedzie,Barnabo?- Do Seybrock - odpar�zapytany. - Do brata Darby'egoMackeona. Jak wam wiadomo, tenpoczciwiec Darby zmar� wczoraj.Panie, �wie� nad jego zacn�dusz�! A Judyta... Ma�gosiu,kochanie - przerwa�, zwracaj�csi� do stoj�cej obokdziewczynki - nie boli ci� ju�r�czka, w kt�r� �ona Darby'egouderzy�a tak silnie?Dziewczynka podnios�a kum�wi�cemu blad� twarzyczk�, nakt�rej by�y widoczne �ladycierpienia i pr�bowa�au�miechn�� si�.- Wi�c to ta ma�a - rzek�Sandy - o kt�rej opowiadali�ciemi kiedy�, �e...- Tak, tak - szybko przerwa�Barnaba. M�wi� z akcentem,�wiadcz�cym wymownie o jegozamorskim pochodzeniu. - Alenie wspominajcie o tym.Widzicie - doda�, zni�aj�c g�os- ma�a jest nad wiek rozwini�tai gdyby wiedzia�a o wszystkim,zadr�cza�aby si� r�nymimy�lami.- Rozumiem - odpar� Sandy,potakuj�c g�ow�. - No i c�? -zwr�ci� si� do dziecka. - Czych�tnie jedziesz w drog�?- Judyta mnie bi�a - zwi�leodpar�a dziewczynka.Sandy popatrzy� na ni�bacznie. Nie zdawa�a si� jednakzwraca� na to uwagi, tylko jejdrobne paluszki zacisn�y si�silniej doko�a spracowanejd�oni Irlandczyka.- He! He! - zauwa�y� Sandy. -Widz�, �e masz stary rozum wm�odej g��wce! Ale sk�d�e,Barnabo, ta my�l wys�ania jejdo Seybrock?- O tym kiedy� wam opowiem -przerwa� Barnaba. - No! No! Niep�acz male�ka. Przyjd� ci�odwiedzi� za tydzie� od tejniedzieli, przynios� skrzypce idopiero nam b�dzie weso�o!Zobaczysz! Ale oto i dyli�ans.Pow�z ci�ko zatoczy� si�przed bram�, a zzi�bni�tywo�nica zapyta�, czy s�pasa�erowie na dalsz� drog�.- Tylko ta odrobina, niewielezabierze wam miejsca - odpar�Sandy.Barnaba otworzy� drzwiczki izajrza� w g��b dyli�ansu.Siedzia�y w nim ju� trzy osoby:dw�ch m�czyzn i stara dama,otulona w pledy i szale.- No, duszyczko! Nie zapomnij- m�wi� do ma�ej, podnosz�c j�wraz ze skromnym pakunkiem dog�ry. - W Seybrock zapytaj oTerencjusza Mackeona. Pom�wi�z wo�nic�, aby ci� wysadzi�przed jego mieszkaniem.Usta dziewczynki dr�a�y, gdyprzytula�a g�ow� do ogorza�ejtwarzy Irlandczyka.- Bywaj zdr�w, Barnabo -szepn�a cicho i �a�o�nie,usi�uj�c wspi�� si� na stopniepowozu.- Ostro�nie, male�ka! Bo si�po�lizgniesz! Podaj mi najpierwsw�j w�ze�ek - odezwa� si�d�wi�czny m�ski g�os z wn�trzapowozu, a jednocze�nie �yczliwad�o� wyci�gn�a si� dziecku napomoc.Ma�gosia zawaha�a si�, gdzieusi���, ale nieznajomy zrobi�jej miejsce obok siebie. Gdyfa�dzisty p�aszcz, w kt�ry by�otulony, odchyli� si� nieco,dziewczynka spotka�a �agodnewejrzenie dwojga piwnych oczu.Tymczasem Barnaba brn�c przez�nieg po kostki, obszed� pow�zi stan�� przy drugichdrzwiczkach, ciekawiezagl�daj�c do �rodka.Przyjrzawszy si� m�czy�nie,sk�oni� si� z oznakaminajg��bszego uszanowania.