[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WITOLD JAB�O�SKIMETAMORFOZYCYKLGWIAZDA GWIAZDATOM IIMetamorfozyClMiejska Biblioteka PublicznaWROC�AW4 00022398157 ul. Szewska 78Opracowanie graficzne Tomasz PiorunowskiCopyright � by Witold Jab�o�ski, Warszawa 2004ISBN 83-7054-166-6Niezale�na Oficyna Wydawnicza NOWA sp. z o.o.Biuro Handloweul. Nowowiejska 10/1200-653 Warszawae-mail: redakcja@supernowa.plRedaktor naczelny Miros�aw KowalskiDruk i oprawa: WZDZ - Drukarnia LEGA, OpoleRozdzia� ISta�a przede mn�: drobna, ciemnow�osa, niem�oda, leczniestara, niepi�kna, ale i niebrzydka, zarazem harda i za-l�kniona.- Nie mog� da� ci mi�o�ci - rzek�em jej otwarcie. - Conajwy�ej sprawi�, �e b�dziesz po��dana.Ma�a ksi�niczka za�mia�a si� z ironi�, nieco zawie-dziona.- Zawsze tak jest z wielkimi magami, kiedy potrzebnis� do spe�nienia naprawd� wa�nych �ycze�. Nagle okazu-je si�, �e nieodpowiedni jest uk�ad gwiazd albo brak ja-kiego� istotnego sk�adnika.Wzruszy�em ramionami i spojrza�em z g�ry na niewy-sok� kobietk�.- Mi�o�� jest prawem natury, podobnie jak �mier� -odpar�em beznami�tnie. - Nawet najwi�kszy czarnoksi�-nik mo�e tylko pewne prawa nagina�, nigdy �ama�. Samadobrze wiesz, pani, �e �atwiej na drugiego cz�owieka spro-wadzi� �mier� ni�li mi�o��.Jej oczy zab�ys�y, a usta rozszerzy�y si� w paskudnymu�miechu. Rozejrza�a si� po otaczaj�cych j� p�kach, pe�-nych magicznych eliksir�w, leczniczych i zab�jczych wy-war�w.- Wi�c daj mi �mier� - zasycza�a.Przytoczona powy�ej scena mia�a miejsce znacznie p�-niej ni� wydarzenia, kt�re mam zamiar teraz opisa�. Na-sun�a mi si� jednak mimowolnie, gdy wspomnia�em swo-je przedsenne rozwa�ania, jakie snu�em rozkosznie wy-ci�gni�ty na mi�kkim pos�aniu w specjalnej celi przezna-czonej dla wa�nych go�ci �l�skiej komandorii templariu-szy w Bolkowie. Dost�pi�em zaszczytu przebywania w oto-czonym murami i fos� Wielkim Domu, zosta�em tak�ewpuszczony do kaplicy, w kt�rej modlili si� jedynie ryce-rze zakonni, aczkolwiek nie zauwa�y�em, aby czynili tonazbyt cz�sto lub przesadnie gorliwie. W ka�dym raziemoj� wizyt� w owym miejscu nie uznano za wart� odno-towania w kronikach zakonu �wi�tyni.Wok� mnie panowa�a sprzyjaj�ca rozmy�laniom ca�ko-wita niemal nocna cisza, podobnie jak teraz, kiedy pisz�te s�owa. W�wczas jednak monotonne cykanie �wierszczy,dobiegaj�ce zza szeroko otwartego okna, tworzy�o poczu-cie przyjemnego bezpiecze�stwa, podczas gdy w chwiliobecnej nie mog� by� pewien, czy brak jakichkolwiek od-g�os�w zza mur�w mej podziemnej kryj�wki nie kryjew sobie czego� z�owieszczego.Pami�tam, �e jak to zwykle bywa, zanim przyjdzieprawdziwy sen, pod mymi przymkni�tymi powiekami k��-bi�y si� rozmaite obrazy z niedalekiej przesz�o�ci. Niewiedzie� czemu ujrza�em najpierw strza�� wypuszczon�z niezawodnego �uku Robina z Locksley, rozszczepiaj�c�be�t tkwi�cy ju� po�rodku tarczy strzelniczej. W�a�ciwienie powinienem by� zaskoczony bieg�o�ci� tajemniczegobanity, skoro znacznie wcze�niej stary i do�wiadczony ry-cerz Henryk Kot opowiada� mi, �e Anglicy s� najbardziejzdatni do �uku i kuszy. Zapewne by�o moim przeznacze-niem trafia� w samo sedno �yciowych zagadnie�, nawetwtedy, gdy innym wydawa�o si� to niemo�liwe, i osi�ga�cele nieosi�galne dla drugich. Odczyta�em zatem �w ob-raz jako symbol. Potem u�wiadomi�em sobie, �e jednakpami�tam wi�cej z mego pobytu w podziemiach paryskiejtwierdzy Tempie, ni� mi si� pocz�tkowo zdawa�o. Na�wiat�o dzienne wyprowadzi� mnie poznany na uliczceSablon karze�ek, bez przerwy trajkocz�c trzy po trzyi ci�gn�c za nogawic�. Szli�my wiod�cym nas d�ugo labi-ryntem podziemnych katakumb, a �wiat�o dzier�onejprzez kobolda pochodni wydobywa�o z mroku spoczywaj�-ce w wykutych w murze niszach ko�ciotrupy odzianew strz�pki zetla�ych bia�ych tunik z czerwonymi krzy�a-mi na piersi i przerdzewia�e kolczugi, resztki dawno mi-nionej pot�gi i chwa�y. Pod sklepieniem wi� si� na �cianiez�oty napis: �To miejsce jest przera�aj�ce". Nie mia�emczasu w�wczas nad tym si� zastanawia�, kiedy jednako�lepi� me oczy s�oneczny blask, zalewaj�cy ulic� Bia�ychP�aszczy, powinienem by� uzmys�owi� sobie gro�ne me-mento, zawarte w widoku kruchych szcz�tk�w ludzkiegobytu. Nie mog�em nie skojarzy� nieruchomych szkielet�wz ko�cistymi d�o�mi wielkiego skarbnika zakonu. Ich ��-tawa sk�ra pokryta by�a g�stymi, br�zowymi plamkamijak stary pergamin. Dostojny Rimbaut z Verlaine s�dzi�zapewne, �e oplucie krzy�a wymaga�o ogromnego po�wi�-cenia z mej strony, podczas gdy by�o to dla mnie, dos�ow-nie, jak splun��. Zawar�em owej nocy ostateczny sojuszz mrokiem, zniszczeniem i �mierci�. Sprawi� to przypa-dek, wyrok losu, a mo�e raczej spe�ni�y si� moje najgor�t-sze i najtajniejsze pragnienia? Tak czy owak, wkroczy�emna ow� niepewn� �cie�k�, balansuj�c nad niezg��bion�przepa�ci�, b�d�c jednak, by� mo�e, cz�ci� wi�kszegoplanu. Nie mog�em pozby� si� bowiem uczucia, i� nawetmoje najgorsze uczynki pos�u�� w konsekwencji do stwo-rzenia czego� wielkiego, a wi�c w rezultacie dobrego.Przecie� u chrze�cijan diabe� jest w istocie cz�stk� bo-skiego dzie�a, dodajmy, cz�stk� niezmiernie istotn�. Bezniego nie by�oby tej sprawczej si�y rz�dz�cej histori� lu-dzko�ci, si�y, z kt�r� grzeszni ludzie musz� si� zmierzy�i stale j� przezwyci�a�. Z�o zatem wyda�o mi si� czym�r�wnie nieodzownym jak dobro, niezb�dnym atrybutemwspieraj�cego mnie skrycie geniusza.Porzuci�em jednak wkr�tce owe refleksje, w mym umy-�le powraca�a bowiem uporczywie scena po�egnania z Ar-noldem. Zbyt dobrze pami�ta�em, �e podczas gdy otwar�ysi� zdroje mego serca i �ciska�em przyjaciela, zalewaj�csi� �zami, oczy pi�knego Katalo�czyka pozosta�y suchei zimne. Naturalnie by� to fakt bardzo dla mnie bolesny,zaraz jednak przywo�a�em w my�lach s�owa m�odegoadepta alchemii, kt�ry przestrzega� mnie, �e prawdziwe-mu magowi, podobnie jak wied�mie, wzbroniona jest mi-�o��, trac� bowiem w�wczas swoj� moc. Istotnie, wiele by-�o na to przyk�ad�w z dawnych wiek�w, do�� wspomnie�tragiczny w skutkach romans czarodziejki Medei z Jazo-nem czy te� r�wnie niefortunny zwi�zek brytyjskiegoMerlina z Morgian�. Co� jednak w g��bi mej duszy bunto-wa�o si� przeciwko temu surowemu, cho� niepisanemuprawu. By�em wci�� jeszcze dosy� m�ody i burzy�a si�w mym ciele gor�ca krew, z trudem pow�ci�gana przezrozum. Wiedzia�em jednak, �e je�li pragn� osi�gn�� pra-wdziw� pot�g� i przy tym nie oszale�, musz� zapanowa�nad swymi demonami.A potem przyszed� sen i zamiast o�ywionych trup�wz katakumb przy�ni�o mi si� na szcz�cie co� znaczniebardziej przyjemnego, ujrza�em mianowicie obracaj�ce si�szparko wielkie m�y�skie ko�o i spadaj�c� z niego krysta-licznie czyst� wod�, w t�czowej, wielobarwnej mgie�ceprze�wietlanej refleksami s�o�ca. Mia�em uczucie orze�-wiaj�cej k�pieli i powrotu do szcz�liwych chwil dzieci�-stwa. W jakim� zakamarku duszy czai�a si� jednak �wia-domo��, �e �w m�yn dawno ju� nie istnieje, spalony przezpod�ych ludzi, a do sielskiej przesz�o�ci nie ma powrotu.Jak dawniej nie potrafi�em niczego odczyta� z bystregobiegu rzeki. Na pewno jednak obroty skrzypi�cego drew-nianego ko�a mia�y oznacza� moje dalsze losy, a wodasymbolizowa�a rozlewny nurt �ycia, kt�ry mia� mnie po-nie�� ku nieznanym jeszcze brzegom. Obudzi�em si�z dziwn� my�l�, �e m�yn widziany we �nie by� w rzeczy-wisto�ci legnick� szk�k� triuium przy parafii �wi�tegoPiotra. Nie mog�em sobie wyt�umaczy� tego nag�ego prze-czucia. Zrozumia�em, sk�d si� wzi�o, dopiero par� dnip�niej.Przemkn��em w drodze do Bolkowa przez niemieckiekrainy, pogr��one w chaosie bratob�jczych walk o iluzj�cesarskiej korony, szybko i bezpiecznie, nie niepokojonyi niemal przez nikogo nie zauwa�any, jakbym by� bezcie-lesnym widziad�em. Pier�cie� z trupi� czaszk�, w kt�rejoczodo�ach tkwi�y z�owrogie rubiny, otwiera� mi najprze-dniejsze gospody. Nawet w najbardziej zat�oczonychotrzymywa�em natychmiast ustronn� izb� i wyborne jad-�o. Kiedy pod Frankfurtem okula� mi ko�, dosta�em beztrudu nowego przyzwoitego rumaka za dosy� umiarkowa-n� cen�. Skrzydlaci pos�a�cy templariuszy wyprzedzalimnie i rozwierali przede mn� wszystkie drzwi. Jak�e si�ucieszy�em, kiedy u wr�t �l�skiej komandorii przywita�mnie z otwartymi ramionami ci�gle m�ody i �liczny Hen-ryk z Sunnenberch, teraz brat szatny czy, jak kto woli,sukiennik pot�nego zakonu. Jeszcze wi�ksza by�a mojarado��, gdy dowiedzia�em si�, �e par� dni wcze�niej przy-jaciel z dzieci�cych lat uda� si� osobi�cie do Wroc�awia, bypok�oni� si� memu zacnemu ojcu. Na pro�b�, kt�r� przy-nios�y przede mn� chy�e go��bie, otwarto zamkni�t�przez ostatnie pi�� lat pracowni� czarnoksi�nika Wolf-ganga. Henryczek przywi�z� do Bolkowa wszystko, o coprosi�em: magiczny kryszta�, za pomoc� kt�rego mo�naby�o rzuca� czar Hypnosa, podr�cznik krystalomancji,sprytnie wpisany w modlitewnik, wreszcie kaftan z zatru-tymi ostrzami w r�kawach i �mierciono�n� lag� budz�ce�ywe wspomnienia wczesnych m�odzie�czych przyg�d.W stajni czeka�y na mnie, r��c rado�nie i niecierpliwie,dwa niezawodne czarne rumaki, Belial i Azazel. Ze wzru-szeniem i podziwem dla m�dro�ci owych szlachetnychzwierz�t skonstatowa�em, �e natychmiast mnie rozpozna-�y, cho� d�ugo przebywali�my tak daleko od siebie. Mia-�em wi�c na razie wszystko, czego w danej chwili potrze-bowa�em. Kiedy uda�em si� na spoczynek do komnaty dlawa�nych go�ci, zasta�em tam mi�� niespodziank� w po-staci urodziwego giermka, kt�ry us�u�y� mi we wszy-stkim, a nawet ogrza� �o�e w�asnym m�odziutkim cia�em.Spodziewa�em si�, �e nawiedzi mnie o zmroku sam bratsukiennik, jednak�e zatrzyma�y go najwyra�niej wa�neobowi�zki. Czas naszych ch�opi�cych szale�stw dawno ju�przemin��, pozosta�y wszak�e przyja�� i wzajemna sym-patia.Nast�pnego dnia wyruszy�em wczesnym rankiem nagrzbieci...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]