[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=20
TejnocyBaronwyśniłduŜoróŜnychsnów.
AkaŜdyztychchwackichgościcielesnybytimroczny,
Wiedźma,demoniwielkirobak,cosiętrupemsyci.
Stałsiędlańwmigkoszmarem
Keats
Nieszczęśliwy ten, któremu wspomnienia z dzieciństwa przynoszą jedynie lęk i smutek. Nieszczęśliwy ten, kto
oglądając się wstecz, postrzega jedynie samotne godziny, spędzone w rozległych, przeraźliwych komnatach z
brązowymi zasłonami i przyprawiającymi o obłęd rzędami pradawnych ksiąg, lub na posępnym czuwaniu w
pomrocznychzagajnikach,wśródgroteskowych,gigantycznych,oplecionychwinoroślamidrzew,którychgałęzie
wysoko w górze poruszają się bezgłośnie. Bogowie obdarzyli mnie wieloma takimi wspomnieniami, mnie
oszołomionego, rozczarowanego, pustego, załamanego. A jednak jestem dziwnie kontent i częstokroć wracam
rozpaczliwiedotychwspomnień,kiedymójumysłchoćbytylkochwilowogroziłsięgnięciempozapewnągranicę,
hen,tam,dalej.
Nie wiem, gdzie się urodziłem, wiem jedynie, Ŝe zamczysko było niewiarygodnie stare i nieskończenie
przeraŜające, pełne mrocznych przejść i wysokich sklepień, gdzie oko dostrzec mogło jeno pajęczyny i cienie.
Kamieniewmurszejącychkorytarzachzawszewydawałysięupiorniezawilgłe,wszędzieunosiłasięprzenikliwa,
przeklętawoń,kojarzącasięzrozkładającymisięodpokoleńzwłokami.Nigdyniebyłotuświatła,alezczasem
przywykłemdopaleniaświeciobserwowałemichblask,coprzynosiłomiulgę.ŚwiatłonienapływałorównieŜz
zewnątrzzpowoduprzeraŜającychdrzew,którychkoronysięgałyponadnajwyŜsządostępnąwieŜęzamczyska.
ByłacoprawdajeszczejednawieŜa,wyrastającaponaddrzewa,wnieznane,zewnętrzneniebo,aleczęściowo
zrujnowana,stałasięcałkiemniedostępna,jeŜelinieliczyćprawieniemoŜliwejwspinaczkipopionowymmurze,
odjednegokamieniadodrugiego.
MusiałemŜyćwtymmiejscuwielelat,aleniepotrafięmierzyćupływuczasu.Jakieśistotymusiałytroszczyćsięo
mojepotrzeby,leczjaniepamiętamnikogo,zwyjątkiemsiebie.NiepamiętamzresztąŜadnejŜywejistoty,prócz
bezgłośnychszczurów,nietoperzyipająków.Sądzę,Ŝektokolwiekmniewychowywał,musiałbyćbardzostary,
pierwszabowiemzapamiętanakoncepcjaŜywejistotykojarzymisięzczymśironiczniepodobnymdomnie,a
jednocześnie zdeformowanym, pomarszczonym i rozpadającym się, jak sam zamek. JeŜeli o mnie chodzi, nie
widziałemniczegogroteskowegowkościachiszkieletach,zaścielającychniektórezkamiennychkryptgłębokow
podziemiachbudowli.WwyobraźniłączyłemoweistotyzcodziennymiwydarzeniamiiuwaŜałemjezabardziej
naturalneaniŜelikolorowepodobiznyŜyjącychistot,którenapotykałemwlicznych,pokrytychpleśniąksięgach.Z
nichwłaśniedowiedziałemsięwszystkiego,cowiemteraz.śadennauczycielnieponaglałmnieaninieprowadził,
niepamiętam,bymusłyszałprzezwszystkietelatachoćbyrazludzkigłosnawetmójwłasny;bochoćczytałem
omowie,nigdynieprzyszłominamyśl,abyspróbowaćsięodezwać.Podobniejakniezastanawiałemsięnad
własnymwyglądem,wzamkuniebyłobowiemluster,ijedynieinstynktpodpowiadałmi,Ŝebyłempodobnydo
młodychpostaci,którychrysunkiiobrazkiwidziałemwrozmaitychksiąŜkach.Czułem,Ŝejestemmłody,poniewaŜ
takniewielepamiętałem.
