[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Guy N. Smith�miertelny lotLance Evans zobaczy� Mortona dok�adnie nad g�ow�. Wiedzia�, �e ten wariat zarazpo�o�y maszyn� w skr�t i zacznie nurkowa�. Chcia� go dopa��, a Lance wci�� niewiedzia�, dlaczego. Rozlu�ni� si� tylko i czeka�.Najpierw uderzy� go cie� samolotu. Wygl�da� niczym s�p spadaj�cy na upatrzon�ofiar�. Lance pchn�� dr��ek z ca�ej si�y. Po chwili spadali jak dwa kamienie.Zdesperowany ch�opak pr�bowa� za wszelk� cen� kontrolowa� lot, ale kiedy chcia�wykona� manewr, us�ysza� jakie� zgrzyty. Ba� si� cokolwiek robi�. Lecia� prostona wie�� kontroli lot�w. Przed nim rozpo�ciera� si� pas startowy.Phantom Press International prezentuje nast�puj�ce ksi��ki Guya N. Smitha:DZWON �MIERCI IDZWON �MIERCI II DEMONYWYSPAcykl KRABYI. NOC KRAB�WII. ZEW KRAB�WIII. KLESZCZE �MIERCIIV. POWR�T KRAB�WV. ODWETVI. PO�WI�CENIETRZ�SAWISKOTRZ�SAWISKO II. W�DRUJ�CA �MIER�PRAGNIENIE I. SYMPTOMPRAGNIENIE II. PLAGAMANIASZATA�SKI PIERWIOSNEKWʯEOB�ZPRZYCZAJENIoraz cykl SABATPrze�o�y� Daniel Jagodzi�skiPHANTOM PRESS INTERNATIONALGDA�SK 1991Tytu� orygina�u DoomflightRedaktor Bo�ena Budzi�skaIlustracja Rados�aw DylisOpracowanie graficzne PHANTOM PRESS INTERNATIONAL�GuyN. Smith, 1981� Copyright for the Polish editionby PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991Printed and bound in Great BritainWydanie IISBN 83-85432-61-2Brianowi i Lynn Gandy dzi�kuj�c za pomoc okazan� przy pisaniu tej ksi��ki.PROLOGDziewczyna siedzia�a w samochodzie, wpatruj�c si� bezmy�lnie w zachlapan�deszczem szyb�. Dr�a�a ze z�o�ci, rozgoryczona. Zdawa�a sobie spraw�, �e r�kach�opca dotyka jej uda w przepraszaj�cym ge�cie, ale udawa�a, �e tego niedostrzega. Chwyci�a kierownic�, kt�ra lekko skrzypn�a.-Sue?Szczup�y m�czyzna w drelichowym ubraniu w��czy� przycisk na tablicyrozdzielczej. Md�e �wiat�o ukazywa�o jego niepok�j.- Pewnie ja...- Nie, Frank... nie dotykaj mnie.- Dobrze, ju� dobrze - cofn�� r�k�. - Nie dotkn� ci�, ale chyba nale�y mi si�jakie� wyja�nienie.- Niekoniecznie. Je�li nie wiesz, o co chodzi, nie mamy sobie nic dopowiedzenia.- Nie mam poj�cia, do cholery - warkn�� twardo. - Nie znam innego wyja�nienia,i� najlepszym sposobem na zerwanie z dziewczyn� jest udzielenie jej lekcji jazdysamochodem.- To nie ma nic do rzeczy - powiedzia�a Sue, rzucaj�c przelotne spojrzenie.Upiera�e� si�, �e powinnam umie� prowadzi�. Ja tego nie chc�. Nienawidz�samochod�w.- Ale dlaczego dzisiejszy wiecz�r tak bardzo r�ni si� od tych, kt�resp�dzili�my razem?- Poniewa�... - przerwa�a, gdy� jej gniew osi�gn�� w�a�nie apogeum. Sue ba�asi�, �e straci opanowanie. - W��czysz si� z innymi dziewczynami.Min�o par� sekund.- To k�amstwo! - wrzasn��, lecz jego g�os nie brzmia� zbyt pewnie.Sue spojrza�a nienawistnie na twarz Franka.- Gdyby� tylko m�g�, k�ama�by� do samego ko�ca, ale nie zrobisz ju� ze mnieidiotki. Jeste� cholernym �garzem. Od siedmiu tygodni nie pracujesz w Cashmore.Wywalili ci� za jakie� kanty przy ksi��kach. Wspaniale to ukrywa�e�. Prawie taksamo jak t� ma�� dziwk�. Jak t�umaczysz jej swoje nocne wypady do mnie? Musiwierzy� w ka�de twoje zakichane k�amstwo, tak jak ja. Niestety, Frank, tokoniec. Mo�e uda ci si� kogo� oszuka�, ale k�amstwo ma kr�tki �ywot.