[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LARS GUSTAFSSON
toruń
Biblioteka uniwersytecka jest, jak wiadomo, niezwykle
duża, o wiele większa, niż można by przypuszczać, gdy się
ogląda ten budynek od zewnątrz. Zbiory już dawno roz-
rosły się ogromnie ponad to, do czego gmach był przezna-
czony, gdy powstawał kilkaset lat temii, i tylko dzięki
skomplikowanemu systemowi kompromisów i prowizorek
zbiory te mieszczą się w jego dostojnych ścianach. De fac-
to wykorzystano już każde możliwe do pomyślenia miejsce.
Dopiero niedawno odkryłem, że mieści się tam także
jeden z najznakomitszych na świecie zbiorów rycin i map,
wśród których słynne są zwłaszcza stare plany miast.
W szary, ponury dzień z początkiem października, kiedy
wydawało się, że deszcz nigdy nie przestanie padać, od-
wiedziłem te zbiory. Szatniarka odebrała w milczeniu mój
mokry, ociekający wodą parasol i postawiła go, nadal nie
mówiąc ani słowa, do suszenia wśród tuzina innych para-
soli, równie mokrych i ociekających wodą.
Kustosz, któremu przedstawiłem moje życzenie, nie oka-
zał najmniejszego zdziwienia. Poprosiwszy mnie uprzej-
mie, żebym chwilkę poczekał, powierzył mnie opiece mło-
dego woźnego, który na wpół biegiem prowadził mnie w
górę po schodach, w dół po schodach, przez korytarze
i ciężkie żelazne drzwi, które trzeba było otwierać z klu-
cza, do amfilady pokoi po południowej stronie gmachu, na
trzecim piętrze, gdzie przechowuje się mapy i ryciny.
Dwóch innych kustoszy przyjmuje mnie tam równie u-
przejmie jak ten pierwszy, i kiedy wyrażam życzenie, by
móc obejrzeć stare plany i ryciny Torunia, miasta w Pol-
sce, nie bez dumy spełniają moje pragnienie. Rozsiadam
się. Przynoszą mi folianty.
Pierwsza rycina pochodzi z roku 1497, kolorowana ręcz-
nie grawiura, gdzie na pierwszym planie widać kilka spa-
cerujących dam i panów. Rycina ta wchodzi do zbioru
De la Gardie, i wielkie tomiszcze, w którym jest ona o-
prawiona, pachnie wciąż jeszcze mocno świńską skórą.
Podczas gdy zagłębiam się w studiowaniu ryciny, znoszą
mi nowe folianty, z innych zbiorów i z innych okresów.
Wszystkie one zawierają sztychy i plansze, plany miast
i mapy, i we wszystkich znajdują się też plany miasta
Torunia. Są one zaznaczone zakładką papierową.
Na drodze furgon jadący w stronę miasta, zaprzężony
w sześć koni. Woźnice wywijają dziarsko batami w po-
wietrzu.
Samo miasto występuje z niezwykłą przejrzystością, uli-
ca przy ulicy, dach przy dachu. Przypadek chce, że biblio-
teka posiada podobną ręcznie kolorowaną planszę, opra-
wioną w innym foliancie i tylko o sześć lat starszą. Rok
1503. Kładę je obok siebie i porównuję. Zamek na wzgó-
rzu otrzymał teraz swego rodzaju przybudówkę, skrzydło.
Pewne domy znikły, inne pojawiły się na ich miejscu.
Poza tym obie ryciny są identyczne.
Zwracam szczególną uwagę na dom pod wzgórzem zam-
kowym, we wschodniej części miasta. Ma on dziwnie wy-
soki szpiczasty dach, pokryty zieloną blachą miedzianą,
zielone okiennice i na jednej ze ścian szczytowych drzwi
umieszczone na najwyższym z trzech pięter domu i ponad
czymś, co pod szkłem powiększającym okazuje się żura-
wiem. Są to zatem drzwi, prowadzące do jakiegoś magazy-
nu na poddaszu tego domu, dokąd ciężkie skrzynie towa-
rów można załadowywać z ulicy za pomocą żurawia. Dom
kupiecki więc, który musiał należeć do któregoś z najbo-
gatszych mieszczan w mieście. Wskazuje na to drogocenny
dach kryty miedzią. Okna są wąskie, wysokie, o małych
szybkach, tworzących kratownicę. Żelazna krata? Żadnych
drzwi zewnętrznych nie widać na obu planszach, muszą
one znajdować się po drugiej stronie domu.
Na jednej ze ścian szczytowych sterczy krótki drąg, dźwi-
ga on chorągiewkę z tego samego metalu co dach, miedzi.
Na rycinie z 1497 roku wiatr dmie od zachodu, w 1503
wieje od północy. Mimo że wytężam wzrok przez lupę,
aż zaczyna mnie swędzić oko, nie mogę rozróżnić, co właś-
ciwie przedstawia ta ruchliwa mała metalowa chorągiewka.
Czy nosi ona jakiś herb, czy też podobna jest do jakiegoś
zwierzęcia? Zwierzęciem tym mógłby być w danym razie
jakiś ptak, ptak drapieżny z długim zakrzywionym dzio-
bem. Ale to może równie dobrze być pojedynczy włos
z pędzla malarza, który znalazł się nieco z boku od innych
włosów. Cały dom nie zajmuje na rycinie przestrzeni więk-
szej niż trzecia część paznokcia mego małego palca.
Przechodzę do obejrzenia obu sąsiadujących domów. Oba
są niższe i mają kolor ciemnobrązowy, wskazujący może
na to, że zbudowano je z cegły.
Rok 1540, obraz batalistyczny roboty niderlandzkiej. Ksią-
żę Jan oblega miasto, bombardy rzygają potężnymi pło-
mieniami, chmura dymu unosi się nad tą sceną, po szarych
jesiennych polach miedziorytu przeciągają kolumny mar-
szowe, czworoboki z lasem dzid. Muszkiety w tylnym
szeregu wyrzucają z siebie, każdy z osobna, dokładnie
utrwalony kłębek dymu. W dali obóz książęcy, rojowisko
namiotów, wozów, starodawnych dział z lwimi paszcza-
mi, przeciąganych na stanowiska końmi. Na wzgórzach,
gdzie w 1497 przechadzali się ramię w ramię eleganckie
damy i panowie, stoi na koniach sztab księcia i śledzi
szturm, konni kurierzy pędzą tam i z powrotem. Wiatr jest
teraz znowu zachodni, widać to po snujących się kłębach
dymu, które dostojnie ciągną nad miastem po niebie za-
znaczonym nieskończenie delikatnymi kreskami na pły-
cie. Nad tytułem sztychu
Chwała i Sława
dmą w trąby.
W dali nad horyzontem majaczą odległe wiatraki.
A czworoboki żołnierzy maszerują w zwartym szyku,
ale jeszcze w pełnym respektu oddaleniu od murów miej-
skich, które są całkiem puste, przypuszczalnie skutkiem
przeoczenia artysty.
Przez to, że obraz ten zdominowany jest całkowicie przez
bitwę, manewry i ewolucje wojsk, miasto występuje w bar-
dzo spłaszczonej perspektywie. Widać jednak jak miny,
kule armatnie i bombardy spadają na różne miejsca
w mieście i prawdopodobnie wyrządzają wielkie szkody.
Mimo że wytężam wzrok przez lupę, nie mogę na tym
sztychu rozróżnić tamtego domu, znika on w rojowisku
budynków pod zamkiem, z którego najwyższego zwieńcze-
nia powiewa na wietrze flaga.
Wynik tej bitwy jest mi nieznany. Jest to epizod w ja-
kiejś małej wojnie sukcesyjnej.
Włoski opis miasta z końca tego samego stulecia, opra-
wiony w dziwnie podługowaty tom w czarnej miękkiej
skórze i z mosiężnymi zamkami, daje mi nadzieję, że zo-
baczę ten wynik. Praca drukowana jest w Wenecji w 1580
i traktuje o miastach w Północnej Italii, Niemczech
i Polsce. Nie jest kolorowana, w ogóle mniej fantazyjna
niż którakolwiek z poprzednich, ale zastępuje swój brak
fantazyjności zupełnie nieprawdopodobną precyzją w szcze-
gółach. Również i tu wytworne damy i panowie spacerują
na wzgórzach na pierwszym planie. Jakiś chłopak pędzi
stado owiec w dole na drodze, a w dali widać także i tym
razem furgon zaprzężony w sześć koni. Wieje teraz znowu
wiatr północny i majestatycznie uroczyste chmury wędrują
po odległym horyzoncie. Ważniejsze budowle jak zamek,
klasztor dominikanów i szpital, oznaczone są delikatnym
napisem po łacinie.
Zmiany są teraz dużo większe niż podczas całego po-
przedzającego okresu. Zamek utracił skrzydło, które po-
jawia się na sztychu z 1503 roku, ale którego nie ma
w roku 1497. W centralnych częściach miasta znikło wiele
domów z 1503, zastąpiły je nowe, i wygląda na to, że
w budownictwie przeważyło wznoszenie swego rodzaju
zabudowanych w koło gospodarstw. Widać też całkiem
wyraźnie, że mur miejski został rozszerzony: obejmuje on
obecnie wiele nowych dzielnic o szczytach schodkowych,
świadczących o wpływie niemieckim. Na tym obrazku mia-
sto nabrało w ogóle jakiegoś twardszego wyrazu — trudno
powiedzieć, co daje to wrażenie. Być może sprawia to
całkiem po prostu skrajny brak fantazyjności tego sztychu,
ale także coś w samych subtelnych zmianach, które zaszły
w planie miasta i które uczyniły je bardziej wojowniczym,
zamkniętym, ponurym. W jednym miejscu pojawia się
nowy kościół, który musiał powstać w czasie, kiedy mapy
pozostawiały mnie w niepewności. Nazywa się — zgodnie
z łacińskim tekstem — S:a Lucretia, ciemna, ponura
i dziwnie niezgrabna konstrukcja, niemal o kształcie ba-
zyliki. Nie jest to dobry omen.
Liczne ulice stały się ciaśniejsze, trudno powiedzieć, czy
polega to na nieco dziwnej, ale równocześnie z pedan-
tyczną dokładnością utrzymanej perspektywie, z jaką wy-
konany jest ten sztych. Może to także polegać na tym, że
budynki zostały rozbudowane i zmieniły się.
Ściągam nocną lampę elektryczną głębiej nad stół, prze-
cieram lupę i szukam wśród ulic, w nadziei, że zobaczę
biały dom z 1503 roku. Szukam coraz dokładniej, z pomo-
cą dwóch pasków papieru, którymi posługuję się jak linij-
kami, szukam współrzędnych. Tutaj powinien się znaj-
dować.
Ten wolumin jest gorzej zachowany niż poprzednie i ma
tu i ówdzie uszkodzenia od wilgoci, nieokreślone brązowe
plamy, które czynią pewne części miasta całkiem niewi-
dzialnymi albo bardzo niewyraźnymi. Zrazu sądzę, że po-
wodem tego, iż nie mogę znaleźć tego domu, jest całkiem
po prostu fakt, iż znalazł się pod jedną z takich plam,
ale pomiar wykazuje, że jest to nieprawdopodobne. Nawet
jeśli perspektywa w tym sztychu jest dziwaczna, nie mogła
cała dzielnica miasta przesunąć się tak daleko na zachód,
żeby znaleźć się pod plamą.
Dom mógł zatem albo ulec zburzeniu podczas oblężenia
i szturmu miasta w 1540 albo też został zatarty przez pla-
mę wilgoci, która powstała dużo później. I jest całkiem
oczywiste, że obie te ewentualności nie dadzą się oddzielić
od siebie.
Po bardzo dokładnym poszukiwaniu stwierdzam, że wy-
tłumaczenie jest całkiem inne. Całkiem po prostu dom ten
został przesłonięty, jest zabudowany naokoło. W dzielnicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl