[ Pobierz całość w formacie PDF ]
STARWARSWalter Jon Williams – Szlak przeznaczenia 25...30Sean Williams, Shane Dix – Heretycy mocy I: Ruiny imperium 25...30HERETYK MOCY IRUINY IMPERIUMSEAN WILLIAMS, SHANE DIXPrzek³adAndrzej SyrzyckiAMBERIstniej¹ trzy sposoby pokonania przeciwnika. Pierwszym i najbardziej oczywistym jestodniesienie nad nim zwyciêstwa podczas zbrojnej konfrontacji. Najlepszy polega na na-k³onieniu go, ¿eby sam siê unicestwi³. Poœrednim sposobem jest zniszczenie wroga od we-wn¹trz. Rozumne zastosowanie poœredniego sposobu powinno sprawiæ, ¿e twoje ciosy stan¹siê bardziej skuteczne, je¿eli póŸniej zdecydujesz siê na u¿ycie si³y. Poœredni sposób mo¿erównie¿ umo¿liwiæ ci skierowanie nieprzyjaciela na drogê wiod¹c¹ do samozag³ady.Uueg Tching z Kitela Phardu Piêædziesi¹ty czwarty Imperator AtryzjiPROLOGSaba Sebatyne wy³oni³a siê z nadprzestrzeni i w tej samej sekundzie zrozumia³a, ¿e BarabJeden p³onie. Zazwyczaj planeta ukazy wa³a przybyszom oblicze spowite szarymi chmurami ioœwietlone posêpnym blaskiem czerwonego kar³a, ale wra¿liwe na podczerwieñ oczy Bara-belki widzia³y tylko p³omieniste piek³o. Na dowód, ¿e nieco wczeœniej ktoœ zada³ straszliwy gwa³tpowierzchni planety, w atmosferê wzbija³y siê k³êby czarnego dymu.Pragn¹c opanowaæ narastaj¹ce przera¿enie, a mo¿e zadaæ k³am w³asnym zmys³om, Sabaskierowa³a X-winga ku powierzchni, ¿eby siê lepiej przyjrzeæ.To nie mo¿e dziaæ siê naprawdê, pomyœla³a. Z pewnoœci¹ na planecie ktoœ prze¿y³.Na ekranach monitorów nie widzia³a jednak ¿adnych oznak ¿ycia. Po orbicie nie kr¹¿y³ anijeden statek, nikt te¿ nie korzysta³ z systemów ³¹cznoœci telekomunikacyjnej. Planeta spra-wia³a wra¿enie wymar³ej.- Tu Saba Sebatyne - odezwa³a siê do mikrofonu komunikatora. - Je¿eli ktokolwiek mnies³yszy, proszê, by siê zg³osi³.S³ysza³a tylko ciszê, przerywan¹ od czasu do czasu trzaskami zak³óceñ i szumem.Powoli pokrêci³a sp³aszczon¹ g³ow¹, na pró¿no ¿ywi¹c nadziejê, ¿e mo¿æ postrada³a zmy-s³y. Odk¹d Yuuzhan Yongowie zaatakowali galaktykê, zdobyli albo zniszczyli wiele planet,ale dotychczas Barab Jeden nie zalicza³ siê do ich grona. Jakaœ cz¹stka umys³u podpowiada³a11jej, ¿e powinna siê by³a liczyæ z tak¹ mo¿liwoœci¹, ale Saba nigdy nie dopuszcza³a myœli, ¿etaki los móg³by spotkaæ jej macierzyst¹ planetê.Postanowi³a spróbowaæ jeszcze raz. Wy³¹czy³a i ponownie w³¹czy³a nadajnik komunikatora.Prawdê mówi¹c, straci³a nadziejê, ¿e uda siê jej us³yszeæ jak¹kolwiek odpowiedŸ, ale nie bardzowiedzia³a, co mog³aby zrobiæ innego.- Reswa? - zapyta³a. Jej g³os za³amywa³ siê z emocji, jakie odczuwa³a na myœl, ¿e w p³o-mienistym piekle mog³a zgin¹æ tak¿e jej wspó³towarzyszka ¿ycia. To do niej przecie¿ wraca³ana macierzyst¹ planetê. Reswa przygotowywa³a siê do polowania na mia¿d¿ygnata shenbita, costanowi³o wa¿n¹tzêœæ ceremonii wejœcia w wiek dojrza³y, i zaprosi³a Sabê na œwiadka tej uro-czystoœci. Takie zaproszenieuwa¿ano za wielki zaszczyt, a odmowa jego przyjêcia stanowi³a straszliw¹ zniewagê, zw³aszczakiedy zapraszaj¹c¹ osob¹ by³ bliski cz³onek rodziny.Rodziny... S³owo to nigdy