[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Antoni S�onimskiGwa�t na MelpomenieWydanie polskie: 1982Wst�pTekst przygotowany do druku przez autora w roku 1974.Przygotowuj�c do druku felietony teatralne, pomieszczane w �Wiadomo�ciach Literackich� w latach 1924-1939, musia�em oczywi�cie dokona� wyboru i licznych skr�t�w. Pomin��em wi�c recenzje zbyt b�ahe, notatki ze wznowie�, zdawkowe oceny wykonania oraz niekt�re recenzje z niekt�rych innych powod�w. Kierowa�y mn� wzgl�dy nieczytelno�ci wielu aluzji, nieaktualno�� zagadnie�, a nawet ograniczenia geograficzne. W niekt�rych felietonach dokona�em drobnych zmian stylistycznych, nie zmieniaj�c jednak w niczym s�d�w i opinii tam wyra�onych.Jest to obraz do�� jednostronny, gdy� autor nie pretendowa� nigdy do obiektywizmu, a zbytni� ostro�� niekt�rych krytyk oraz emfaz� pochwa�, zw�aszcza w pocz�tkowym okresie, t�umaczy m�odo�� autora i pasja bronienia praw poezji i literatury w teatrze. St�d walka z merkantylizmem dyrektor�w i dostawc�w repertuaru, ostre ataki na subwencjonowane teatry oraz obrona Schillera i Teatru Jaracza jako pozycji ambitnych i s�u��cych literaturze. Niekt�re �arty, aluzje i kalambufy trudne s� dzi� do odcyfrowania. Kiedy pisz�c o Dantonie wymieniam nazwiska: Korfanton i Robespieracki, �atwo domy�li� si�, �e mia�em na my�li Korfantego i ministra Pierackiego, cho� i to niewiele m�wi czytelnikowi dzisiejszemu. Felietony te nie wysz�y spod pi�ra zawodowego krytyka, autor nie by� nigdy koncepcjonist�, ale empirykiem. Pami�tam, jak czyni� mi z tego zarzuty Witkacy. Napisa� kiedy� o mnie i o Lechoniu: �Panowie ci, jako dobrzy poeci, czuj� dobrze, czym jest sztuka, ale tego nie wiedz��. Od krytyka, powiada Witkacy: �mo�na wymaga�, aby artystyczne (nie �yciowe) wra�enia formu�owa� wed�ug jakiego� jednoznacznego systemu poj�� (str. 206, Witkiewicz bez kompromisu). Na str. 333 wr�cz stwierdza: �S�onimski... bezwzgl�dnie nie powinien, nie ma prawa (nie maj�c swego systemu) by� teatralnym krytykiem, nawet pomimo tego, �e w walce z lichot�, z miernot� ma czasem s�uszno��. W ksi��ce W. Tatarkiewlcza Dzieje sze�ciu poj�� w rozdziale �Rezygnacja z definicji� znajdujemy nieco odmienn� opini� Wittgensteina popart� wypowiedzi� M. Weitza (The Role of Theory in Aesthetics, 1957) �podstawowe twierdzenie, �e sztuka mo�e by� uj�ta w realn� czy jak�kolwiek prawdziw� definicj�, jest twierdzeniem fa�szywym�. Przytaczam te uczone cytaty, bo nie straci�y na aktualno�ci nie tylko w dyskusji z Witkiewiczem, ale z ca�� pseudonaukow� pretensjonaln� krytyk� wsp�czesn�.Polecaj�c czytelnikowi dzisiejszemu fragmenty bezprawnie pisanych recenzji nie trac� nadziei, �e potrafi� go zabawi�, a mo�e i zaj�� problematyk� obyczajow� czas�w niedawnych, a jednak bardzo odleg�ych.A.S.1924Teatr Rozmaito�ci: �PTAK�, komedia w 3 aktach Jerzego Szaniawskiego; re�yseria Juliusza Osterwy; dekoracje Wincentego Drabika; muzyka Lucjana Marczewskiego.P. Szaniawski nie jest or�em. Ptaszek jego natchnienia kr��y do�� nisko nad ziemi�, nie mu�nie nigdy nieostro�nym skrzyd�em czo�a �pi�cej muzy, a �piew jego mo�na nazwa� zwyczajnym �wiergotem.Nie jestem, jak wiadomo, ornitologiem i nie znam si� na gatunkach ptactwa, mam jednak wra�enie, �e jest to po prostu kura, i do tego �lepa, kt�rej trafia si� od czasu do czasu ziarno dobrego dowcipu. Autor sztuki jest pisarzem scenicznym, posiada poczucie humoru i zmys� obserwacji, gubi go jednak brak poezji przy upartym stwarzaniu okoliczno�ci towarzysz�cych temu zjawisku.Gdy towarzystwo ludzi, nawet bardzo weso�ych, postanawia programowo szale�, nuda panuje niepodzielnie. Szaniawski zwykle d�ugo przygotowuje nas i obiecuje solennie, �e za chwil� b�dzie na scenie poezja, po czym wprowadza wyszarza�e liczmany, �achy poetyckie w rodzaju modnych przed laty pierrot�w lub �ptak�w z�ocistych�, kt�re wywo�uj� g�si� sk�r� na ciele widza.Je�eli ju� mamy m�wi� dalej o ptakach, wspomnijmy powiedzenie Gide�a, �e ka�dy z nas ma or�a, kt�ry mu gryzie w�trob�. Ot� Szaniawskiego nie n�ka �aden gro�ny i drapie�ny ptak, chce on tylko, �eby by�o �weso�o i �adnie�, i czym silniej tego pragnie, tym smutniej i brzydziej robi si� na scenie.Tam gdzie autor zapomina o swojej poezji i rysuje dobrze podpatrzone realistyczne figury komediowe, zbli�a si� nie�wiadomie do tajemniczego �r�d�a sztuki i puka nie�mia�� r�k� pisarza magistrackiego do drzwi literatury. Z przewa�n� cz�ci� repertuaru dzieje si� podobnie jak z marchewk�, o kt�rej wspomina Kamil Witkowski. Marchew, wed�ug jego zdania, sieje si�, piele, kopie, wywozi do miasta, gdzie restauratorzy targuj� si�, nabywaj�, oddaj� kucharzom, kt�rzy z kolei skrobi�, kraj�, sma�� marchew i podaj� wreszcie go�ciom. Go�� chwilk� popatrzy na marchewk�, odstawi i marchew wyrzuca si� do zlewu. Tak samo dzieje si� ze sztukami, kt�re nic nie maj� wsp�lnego z literatur�. Kopie si� te sztuki, targuje si� o nie, oddaje re�yserom, kt�rzy kraj� i sma��, wreszcie pokazuj� na chwil� publiczno�ci i wyrzucaj� na �mietnik. Olbrzymi procent sztuk, grywanych na ca�ym �wiecie, nie wzbogaca w niczym dorobku ludzko�ci, nie przenika nigdy do �ycia ani nie wchodzi do historii literatury. Sztuka Szaniawskiego nie zas�uguje pomimo wszystko na smutny los marchwi. Pisarz ten, aczkolwiek jest to w�tpliwym komplementem, stoi bez por�wnania wy�ej od Krzywoszewskiego, Grzyma�y lab Hertza, a wyrzeczenie si� ckliwej �poetyczno�ci� mog�oby go wr�cz ocali�.Wykonanie Ptaka by�o na og� bardzo dobre i da�o nawet dwie zupe�nie nieprzeci�tne kreacje aktorskie. Jaracz w roli marzyciela z prowincji stworzy� posta� �yw�, �mieszn� i wzruszaj�c�. Nie�mia�o�� i wdzi�k tej postaci emanowa�y poezj� �wietniej ni� z�ote pi�ra owego uprzykrzonego ptaszyska, o kt�rym si� tyle m�wi w tej sztuce, Frenkiel jest to ostatni bodaj Mohikanin pot�nej generacji wielkich grubych ludzi, kt�rzy potrafili nas w m�odo�ci doprowadza� do �ez zar�wno drog� �miechu, jak i wzruszenia. Burmistrz w Ptaku nale�y do kreacji, kt�rymi zawstydza� b�dziemy przysz�e pokolenia. B�dzie si� kiedy� na pewno m�wi�o: �My, kt�rzy pami�tamy Frenkla w roli Burmistrza, nie damy si� wzi�� na wasze nowe g�upie sztuczki�. Osterwa, kt�ry kreowa� g��wn� rol� studenta, podobny jest do samego autora Ptaka. Pe�en wdzi�ku i humoru, osi�ga efekty poetyckie raczej na p�aszczy�nie realistycznej komedii i dlatego w swojej koncepcji bajkowego kr�lewicza mia� tony r�wnie fa�szywe, jak i autor Ptaka.Reasumuj�c, mo�na powiedzie�, i� Ptak, wyhodowany w sztucznej wyl�garni, zosta� swobodnie puszczony przez autora i przez pana Osterw�.6 stycznia 1924 r.Teatr Polski: �UCZTA SZYDERC�W�, poemat dramatyczny w 4 aktach Sema Benellego; przek�ad z orygina�u Franciszka Mirandoii; re�yseria Ryszarda Ordy�skiego; dekoracje Karola Frycza.Gdyby ca�� akcj� sztuki w�oskiego pisarza przenie�� w epok� wsp�czesn�, ubra� bohater�w we fraki, a damy w modne suknie od Zmigrydera � Uczt� szyderc�w sprowadziliby�my do rz�du zwyk�ych bomb teatralnych. Charaktery ludzkie i to, co si� dzieje, opromienione jest w naszej wyobra�ni odblaskiem s�o�ca Medyceusz�w. Postacie tej sztuki poruszaj� si� w atmosferze wielkich czyn�w, gwa�t�w i �wietno�ci odrodzenia. Poza p�acht�, wyobra�aj�c� komnat� go�cinn�, domy�lamy si�, czujemy nerwami ca�� Florencj�, t�umy przewalaj�ce si� przez Piazza del Duomo, s�yszymy dzwony rzymskiej bazyliki i oddychamy ostrym powiewem Wenecji. Autor zamkn�� swych bohater�w w z�otym pucharze czas�w renesansu, pozostali jednak suchym schematem, martwymi manekinami, nie zwil�y�y si� ich usta, nami�tno�ci nie wla�y si� do pustych piersi. Pos�uszni autorowi, czyni� swe straszliwe dzie�a i szydz� ze zbrodni, lecz jak�e dalecy s� od prawdziwej g�uchej nami�tno�ci, kt�ra kierowa�a ongi� czynami rodu Accoramboni i ksi�cia Palii!Sem Benelli jest rodzajem w�oskiego Rydla. Nie si�ga do przesz�o�ci, gnany poszukiwaniem pi�kna czas�w odrodzenia � a raczej blade swe i sztuczne koncepcje ubiera w stare brokaty i przys�ania sczernia�ym werniksem. Chwilami autor ginie pod kolorowym stosem akcesoryi i wtedy zaczyna przemawia� sama epoka: s� to jedyne triumfy pisarza.Ten, rodzaj tw�rczo�ci mo�e by� obroniony tylko jedn� broni�: si�� � patosem Alfreda de Vigny lub Wiktora Hugo. Kto wie, by� mo�e, w oryginale w�oskim autor wychodzi zwyci�sko i to, co widzimy, jest zaledwie t�em, kanw�, koncepcj� poetycznych tyrad toska�skiego wiersza. Je�eli tak jest w istocie. Teatr Polski, wystawiaj�c Uczt� szyderc�w w s�abym przek�adzie Mirandoli, przewr�ci� bogat� w�osk� tkanin� i zamiast �ywych kszta�t�w i kolor�w pokaza� nam szare p��tno i sam ubogi wz�r �cieg�w pysznej materii. Wykonanie sztuki by�o mniej ni� �rednie. G��wni aktorzy nie opanowali tekstu pami�ciowo, tak �e jedynie prawdziw� nami�tno�ci� tchn�� zduszony szept suflera. Jerzy Leszczy�ski wspania�ym wygl�dem okupywa� brak koncepcji, a doskona�y zwykle Brydzi�ski troch� by� w swoim szyderstwie jak ten J�zio kawalarz, co uderzy� z figl�w babk� m�otkiem � �i straszny by� �miech, bo umar�a�. Na pochwa�� zas�uguj� �wietne kostiumy Frycza, uroda Pancewiczowej i dobre epizody Bronisz�wny i Umi�skiej. I to nie na pewno.20 stycznia 1924 r.Teatr Ma�y: �PO�AWIACZ CIENI�, komedia w 4 aktach Jeana Sarmenta; przek�ad Boles�awa Gorczy�skiego; re�yseria Karola Borowskiego; dekoracje Stanis�awa �liwi�skiego.Teatr Ma�y, s�usznie dot�d nazywany �ma�y, ale �wintuch�, wyr�s� w tym roku do godno�ci jedynego teatru w Warszawie, o tzw. repertuarze literackim. Dyrektor Szyfman ci�gnie zyski z ulicznego teatru Komedia, gdzie biedna pani �wikli�ska pr�no si� stara ca�ym swoim wdzi�kiem i finezj� aktorsk� ocali� poziom mizernej tandety Picarda. Sta� wi�c teraz dyrekcj� na luksus artyzmu, na prawdziwy repertuar, na zbytek wystawiania sztuk nie kasowych, ale jednak obliczonych na powodzenie.Na deskach Teatru Ma�ego widzieli�my niedawno �wietnie gran� fascynuj�c� sztuk� Pirandella, mieli�my wi�c realn�,...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]