[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=39
Pewnego jesiennego popołudnia, ja i mój przyjaciel rozmawialiśmy o nienazwanym, siedząc, obok
zdewastowanego grobowca, na siedemnastowiecznym cmentarzu w Arkham. Spoglądając w stronę ogromnej
wierzby, której pień był niemal wrośnięty w starą, nieczytelną płytę, rzuciłem nieco fantastyczną uwagę o
upiornychiniewyobraŜalnychsokach,jakie,kolosalnejejkorzeniemusiaływysysaćzsędziwej,cmentarnejziemi;
przyjacielmójskwitowałjednakmojesłowaśmiechemtwierdząc,Ŝetoabsurdidodał,Ŝeskoronacmentarzu
tym,odponadstulatnikogoniepochowano,wzieminiemogłobyćniczego,czymdrzewomogłobyodŜywiaćsię
wsposóbinnyniŜnormalnie.
Pozatymdodałmojenieustannedyskusjeonienazwanym,notabenezgoładziecinne,zdawałysiępotwierdzać
mą niską pozycję, jako autora marnych opowieści grozy. Zbyt usilnie pragnąłem kończyć swe opowiadania
obrazamilubdźwiękamiparaliŜującymiwszelkiepoczynaniabohaterówipozostawićich,pozbawionychresztek
odwagi,słówczyświadkówmogącychopowiedziećotym.coimsięprzydarzyło.Poznajemyrzeczytwierdził
jedyniedziękinaszympięciuzmysłomalboreligijnejintuicji,stądteŜjestpraktycznieniemoŜliwemówićojakiejś
rzeczy bądź zdarzeniu, którego nie sposób opisać przy pomocy definicji faktu lub właściwych doktryn
teologicznychzwłaszczakongregacjonalistóworazmodyfikacji,zawdzięczanejtradycjiisirArturowiConan
Doyle.Ztymprzyjacielem,JoelemMantonem,częstoprowadziłemdługie,leniwedysputy.Byłondyrektorem
liceumEastHigh,urodzonymiwychowanymwBostonie,przejawiającymtypowądlaNowejAngliiprzepełnioną
samozadowoleniemgłuchotęwobecniektórychdelikatnychniuansówŜycia.Zjegopunktuwidzeniajedynienasze
obiektywne postrzeganie miało jakiekolwiek znaczenie etyczne, zaś do kompetencji artysty naleŜało nie tyle
rozbudzeniesilnychwraŜeńpoprzezdziałanie,ekstazęizaskoczenie,aleraczejpozyskaniezwykłego,spokojnego
zainteresowania i szacunku, dzięki dokładnym, szczegółowym transformacjom codziennych wydarzeń. Miał
obiekcjeprzedewszystkimdomoichzainteresowańtymcomistyczneiniewyjaśnione;bochoćbardziejniŜja
wierzyłwzjawiskaparanormalne,nieprzyznałby,iŜsąoneodpowiednimtematemdoopisywaniawksiąŜkach.
Dla jego praktycznego i logicznego umysłu było wręcz nie do pomyślenia, Ŝe umysł moŜe znajdować wielką
przyjemnośćwucieczceodcodziennychobowiązkówiworyginalnych,dramatycznychrekombinacjachobrazów
wypaczonychczyzbanalizowanychprzeznudęiprzyzwyczajenia.Wjegomniemaniuwszystkierzeczyiodczucia
miałydokładniesprecyzowanerozmiary,właściwości,przyczynyiskutki.Ichoćmgliściezdawałsobiesprawę,Ŝe
umysłprzechowujeniekiedyobrazyiwraŜeniadalecemniejgeometrycznej,uporządkowanejirealnejnatury,
uwaŜałzausprawiedliwionewyznaczeniegranicytolerancjiiwyrugowaniepozaniąwszystkiego,coniemogłobyć
doświadczoneizrozumianeprzezprzeciętnegoobywatela.Pozatymbyłprawiepewny,Ŝenieistniejecośtakiego
jak"nienazwane"czyniemoŜliwedoopisania.Tozwyczajniedoniegonieprzemawiało.
Pomimo iŜ zdawałem sobie sprawę, Ŝe argumenty wyobraŜeń i metafizyki są niczym w porównaniu z
samozadowoleniem ortodoksyjnego pragmatyka, coś w krajobrazie, na tle którego toczyliśmy nasz słowny
pojedyneksprawiło,ŜestałemsiębardziejzaciętyniŜzazwyczaj.Rozsypującesiępłytygrobowe,majestatyczne
drzewa i stuletnie dwuspadowe dachy domów otaczającego nas, nawiedzanego przez czarownice miasteczka,
wprawiłymniewbojowynastrój,izuporemzacząłembronićswegostanowiska,aniebawemzdołałemnawet
wedrzeć się na terytorium przeciwnika. Kontratak bynajmniej nie był trudny, wspomniałem bowiem, Ŝe Joel
Mantonwierzyłwwieleprzesądów,którychnieuznawaliinniwykształceniludzie'wjegowieku:wpojawianiesięw
1 z 4
2007-08-12 21:09
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=39
odległychmiejscachduchówumierającychludziiwto,Ŝenaszybachokienpowstająodbiciatwarzyludzi,którzy
przynichsiadywali.
Wmoichdywagacjachoparłemsięwłaśnienaludowychwierzeniachiprzyjąłem,iŜabywniewierzyć,naleŜy
równieŜuwierzyćwistotyduchowe,istniejąceniezaleŜnie,nawetpooddzieleniusięodswychcielesnychpowłok.
DowodziłotomoŜliwościwiarywfenomenynadnaturalne,boskoroumarłymoŜeprzekazywaćswójwidzialny,
bądźwyczuwalnyobraznadrugikoniecświata,albo"ukazywaćsię"przezstuleciaposwojejśmierci,byłoby
absurdem odrzucać ewentualność, Ŝe w opuszczonych domach gnieŜdŜą się dawne, czujące istoty, albo Ŝe
cmentarzeprzesyconesąprzeraŜającą,bezcielesnąinteligencjącałychpokoleń.Askoroducha,któregoobecność
przejawiasięwróŜnorodnychformach,nieobejmująŜadneprawadotyczącematerii,czemumiałobybyćczymś
niezwykłym wyobraŜenie sobie fizycznie Ŝyjących, "martwych" istot posiadających, bądź nie posiadających
kształtów,ichmaterializacjazaś,zcałąpewnościąprzezobserwatorówzjawiskazostałabyokreślonamianem
"nienazwanego"."Zdrowyrozsądek"wodniesieniudotychsprawzapewniłemciepłomegoprzyjacielajest
jedyniedowodembrakuwyobraźniidwuznacznościmoralnej.Nadszedłzmierzch,aleŜadenznasniemiałochoty
przerwaćdyskusji.MantonsprawiałwraŜeniejakbynieporuszyłygomojeargumentyiusiłowałjeobalaćtrwając
niezmiennieprzyswoimzdaniu,dziękiczemuniewątpliwieosiągałsukcesyjakonauczyciel;jednakczułemsię
zbytmocny,byobawiaćsięporaŜki.Wodległychoknachzaczęłypojawiaćsięświatła,alemynieruszyliśmysięz
miejsca.Nastarym,rozsypującymsięgrobowcusiedziałosięnamwyśmienicieiwiedziałem,Ŝemójprozaiczny
przyjacielnieprzejmujesięziejącą,mrocznąszczelinąwnaruszonejprzezkorzeniemurarce,nieomaltuŜza
naszymiplecami, ani złowrogim cieniemrzucanym przez groŜący runięciem, opuszczony, zdewastowany dom
znajdującysiępomiędzynamianajbliŜsząoświetlonądrogą.Takwięctkwiliśmywciemnościach,nauszkodzonym
grobowcu,opodalopuszczonegodomu,rozmawiająco"Nienazwanym",agdyJoelprzestałwreszcieszydzićz
moichwypowiedzi,opowiedziałemmuoprzeraŜającymdowodzie,potwierdzającymprawdziwośćhistoriibędącej
głównymobiektemjegodrwin.
Mojeopowiadaniemiałotytuł"Oknonapoddaszu"ipojawiłosięwstyczniowymwydaniu"Szeptów"w1922roku,
inspirowaneopowieściąMathera.Wwielumiejscach,zwłaszczanapołudniuiwybrzeŜuPacyfiku,zpowoduskarg
tzw."porządnychobywateli"wogólezaprzestanosprzedaŜymagazynu,wNowejAngliijednaknieprzejętosię
drukowanymitamartykułami.Sprawa,którąudowodniłem,była,biologicznierzeczbiorąc,nieprawdopodobna,ot,
jeszczejednaszalonamałomiasteczkowahistoryjka,którąC.Matheruznałzadostatecznienaiwną,abywłączyć
do swej "Magnalia Christi Americana", jednak dysponował tak nikłymi dowodami, Ŝe nic ośmielił. się nawet
wymienićnazwymiejscowości,wktórejwydarzyłsięówkoszmar.Codomnie,tosposóbwjakiuwypukliłem
niektóreaspektystarej,posępnejopowieści,byłraczejtypowydlapełnegofantazjilichegopisarzyny.
MatherfaktycznieopowiadałonarodzinachtejIstoty,aleniktprócztaniegołowcysensaqiniemyślał,ŜeTO
istotazkrwiikościmogłobydorosnąć,anocamizaglądaćludziomdookieniukrywaćsięnapoddaszu,w
starymdomuaŜkiedyśktoś,dostrzegłjąwoknieiosiwiał,niemogącopisaćtego.cozobaczył.Całasprawa
zdawałasiętrącićtaniąsensacjąiMantonnieomieszkałotymwspomnieć.
Wówczasopowiedziałemmuotym,cowyczytałemwstarymdziennikuzlat17061725,odnalezionymwśród
rodzinnychdokumentów,niecałąmilęodmiejsca,wktórymsiedzieliśmy,iobliznachnapiersiiplecachmego
przodka,októrychwspomnianonakartachpamiętnika.OpowiedziałemmurównieŜoinnychlękachpanującychw
tejokolicy,ohistoriachprzekazywanychszeptem,zpokolenianapokolenie,iotymjakzgołaniemistycznyobłęd
dosięgnął chłopca, który w 1795 roku wszedł do opuszczonego domu w poszukiwaniu pewnych konkretnych
śladów,którespodziewałsiętamznaleźć.Tomusiałobyćokropnenicdziwnego,źcwraŜliwistudenciwzdrygali
się na samą myśl o erze purytańskiej w Massachusetts. Tak niewiele wiadomo o tym co się wtedy działo
niemniej nawet drobne wzmianki o wydarzeniach jakie miały wówczas miejsce, są niczym przyprawiający o
mdłościobrazrozkładającegosiętrupaignijącychtkanekprzesyconychwoniąrozkładu.Werzetejniebyłomowy
opięknieaniowolności,widaćtowarchitekturzeibudowlachztamtegookresu,atakŜewociekającychjadem
kazaniach pseudoduchownych. A wewnątrz owego zardzewiałego Ŝelaznego kaftana bezpieczeństwa czaiły się
szokującekoszmary,ohyda,perwersjaidiabolizm.Otoprawdziwaapoteozanienazwanego.
CottonMatherwswojejdemonicznej"SzóstejKsiędze",którejnienaleŜyczytaćpozmierzchu,rzucającklątwę
bynajmniejnieprzebierałwsłowach.PosępnyniczymŜydowskiprorokilakonicznieobojętnywczymdodziśnie
ma sobie równego, opowiedział historię o bestii, którą przywołał, stworze będącym czymś więcej aniŜeli
zwierzęciem,alemniejniŜczłowiekiem,istociezeskaząnaoku,ionieszczęsnymwrzeszczącympijaku,którego
powieszono,bomiałtakiesamooko.TyleMatherzjegodziarskichsłówniesposóbjednakdomyślećsięco
wydarzyłosiępóźniej.ByćmoŜeautorniewiedział,amoŜenieodwaŜyłsięotymnapisać.Inniwiedzieli,alenie
ośmielalisięmówić;tajemnicąpoliszynelabyłacięŜkazasuwawiszącanadrzwiachprowadzącychnapoddaszew
domupewnegobezdzietnego,zuboŜałego,zgorzkniałegostarca,którypołoŜyłwielką,pozbawionąnapisupłytę
nagrobną przy zapomnianym, nie odwiedzanym przez nikogo grobie, choć, jeśli dobrze poszukać, moŜna by
natknąćsięnaopowieści,którenawetnajwiększemuśmiałkowizmroziłybykrewwŜyłach.
Wszystko to odnalazłem w pamiętniku mego przodka; niedopowiedzenia, aluzje, insynuacje, przekazywane
ukradkiemopowieścioistociezeskaząnaoku,widywanejnocamiwokniealbonaopuszczonychłąkach,na
skrajulasu.Któregoświeczoracośnapadłomegoprzodkanamrocznejdrodze,wdolinie,pozostawiającmupo
sobieśladyrogównapiersiachimałpichpazurównaplecach;naziemizaś,obokmiejscanapaścinatrafionona
śladyjakbyrozszczepionychkopytiniezbytwyraźnych.zamazanychantropoidalnychłap.Innegorazu,tuŜprzed
świtem,kiedybyłojeszczeciemno,naMeadowMili,pewienpocztmistrzścigałinawoływałpędzącąprzeraźliwymi
susami,bezimiennąistotęiwieluludziuwierzyłowjegoopowieść.
2 z 4
2007-08-12 21:09
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=39
Rzeczjasna,dziwnekomentarzewzbudziłfakt,kiedypewnejnocyw1710rokubezdzietny,zrujnowanystarzec
zostałpochowanywkrypciezadomem,opodalpozbawionejnapisupłytynagrobnej.Drzwinapoddaszenigdy
niezostałyotwarte,aledompozostawionownietkniętymstanie,przeraŜającyiopuszczony.Kiedydobiegałyzeń
osobliweodgłosy,ludzieszeptaliiwzdrygalisięnerwowo,mającnadzieję,Ŝezameknadrzwiachpoddaszabył
dostateczniesilny.Ichnadziejeokazałysięjednakpłonne,kiedynaplebaniimiałamiejsceupiornatragedia
potwornazbrodnia,z której nikt nieuszedłcało, aciałabyły straszliwie zmasakrowane.W miarę upływu lat
legendynabierałycorazbardziejmrocznegocharakteru przypuszczam, Ŝetocoś,jeŜeli byłoŜywe, musiało
umrzeć.Wspomnieniajednaktrwałynadalwludzkiejpamięciizrokunarokstawałysięupiorniejsze,poniewaŜ
otoczonebyłytakgłębokimnimbemtajemnicy.
Podczasmejopowieści,MantonpraktycznieprzezcałyczasmilczałizauwaŜyłem,iŜmojesłowawywarłynanim
ogromnewraŜenie.Niewybuchnąłśmiechemkiedyprzerwałem,ale,jaknajbardziejpowaŜnie,zapytałochłopca,
któryw1795rokupostradałzmysłyiktórybyłbohateremmegoopowiadania.Powiedziałemmudlaczegochłopiec
udałsiędotegoopuszczonego,unikanegoprzezwszystkichdomuistwierdziłem,Ŝepowinnogotozainteresować,
gdyŜ wierzył, Ŝe w oknach pozostają uwiecznione odbicia tych, którzy przed nimi siadywali. Chłopiec chciał
zobaczyć okna tego upiornego poddasza, powodowany opowieściami o widywanych za nimi istotach, i wrócił
wrzeszczącjakopętany.
Manton, kiedy to mówiłem, pogrąŜony był w zamyśleniu, ale stopniowo odzyskiwał swój analityczny sposób
rozumowania. Aby kontynuować nasz spór przyjął moŜliwość rzeczywistego istnienia jakiegoś nienaturalnego
monstrum,aleupomniałmnie,ŜenawetnajbardziejchorywybryknaturyniemusibyćNIENAZWANYlubnaukowo
nieopisany.
Podziwiającjegoprzekonanieiupór,dorzuciłemjeszczekilkainformacjizebranychwśródstarychmieszkańców
tychokolic.Późniejszelegendywyjaśniłemdotycząogromnych,potwornychwidm,bardziejprzeraŜającychniŜ
jakakolwiekistotazkrwiikości,duchówprzybierającychkształtniewyobraŜalnychbestiiniekiedywizualnych,
kiedyindziejzaśjedyniewyczuwalnych,którepojawiająsięwbezksięŜycowenoceabynawiedzaćstarydom,
znajdującąsięzanimkryptęigrób,gdzieobokpozbawionejnapisupłytycmentarnej,wyrosłomłodedrzewo,
niezaleŜnie od tego, czy owe widma rzeczywiście wysysały krew. albo jak głosiły plotki, rozrywały ludzi na
strzępy,nieulegawątpliwości,Ŝewywierałynaludzisilnyinieustającywpływ;starzymieszkańcytychokolic
obawialisięichjakognia,choćprzezostatniedwapokoleniaoweposępnehistoriezostałyniecozapomnianebyć
moŜeumierająśmierciąnaturalną,poniewaŜniktichniewspomina.Pozatym,wkraczającnapoletkoestetyki,
jeślipsychiczneemanacjeistotludzkichulegajągroteskowymdeformacjom,comogłobylepiejwyrazićskrzywione
izłowrogieodbicie,jeŜelinieobrazzłośliwegoducha,chaotycznejperwersjiideprawacji,apoteozęmrocznego,
choregobluźnierstwaprzeciwkonaturze?Czystworzonaprzez"martwy"mózghybrydycznegokoszmarumglista
zgrozaniestałabysięwefekcieodraŜającąwswejprawdziwościwizjąjedynegowswoimrodzaju,odraŜającegoi
zatrwaŜającegoNIENAZWANEGO?
MusiałojuŜbyćbardzopóźno,nietoperzprzeleciałtuŜobok,ocierającsięlekkoomnieiwydajemisię,Ŝedotknął
równieŜMantona,bochoćgoniewidziałem,poczułem,Ŝepodniósłrękę.Odezwałsiętymisłowy:
CzytendomzoknemnapoddaszuwciąŜjeszczestoiijestopuszczony?
Takodparłem.Widziałemgo.
lznalazłeśtamcośnapoddaszualbogdzieśindziej?
Pod okapem leŜał stos kości. Być moŜe to właśnie te kości zobaczył ów chłopiec; jeŜeli był dostatecznie
wraŜliwy,niemusiałwidziećodbiciawszybieabypostradaćzmysły.JeŜeliwszystkienaleŜałydojednejistoty,
musiałtobyćnaprawdęzatrwaŜający,ogromnypotwór.Byłobybluźnierstwempozostawienietakichszczątkównie
pogrzebanych,toteŜwróciłemtamzworkiemizaniosłemjedogrobowcazadomem.Byłatamszczelinaprzez
którąwsunąłemjedośrodka,nieuwaŜajmniezagłupcapowinieneśbyłwidziećtęczaszkę.Miałaczterocalowe
rogi,aletwarziszczękawyglądałyjakludzkie.
Wkońcupoczułemwyraźnie,ŜesiedzącytuŜobokmnieMantonwzdrygnąłsię.Mimotojednak,jegociekawość
anitrochęnieosłabła.
Acozszybami?
Wszystkiepowybijane.Wjednymzokienbrakowałoframugi,winnychzaśniebyłonawetjednegokawałka
szkła.TobyłyŜebrowaneokna,staregotypu,którewyszłyzuŜyciaprzedkońcemsiedemnastegowieku.Wygląda
nato,ŜeszybniebyłowoknachtegodomuoddobrychstulatmoŜetochłopiecjepowybijałlegendyotymnie
wspominają.
Mantonznówsięzamyślił.
Chciałbym zobaczyć ten dom. Gdzie on jest? Szyby nie szyby, chciałbym mu się przyjrzeć. Podobnie jak
grobowcowi,doktóregowłoŜyłeśtamtekościitemudrugiemu,beznapisów...towszystkomusibyćnaprawdę
przeraŜające.
Widziałeśtowszystko...dopókiniezrobiłosięciemno.
3 z 4
2007-08-12 21:09
R'lyeh - zaginione miasto cyklopów
http://rlyeh.ms-net.info/index2.php?str=39
MójprzyjacielbyłbardziejzdenerwowanyniŜprzypuszczałem,bokiedyzakończyłemmojemałeprzedstawienie,
odsunąłsięodemniegwałtownieiotworzywszyszerokoustawydałnajpierwzduszonechrząknięcie,apotem
przeraźliwy,przeciągłykrzyk,wktórymzawarłosięcałenapięcieskumulowanewjegownętrzuprzezlendługi
wieczór.ByłtodziwnykrzykitymbardziejprzeraŜający,Ŝedoczekałsięodpowiedzi.Brzmiałjeszcze,kiedyw
otaczającejmnieatramentowejciemnościusłyszałemgłuchytrzaskdźwiękotwieranegoŜebrowanegookna,w
stojącym nieopodal przeklętym domu. A jako Ŝe inne framugi odpadły juŜ przed wieloma laty, nie miałem
wątpliwości,iŜsłyszałemskrzypnięcieframugiowegodemonicznego,pozbawionegoszyb,przeraŜającegooknana
poddaszu.
Zarazpotem,równieŜodstronydomu,buchnąłszumiącyupiorniepodmuchlodowatego,cuchnącegopowietrzai
usłyszałemprzeszywającydoszpikukościwrzaskrozlegającysiętuŜobokmnie,przysamejkrawędziszczeliny
owego mrocznego grobowca kryjącego szczątki człowieka i potwora. W ułamek sekundy później zostałem
zrzucony z mego przeraźliwego siedziska potęŜnym uderzeniem jakiejś diabelskiej, niewidzialnej istoty
gigantycznychrozmiarów,lecznieokreślonejnatury.Oszołomiony,wylądowałembezwładnienawilgotnejziemi,
podczas gdy od strony grobowca doszły mnie zduszone oddechy, odgłosy szamotaniny i warknięcia. Moja
wyobraźnia mimowolnie zaludniła mroczną przestrzeń wokół nas Miltonowskimi legionami zdeformowanych,
zniekształconychpotępieńców.
Znów powiał szumiący, przyprawiający o mdłości, lodowaty wicher, a potem rozległ się przeciągły zgrzyt
obluzowanychcegiełipękającychtynków;naszczęściewtymmomenciestraciłemprzytomnośćiniezdąŜyłem
dowiedziećsięcoonoznaczał.
Manton,chociaŜmniejszyodemnie,jestbardziejwytrzymałyimakońskiezdrowie,bopomimoiŜodniósłowiele
powaŜniejsze obraŜenia, ocknęliśmy się niemal jednocześnie. Nasze łóŜka stały obok siebie i juŜ po kilku
sekundach zorientowaliśmy się. Ŝe znajdujemy się w szpitalu Św. Marii. Wokół nas tłoczyli się zaciekawieni
pracownicy szpitala, pragnący dopomóc naszejpamięci poprzez wyjaśnienie w jaki sposób się tu dostaliśmy;
niebawemdowiedzieliśmysięofarmerze,któryodnalazłnaswpołudnie,naodludnympoletkuzaMeadowHill,
oddalonymomilęodstaregocmentarza,wmiejscu,gdziejakwieśćgłosi,stałaniegdyśstararzeźnia.Manton
miałdwiepaskudneranynapiersiachikilkamniejgroźnychran,przypominającychzadrapania,naplecach.Janie
odniosłempowaŜniejszychobraŜeń,poza.tym,Ŝebyłempoobijanyiposiniaczony,choćnieulegawątpliwości,Ŝe
śladyrozszczepionegokopyta,widniejącenamoimcielebudziłyogólnezainteresowanie.Ryłojasne,ŜeManton
wiedział więcej niŜ ja, ale nie udzielił zdumionym i zaciekawionym lekarzom Ŝadnych wyjaśnień, dopóki nie
poinformowaligoorodzajuranjakieodnieśliśmy.Dopierowtedystwierdził,Ŝezostaliśmyzaatakowaniprzez
rozszalałegobykachoćbyłoto,rzeczjasna,naderwątpliweiniejasnewytłumaczenie.
Kiedylekarzeipielęgniarkiwyszli,wyszeptałem,zwyraźnymprzeraŜeniemwgłosieDobryBoŜe,Manton,COTO
BYŁO?TebliznyizadrapaniaCZYRZECZYWIŚCIEBYŁOTAKJAKMÓWIŁEŚ?Byłemjednakzbytoszołomiony
abyzakrzyknąćzradości,kiedy,równieŜszeptem,powiedziałmito,czegosięwgłębiduszyspodziewałem.
nie.TOWCALENIEBYŁOTAK.ToCOŚbyłoWSZĘDZIEjakgalareta,błotoczyszlam,amimotomiałokształty,
tysiąc róŜnych koszmarnych kształtów przekraczających wszelkie ludzkie wyobraŜenia i moŜliwości
zapamiętywania.ToCOŚmiałooczyiskazęnajednymoku.Tobyłaotchłań,czeluść,maelstrom,apoteoza
wszelkiejohydy.Skrajnykoszmar.Carter,tobyłoNIENAZWANE!
Autor:HowardPhilipsLovecraft
[
Początek
]
4 z 4
2007-08-12 21:09
[ Pobierz całość w formacie PDF ]