Na zewnątrz, po drugiej stronie cuchnącej fosy, pod ciemnymi, milczącymi drzewami kładłem się często, by
całymi godzinami śnić o tym, co wyczytałem w księgach. Niejednokrotnie wyobraŜałem sobie siebie wśród
radosnychtłumówwsłonecznymświecie,daleko,pozatąbezkresnąpuszczą.Razpróbowałemucieczlasu,aleim
bardziejoddalałemsięodzamku,tymcienierobiłysięgęstsze,apowietrzeprzepełniałosięmrocznąaurągrozy.
1 z 4
2007-08-12 22:04
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=20
Wtejsytuacjirzuciłemsiępędemzpowrotem,leczzgubiłemdrogęwlabiryncieposępnej,nocnejciszy.
Takwięcwśródniemającegokresuzmierzchuśniłemiczekałem,choćniewiedziałemnaco.Inagle,wciemnej
samotnościmoje pragnienie światła stało się tak rozpaczliwe, Ŝe nie mogłem wytrzymaćjuŜdłuŜeji uniosłem
błagalnieręcekupojedynczej,czarnej,zniszczonejwieŜysięgającejponadlasemwnieznaneniebonazewnątrz.
Ostateczniepostanowiłemwspiąćsięnanią,niebaczącnaryzykoupadku.Uznałem,Ŝelepiejbyłoujrzećdzienne
nieboiumrzeć,niŜŜyć,niezobaczywszyblaskudnia.
Pośródmrocznegozmierzchuwspiąłemsiępozmurszałych,starych,kamiennychschodach,dopókiniedotarłem
do miejsca, gdzie się kończyły, a stamtąd zacząłem piąć się w górę po niewielkich, nierównych występach.
UpiornyiprzeraŜającybyłówmartwy,pozbawionyschodówkamiennywalec:czarny,zrujnowany,opuszczonyi
złowrogi,awraŜenietojeszczewzmagałynietoperze,którespłoszonezrywałysięzmiejsca,nieczyniącnawet
najmniejszegohałasu.JednakowoŜjeszczebardziejupiornaiprzeraŜającabyłapowolnośćmejwspinaczki.Choć
piąłemsię w góręnajszybciej,jakmogłem,ciemnośćpowyŜejnie rzedła ani trochę, a we znaki zacząłmi się
dawać dojmujący chłód, nie będący, jak sądziłem, li tylko dziełem parującej wokoło wilgoci. ZadrŜałem, kiedy
pomyślałem, dlaczego nie mogę dotrzeć do światła, i gdybym się odwaŜył, zapewne spojrzałbym w dół.
WyobraŜałemsobie,Ŝeniespodziewanieopadłamnienoc,inapróŜnosięgnąłemwolnąręką,byposzukaćframugi
okna,przezktóremógłbymwyjrzeć,abyocenićwysokość,najakądotarłem.
Jednocześnieponiemającejkońca,przeraźliwejwspinaczcenaślepo,wgłębitegoposępnego,niesamowitego
cylindrapoczułemnagle,Ŝemojagłowadotknęłaczegośtwardego,izrozumiałem,Ŝemusiałemdotrzećdodachu
lubprzynajmniejjakiejśformypodestu.
Wciemnościuniosłemwolnąrękęizbadałemprzeszkodę,bystwierdzić,iŜbyłaonakamiennainiewzruszona.
Nadeszła pora na dokonanie zabójczego obchodu wieŜycy. Uczyniłem to, przytrzymując się wszystkiego, co
oferowała do utrzymania cięŜaru mego ciała śliska, omszała ściana. W końcu moja dłoń natrafiła na fragment
muru,którypoddałsięnaciskowi,iponownieskierowałemsiękugórze,popychającpłytęlubklapęgłową,arąk
uŜywając do przebycia ostatniego etapu mojej przeraźliwej wspinaczki. PowyŜej równieŜ było ciemno, a kiedy
uniosłem ręce wyŜej, stwierdziłem, Ŝe przynajmniej na razie dotarłem do kresu wędrówki klapa okazała się
bowiemwejściem do wyŜszego poziomuwieŜycy, oobwodzie duŜo większym niŜ dolny. Bez wątpieniabyło to
piętro,naktórymznajdowałosięprzestronneipodniosłepomieszczenieobserwacyjne.Przeczołgałemsięprzez
nieostroŜnie,usiłującniedopuścić,bypłytaopadłanaswojemiejsce,alemojewysiłkispełzłynaniczym.Kiedy
zległem wyczerpany na kamiennej posadzce, usłyszałem echo jej upadku, lecz miałem nadzieję, Ŝe w razie
potrzebyudamisięponowniejąunieść.