jeszcze nie brzmia³o w uszach Saby tak pusto jak w tej chwili. Przy-jaciele, rodzina... wszyscy stracili ¿ycie. Nikt nie móg³by prze¿yæ w p³omieniach szalej¹cych popowierzchni jej ojczystej planety. Im bardziej Saba zbli¿a³a siê do Baraba Jeden, tym wiêkszeogarnia³o j¹ przera¿enie. Kosmoport Alater-ka wygl¹da³ jak dymi¹cy krater, rezerwaty shenbitówprzemieni³y siê w jeziora bulgocz¹cej lawy, a pomnik Shaka-ki nieub³aganie zeœlizgiwa³ siê wocean pary...W koñcu Saba dotar³a do górnych warstw atmosfery. W pewnej chwili jej X-wing zako³ysa³siê z burty na burtê, smagniêty fontann¹ gor¹cych gazów, jakie unosi³y siê z dymi¹cych zgliszczjej ojczyzny.- Ona powinna by³a tutaj byæ - szepnê³a do siebie.Wiedzia³a, ¿e jej s³owa nie maj¹ sensu. Nawet gdyby Reswa tu by³a, jej obecnoœæ niczego bynie zmieni³a...Nagle o wszystkim zapomnia³a.Coœ zobaczy³a.Nisk¹ orbitê, do której dot¹d nie siêga³y sygna³y jej skanerów, opuszczali w³aœnie piloci czte-rech koralowych skoczków. Bez w¹tpienia przygotowywali siê do znikniêcia za krzywizn¹ tar-czy planety. Eskortowali ogromny statek, niepodobny do ¿adnego, jaki Saba kiedykolwiek ogl¹-da³a. Yuuzhañsk¹ jednostka mia³a kszta³t zbli¿ony do wielkiego jaja i sprawia³a wra¿enie tak ociê-¿a³ej, jakby z najwiêkszym trudem pokonywa³a si³ê przyci¹gania Baraba Jeden. Przypomina³a bli-ski eksplozji, mocno nadmuchany balon.12Bez wzglêdu na to, czym by³ yuuzhañski statek i eskortuj¹ce go cztery skoczki, niczegooprócz nich Saba nie ujrza³a. W obrêbie systemu nie pozosta³y ¿adne inne jednostki atakuj¹cejfloty, która zniszczy³a jej ojczyst¹ planetê. Zapewne wrogowie pozostawili ma³y konwój w celuupewnienia siê, ¿e nikt nie prze¿y³. Saba nie zareagowa³aby jednak inaczej, nawet gdyby w prze-stworzach unosi³o siê sto yuuzhañskich odpowiedników szturmowych kr¹¿owników...Smutek w jej sercu przerodzi³ siê w niepohamowany gniew, a gniew zaowocowa³ wœciek³oœci¹.Poczu³a satysfakcjê, gdy uœwiadomi³a sobie, ¿e jej smutek ustêpuje. Wiedzia³a, ¿e ust¹pi niemalzupe³nie, kiedy rzuci siê do walki.Zgrzytnê³a ostrymi jak brzytwy zêbami, zmieni³a kierunek i skierowa³a myœliwiec na kurs,który mia³ umo¿liwiæ jej przechwycenie koralowych skoczków. Yuuzhañscy piloci, z pewnoœci¹przekonani, ¿e wszelki opór zosta³ dawno zd³awiony, z pocz¹tku jej nie dostrzegli. Zanim uœwia-domili sobie, ¿e leci ku nim, zdo³a³a pokonaæ wiêkszoœæ dziel¹cej ich odleg³oœci. Z³amali szyk do-piero wtedy, gdy praktycznie znalaz³a siê poœród nich. Trzech odlecia³o na boki, ¿eby zaj¹æ do-godne pozycje do ataku, ale czwarty znajdowa³ siê zbyt blisko podobnego do balona statku, ¿ebymóg³ pozwoliæ sobie na taki manewr. Krzycz¹c z wœciek³oœci, Saba pos³a³a w jego kierunku kilkad³ugich serii laserowych b³yskawic. Nie spodziewa³a siê, ¿e przeprowadzony bez przygotowaniaatak odniesie jakiœ skutek poza zwróceniem uwagi nieprzyjacielskich pilotów, stwierdzi³a jednakze zdumieniem, ¿e zaatakowany skoczek znikn¹³ w rozb³ysku szkar³atnej kuli ognia. Si³a eksplozjipos³a³a we wszystkie strony p³on¹ce okruchy korala yorik.Eksplozja wywar³a nieoczekiwany, bo oczyszczaj¹cy wp³yw na jej umys³. Barabelka zrozu-mia³a, ¿e zniszczony skoczek musia³ zostaæ uszkodzony podczas wczeœniejszej bitwy. Po potycz-ce z obroñcami planety jego dovin basal po prostu nie funkcjonowa³. Saba zdumia³a siê, ¿e odnio-s³a tak ³atwe zwyciêstwo na samym pocz¹tku walki. Prawdê mówi¹c, nie spodziewa³a siê, ¿e w ogó-le je odniesie. Przyst¹pi³a do walki, oczekuj¹c... nie, pragn¹c œmierci. Mieszkañcy jej macierzy-stej planety nie ¿yli, w g³êbi serca uwa¿a³a wiêc, ¿e tak¿e powinna umrzeæ.Znalaz³a siê w tarapatach, i to takich, z których mog³a siê ju¿ nie wypl¹taæ. Piloci dwóch po-zosta³ych myœliwców nadlatywali od strony rufy jej maszyny, a z wyrzutni ich koralowychskoczków lecia³y w jej stronê strugi p³omienistej plazmy. Saba nie chcia³a zgin¹æ, co potwierdzi³yjej odruchy. Uniknê³a losu mieszkañców swojej planety, obracaj¹c w locie swój X-wing i nurkuj¹c.Zatoczy³a ³uk, ¿eby siê znaleŸæ13za myœliwcami napastników, niektóre strugi plazmy dotar³y jednak do celu i od razu os³abi³yochronne pola jej maszyny.Saba nie mia³a czasu upewniæ siê, ¿e pilot ¿adnego skoczka nie powtórzy³ jej manewru. Naznak, ¿e do bakburty X-winga szybko zbli¿a siê nastêpny nieprzyjaciel, towarzysz¹cy jej astrome-chaniczny robot typu R2 ostrzegawczo zaœwiergota³. Zadar³a dziób maszyny, ale kiedy obok ka-d³uba przelecia³y ogromne kule plazmy, zako³ysa³a siê na fotelu pilota. Zmru¿y³a oczy. Jedna zku³ œmignê³a tak blisko, ¿e musia³a zetrzeæ ze skrzyd³a milimetrow¹ warstwê ochronnej po-w³oki.Zaledwie Saba zd¹¿y³a podziêkowaæ robotowi za ostrze¿enie, kiedy piloci dwóch pierwszychskoczków zawrócili, ¿eby przyst¹piæ do kolejnego ataku. Zrozumia³a, ¿e tym razem tak ³atwo siênie wywinie. Je¿eli bêdzie siê tylko ogranicza³a do obrony, z pewnoœci¹ wczeœniej czy póŸniejktóryœ j¹ zestrzeli. K³opot w tym, ¿e w otwartych przestworzach nie mia³a wyboru. Walcz¹c zliczniejszym przeciwnikiem, mog³a jedynie siê broniæ.Pamiêtaj¹c o tym, zanurkowa³a i skierowa³a myœliwiec w stronê ogromnego statku. Zdwoi³auwagê i ostro¿nie manewruj¹c, zbli¿y³a siê do pêkatego kad³uba. Czu³a, ¿e dovin basale wielkiejjednostki raz po raz staraj¹ siê poch³on¹æ ochronne pola jej X-winga, nie sprawia³y jednak wra¿e-nia tak silnych jak dovin basale innych yuuzhañskich okrêtów, z jakimi mia³a do czynienia pod-czas wczeœniejszych akcji. Bez w¹tpienia musia³y s³u¿yæ innemu celowi, ale Saba nie zdo³a³aodgadn¹æ jakiemu.Pewna, ¿e przynajmniej zjednej strony nic jej nie grozi, przelecia³a pod spodem ogromnegokad³uba, a potem zaczê³a œcigaæ yuuzhañskiego pilota którego kolegê nieco wczeœniej rozpyli³ana atomy. Yuuzhanin stara³ siê j¹ zgubiæ, raptownie zmieniaj¹c kurs to w jedn¹, to znów w drug¹stronê, ale Barabelka powtarza³a jego manewry, dopóki nie obra³a za cel pok³adowego dovin ba-sala. Kiedy celowniczy komputer jej X-winga zasygnalizowa³ namierzenie celu, uwolni³a torpedê.Mia³a w tym tak¹ wprawê, ¿e potrafi³a wyczuæ, kiedy wystrzelony przez ni¹ pocisk dotrze tam,gdzie go skierowa³a. Tym razem tak¿e, przyciskaj¹c kci...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]