[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WIES�AW GWIAZDOWSKImy�liwiPowiedzieli nam, �e zbrodnia jest czym� z�ym i nieludzkim, a p�niej nauczylinas zabija�."Luna" - otoczony fioletem neon�w bar na rogu ulicy. Automatycznie rozsuwaj�cesi� kraty, antyw�amaniowe tafle w oknach. Naklejki firmy ochroniarskiej - KATANAsp. z o.o. umieszczone w widocznych miejscach. Ju� dwukrotnie eksplodowa�y wpobli�u �adunki wybuchowe, lecz w�a�ciciel nie wni�s� skargi. Policjanci spisaliprotok�, a ubezpieczenie pokry�o koszty zakupu nowych neon�w.W�a�ciciel lokalu jest bratem prezydenta.Zatrzymali�my si� naszym audi na parkingu po drugiej stronie ulicy.Wysiedli�my, rozprostowali�my ko�ci i granatowe garnitury, po czym poprawiwszyokulary przeciws�oneczne weszli�my do baru.Mimo przedpo�udniowej pory ledwie jeden stolik by� wolny. Przewa�a�a m�odzie�,ch�tna nowych wra�e� i niebezpiecze�stwa. Eksplozje uczyni�y z "Luny"najatrakcyjniejszy obiekt w mie�cie. Warto si� pokaza� tam, gdzie co� si�dzieje.My�leli�my podobnie.Zatrzymali�my si� tu� za drzwiami, daj�c obecnym wewn�trz czas na przyjrzeniesi� naszym eleganckim postaciom. Z takim wygl�dem nietrudno zrobi� odpowiedniewra�enie. Na to liczyli�my.Zapad�a cisza, w kt�r� wdar�o si� nerwowe brz�czenie muchy. Sam chwyci� j� wpalce i po�o�y� na ladzie. Barman g�o�no prze�kn�� �lin�. By� postawnymm�czyzn� po trzydziestce i wida� by�o, �e mia� ju� styczno�� z podobnymi do nasgo��mi, czyli z najgorszym.- Nie wie pan, czy zacz�� si� ju� sezon �owiecki? - zapyta� Abra.M�czyzna otworzy� usta, lecz nie wyrzek� s�owa.- Jeste�my my�liwymi - rzuci� Abra. - Je�eli to pana przekona, mo�emy pokaza�nasze legitymacje - w�o�y� d�o� pod marynark�.- Nie. Nie - wykrztusi� barman.Wyczuli�my dr�enie w jego g�osie. Cholera, nie ma to jak dobre wej�cie. Iodpowiedni tekst na pocz�tek.- Wi�c wie pan, czy nie?- Niestety, nie.- Polujemy na jelenie - wyja�ni� grzecznie Sam. - S�yszeli�my, �e widziano je wtym rejonie.- Nie przypominam sobie. Ale to mo�liwe.- Wi�c jednak - u�miechn�li�my si� z Samem prawdziwie uszcz�liwieni.- Jeste� mi krewny piwo - przypomnia�em Melowi.- Ano - przytakn�� z kwa�n� min�.- Na razie - kiwn�li�my barmanowi i wyszli�my z lokalu.- Cholerny �wiat - zakl�� Mel, niecz�sto przegrywa� zak�ady. Ceni� w�asne s�owai martwi� si� ka�d� pora�k�.- Za godzin� jeste�my um�wieni - rzek� Abra. - Nie zamierzacie chyba sta� tu doko�ca �wiata.- Nie - przytakn�li�my, wchodz�c na jezdni�.Wsiedli�my do samochodu.- Z kim si� um�wi�e�? - zagadn�� Mel.- Na imi� ma Leila. Pozna�em j� w War Zone. Jest kurewsko pi�kna, kurewskointeligentna i r�wnie bezwstydna. Trzeba by�o zobaczy�, jak ta�czy, jak si�porusza...- Zakocha�e� si�?- Leila jest niesamowita.Wyje�d�aj�c z parkingu, odruchowo zerkn�li�my na bar. Z okien i drzwi wygl�da�yku nam zaciekawione twarze. Czyje� usta literowa�y numer rejestracyjny naszegowozu.Sam docisn�� peda� gazu. Z piskiem wszed� w zakr�t i przyhamowa�, ratuj�c si�przed st�uczk�. W��czyli�my si� do ruchu.- Wcze�nie si� um�wi�a - zauwa�y�em.- Bywa. Mo�e p�jdziemy do kina albo do parku. Jeszcze nie zdecydowa�em. Coby�cie proponowali?