Wierząc, Ŝe jestem teraz na całkiem sporej wysokości, duŜo wyŜej, niŜ sięgały przeklęte gałęzie drzew,
podźwignąłem się z podłogi i udałem się na poszukiwanie okien, aby po raz pierwszy móc spojrzeć na niebo,
księŜycigwiazdy,októrychczytałem.Tujednakspotkałomniesrogierozczarowaniewszędziebowiemwokół
odkryłemjedyniemarmurowepółki,zawaloneosobliwymi,podłuŜnymiskrzyniaminiepokojącychrozmiarów.
Zastanawiałem się nieustannie i rozmyślałem, jakie potęŜne schody mogą kryć się w tym niesamowitym
pomieszczeniu, odciętym całe eony temu od dolnej części zamczyska. Wtem, niespodziewanie, moje dłonie
natknęłysię na wejście, w którym tkwił pokaźny, kamienny portal ozdobiony płaskorzeźbami. Naciskającnań,
stwierdziłem,Ŝewejściebyłozamknięte,alewgwałtownymprzypływiesiłzrodzonychzdesperacji,pokonałem
wszelkieprzeszkodyiuchyliłemodrzwiadowewnątrz.Kiedytouczyniłem,ogarnęłamnienajczystszaekstaza,
jakiej nigdy wcześniej nie zaznałem przez ozdobne Ŝelazne kraty i z głębi krótkiego kamiennego korytarza
prowadzącego od nowo odkrytego wejścia płynęła bowiem srebrzysta poświata księŜyca w pełni, której nigdy
dotąd nie widziałem, chyba tylko w snach i w mglistych wizjach, których nie waŜyłem się nazywać
wspomnieniami.
Uznawszy, Ŝe zdołałem dotrzeć na szczyt iglicy, postanowiłem wyjść spiesznie, choćby na kilka kroków poza
drzwi, nagle jednak księŜyc przesłoniły chmury, potknąłem się i zacząłem wolno, po omacku, szukać drogi w
ciemności.WciąŜjeszczebyłobardzociemno,kiedydotarłemdokratynaktórąlekkonaparłemistwierdziłem,
Ŝeniebyłazamkniętanaklucz,lecznieotworzyłemjejzobawyprzedwypadnięciemzolbrzymiejwysokości,na
jakąsięwspiąłem,lwtedyponowniepokazałsięksięŜyc.
Najbardziej szokuje to, co bezgranicznie nieoczekiwane i groteskowo niewiarygodne. Nic, czego dotychczas
doświadczyłem,niemogłorównaćsięzezgrozątego,coterazujrzałem,orazwyjaśnićcudu,sugerowanegoowym
widokiem.ByłontyleŜprosty,couderzającyioszałamiający.Aoto,jaksięprzedstawiał:miastprzyprawiającejo
zawrót głowy panoramy wierzchołków drzew, widzianych z duŜej wysokości, wokół mnie, za metalową kratą
rozciągał się twardy grunt, zbity i poprzedzielany marmurowymi płytami i kolumnami, na który cień rzucał
prastarykamiennykościół,zezniszczonąwieŜą,migocącąupiorniewsrebrnymświetleksięŜyca.
Nawpółprzytomny,otworzyłembramęiwyszedłemchwiejnienabiałą,wysypanąŜwiremścieŜkę,ciągnącąsięw
dwóchkierunkach.Mójumysł, choćoszołomionyi ogarnięty chaosem, wciąŜrozpaczliwiedomagał się światła.
Nawetnajbardziejzdumiewającewydarzenieniemogłoodwieśćmnieodtegopostanowienia.Niewiedziałemani
nie przejmowałem się, czy to, czego doświadczyłem, było oznaką szaleństwa, czarów czy sennym majakiem.
Pragnąłemjedyniezawszelkącenęujrzećjasność,szczęśliwośćiradość.Niewiedziałem,kimaniczymbyłem,
jakrównieŜgdziesięznajdowałemchoćwmiaręjakposuwałemsięnaprzód,wmejświadomościpojawiłysię
pewneutajonedotąd,przeraźliwewspomnienia,któresprawiały,ŜemójkrokniebyłjuŜtakraźnyjakdotychczas.
Zostawiłemwtylemarmurowepłytyikolumnyiwyszedłemnaotwartąprzestrzeń.CzasamipodąŜałemdrogą,
2 z 4
2007-08-12 22:04
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=20
innym znowu razem łąkami, gdzie tylko przypadkowo dostrzeŜone ruiny zdawały się świadczyć o istnieniu
prastarego,zapomnianegotraktu.Razprzepłynąłemrwącąrzekę,gdziezarośniętemchembryłykamieniamówiły
smętnąprawdęomoście,którydawnotemupogrąŜyłsięwodmętach.