- Wielce zobowi�zany jestemwielmo�nemu panu - odezwa� si�,mn�c barani� czapk�. - Bardzomi nie na r�k�, �e musz� ma��wysy�a� sam�, ale to dziecko masprytn� g��wk� na karku i dasobie rad� w drodze.- Czy to wasza c�reczka? -spyta� s�dzia Gray.- Nie, wielmo�ny panie, niemam dzieci i jestem samotny na�wiecie jak ptak. Jest towychowanka Darby'ego Mackeona,kt�ry zmar�, biedaczysko,zesz�ej nocy. Ona jedzie dojego brata, do Seybrock.Wielmo�ny pan udaje si� tamzapewne na s�dy?- Zgad�e�, przyjacielu -u�miechn�� si� s�dzia. - Aleczy mi si� zdaje, �e ja ci� ju�widzia�em? Mo�e stawa�e� kiedyw s�dzie? Przyznaj si�!- Uchowaj, Panie Bo�e -gor�co zaprzeczy� Irlandczyk. -Nigdy nie mia�em osobi�cie doczynienia z wielmo�nym panem,chocia� nie m�g�bym tegopowiedzie� o wszystkich moichprzyjacio�ach!S�dzia roze�mia� si�szczerze, a w tej chwiliwo�nica trzasn�� z bicza idyli�ans leniwie ruszy� zmiejsca. S�dzia zd��y� tylkorzuci� staremu zapewnienie, �ezaopiekuje si� dzieckiem wdrodze i dostawi je na miejsceprzeznaczenia. Ma�gosia wostatniej chwili wychyli�a si�przez okno i na po�egnaniepomacha�a chusteczk�. Potemwestchn�wszy, usiad�a icichutko wtuli�a si� w sw�jk�cik. S�dzia, zdziwiony takimopanowaniem, zacz�� przygl�da�si� dziewczynce z ciekawo�ci�.Widzia� przed sob� blad�,dziecinn� twarzyczk� o s�odkowykrojonych usteczkach,�ci�gni�tych wyrazemstanowczo�ci i si�y, kt�ra goniezmiernie zdziwi�a u takma�ego dziecka. Spod bia�ego ig�adkiego czo�a �wieci�o dwojeprze�licznych siwych oczu,ocienionych czarnymi, d�ugimirz�sami. Dziewczynka ubranaby�a bardzo ubogo ale czysto.Stara, perkalowa sukienka by�aw kilku miejscach po�atana.Wyblak�y czerwony kapturekos�ania� g��wk�, a ramionaokrywa� bia�y, mi�kki szal zkosztownej, jedwabiem i z�otemprzetykanej tkaniny. Bogactwotego szala, jakkolwiek ju�wyszarza�ego, stanowi�o dziwn�sprzeczno�� z ub�stwempozosta�ego stroju.Mr�z dawa� si� we znaki corazdotkliwiej i dreszcz pocz��wstrz�sa� postaci� biednegodziecka. Widz�c to, s�dziarozpi�� p�aszcz i pocz�� j�otula�.- Ciekaw jestem, male�ka, czyutrzyma�aby� si� na moichkolanach. Spr�bujemy, chcesz?Ot, widzisz, jak dobrze!- Obawiam si�, �e panu b�dzieniewygodnie - szepn�a, tul�csi� do niego.- A jak ci na imi�? - spyta�s�dzia.- Ma�gorzata - skromnieodpar�a dziewczynka.- To szkockie imi�, anazwisko?- Nie mam �adnego - odrzek�aze �zami w oczach. - Nazywanomnie Mackeon, ale wiem, �emoja mama nazywa�a si� jako�inaczej. Nie pami�tam nawet,jak wygl�da�a!