- Hotel - podrzuci� Mel.Sam skr�ci� na parking. Zdj�li�my okulary i marynarki, szybko wysiedli�my izmieniwszy rejestracje wskoczyli�my do zaparkowanego obok samochodu. Belu�miechn�� si� zza kierownicy.Nie ma co, zgrana z nas paczka.Powiedzieli nam, �e gwa�t rodzi gwa�t, a dotkni�te nim umys�y wypaczaj� si�bezpowrotnie. Potem uczynili z nas jego fizyczn� posta�.Obudzi�em si� i popatrzy�em na zegar. Dochodzi�a dziesi�ta. W��czy�em odbiorniki ze wzrokiem w suficie wys�ucha�em reklam. Siad�em, gdy zacz�y si� wiadomo�ci.- ...zaostrzenie konfliktu na Wschodzie..., Delhi w ogniu..., rozporz�dzeniaONZ, NATO... �wiatowa wycinka las�w...W ko�cu najwa�niejsze.- Tablice z napisem "Sezon polowa� rozpocz�ty" pojawi�y si� dzisiejszego ranka igdyby nie fakt, �e zdobi� s�upy w pobli�u baru Zenona J. zwanego Jeleniem,zdarzenie to nie mia�oby znaczenia. �wiadkowie wi��� je z maj�c� miejsce przeddwoma dniami wizyt� czterech charakterystycznie ubranych m�czyzn. Czy byli toprzedstawiciele mafii, nie wiadomo. Policja zas�ania si� dobrem �ledztwa i nieudziela �adnych informacji. Przypomnijmy, �e przed lokalem Zenona J. ju�dwukrotnie eksplodowa�y bomby. Na szcz�cie, nikt nie odni�s� obra�e�...Wsta�em, op�uka�em si�, wyszorowa�em z�by. P�niej zjad�em ma�e co nieco izaparzy�em herbat�.O kt�rej by�em um�wiony? O dwunastej.Siad�em na pod�odze i zamkn��em oczy. Wr�ci�em my�lami do czas�w dzieci�stwa.Wyobrazi�em sobie Urszul�, naj�adniejsz� kole�ank� z podstaw�wki i rozebra�em j�wzrokiem. Profesor i uczniowie przygl�dali mi si� z lekkimi u�miechami natwarzach. Czu�em, �e nie wierz�, i� przeprowadz� praktyczny test z wychowaniaseksualnego. Rzeczywi�cie, pogubi�em si� i nie zda�em.Po dzi� dzie� nie wybaczy�em sobie tamtej s�abo�ci. Wiem, �e to przez ni� boj�si� �adnych kobiet.Dlaczego jednak nie mam �adnych mi�ych wspomnie�?Za pi�� dwunasta zszed�em przed blok. Uprzejmie u�miechn��em si� do kilkupodstarza�ych s�siadek, odk�oni�em si� s�siadowi. �ycie w spo�ecze�stwie wymagawyrzecze�, trzeba si� dostosowa�.Po dziesi�ciu minutach zjawi� si� Bel.- Korki - mrukn��, ruszaj�c.Po dw�ch kwadransach byli�my na miejscu. Sam, Mel i Abra czekali ju� w lancii.- Nareszcie - us�yszeli�my zamiast powitania. - Wskakuj.Przesiad�em si� bez po�piechu.- Zd��ymy - powiedzia�em.- Jasne - odrzuci� Sam i doda�. - Opowiadaj, Abra. Jak by�o?Abra u�miechn�� si�.- Doskonale.- I co? To wszystko?- Tak. By�o doskonale.Domy�li�em si�, �e mia� im opowiedzie� o wieczorze z Leil�. Jako� trudno mi by�ouwierzy�, �e jest cudowna i w og�le. Przyznawa�em jednak, �e mog�a by� tak� woczach Abry.- Przedstawisz j� nam? - zapyta�em.- Mo�e.Auto skr�ci�o w boczn� uliczk�.- Przebieramy si� - zarz�dzi� Sam.Wyskoczyli�my szybko i wyci�gn�li�my z baga�nika garnitury. Byli�my gotowi wtrzy minuty.Potem jeszcze dwadzie�cia zaj�� nam dojazd.- To ona - rzuci� Mel.Wyprzedzili�my g�wniar� i Sam zatrzyma� w�z. Abra i ja wysiedli�my.- Przys�a� nas tw�j ojciec - Abra pokaza� dziewczynie urz�dow� legitymacj�. -Masz pojecha� z nami.- Nie znam was.- Nie musisz, panienko. To dla twego bezpiecze�stwa.- Zadzwoni� do ojca - odpar�a, si�gaj�c po kom�rk�.- W porz�dku.Ma�a Alicja by�a blondynk� o pulchnej twarzy i ma�ym nosku upodabniaj�cym j� do�winki Piggy. W tym roku ko�czy�a podstaw�wk�.- Halo? - milczenie i gniewne fukni�cie. - Nie odbiera.- Zadzwonisz p�niej z samochodu - zaproponowali�my. - Zgoda?Przygl�da�a si� nam chwil�.- Tak - kiwn�a g�ow�. - Ca�kiem mo�liwe, �e jeste�cie sztywniakami. A jaknie... - nie ko�cz�c wgramoli�a si� na tylne siedzenie.Wsiedli�my za ni�.Po dziesi�ciu minutach milczenia ma�olata zaproponowa�a przeja�d�k� po mie�cie wposzukiwaniu - jak to si� wyrazi�a - rzeczy ulotnych i dziwnych. Ostrzegli�my,�e nie spodoba si� to jej staremu, lecz byli�my zadowoleni, �e inicjatywa wysz�aod niej. Smarkatej imponowa�o nasze towarzystwo. R�wnie� to, �e mo�e namrozkazywa�, cho� nie byli�my tymi, za kt�rych si� podawali�my. Po p� godziniejazdy wy�mia�a nasze legitymacje. A po kolejnych dw�ch godzinach zapyta�a, czymo�e zadzwoni� do domu.- Dzwo� - odparli�my.Nie kry�a zdziwienia.- Mog�?- Oczywi�cie. Rodzice powinni wiedzie�, gdzie jeste�.- Nie boicie si�, �e powiem o was?- Nie. Dzwo�.Wystuka�a numer i przed dobrych pi�� minut trajkota�a jak jaki� ludzki budzik. Wko�cu Mel nie wytrzyma� i zabrawszy jej telefon rzuci� kr�tko: - Mamy j� - iprzerwa� po��czenie.Milcza�a przez d�u�sz� chwil�.- Co chcecie ze mn� zrobi�? - zapyta�a dr��cym g�osem.- Nic - odpar� Abra. - Jeste� przecie� c�rk� prezydenta.Nagle wybuch�a p�aczem.Pomy�la�em, �e nie chcia�bym mie� takiego dziecka i jeszcze, �e to chyba dobrze,�e troch� boj� si� kobiet.Kilka minut po dziewi�tnastej odstawili�my j� pod pa�ac. Nie wiedzia�a, co si�dzieje i nie chcia�a wysi���, musia�em wyrzuci� j� na si��. Odjechali�my zpiskiem opon.- Jest troch� podobna do Leili - zauwa�y� sentymentalnie Abra i pomy�la�em, �enikt nie zna dnia ani godziny.- Z puszyst� mo�esz wszystko - za�mia� si� Mel, powtarzaj�c slogan reklamowym�ki.- Babilon, my�liwi - szepn�� Sam.Powiedzieli, �e B�g jest tylko jeden i pokazali nam tysi�ce jego postaci.Codzienno�� to pobudka, �niadanie i wymarsz na bagna. Nurzanie si� w b�ocie ipotyczki, po kt�rych wielu krwawi. Bieg do utraty tchu, nago, z ostrym jakbrzytwa no�em przymocowanym do �ydki. Zabawa w �owc�w i zwierzyn� - uciekasz,wypluwaj�c p�uca. Twoje zaanga�owanie zostanie ocenione i znajdzie si� w karcieosobowej - oddanie ojczy�nie jest wa�niejsze ni� twe marne �ycie.Codzienno�� to zm�czenie i g��d, w�ciek�o�� mg�� zasnuwaj�ca oczy, szale�stwo ikoszmary sn�w na jawie. Zastrzyki, na kt�re nie reagujesz. Wykonujesz poleceniai zatracasz si� w dok�adnym wykonywaniu obowi�zk�w. Czekasz na koniec tygodnia -co sobot� jest k�piel i zmiana bielizny. W co drug� nadzorcy przyprowadzaj�kobiet�. Gdy j� gwa�cisz, wiesz, �e mog�e� trafi� gorzej.Oto codzienno��, kt�r� kochasz. I nienawidzisz.A p�niej nie mo�esz o niej zapomnie� i budzisz si�, tak jak ja, ka�dej nocy ikrzyczysz, krzyczysz, krzyczysz. A� p�kaj� szyby w oknach i sypie si� tynk ze�cian. Wspomnienie dzieci�stwa wbija si� cierniem w umys�, pobudza z�o��. Iprzynosi opami�tanie. Bo nie jeste� ju� ofiar�, zwierzyn�, jeste� my�liwym.Obudzi�em si� i popatrzy�em na zegar. Dochodzi�a dziewi�ta. Wsta�em, op�uka�emsi�, wyszorowa�em z�by. P�niej zjad�em ma�e co nieco i zaparzy�em herbat�.Pomy�la�em o Urszuli, ale nie podj��em kolejnej pr�by zmiany przesz�o�ci.Ostatni raz widzia�em j� ponad dziesi�� lat temu, musia�a ju� �y� w�asnym�yciem. Kt...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]