Musiałyminąćponaddwiegodziny,nimdotarłemdoczegoś,comogłemuznaćzaswójcel.Byłotoobrośnięte
hojnie bluszczem zamczysko, w gęsto zadrzewionym parku, który, choć zdumiewająco znajomy, jednocześnie
wydawałmisięnadwyrazobcy.Dopieropóźniejzobaczyłem,Ŝefosabyłazasypana,aniektórezeznanychmi
wieŜzburzone,podczasgdyobokwznosiłysięnoweskrzydłabudowli,abyichwidokiemzmącićumysłpatrzącego.
JawszakŜeznajwiększymzaskoczeniemirozkosząprzypatrywałemsięotwartymoknombiłznichsilnyblaski
płynęły dźwięki radosnej zabawy. ZbliŜywszy się do jednego, zajrzałem do środka i ujrzałem osobliwie
przyodzianetowarzystwo,oddającesięnieskrępowanejzabawieiŜyworozprawiającemiędzysobąnigdydotąd
niesłyszałemludzkiejmowyimogłemsięjedyniedomyślać,oczymrozmawiano.Niektóretwarzewydawałysię
przywoływaćwemnienawpółzapomnianewspomnienia,innebyłycałkowicieobce.
W końcu przeszedłem przez niskie okno do jasno oświetlonej komnaty, a gdy to się stało, tląca się we mnie
iskierkanadzieizgasławprzypływienagłejświadomości,zalanafalączarnejrozpaczy.Koszmarprzybyłszybko,
bokiedytylkowszedłem,stałemsięświadkiemjednegoznajbardziejprzeraŜającychzjawisk,jakiekiedykolwiek
widziałem.Ledwieznalazłemsięwsali,całetowarzystwoogarnęłanagła,niewypowiedzianaidojmującazgroza,
którejwyrazpowykrzywiałichtwarzeiwydarłprzeraźliweokrzykiznieomalwszystkichgardeł.Wszyscyjakjeden
mąŜ rzucili się do ucieczki, a w tumulcie i panice kilka osób zemdlało i zostało wyniesionych przez ich
umykającychwpopłochukompanów.Wieluzakrywałooczydłońmiignałonaoślepwpanicznejpróbieucieczki,
przewracającmebleizderzającsięześcianami,zanimudałoimsiędotrzećdojednychzwieludrzwi.
Krzykibyłyszokujące.Kiedytakstałemwjasnooświetlonympomieszczeniu,samotnyioszołomiony,nasłuchując
cichnącegoechaichucieczki,zadrŜałemnamyśl,comogłoczaićsię,niedostrzegalne,wpobliŜu.Napierwszyrzut
oka komnata zdawała się pusta, kiedy jednak ruszyłem w stronę jednej z alków, odniosłem wraŜenie, Ŝe
wyczuwamwniejczyjąśobecnośćzłudzenieruchuzaozdobionymłukiemwejściemprowadzącymdosąsiedniej,
podobnejdotej,komnaty.ZbliŜywszysiędowejścia,zacząłemodbieraćobecnośćniecowyraźniej.Inagle,wrazz
pierwszymiostatnimdźwiękiem,jakizsiebiewydałemupiornymskowytem,którywzbudziłwemnieniemal
równiewielkąodrazę,jakohydabędącajegoprzyczynąujrzałem,wpełniswejprzeraŜającej,mroŜącejkreww
Ŝyłach okazałości, nieopisaną, niepojętą, niewypowiedzianą koszmarną istotę, monstrum, które samym swym
wyglądemzmieniłoradosnetowarzystwowgromadęrozhisteryzowanych,rozgorączkowanychuciekinierów.
Nie potrafię nawet pobieŜnie opisać, jak wyglądało to coś. Było istną kombinacją wszystkiego, co nieczyste,
niesamowite,nienormalne,niepoŜądaneigodnenajwyŜszejpogardy.Miałotrupiąbarwęgnijącychzwłok,odcień
rozkładu,starościizepsucia,toczonyprzezrobaki,ociekającyeidolonbluźnierczegoobjawienia,ohydne,okrutne
uzewnętrznienietego,colitościwaziemiapowinnanazawszeukryćwswoichtrzewiach.Bógjedenwie,Ŝenie
pochodziłoztegoświataalboprzynajmniejjuŜnieztegoświataaczkolwiekkuswemuprzeraŜeniuujrzałemw
jego wyŜartym, ziejącym nagimi kośćmi kształcie przeraźliwie ironiczną, zdeformowaną w niemoŜliwy do
wyraŜeniasposób trawestację ludzkiej sylwetki. Przegniłe, rozchodzące się w szwach odzienie jeszcze bardziej
wzmogłonarastającewemnieprzeraŜenie.