- Masz �adne imi� - zauwa�y�s�dzia. - Mia�em cioteczn�babk�, kt�ra nazywa�a si� taksamo. Ubiera�a si� bardzooryginalnie w spiczaste czepcei nosi�a ciemne okulary,spadaj�ce a� na czubek nosa.Jak wygl�da�aby� w okularach, ztak� wykrzywion� twarz�?S�dzia wyd�� usta i policzkiw komiczny spos�b, a�dziewczynka z oczami jeszczepe�nymi �ez roze�mia�a si�weso�o.Konie wlok�y si� powoli poza�nie�onym go�ci�cu. Raz pow�zo ma�o si� nie wywr�ci�, cotroch� nabawi�o strachupodr�nych. Ma�gosia niekrzykn�a, tylko zblad�a isilniej przytuli�a si� do swegoopiekuna. Gdy niebezpiecze�stwomin�o, odetchn�a pe�n�piersi�, a s�dzia pog�aska� j�po g��wce, chwal�c odwag� iopanowanie.Ko�o pi�tej po po�udniu,sp�niwszy si� o trzy godziny,dyli�ans dotar� do Seybrock.- Prosz� pana, niech panb�dzie �askaw przypomnie�wo�nicy, �e mia� mi wskaza� domTerencjusza - poprosi�aMa�gosia, gdy jechali przezmiasto.- Obieca�em twojemuprzyjacielowi, Barnabie, �e ci�sam dostawi� na miejsceprzeznaczenia - odpar� s�dzia.- Ale s�dz�, �e wpierw trzebazje�� cokolwiek. Musisz by�g�odna po d�ugiej podr�y. Mojastara przyjaci�ka, paniMerill, gospodyni w zaje�dzie"Pod Jeleniem", przyrz�dzi namco� smacznego. Ale oto izajazd, a pani Merill wygl�daw�a�nie przez okno.S�dzia Gray zeskoczy� zestopni powozu, po�egna� swegotowarzysza, pana Stevensa, apom�g�szy starej damie wysi���,zaj�� si� nast�pnie ma��, kt�r�wprowadzi� do ciep�o ogrzanejizby.- Dobry wiecz�r, pani Merill!- zawo�a� weso�o potrz�saj�cprzyja�nie r�k� gospodyni.- Mi�o widzie� pana s�dziegow dobrym zdrowiu - odpar�a paniMerill z u�miechem szczeregozadowolenia. - A jak�e si�miewaj� panna Rachela iReginald?- Zdrowi, dzi�kuj� pani.Siostra moja, jak zazwyczaj,uskar�a si� cz�sto na migren�.Regie wyr�s� na t�giegoch�opaka. Nie pozna�aby gopani!Pani Merill sp�dzi�a kilkalat w domu s�dziego.Wychowywa�a jego jedynaka, a�do chwili swego wyj�cia za m��.- C� to za dziewczynka idok�d z panem jedzie? - spyta�apani Merill.- Przyby�a ze mn� z Wyn -odrzek� s�dzia - i, r�wnie jakja, jest g�odna. Ale zanim panizakrz�tniesz si� przy kolacji,zechciej przej�� ze mn� dos�siedniego pokoju. Mam spraw�do om�wienia.- S�u�� panu s�dziemu -rzek�a gospodyni, prowadz�c godo alkierza i zamykaj�c za sob�drzwi.- Czy mo�e mnie paniobja�ni�, co to za cz�owiek -Terencjusz Mackeon?Gospodyni pomy�la�a chwil�.- Jest tu jeden Irlandczyk otym nazwisku. Bardzo nieciekawaposta�. Nie ma �adnegostanowiska i obarczony jestliczn� rodzin�. Bieda tam unich wielka. M�� m�j wi�cej wiena ten temat.- Dziewczynka to sierota izosta�a wys�ana do Mackeon�w,przez niejakiego Barnab�, abyzosta� pod ich opiek� - rzek�s�dzia.- Biedne dziecko! PrzezBarnab�, powiada pan s�dzia? Topewnie Barnaba Brian z Wyn.Znam go, bardzo poczciwy idobry cz�owiek. Grywa naskrzypcach i pos...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]