[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HARRY HARRISONStalowy Szczur Czuje BluesaROZDZIA� lWej�cie na �cian� nie by�o �atwe, ale spacer po suficie okaza� si� zgo�aniemo�liwy. Dop�ki nie odkry�em, �e zabieram si� do tego w niew�a�ciwy spos�b.Sprawa okaza�a si� prosta, gdy ju� na to wpad�em. Trzymaj�c si� r�kami sufitu,nie mog�em porusza� stopami. Musia�em wy��czy� r�kawiczki molekularne i zawisn��na samych podeszwach. Krew mi chlusn�a do g�owy - i nic dziwnego - przynosz�c zsob� fal� md�o�ci i panicznego l�ku.Co ja tu robi�em, uwieszony g�ow� w d� z sufitu Mennicy, obserwuj�c, jakmaszyna wybija na dole monety p� miliona kredytek sztuka? Dzwoni�y i spada�y doczekaj�cych koszy - na to pytanie zatem odpowied� by�a jasna. O ma�o nie spad�emrazem z nimi, kiedy odci��em zasilanie w jednej stopie. Gigantycznym krokiemprzenios�em j� do przodu i wyr�n��em o sufit, w��czaj�c z powrotem energi�wi���c�. Generator w bucie emitowa� pole tej samej energii, kt�ra trzyma razemmoleku�y, i zamienia� mi stop�, przynajmniej czasowo, w kawa�ek sufitu. Dop�kidzia�a�o zasilanie. Jeszcze kilka d�ugich krok�w i by�em nad koszami. Staraj�csi� ignorowa� zawroty g�owy, pogmera�em r�k� przy pasku i wyci�gn��em kabel spodwielkiej klamry. Z�ama�em si� w p�, aby dosi�gn�� sufitu, wdusi�em o mur guzikna ko�cu kabla i uruchomi�em pole wi�zania. Chwyci�o jak diabli i mog�em uwolni�stopy. Wisia�em teraz prawym bokiem do g�ry, ko�ysa�em si� i czu�em, �e zrumianej twarzy wys�cza mi si� krew.- Do roboty, Jim, bez opieprzania si� - pouczy�em sam siebie. - Lada momentw��czy si� alarm.Jak na zawo�anie zahucza�y dzwonki, rozb�ys�y �wiat�a i �ciany zadygota�y odryku syreny. Nie powiedzia�em do siebie: a nie m�wi�em? Szkoda by�o czasu. Kciukna guzik zasilania i potwornie silna, prawie niewidoczna linka monomolekularnawyskoczy�a ze szcz�kiem z klamry i b�yskawicznie spu�ci�a mnie na d�.Zastopowa�em, kiedy moje rozpostarte ramiona dotkn�y monet. Otworzy�emneseserek i ci�gn��em go z brz�kiem przez monety, dop�ki nie wype�ni� si�b�yszcz�cymi, roziskrzonymi �licznotkami.Zamkn��em i zaplombowa�em, male�ki silniczek zabzycza� i przyci�gn�� mnie zpowrotem do sufitu. Stopy r�bn�y o mur i przywar�y; wy��czy�em zasilaniewyci�garki. W tym momencie otworzy�y si� pode mn� drzwi.- Chyba jest tu kto�! - zawo�a� stra�nik, a spluwa w jego r�ku gor�czkowow�szy�a za ofiar�. - Alarm si� w��czy�.- Mo�liwe, ale nikogo nie wida� - stwierdzi� drugi.Patrzyli w d� i dooko�a siebie. Ani razu durnie nie podnie�li wzroku. Liczy�emna to. Czu�em, �e twarz mi zalewa pot. Zbiera si�. Kapie.Ze zgroz� patrzy�em na krople potu rozpryskuj�ce si� na he�mie stra�nika.- S�siednie pomieszczenie! - krzykn�� zag�uszaj�c plusk.Wybiegli na korytarz, drzwi si� zamkn�y. Przecz�apa�em na drugi koniec sufitu,spe�z�em po �cianie i opad�em bez si� na pod�og�.- Dziesi�� sekund, ani chwili d�u�ej - upomnia�em siebie. Wola prze�ycia tostraszny tyran. To, co kiedy� wygl�da�o na genialny pomys�, mo�e i by�o nimnaprawd�. Teraz jednak �a�owa�em, �e ta kr�tka wzmianka w og�le wpad�a mi w oko."Uroczyste otwarcie nowej Mennicy na Pask�njaku... planecie cz�sto zwanej Ku�ni�Z�ota... Pierwsza w historii emisja monet p�milionowych... Dostojnicy imedia..."To by�o niczym salwa z pistoletu startowego dla sprintera. Spakowa�em si�natychmiast. Tydzie� p�niej opu�ci�em terminal kosmoportu na Pask�njaku zneseserkiem pod pach� i fa�szyw� legitymacj� prasow� w kieszeni. Nawet widokzmasowanych oddzia��w wojska i gotowych na wszystko agent�w ochrony nie wyleczy�mnie z szale�stwa. Aparatura w neseserze by�a odporna na wykrycie przez wszelkieznane detektory; w czasie prze�wietlania pokazywa� absolutnie fa�szywy obrazswojej zawarto�ci. Krok mia�em lekki, a u�miech szeroki.Teraz twarz moja by�a szara, a kiedy zmusi�em si� do z�apania pionu, nogi midygota�y ze zm�czenia.- Spokojne oczy, wzrok skupiony... mina niewini�tka.�ykn��em pigu�k� spokoju i skupienia w polewie z benzedryny b�yskawicznej.Jeden, dwa, trzy kroki ku drzwiom, twarz rozpromieniona dum�, ch�d dostojny,sumienie czyste.Na�o�y�em odjazdowe okulary z klejnotami i wyjrza�em przez drzwi. Ultrasonicznyobraz by� zamazany. Lecz na tyle wyra�ny, �e zdo�a�em rozr�ni� biegn�cesylwetki. Kiedy znikn�y, nacisn��em klamk�, wy�lizgn��em si� i zamkn��em drzwiza sob�.Reszta mojej grupy �urnalist�w cofa�a si� w g��b korytarza przed rozwrzeszczanymt�umem ochroniarzy wymachuj�cych im przed nosem broni�. Wykona�em obr�t,stanowczym krokiem pomaszerowa�em w przeciwnym kierunku i znikn��em za hakiem.Tamtejszy stra�nik opu�ci� pukawk� i wycelowa� w klamr� mojego paska.- La necesejo estas ci te? - spyta�em z przymilnym u�miechem.- Co� pan powiedzia�? Co pan tutaj robi?- Naprawd�? - Parskn��em przez rozszerzone nozdrza. - Kiepsko wygl�damy zedukacj�, a zw�aszcza znajomo�ci� esperanta, co? Je�li musi pan wiedzie� -m�wi�c wulgarnym �argonem tej planety, powiedziano mi, �e znajd� tutaj kibel dlapan�w.- Nic podobnego. W drugim ko�cu.- To naprawd� zbytek uprzejmo�ci z pa�skiej strony.Pokaza�em mu plecy i wyruszy�em nie�mia�o w przeciwnym kierunku. Nie zd��y�empostawi� trzeciego kroku, kiedy rzeczywisto�� przedar�a si� do ospa�ych zwoj�wm�zgowych stra�nika.- Dok�d to, wracaj pan!Stan��em jak wryty, obr�ci�em si� do niego i wyci�gn��em r�k�.- Tam? - spyta�em. Miotacz gazu, kt�ry ukry�em w d�oni odwracaj�c si� plecami,wyda� kr�tkie sykni�cie. Facet zamkn�� oczy i sflacza� na posadzk�. Wyci�gn��emmu gnata z bezw�adnych r�k i przytuli�em do �pi�cych piersi; nie by� mipotrzebny. Przemkn��em obok i �okciem pchn��em wej�cie na schody zapasowe.Zamkn��em drzwi, podpar�em je plecami i wzi��em g��boki oddech. Z zestawuprasowego wyszarpn��em map� i wbi�em palec w punkt oznaczaj�cy klatk� schodow�.Teraz na d�, do magazyn�w... gdzie� ni�ej rozleg�y si� kroki.W g�r�. Po cichu na palcach. Zmiana planu by�a konieczna z winy syrenyalarmowej, kt�ra zakorkowa�a mi t�umem ludzi prost� drog� ucieczki. W g�r�,pi��, sze�� pi�ter, do miejsca, gdzie schody ko�czy�y si� drzwiami z napisemKROV. Pewnie dach w miejscowym narzeczu.Unieszkodliwi�em trzy rozmaite alarmy, kopn��em drzwi na o�cie� i wyskoczy�em zapr�g. Rozejrza�em si� po typowym ba�aganie na dachu: zbiorniki z wod�,wentylatory, jednostki napowietrzania - i s�usznych rozmiar�w kominy wypluwaj�ceska�enia. Bosko.Wrzuci�em trefn� bro� i narz�dzia do torby ze szmalem, s�ysz�c po�egnalny brz�kmonet. Przekrzywiwszy klamr� od paska, rozpi��em j�, po czym wyj��em b�ben zsilnikiem. Przyczepi�em wtyczk� pola