ByłemnieomalsparaliŜowany,alenienatyle,byniepodjąćchoćbynajmniejszejpróbyucieczki.Zatoczyłemsięw
tył,aletoniezdołałoprzełamaćuroku,jakirzuciłnamnieównienazwany,pozbawionygłosupotwór.Mojeoczy,
urzeczoneszklistymigałkami,którewlepiaływemnieodraŜającywzrok,niechciałysięzamknąć;byłyjednakŜe
litościwieprzymgloneiukazywałymiowąodrazęniecorozmytąwskutekpierwszegoszoku.Usiłowałemunieść
rękę,byprzesłonićwzrok,leczbyłemtakoszołomionyizdenerwowany,Ŝerękaniedokońcapoddałasięmej
woli. Próba ta wszakŜe wystarczyła, by zakłócić mą równowagę w ten oto sposób, by nie upaść, musiałem
chwiejniepostąpićkilkakrokównaprzód;kiedytouczyniłem,nieoczekiwanie,zezgrozązdałemsobiesprawęz
bliskościtejtrupiejistoty.NieomalwyobraŜałemsobie,Ŝemogęusłyszećjejzdławiony,odraŜającyoddech.Na
wpół omdlały, miałem jeszcze dość przytomności umysłu, by wysunąć przed siebie jedną rękę w rozpaczliwej
próbie powstrzymania cuchnącej, groteskowej istoty, która znajdowała się tak blisko mnie. I wtedy w jednej,
katastrofalnej sekundzie kosmicznego koszmaru i piekielnego przypadku moje palce dotknęły wyciągniętej,
gnijącejłapymonstrumczającegosięzazłotą,łukowąramą.
Niekrzyknąłem,leczwszystkiediabelskieghuleśmigającewrazznocnymwiatremwrzasnęłyzamiastmnieiwtej
samej sekundzie na mój umysł zwaliła się pojedyncza, ulotna lawina druzgocących duszę wspomnień. W tym
momencie przypomniałem sobie wszystko, co się dotąd wydarzyło, sięgnąłem pamięcią poza granicę
przeraŜającegozamczyskaidrzewirozpoznałemzmienionąbudowlę,wktórejsięobecnieznajdowałem.Przede
wszystkim jednak, i to było najstraszniejsze, rozpoznałem bluźnierczą obrzydliwość, która stała przede mną,
szczerzącsię,kiedycofałemmojeskulonepalceodjejdłoni.
WkosmosiewszakŜepozagorycząistniejerównieŜukojenie,aowymbalsamemjestnepenthes.
W przypływie dojmującej zgrozy tej krótkiej chwili zapomniałem, co mnie przeraziło, i eksplozja czarnych
wspomnień sczezła w chaosie ech rozmaitych obrazów. W zapomnieniu umknąłem przed tą niepokojącą i
przeklętąbryłą,awblaskuksięŜycabiegłemrączoibezgłośnie.Kiedywróciłemnamarmurowecmentarzyskoi
zszedłemnadółposchodach,stwierdziłem,Ŝeniejestemwstanieporuszyćuchylnejkamiennejklapysekretnego
wejścia. Nie Ŝałowałem tego, gdyŜ nienawidziłem starego zamczyska i drzew. Teraz mknę z drwiącymi i
przyjaznymi ghulami pośród nocnego wiatru, a za dnia igram wśród katakumb NephrenKa w niedostępnej,
3 z 4
2007-08-12 22:04
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=20
nieznanejkotlinieHadothnadNilem.Wiem,Ŝeświatłodnianiejestdlamnieodpowiednie,araczejblaskksięŜyca
oświetlający kamienne grobowce Neb, podobnie jak radość i swawola, z wyjątkiem tajemnych uczt Nitokris w
podziemiach Wielkiej Piramidy. Muszę wszelako przyznać, Ŝe dzięki tej nowej swobodzie i szaleństwu nieomal
pogodziłemsięzgorycząobcości.
ChociaŜ nepenthes przyniósł mi wewnętrzny spokój, wiem, Ŝe zawsze byłem i pozostanę juŜ przybyszem z
zewnątrzobcymwtymstuleciuipośródtych,którzywciąŜsąjeszczeludźmi.Zrozumiałemtozchwilą,gdy
sięgnąłem ręką w kierunku odraŜającej, bluźnierczej ohydy, widocznej wewnątrz tej wielkiej, złoconej ramy
kiedywypręŜyłempalceidotknąłemzimnej,nieustępliwejpowierzchnigładkiego,polerowanegoszkła.
Autor:HowardPhillipsLovecraft
[
Początek
]
4 z 4
2007-08-12 22:04
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl