[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Guy N. SmithTrz�sawisko�Serce wali�o jak m�ot. Za wszelk� cen� musi dosta� si� na g�r�. Ma�a, czarnaksi��eczka powie mu co zrobi�. Wszystko co ktokolwiek chcia� wiedzie�, by�o wniej zawarte.Krok po kroku, powoli wchodzi� po schodach. Bo�e, co za b�l! Kr�ci�o mu si� wg�owie. Wzrok mia� zm�cony. O�lep�. Rozs�dek odm�wi� mu pos�usze�stwa na sam�my�l o tym. Po wszystkim, co zrobi�, przez co przeszed�, taki mia� by� koniec?Potem ogarn�a go ciemno��, kompletna pustka..."Prze�o�y�a Agnieszka JankowskaPHANTOM PRESS INTERNATIONALGDA�SK 1991Tytu� orygina�u: The Sucking PitRedaktor: Artur Kawi�skiOpracowanie graficzne: Piotr MetlengaCopyright � by Guy Smith 1975� Copyrigh for the Polish Editionby PHANTOM PRESS INTERNATIONAL 1991Wydanie IISBN 83-85276-20-3Druk z gotowych diapozytyw�w ZGK-5 zam. 9036Rozdzia� ILis zatrzyma� si�, na szczycie stromego, poro�ni�tego lasem wzniesienia. Tylkodr�enie zm�czonego cia�a pozwala�o odr�ni� go od jesiennych zrudzia�ych li�ci.Wyczerpany ci�ko dysza�. S�ysza� tu� za sob� ujadanie podnieconych ogar�w. Wjego przestraszonych �lepiach pojawi� si� wyraz zaskoczenia. Psy nigdy przedtemnie zapuszcza�y si� do tego lasu. Zawsze zatrzymywa�y si� wcze�niej, pos�uszneg�osowi my�liwskiego rogu, kt�ry wzywa� je do powrotu.Dzisiaj by�o inaczej. Wycie si� przybli�a�o. Lis patrzy� na trawiast� nieck�,kt�ra rozci�ga�a si� przed nim. Jej szmaragdowozielone zbocza opada�y stromo wd�, gdzie widnia�a p�aska, mi�kka i bagnista polana. Zazwyczaj unika� tegomiejsca, pami�taj�c ci�gle, jak niegdy� �cigany zaj�c pogr��y� si� wchlupocz�cym b�ocie. Zna� jednak drog� przez bagno, kt�r� mo�na by�o bezpiecznieprzedosta� si� na przeciwleg�e zbocze i uj�� pogoni. Lis czu� �e, za chwil�b�dzie musia� si� zdecydowa�, albo zostanie rozszarpany przez psy.Zwleka� jeszcze chwil�. Sfora zbli�a�a si� coraz bardziej. Lis ujrza� wielkiegoprzewodnika stada z pia-na na pysku, w�sz�cego z nosem przy ziemi. Teraz m�g� ju� zobaczy� tak�epozosta�e psy. Nie wiedzia�, czy jest ich wi�cej, ale nie czeka� d�u�ej, by si�o tym przekona�.Zacz�� ostro�nie schodzi�. Psy z pewno�ci� go dostrzeg�y, nie by�o wi�c czasu dostracenia. Grunt ugina� si� mi�kko pod jego ci�arem. Lis przy ka�dym krokuzapada� si� na par� cali, lecz m�g� porusza� si� w miar� swobodnie. Min�� paskolczastej trawy oraz wierzby i zn�w znalaz� si� na twardszym pod�o�u. Obejrza�si�. Dziewi�� ps�w miota�o si� na szczycie zbocza. Ich ujadanie nasili�o si�, ipo chwili przesz�o w pe�ne strachu wycie. Psy grz�z�y, szamocz�c si� i zapadaj�ccoraz g��biej. Lis zatrzyma� si� i przypatrywa� im przez kilka sekund. Ucieczkai po�cig zako�czy�y si�. Potem us�ysza� przyt�umiony t�tent ko�skich kopyt nagrubym le�nym poszyciu i dostrzeg� migni�cie szkar�atu mi�dzy niskimi ga��ziami.Nie oci�ga� si� d�u�ej.- Ty cholerny g�upcze! - wrzasn�� w�a�ciciel sfory. Jego rumiana zwykle twarzposinia�a z w�ciek�o�ci, kiedy z�orzeczy� pomocnikowi �owczego.- Wiesz przecie�, �e nie mo�emy zapuszcza� si� poza Garderob� Diab�a. Wpakowa�e�nas w niez�� kaba��. Miejmy nadziej�, �e wydostaniemy je st�d, zanim wpadniemyna tego ob��ka�ca Lawsona.- Jasne. Zwal wszystko na mnie - g�os drugiego z m�czyzn by� pe�en nieskromnegooburzenia. Je�li co� idzie �le, zwal wszystko na pomocnika. To musi by� jegowina. Ale, majorze, nie da�o rady ich zatrzyma�. Trop by� zbyt wyra�ny. Tomusia� by� znowu ten diabelny lis. Stary chytrus wodzi nas za nos od czterechsezon�w. Ja...- Bo�e Wszechmog�cy! - major szarpn�� ostro smycz wielkiego, my�liwskiego psa,ci�gn�c zwierz� do ty�u.Ni�szy m�czyzna zsiad� jednak z konia i przygotowywa� si� do przyj�cia z pomoc�dwu ostatnim psom, kt�re pogr��y�y si� ju� w bagnie po szyje. Ich udr�czonewycie �wiadczy�o, �e w pe�ni rozumiej�, co ich czeka.- Wracaj, ty g�upcze! - rozkaz wydany stentoro-wym g�osem, kt�ry w przesz�o�ciwprawia� w dr�enie plutony �o�nierzy teraz osadzi� w miejscu pomocnika. - Nicich teraz nie uratuje. Zejd� tam, a nigdy nie wr�cisz. Nikt nie wydostaje si��ywy ze Ss�cego Do�u.Tom Lawson, le�nik, by� jedynym niewidocznym dla my�liwych �wiadkiem ca�egowydarzenia. Sta� na tym samym pag�rku, gdzie lis z lekcewa�eniem odwr�ci� si� odswych prze�ladowc�w. S�ysz�c g�os rogu przybieg� tu ze swego domu po�o�onego nadalekiej7polanie. W masywnych, brudnych r�kach zaciska� dubelt�wk�. By� got�w si� m�ci�.Nienawidzi� polowa� i wszystkich, kt�rzy brali w nich udzia�. Nienawidzi�w�a�cicieli ziemskich i nad�tej arystokracji. Nawet Clive'a Rowlandsa, dokt�rego nale�a� ten las i kt�ry by� jego pracodawc�. Z najwi�ksz� rado�ci�przyj��by wiadomo��, �e sta� si� on kolejn� ofiar� Ss�cego Do�u. Naprawd� nicnie ucieszy�oby go bardziej.Grzej�c si� przy p�on�cym kominku w swym zacisznym domku rozmy�la� nad minionymiwydarzeniami. W snuj�cych si� b��kitnych wst�gach dymu majaczy�y przed nimobrazy przesz�o�ci. Widzia� znowu udr�czone i bezradne twarze dw�ch my�liwych,kiedy patrzyli na swoje psy zapadaj�ce si� w Ss�cy D�. Kiedy ostatni piesznikn�� z pola widzenia, zapanowa�a kompletna cisza, przerywana tylko bulgotembagna.Obraz zmieni� si�. Teraz zobaczy� siebie samego, m�odszego o dziesi�� lat.D�wiga� ci�ki niepor�czny, wypchany w�r. Worek poszybowa� w powietrzu, namoment znieruchomia� w powietrzu, po czym z t�pym d�wi�kiem uderzy� w t�nienaturalnie zielon� tafl� wody. Z bagna wydoby� si� kr�tki bulgot i t�umokznikn�� na zawsze. Pokrwawiony, jutowy worek m�g� r�wnie dobrze nigdy nieistnie�. Podobnie zreszt� jak okaleczony, podzielony na cz�ci ludzki korpus wjego wn�trzu. Znikn��. Jednak niezupe�nie. Obraz Marii ci�gle do niego powraca�.Czasami w snach, czasamiw ob�oku drzewnego dymu. Lawson pr�bowa� odp�dzi� wspomnienie, ale bez skutku.Taka by�a cena zako�czonego �lubem romansu z cyga�sk� dziewczyn�. Nie m�g�poradzi� sobie z jej temperamentem, a ona znalaz�a w miasteczku, to czego on niem�g� jej da�. By�o tam wielu m�odych ludzi, kt�rzy mogli zaspokoi� ��dze jejcia�a. Lawson nie m�g� tego d�u�ej znosi�. Gdyby zapragn�li teraz jej wdzi�k�w,musieliby szuka� w g��binach Ss�cego Do�u. W ka�dym razie tam w�a�nie powinnisi� wszyscy znale��.Obraz ponownie si� zmieni�. Znowu on. Kolejne cia�o. Tym razem Bolton. Kiedy�przystojniak. Ale nie teraz. Nie teraz, kiedy jego czaszka zosta�a rozr�banaciosem siekiery na dwie cz�ci, a m�zg rozprysn�� si� na koszuli i d�insach.Teraz widzia� policyjne przes�uchanie. Udawa� ca�kowity brak zainteresowania,wiedz�c bardzo dobrze, �e Ss�cy D� nie wyjawi jego sekret�w.- Baba z wozu, koniom l�ej! - powiedzia� sier�antowi.- Odesz�a suka, i nie chc� jej nigdy wi�cej widzie�. Boltona tak�e.Zaakceptowali jego filozofi� i uwierzyli mu. Musieli. Bolton i Maria ucieklirazem. Ka�dego dnia kto� znika. Tylko nik�y procent zaginionych kiedykolwiek si�odnajduje. W dzisiejszych czasach bardzo �atwo jestznikn��. Nowe miejsce, kolejne nazwisko: Bolton, Smith, Jones, jakiekolwiek.Cyga�ska krew le�nika kr��y�a teraz �ywiej w �y�ach, kiedy przypomnia� sobie towszystko. Wr�ci� do tera�niejszo�ci, do swego domu, przesi�kni�tego zapachemdymu. Kryj�wka starego cz�owieka. Wygodna, bezpieczna schowana w sercu LasuHopwas, dwustu-akrowej plantacji drzew iglastych, w �rodku przemys�owego o�rodkaMidland. Cichy zak�tek w morzu post�pu i mechanizacji. Jednak�e legenda tegolasu by�a bardziej mroczna ni� uczynki Lawsona. Na przyk�ad, by� tu obszar zwanyLasem Wisielc�w, gdzie, zgodnie z podaniami, Oliver Cromwell powiesi� sturojalist�w, zostawiaj�c cia�a na drzewach jako ostrze�enie dla ich zwolennik�w.W wietrzne noce, je�li ws�uchiwa�e� si� uwa�nie, mog�e� us�ysze� skrzypieniekonopnych sznur�w ocieraj�cych si� o ga��zie, i sporadyczne, g�uche odg�osy,kiedy kt�ry� z nich p�ka� pod ci�arem i cia�o spada�o na gruby dywan z li�ci.Niewielu ludzi chodzi�o tamt�dy po zmroku.Nie dalej ni� �wier� mili na po�udnie znajdowa�a si� Garderoba Diab�a - kolejnemiejsce unikane przez ludzi. Pono� w�a�nie tutaj Szatan zst�pi� na ziemi�, byprzybra� ludzk� posta�. Dziwne historie opowiadali pasterze, kt�rzy nocamiczuwali na s�siednich polanach. Zapuszczali si� tam Cyganie... i �Cygan" Law-son, jak go wszyscy nazywali. Bandy w��cz�g�w cz�sto10wykorzystywa�y to miejsce na zimowe obozowisko, os�oni�te od wiatr�w przezwysokie szkockie sosny. Oni si� nie bali. Byli przecie� uczniami Szatana...Tom Lawson uci�� kawa�ek tytoniu z grubego, czarnego zwoju i nabi� fajk� zwi�niowego drzewa. U�ywaj�c p�on�cej szczapy z ogniska zapali� tyto� i zaci�gn��si� g��boko. Pozwoli� my�lom skupi� si� na Jenny. Widzia� j� tak wyra�nie, jakbysiedzia�a na krze�le naprzeciw niego. Regularne rysy twarzy, drobna posta�,d�ugie ciemne w�osy spadaj�ce ci�k� kaskad� na plecy - nieskazitelne w ka�dymcalu. Mimo swego wieku poczu� podniecenie, ale szybko zwalczy� to uczucie. Niepowinien my�le� o niej w ten spos�b. Nie o Jenny Lawson, c�rce jego starszegobrata. Niech Pan da jego duszy wieczny odpoczynek. Bob Lawson r�wnie� spoczywa�w g��binach Ss�cego Do�u. Nie by�o to jednak dzie�o Cygan�w. Samob�jstwo.Jeszcze jeden zaginiony, kt�ry nigdy nie powr�ci.Jenny by�a osob�, o kt�r� Tom si� troszczy� i kt�r� kocha�, z wyj�tkiem mo�eCorneliusa, przyw�dcy Cygan�w. Jenny w niczym nie przypomina�a wiejskichdziewuch. By�a dobrze wychowana, wys�awia�a si� poprawnie; mo�e nawet by�adziewic�, mimo dwudziestu pi�ciu lat. Jenny zawsze przychodzi�a do niego wodwiedziny przynajmniej raz w miesi�cu, cho�by nie mia�a ku temu �adnychszczeg�lnych powod�w. Lawson nie mia� nic, co m�g�by jej pozostawi� po �mierci.11No, mo�e z wyj�tkiem ma�ej czarnej ksi��eczki, ale Jenny o tym nie wiedzia�a. Poprostu go lubi�a. To by� jedyny pow�d odwiedzin. Ta my�l rozgrzewa�a serce.Nawet serce Toma Lawson...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]