molekularnego do torby i spu�ci�em wszystkona przewodzie w g��b komina. Si�gn��em mo�liwie najni�ej i przytwierdzi�emmechanizm b�bna do �cianki rury.Gotowe. Powisi sobie tutaj, ile trzeba. P�ki nie opadn� emocje. Mo�na powiedzie�- depozyt, kt�ry czeka na podj�cie. Uzbrojony tylko w min� niewini�tka, wr�ci�emt� sam� drog� schodami na parter.Drzwi si� otworzy�y i zamkn�y bezszelestnie. Zobaczy�em stra�nika, sta� plecamido wej�cia i mo�na by�o otrze� si� o niego. Co te� uczyni�em, klepn�wszy go wrami�. Wrzasn�� jak op�tany, odskoczy� w bok, obr�ci� si� i wymierzy� do mnie zpistoletu.- Nie chcia�em pana przestraszy� - zaintonowa�em s�odkim g�osem. - Chybaod��czy�em si� od mojej ekipy. Grupa dziennikarzy...- Sier�ancie, mam tu jednego - wymamrota� do mikrofonu na ramieniu. - Ja, tak,szeregowiec Izmet, posterunek jedena�cie. Dobra. Przytrzyma� go. Rozumiem. -Wycelowa� mi mi�dzy oczy. - Nie rusza� si�!- Nie mam zamiaru, panie w�adzo. Prosz� mi wierzy�.Zacz��em podziwia� paznokcie na moich palcach, wyrwa�em kilka nitek z kurtki,gwizda�em; stara�em si� ignorowa� migocz�c� mi przed nosem luf�. Sk�d� dolecia��omot bucior�w i pojawi� si� oddzia� na czele z sier�antem o okrutnej twarzy.- Witam, sier�ancie. Mo�e mi pan powiedzie�, dlaczego pa�ski �o�nierz mierzy domnie z pistoletu? A zreszt�, dlaczego wszyscy do mnie mierzycie ze swej�mierciono�nej broni?- Odebra� mu neseser. Zaku� go. Idziemy. - Co� ma�om�wny typek z tego sier�anta.Winda, do kt�rej mnie zap�dzili, nie by�a zaznaczona na mapie dla dziennikarzy.Nie napomyka�a ona te� o licznych poziomach poni�ej parteru, kt�re wdziera�y si�g��boko we wn�trzno�ci planety. W czasie jazdy czu�em rosn�cy ucisk w uszach -gmach musia� liczy� sobie ca�e mn�stwo pi�ter podziemnych, tyle co drapaczechmur przewa�nie nad ziemi�, my�la�em. �o��dek r�wnie� podszed� mi do gard�a,gdy dotar�o do mnie, �e najwyra�niej porwa�em si� z motyk� na s�o�ce. Wykopalimnie na kt�rej� z podziemnych kondygnacji, powlekli przez ci�g zaryglowanych iokratowanych bram. Na koniec trafi�em do pojedynczej, przygn�biaj�cej celi.Nagiej, jak ka�e tradycja, z �ar�wkami bez os�ony i taboretem. Oklap�em na� iwestchn��em g��boko.Pr�by nawi�zania przeze mnie rozmowy olano, tak samo jak moj� kart� prasowe.Gwizdn�li mi j� razem z butami - a potem kazali odda� reszt� rzeczy. Naci�gn��emkaftan z szorstkiej czarnej juty, kt�ry mi podarowali w prezencie, zag��bi�emsi� w sto�ek i usi�owa�em nie walczy� na spojrzenia z moimi klawiszami.Szczerze m�wi�c, wpad�em w kana�, kt�ry jeszcze si� pog��bi�, kiedy efektyprze�ucia kapsu�ki spokoju i skupienia pocz�y si� zaciera�. Tu� przed upadkiemmojego morale na dno g�o�nik wy skrzecza� niezrozumia�e instrukcje i odstawionomnie do innego pomieszczenia. �wiat�a i taboret by�y identyczne - ale tym razemtkwi�y naprzeciw stalowego pulpitu, za kt�rym rozwala� si� oficer o jeszczebardziej stalowych oczach. Jego piorunuj�cy wzrok wystarczy� za przemow�, gdyomi�t� r�k� moje ubranie, torb� i buty, poddane szczeg�owej rewizji.- Nazywam si� pu�kownik Neuredan - wyskrzecza�. - Wpad�e� jak �liwka w kompot.- Zawsze traktujecie w ten spos�b dziennikarzy galaktycznych?- Twoja legitymacja jest podrobiona. - G...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]