[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marek H�askoOknoNikt prawie nie przychodzi� do mnie; mieszkam sam, od lat w tym samym brudnym ibrzydkim domu przy jednej z bocznych ulic naszego miasta. Do okna mego pokojunie zagl�da nigdy ksi�yc, nigdy te� nie widz� st�d nieba i gwiazd; mog� ogl�da�tylko kawa�ek podw�rka i przeciwleg�� �cian� drugiego domu - bardzo wysok�, pocz�ci obro�ni�t� dzikim winem. S� tam dwa okna. W jednym - jak z czasemwywnioskowa�em - mieszka tapicer, w drugim jakie� m�ode ma��e�stwo z dzieckiem;od czasu do czasu widywa�em jasny �ebek tego dziecka, nie wiem nawet po dzi�,czy by� to ch�opiec, czy dziewczynka; potem dowiedzia�em si�, �e dziecko umar�o.I straci�em ochot� do ogl�dania przeciwleg�ej �ciany; kiedy zrozumia�em, �enigdy ju� nie zobacz� tego dziecka, zauwa�y�em, jak doprawdy ohydna jest ta�ciana.Bardzo rzadko odwiedza� mnie pewien urz�dnik z pierwszego pi�tra; ja sammieszka�em na parterze. By� to jeden z tych poczciwych �wintuch�w, w kt�rychustach nawet przekle�stwa diab��w brzmi� zgo�a niewinnie i trac� barw�, a kt�rzybij� nas co chwila w kolano i mru��c oko, pytaj�: "No, jak�e? Podoba�o si� panu?Prawda, �e to znakomite?" Z pocz�tku nie znosi�em tego cz�owieka i jego jurnychopowiadanek. Wydawa� mi si� obmierz�y i g�upi ponad wszystko; z pewn� nawetprzyjemno�ci� my�la�em, �e z jego dowcip�w �miano si� ju� chyba za czas�wFranciszka J�zefa. Lecz potem przesta� mnie dra�ni�, a nawet sta� mi si�potrzebny, rozumia�em bowiem, �e ten cz�owiek, mieszkaj�cy na pierwszym pi�trze,jest takim samym biednym i samotnym cz�owiekiem jak na parterze ja. Zapragn��emzrobi� mu jak�� przyjemno��: z nie byle jakim trudem wyuczy�em si� kilkudowcip�w i gdy przyszed� do mnie - powt�rzy�em mu. Pami�tam, �e milcza� i niepowiedzia� ju� nic tego wieczora. I przesta� mnie odwiedza�. Doprawdy, nie wiemdlaczego.Przed moim oknem ros�o drzewo akacji. By�o bardzo stare i usch�o: pami�tam, �eostatniej wiosny kwit�a ju� tylko jedna ga���. Wtedy to po raz pierwszy ujrza�emtego ch�opca: siedzia�em w pobli�u okna i zobaczy�em w pewnej chwili, �e rudag�owa usi�uje zajrze� do mego pokoju. Z pocz�tku przestraszy�em si�, lecz zarazpotem rozumia�em, i� jest to g��wka dziecka, i postanowi�em czeka�. Patrzy�emwstrzymuj�c dech; biedaczek, chcia� zajrze� nieco dalej, lecz nie m�g� si�wspi��. My�la�em: "Pom�c mu? Zapyta�, czego chce?" Lecz po chwili przestraszy�emsi�: przysz�o mi do g�owy, �e mog�oby to zniech�ci� go i sp�oszy�.Nast�pnego popo�udnia zn�w zauwa�y�em, �e w�a�ciciel rudej g�owy pragnie wspi��si� i zajrze� do mego pokoju. Widocznie by� jednak bardzo ma�y i nie m�g�wykona� tego, co pragn��. Wtedy ja sam zdecydowa�em si� wyjrze� i zobaczy�em go;tak, by� to rzeczywi�cie niedu�y, bardzo �mieszny rudzielec. Za to przy bokumia� pot�ny pa�asz; a� mnie to, pami�tam, zdziwi�o, �e taki malutki ch�opiec mataki du�y pa�asz. Odwa�y�em si� i zawo�a�em:-Hej, ma�y!Odwr�ci� si�, lecz pobieg� dalej. Pomy�la�em ze smutkiem, �e sp�oszy�em go i napewno ju� nie b�dzie chcia� tu zajrze�. Lecz nie; wieczorem zn�w ujrza�em jegorud� g��wk�, nawet nieco wy�ej. I wtedy zrozumia�em, co go przyci�ga: obraz namojej �cianie. By� to n�dzny bohomaz, przedstawiaj�cy bitw� morsk�: okr�ty zestrzaskanymi �aglami, spienione fale, rozbitk�w i tak dalej. Ma�y patrzy� na tenobraz z podw�rka i widzia� tylko troch�, a wi�c czubki maszt�w i prawdziwegokoloru niebo, kt�remu tak nie po�a�owa� farb �w nieznany mi malarz. Zdecydowa�emsi� dopom�c ch�opczykowi i kiedy przyszed� wieczorem, wychyli�em znienacka g�ow�i krzykn��em:-Chcesz zobaczy� m�j obraz, prawda?Patrzy� na mnie chwil�, potem prze�kn�� �lin� i rzek� m�nie:-Tak.Poda�em mu r�k�. Usiad� na parapecie ze zr�czno�ci� ma�pki: pami�tam jeszczekr�tki b�ysk zachwytu w jego oczach. Lecz po chwili spostrzeg�em, �e nie patrzyju� wcale na obraz: rozgl�da� si� bacznie po moim pokoju. Widzia�em, jak ga�niezachwyt na jego twarzy. Zobaczy�em, �e posmutnia�: by� teraz powa�ny i skupiony,jakby w ci�gu tych chwil, kiedy siedzia� na parapecie, przyby�o mu wiele lat itroski. Bardzo d�ugo milcza� opu�ciwszy rud� g��wk�. Potem rzek�:-Wsz�dzie jest tak samo.-Tak! - rzek�em. - Wsz�dzie jest tak samo.-Nigdzie nie ma inaczej? - zapyta�.-Nie - odpar�em.-A gdyby tak bardzo daleko st�d? Te� tak samo?-Tak. Tam te� s� takie pokoje. Na ca�ym �wiecie s� takie pokoje. �wiat to jestw�a�nie kilka takich pokoi.-To ja jeszcze zobacz� - rzek�.Zeskoczy� i uciek�. Nast�pnego dnia wr�ci�em p�niej do domu. Pierwsze, cozobaczy�em wszed�szy do pokoju, to le��cy pod oknem jaki� przedmiot. Podnios�emgo; by� to �w pa�asz, kt�ry budzi� moje zdumienie.Lecz sam ch�opczyk nie zajrza� do mnie ju� nigdy.1955Marek H�asko - opowiadania - OknoStrona 1
[ Pobierz całość w formacie PDF ]