[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrzej FilipczakGwardiaSzczupła, opalona dłoń odgarnęła kosmyk jasnych włosów z czoła. Zielone oczyz zadowoleniem patrzyły na krzštajšcych się po rozległej polanie ludzi. Mimo wczesnej porynikt już nie spał. Umiechnęła się. Powoli obozowisko nabierało właciwego charakteru. Dzi-siaj ci ludzie nie przypominali już rozbitków sprzed trzech tygodni, którzy na kolanach wy-czołgiwali się z rozbitego wraku...- Hej, dziewczyno! - zawołał niadoskóry mężczyzna. Za plecami chował bukiet du-żych, bladoniebieskich kwiatów. Udawała zaskoczonš. To nic, że telepatia zdradziła niespo-dziewanego gocia dużo wczeniej. Uważała, że pewne zwyczaje z Federacji należało po po-rostu kontynuować.- Hej, Assan - odpowiedziała łagodnym głosem.Przypadł do niej i pocałował. Kucnšł i położył kwiaty na podołku.- To dla ciebie, Juliette.Umiechnęła się i zwichrzyła mu włosy.- Co słychać w Grodzie? - spytała.Błysnšł zębami.- Wrze jak w ulu. Domki wyrastajš jak grzyby po deszczu. Teraz, gdy już opanowanoodpowiedniš technologię... Swojš drogš niezły organizator z tego Obuchowitza. Zagnać tyleosób do roboty...- Wiesz, Assan. Chyba po prostu każdy ma już doć tej prowizorki.Kiwnšł głowš.- Wiem. Dlatego też wybrałem dla nas odpowiednie miejsce. Na uboczu, z dala od te-go natłoku myli... Zgromadziłem już nieco hit-bambusa... Zobaczysz, będzie nam tam do-brze... Wiem, że nie o tym marzyła, ale trudno... Gdyby nie ta katastrofa... Albo gdyby przy-najmniej przemytnicy z Fenixa nie okazali się takimi skurwielami, ładujšc złom zamiastsprzętu... Co? Co się stało?- Nie, nic. Zabawne, że wspominasz o załodze. Zgadnij, kto dzi rano pojawił się napolanie?- Załoga??? To oni przeżyli?Przytaknęła.- I co? Co z nimi zrobili?- Co, co. To co zwykle. Gadajš...- Gadajš? Z nimi?- Może gdyby był tu OCallan...- Widziałem go w Grodzie, ale pewnie niedługo wróci... - głono przełknšł linę. - Ju-liette, sama widzisz co tu się dzieje. Rzuć to wszystko w diabły i przeniemy się do Grodu...- Nie mogę, Assan. Przecież wiesz... Nie zostawię tu rannych, a oni mogliby nie prze-żyć kolejnej przeprowadzki... Jeszcze nie taraz...- Ale...Wstała podnoszšc co z ziemi.- Łap - spodnie poszybowały w powietrzu. - zszyłam tę rozdartš nogawkę. Swojš dro-gš, gdzie ty się włóczysz...- Jeste aniołem, Juliette.Żachnęła się.- Nieprawda. Gdyby wiedział co zrobiłam... Gdyby wiedział, dlaczego musiałam tuuciekać...Objšł jš delikatnie.- To przeszłoć, Juliette. Przeszłoć...- Tak - powtórzyła zamylona - Tak, masz rację. Dobra, na co czekasz - odezwała sięraniej. - No, przymierzaj.*- Do dupy z takš robotš, Russo - wysoka brunetka krytycznie oceniła pracę mężczy-zny. - Czy ty faktycznie nie rozróżniasz sadzonek kolankowca od reszty tego zielska? - zato-czyła dłoniš kršg.Szpakowaty mężczyzna milczał, zmieszany. Szczerze mówišc dla niego wszystkie ro-liny wyglšdały tak samo. No, może gdyby trafiła mu się fasola lub kukurydza... Ale kolan-kowiec? Judith miała rację...- Czekaj, czekaj aż wróci Kalen. To była jego działka... - gderała dalej, ale kšciki ustsame unosiły się do umiechu.Mężczyzna machinalnie obracał w dłoniach kocianš gracę. Chciał przecież dobrze...Wiem Judith odpowiedziała mentalnie. Poczuł ciepło życzliwego umiechu. Nieprzejmuj się, Russo. Nauczysz się. Jak my wszyscy...Szpakowaty milczał. Pokryta siniakami twarz pozostała poważna.- Czekaj, już wiem - brunetka zaklaskała w dłonie. - Mam dla ciebie robotę, Russo.Idealnš. Teraz, gdy ty i Eva dołšczylicie do nas, będziemy potrzebowali nowych poletek poduprawę. Tam trzeba będzie się pozbyć wszystkich rolin. No, chod...*- Dzień dobry, drodzy Radiobardianie! - umiechnięty mężczyzna siedział na wysokimdrzewie wesoło majtajšc nogami. Nie było to wprawdzie prawdziwe studio, ale zawsze co.Poza tym dzięki drzewu zwiększał zasięg o kilka metrów. Tak przynajmniej przekonywał samsiebie, gdy każdego ranka się tu wspinał. Zresztš, stšd ogarniał wzrokiem całš polanę. Polanę,która po katastrofie Feniksa stała się ich domem. Dlatego też z rezerwš patrzył na wszyst-kich, którzy tak pieszyli się z przeprowadzkš do Grodu. Polana była całkiem w porzšdku,nieco ciasna, ale za to bezpieczna, szczególnie, że udało się odgrodzić zerribš obozowiskorównież od strony strumienia. Tymczasem Gród to skupisko lunych, porozrzucanych naniewielkich wzgórzach budowli. To, że wystraszone upadkiem statku drapieżniki wyniosłysię stšd, nie oznaczało wcale, że nie powrócš na swoje tereny. Jako nie chciało mu się wie-rzyć w rajskoć Hitalii...- W ten piękny, słoneczny dzień wita was wasze ulubione, jednoosobowe Radio Bardz Ceres. Niebo jest bezchmurne, więc nie raczej nie ma co się obawiać kolejnej burzy.A teraz garć wiadomoci.Dzi mija drugi dzień od zejcia z tego wiata, Kaktusa, naszego dotychczasowegoprzywódcy. Jaki był, taki był, ale przynajmniej zaprowadził wród nas jakikolwiek porzšdek.Ale, jak to mówiono na staruszce Ziemi: umarł król, niech żyje król. Czy jednak BrianOCallan, który tymczasowo przejšł schedę po Kaktusie będzie miał szansę się wykazać?Gocie, którzy dzi rano zawitali na polanę mogš zrobić sporo zamieszania...Jest to załoga Feniksa - przemytniczego statku, który przywiózł nas na tę rajskšplanetę. Jak się okazało, podczas katastrofy główny komputer odstrzelił mostek wrazz załogš. Mostek wbił się w dno morskie, ale dzięki pomysłowoci przemytników, udało imsię stamtšd wydostać. Uczucia z jakim przyjęto goci sš doć mieszane, co wcale nie dziwijeli przypomnimy sobie zawartoć kapsuły towarowej i ładowni otwartych przez Jokanę.Nasi gocie odpoczywajš teraz po trudach pieszej wędrówki, ale gdy tylko mi się uda, posta-ram się namówić ich na wywiad.Pozostałe wieci:W pobliżu polany zauważono lady chłopca. Prawdopodobnie Alex Briscow stęskniłsię za ludmi. Wszystkich kolonistów ostrzegam, by obchodzili się z nim jak najostrożniej.Nie zapominajmy na co go stać...Dotychczas nie odnaleziono Sahma i skradzionego semtexu, utrzymany więc zostajestan podwyższonej gotowoci bojowej. Pozostali uczestnicy zbrodniczego napadu na obóz,Shogun i Cloudac, pracujš od witu na rzecz całej społecznoci.Z kolei nasz rudowłosy szpieg, Eva, oddała się w ręce rolników, deklarujšc się jedno-znacznie po stronie Hitalian. Hmmm, zobaczymy...- Hej, Ilquad! - Mężczyzna siedzšcy na drzewie spojrzał w dół. O pień opierał sięDivane. Mętny wzrok i nieskoordynowane ruchy wiadczyły, że znów się czego naćpał.- Hej, Ilquad - narkoman powtórzył niewyranie. - Wiesz dlaczego Kaktus wykorko-wał? Bo mu się tryby zatarły od piasku, którego się nałykał, gdy na plaży próbował, jak muperły zgrzytajš w zębach, he, he, he... - zatoczył się i upadł na trawę. Ilquad spojrzał na niegoz politowaniem. Ten człowiek staczał się coraz niżej. Tylko skšd on cišgle ma narkotyki?Czyżby odkrył jaki substytut wród tutejszej rolinnoci? Hitalia - planetš miliona możliwo-ci. Zostań jej odkrywcš, spełnij swoje marzenia - tak reklamowali nielegalny zacišg prze-mytnicy z Feniksa. Uwierzył im, bo chciał uwierzyć. Chciał by stało się niemożliwe. Niestało się.*Smukła blondynka pochyliła się z troskš nad nieprzytomnym Divanem. Niech pi, za-decydowała. Rozważała zasłyszane wiadomoci. To dobrze, że wyjaniła się sprawa z Evš.Znały się ze szpitala. Eva była jednš z nielicznych wolontariuszek. Cicha, spokojna dziew-czyna. Nie rzucała się w oczy... A potem ta nagła afera ze szpiegiem...Wcišż nie chciało jejsię w to wierzyć. Dobrze chociaż, że skończyło się w ten sposób... Tak, Eva dogada sięz rolnikami. Na pewno spodoba jej się rubaszny Khorst, spokojny Kalen i ciche chińskie mał-żeństwo Tai. Znajdzie też pewnie wspólny język z wesołš Judith. A może Flower już wy-zdrowiał? Gdy była tam ostatnio z Assanem, niosšc miksturę sporzšdzonš przez Delilah,nadal był nieprzytomny. Ale teraz... Kto wie? A prawda... Jest jeszcze Russo. Khorst znalazłgo w lesie, zakatowanego niemal na mierć i przyniósł do rolników. Judith musiała mieć peł-ne ręce roboty... Ale teraz, gdy jest z niš Eva... Dadzš sobie radę.*Verino Cloudac miał zły dzień. Prawdę mówišc miał złe dni od jakiego miesišca.Wszystko przez tego handlarza, który wcisnšł mu lewe wirtualki. Bóg jeden wie, w jaki spo-sób wirtualna rzeczywistoć przemieniła się w jak najbardziej realny horror. To prawdopo-dobnie znajomi o doć specyficznym poczuciu humoru zafundowali mu wycieczkę na Hitalię.A może kto chciał się go pozbyć... Policzy się z nimi wszystkimi, gdy tylko wyrwie sięz tego piekła. O ile przeżyje kolejny dzień. Wykańczały go tutejsze upały. Jego 120 kilogra-mowe ciało spływało potem. Ale nie to było najgorsze. Przerażał go fakt, że nagle znalazł sięna czarnej licie wrogów rozbitków. Najpierw Russo na siłę wcielił go razem z Shogunemi Aleksem do Legionu... Wszystko jeszcze było w porzšdku dopóki nie przyłšczył się Sahm.To on namówił Shoguna do ataku na Russo... To on wymylił ten idiotyczny napad na pola-nę... Cloudac nawet ucieszył się, gdy Kaktusowcy go złapali... Traktowano go tu jak zbrod-niarza, ale dano szansę powrotu do społecznoci. A teraz wpakowano go do tego dołu razemz Shogunem... Podobno Sahm zostawił go, samego, tonšcego w bagnie...- Cloudac. Hej, Cloudac...- Odczep się, Shogun! Nie chcę mieć z tobš nic więcej wspólnego - grubas spojrzał naogolonego na łyso byłego wspólnika i splunšł mu pod nogi.Ten zacisnšł pieci.- Nie denerwuj mnie, grubasie...- Bo co, rzucisz się na mnie jak na Russo? Tylko, że wtedy było was dwóch i mieliciepałki. Ciekawe, czy gdyby był sam...- Hej, wy tam - strażnik pochylił się nad ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]