- M�drze to wymy�li�a� - zadrwi�, szukaj�c po kieszeniach papieros�w i zapa�ek.Potrzebowa� troch� tytoniu, �eby si� opanowa�. - Pr�bujesz co� na mnie znale��.Daruj to sobie.- Jeszcze nie sko�czy�am - warkn�a twardo Sue. - Bo�e, jaka by�am g�upia! Nimci� spotka�am, by�am dziewic�.- K�amiesz!B�ysk zapa�ki razi� j� w oczy, wi�c nie dostrzeg�a zawzi�tego wyrazu twarzyFranka.- To prawda! - krzykn�a histerycznie.- Osiemnastoletnia dziewica? - odrzek� ze �miechem. -�atwiej znale�� szcz�tkidinozaura.Pi�� dziewczyny wyl�dowa�a na jego szcz�ce. Cios by� tak silny, �e odrzuci�g�ow� Franka do ty�u. Papieros wprost z jego ust spad� gdzie� na tylne siedzeniew chmurze iskier.- Ty dziwko!Chcia� jej odda�, ale zda� sobie spraw�, �e tylko pogorszy sytuacj�. Odwr�ci�si� spokojnie i zacz�� szuka� niedopa�ka.- Mog�a� mi spali� samoch�d, idiotko.- Tw�j bezcenny samoch�d - odrzek�a, wpatruj�c si� we� beznami�tnie. -Pozwoli�e� mi go prowadzi�?Westchnienie ulgi za plecami Sue oznacza�o, �e poszukiwania zako�czy�y si�sukcesem.- Tak jak m�wi�em... - zacz�� Frank.8- Nie masz racji - przerwa�a mu gwa�townie. - By�am dziewic�, kiedy ci�pozna�am. Mo�esz wierzy� lub nie, nie ma to wi�kszego znaczenia. Jestem troch�staro�wiecka i pr�bowa�am zachowa� dziewictwo, nie dla ma��e�stwa, ale dlaporz�dnego ch�opaka. Jak widzisz, pope�ni�am najwi�ksze g�upstwo w �yciu. Je�liznajd� drugiego, b�d� musia�a �y� ze �wiadomo�ci�, �e by�am dla ciebie darmow�kurw�.- Jeste� ma��, zarozumia�� snobk� - powiedzia� Frank, zaci�gaj�c si� spokojniepapierosem. - Jak my�lisz, co robi� inne dziewczyny sam na sam z ch�opakami?Mo�e tylko si� przytulaj�, a co odwa�niejsze daj� sobie pomaca� cycki?- Nie dbam o to! Nie jestem jedn� z wielu. Jestem sob� i to si� liczy.- Tak ci si� tylko wydaje. A przy okazji, to kto roznosi o mnie te wszystkieplotki?G�os Franka z�agodnia�. Powoli zbli�y� twarz do g�owy dziewczyny.- S�ucham ci�, kochanie. Mam cholern� ochot� oskar�y� kogo� o oszczerstwo.- Nie mo�esz wini� ludzi o to, �e m�wi� prawd�. Sue chcia�a si� u�miechn��, alewyraz twarzy jej ch�opaka powstrzyma� j� przed tym.- Gadaj - nalega� Frank. - Chc� wiedzie�, kto mnie obma-wia. Powiesz mi albob�dziemy siedzieli do rana.- Nie wa� si� mi grozi�!Chcia�a, �eby jej s�owa zabrzmia�y gro�nie, ale gniew, kt�ry przed chwil�nape�nia� jej serce, zamieni� si� w narastaj�cy strach. W jej g�osie mo�na by�owyczu� niepewno��.- Moja mama pracuje z kobiet�, kt�ra podobno zna kogo� z twojej rodziny.- Barlow - powiedzia� spokojnie Frank. - Powinienem si� domy�li�, �e to taintrygantka. Pieprzony babsztyl. �e jeszcze nikt nie dobra� si� jej do sk�ry! Tostare pr�chno chcekoniecznie prze�y� co� przykrego. Jak tylko wr�c� do miasteczka, b�d� musia�zobaczy� si� z moim adwokatem.- Frank, nie r�b g�upstw, prosz�. Przecie� wiesz, �e to prawda.- Zamknij si�!R�ka ch�opaka dotkn�a ponownie uda dziewczyny, ale tym razem w ruchach palc�wnie by�o poci�gaj�cej delikatno�ci. Chwyci� nog� Sue tak mocno, �e krzykn�a.-Przesta�, to boli!- Zas�ugujesz na to, dziwko.Przeczuwa�a, co nast�pi i dlatego pr�bowa�a si� broni�. Siedzia�a na miejscukierowcy, wi�c wolno wysun�a r�k� w kierunku stacyjki.- Nie uda ci si� - wycharcza� Frank, chwytaj�c Sue za nadgarstek.Strach przybiera� na sile. Na spoconych r�kach pojawi�y si� nabrzmia�e �y�y.- Teraz porozmawiamy na serio - wy sapa� ch�opak, przyciskaj�c sw�j tors docia�a Sue.Chcia�a co� powiedzie�, ale nie wykrztusi�a ani s�owa. By�a sparali�owana zestrachu. Dobiera� si� do niej nie m�ody m�czyzna, kt�ry ka�dej nocy pie�ci� ica�owa� jej nagie cia�o, ale dzikie zwierz�. Delikatne pieszczoty, b�d�cepreludium mi�osnego aktu, ust�pi�y tej nocy okrucie�stwu dzikiej bestii.Sue z trudem odchyli�a g�ow�. Nieprzeniknione ciemno�ci zdawa�y siej�przywo�ywa�. "Uciekaj! Uciekaj i ukryj si�, zanim b�dzie za p�no. O Bo�e!"Narastaj�ca przemoc zniewala�a j�. Artyku� w gazecie. Widzia�a ju� tytu�wydrukowany drobn� czcionk�. "Na starym lotnisku uduszono dziewczyn�. Nieznanym�czyzna powiadomi� policj�." Tak, to zdarza si� bardzo cz�sto. Media nazywaj�to zbrodni� nami�tno�ci. Morderca dostaje zwykle trzy lata.10Sue rozlu�ni�a mi�nie. U�cisk prze�ladowcy nieco zel�a�. Zamkn�a oczy izmusi�a si� do my�lenia. Jedno by�o pewne. Dzisiaj nie wr�ci do domu samochodem.Je�li chce si� wydosta� z lotniska, musi zrobi� to sama.- Teraz si� zabawimy, Sue.G�os Franka dochodzi� jakby zza grubego muru. Powoli wyci�gn�a r�k�, chwytaj�clekko za klamk�. Nie wolno si� �pieszy�, na wszystko przyjdzie czas.Najwa�niejsze, �eby nie zorientowa� si�, co zamierza zrobi�. Ch�opak czu� si�zwyci�zc�. Nie pa�a� ju� nienawi�ci� i jego ruchy by�y mniej gwa�towne. Pobawsi� z nim. popie�� go troch�. Masz tylko jedn� szans�, a je�li j� zmarnujesz,to...Sue dzia�a�a z energi�, kt�ra j� sam� zdziwi�a. Jednym skoordynowanym ruchemnacisn�a klamk�, otworzy�a drzwi i wyskoczy�a na zewn�trz. Potkn�a si� okamie�, ale szybko odzyska�a r�wnowag� i zacz�a biec.- Cholera!G�os prze�ladowcy sprawi�, �e przyspieszy�a. Po chwili us�ysza�a, �e Frankpr�buje wygramoli� si� z samochodu.- Zabij� ci�! - wrzeszcza� rozw�cieczony.Biec. Biec tak szybko, jak nigdy dot�d.Sue nigdy wcze�niej nie rozgl�da�a si� po lotnisku. Nie wiedzia�a, �e otaczaj�kilkana�cie akr�w pop�kanego betonu, tu i �wdzie poro�ni�tego krzakami. Dooko�awala�y si� zardzewia�e, pogi�te blachy i pr�ty, pozosta�o�ci z czas�w, kiedyplac by� sk�adowiskiem z�omu. W oddali majaczy�y ruiny murowanych budynk�w istarych hangar�w. Kilka lat temu zasieki z drutu kolczastego broni�y wej�cia,ale nic nie mo�e powstrzyma� ludzkiej ciekawo�ci. Obalono je, a ludzieprzychodzili tu i odchodzili, kiedy tylko mieli ochot�. Ucz�cy si� jazdypotajemni kochankowie i k�usownicy tropi�cy kr�liki na piaszczystych obrze�achbyli tutaj cz�stymi go��mi.11Sue zwolni�a, kiedy mokra ga��� smagn�a j� po twarzy. Padaj�cy deszcz �agodzi�b�l. By�a ca�a mokra."Biegnij. Nie zatrzymuj si�".Gdzie� z ty�u s�ysza�a tupot but�w Franka.- Sue, wracaj! �eby ci� szlag trafi�!W pobli�u powinny parkowa� samochody, w kt�rych uprawiano mi�o�� i tam mog�abyszuka� pomocy. Dooko�a panowa�a jednak nieprzenikniona ciemno��. �adnego znaku�ycia, �adnego d�wi�ku opr�cz wycia wiatru.Zwykle na nocnym niebie odbijaj� si� �wiat�a miasta, nawet odleg�ego o trzy,cztery kilometry, ale tej nocy nie by�o nawet nik�ej pomara�czowej po�wiaty.Wsz�dzie panowa�a ciemno��. Sue zmusi�a si�, �eby zwolni�. Zacz�a i��...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]