[ Pobierz całość w formacie PDF ]

GUILTY
rocznik1982



  To miała być udana impreza. Jedna z wielu, które Karol organizował u siebie. Zwykła domówka. Parę osób, starych znajomych, ewentualnie kilka nowych twarzy. Przeważnie wszyscy się znali, więc nie było problemu. Czasem tylko ktoś przyprowadzał kogoś nowego, kogo i tak szybko  „przyjmowaliśmy” do drużyny. Jak zwykle u Karola miała panować świetna atmosfera, dobra zabawa i morze alkoholu, które lało się nieprzerwanie.
  Tym razem czułem się trochę inaczej. Karol był moim przyjacielem od lat, znałem go jak brata i też po takim czasie jak brata go traktowałem. Czułem jednak dziwny, wewnętrzny niepokój. Coś we mnie siedziało.
  Mikołaj tego dnia również był jakiś inny. Myślałem, że chodzi o pracę, bo wspominał coś o jakiś problemach z projektami, kontrolach i takich tam podobnych. Sam nie wiedziałem, czy ta impreza to dobry pomysł. No, jednak były to urodziny mojego najlepszego przyjaciela, więc nie mogłem zawieść. Szykowaliśmy się w milczeniu, szybki prysznic, jakiś ciuch, tak, aby ludzi nie odstraszać. Widziałem, że dla Mikołaja to wszystko było wielką udręką. On zresztą też za Karolem nie przepadał, mimo iż razem pracowali, bo – jak twierdził – ten ma na mnie zły wpływ. Już na samym początku naszego związku postawiłem sprawę jasno: moi przyjaciele będą dla mnie zawsze na pierwszym miejscu, więc Mikołaj albo zacznie ich akceptować, albo nasze bycie nie ma sensu. Przystał na to, bo widocznie bardziej mu zależało na mnie.
  Do Karola jechaliśmy taksówką, żeby każdy z nas mógł sobie wychylić jednego głębszego, bez poczucia winy i obowiązku, że któryś musi prowadzić. Mój przyjaciel mieszkał w niewielkim domku jednorodzinnym pod miastem. Twierdził, że mieszkanie w mieście już go zmęczyło, więc czas uciec „na wieś”, jak określał te rejony Poznania. Fakt: do centrum było kawałek, jednak wsią to na pewno nie było. Trzeba przyznać, że chłopak się urządził, no ale firma, w której pracował, prestiżowe stanowisko... to raczej nie było dziwne.
  Gdy dojechaliśmy na miejsce, minęła dwudziesta. Goście powoli zaczęli się schodzić, więc parę osób już było. Większość to wspólni znajomi Mikołaja i Karola z firmy, jakieś pary hetero, paru singli, no i oczywiście parę „naszych” par. Karol był sam od jakiegoś czasu, więc spodziewałem się, że spora część gości, będzie tu na zasadzie castingu, żeby mój druh mógł sobie przygruchać jakiegoś księcia.
  Starałem się pomagać, jak tylko mogłem, to przy grillu, to przy drinkach.
  Mikołaj wpadł w swoje towarzystwo. Zaczął rozmowę na tematy służbowe, jak jakiś problem rozwiązać, co trzeba będzie zrobić w poniedziałek i takie tam. Strasznie tego nie lubiłem, i to teraz, w ten piątkowy wieczór on się nakręca zawodowo, angażując przy tym pozostałych gości. W końcu przyszliśmy się tu bawić, odstresować, zapomnieć o pracy! Wkurwił mnie tym maksymalnie, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Zresztą, ostatnimi czasy nasze stosunki mocno się ochłodziły, a w sypialni zapanowała wręcz epoka lodowcowa. Coraz częściej się kłóciliśmy, kłótnie wszczynając tak naprawdę o jakieś pierdoły, jak na przykład o źle powieszony ręcznik w łazience. Mimo to kochałem tego doopka, jak go nazywałem i nie w głowie mi było rozstanie, zresztą jak i z jego strony, o czym doskonale wiem. Tak to jest, że nawet w najlepszym związku zdarzają się chłodniejsze dni i wystarczy je przetrwać, a  będzie wszystko w porządku.
  Karol zabawiał gości, co rusz rozmawiając z kim innym, Mikołaj siedział w ogrodzie z grupą ludzi, pochłonięty dyskusją, tym razem polityczną, a ja akurat pełniłem obowiązki barmana, gdy zauważyłem, że ktoś mi się intensywnie przygląda.
  Wysoki brunet, na oko metr osiemdziesiąt pięć, dobrze zbudowany, stał oparty o futrynę drzwi prowadzących na taras. Trzymając w ręku szklaneczkę z drinkiem, obserwował mnie uważnie, obcinając wzrokiem tak naprawdę od góry do dołu. Speszyłem się, jednak jego spojrzenie było na tyle intrygujące, że nie udało mi się uniknąć kontaktu wzrokowego. Ciekaw byłem, kto to jest, skąd się tutaj wziął i dlaczego w coraz bardziej krępujący mnie sposób obserwuję moją osobę.
  Akurat w tym momencie do barku podszedł Karol.
  – Co jest – spytał lekko wstawiony.
  – Nic. Wszystko ok – odpowiedziałem zadowolony z siebie.
  – Jak się bawisz? – kontynuował.
  – No wiesz, mam do dyspozycji cały zapas alkoholu, który znajduję się w tym domu, więc nie jest źle – uśmiechnąłem się do niego, puszczając jednocześnie oko.
  Karol zaśmiał się głośno, czym zwrócił uwagę gości znajdujących się w salonie.
  – Mogę cię o coś spytać? – zagadnąłem ciszej.
  – Jasne, wal śmiało – odrzekł bez zastanowienia, no ale czego ja się spodziewałem, w końcu znaliśmy siebie na wylot. Jedyną rzeczą, która nas nie łączyła, było łóżko, ale z tego powodu to ja się akurat cieszę.
  – Kto to, ten co stoi w drzwiach na taras?
  Karol spojrzał w stronę gościa w mało dyskretny sposób, a ten, widząc, że o nim mowa, uniósł szklankę sygnalizując toast.
  – O Konrada ci chodzi? – spytał.
  – Nie wiem, czy Konrad, czy Józef. W końcu nie znam gościa.
  Już miałem dodać, że ten gapi się na mnie od dłuższego czasu, kiedy Karol już mówił dalej.
  – Poznałem go jakiś czas temu we Wrocławiu na imprezie. Oczywiście znasz mnie, wylądowaliśmy w hotelu. Miałem mega zajebisty sex. Od tego czasu mamy dobry kontakt, więc go zaprosiłem. Kto wie, może zbuduję jakąś trwalszą relację z panem boskim – mówiąc to uśmiechnął się do mnie.
  Dobrze, że nie powiedziałem tego, co chciałem powiedzieć, bo Karuś mógłby się trochę zdziwić. A może to ja sobie coś ubzdurałem? Ale w końcu, niby dlaczego miałby się na mnie tak bez przerwy gapić.?
  Fakt, facet był bardzo przystojny, więc określenie „pan boski” do niego pasowało. Stał tam, ciągle oparty o tę futrynę. Szeroki w ramionach. Krótko przycięte, czarne włosy, delikatnie zmierzwione, dające wrażenie nieładu artystycznego, jak to się teraz określa. Czarna koszulka z krótkim rękawem, przy której dwa górne guziki były rozpięte, dzięki czemu dało się zauważyć przycięty zarost na klacie. Szerokiej klacie, chciałem zauważyć. Do tego czarne spodnie, dopasowane, opinające idealnie jego silne, widać, umięśnione uda i... i to, czego absolutnie byłem pewien: że rzadko spotyka się faceta, który by miał aż tyle... Jednym słowem przystojniak, jak się patrzy. Na skórze było widać albo efekt systematycznych wizyt w solarium, albo niedawny urlop w ciepłych krajach. Do tego śnieżnobiały uśmiech i ten kilkudniowy zarost. No i niby on miałby się na mnie gapić. Po co? W tym momencie zganiłem sam siebie za takie głupie pomysły. Bo niby co ja mógłbym temu facetowi zaproponować? No fakt, do niskich nie należałem, ale cała reszta... Mikołaj się śmiał, że jestem jego przystojniakiem z lekkim brzuszkiem, a to też wkurzało mnie niesamowicie. Nie mam brzuszka! Ani lekkiego, ani żadnego. Albo – nie jestem wobec siebie krytyczny. Bo reszta – na pewno jest w normie, jak powinna.
  W tym momencie zganiłem swoje myśli, wyprostowałem sylwetkę i zająłem się dalszym przygotowaniem drinków. Karol uciekł do gości. Gdy przyrządzałem kolejną porcję wódki z sokiem z czarnej porzeczki, zobaczyłem, że brunecik zmierza w moim kierunku. Speszyłem się lekko, ale trzeba zachować pozory.
  – Cześć – powiedział.
  – Cześć.
  – Konrad jestem. Możesz mi nalać whisky z colą? – spytał
  – Wiem... – palnąłem jak głupi. – Jasne, już nalewam.
  – O, widzę, że rozmawialiście z Karolem o mnie, skoro wiesz, jak mam na imię.
  – Nie da się ukryć – w tym momencie chyba zalałem się kolorem buraczkowym na gębie.
  Dzięki Bogu ni stąd, ni zowąd, przy barze wyrósł Mikołaj. Był już całkiem nieźle wstawiony.
  – Tu jesteś, misiaczku – wybełkotał. – Zrób Mikusiowi drineczka, bo się skończył.
  Konrad spojrzał na Mikołaja dość dziwnie, jakby chciał zapytać, a ty skąd żeś się, kurwa, urwał?
  – Jasne, kochanie, już ci robię – odpowiedziałem. – A tak w ogóle, Mikuś, to jest Konrad, kolega Karola... Konrad, to jest Mikołaj, mój... – w tym momencie nie wiedziałem. co mam powiedzieć.
- ...Facet – dokończył za mnie Mikołaj. – Czyżby nasza gwiazdeczka, Karuś, sobie nową ofiarę upolowała? – skomentował z sarkazmem
  – Od polowania to ja tu jestem. To ja sobie ofiary wybieram – odpowiedział Konrad takim tonem, że aż mnie zmroziło, po czym wziął drinka i odszedł.
  Mikołaj, swoim zwyczajem, olał całą sytuację, wziął drinka i wrócił do towarzystwa, które w równym stopniu jak on było już lekko zwarzone.
  Zbliżała się 22:00, kiedy zauważyłem, że powoli kończy się wódka i soki. Postanowiłem więc poszukać Karola, żeby mi powiedział, gdzie ma zapas, bo akurat o takie zaniedbanie go nie podejrzewałem. Ten właśnie rozmawiał z Konradem w ogrodzie.
  Podszedłem do nich.
  – Karol, gdzie masz alkohol, bo... – spytałem, przerywając rozmowę.
  – W piwnicy. Przyniesiesz?
  – Jasne. Tylko powiedz dokładnie gdzie.
  – Tam, gdzie ma być sauna. Tylko uważaj, bo nie ma światła. Żarówka się przepaliła, nie miałem kiedy wymienić.
  – Ok. Poświecę telefonem. Dam radę – oddaliłem się od rozmawiających i udałem się w kierunku piwnicy.
  Faktycznie, było tu zupełnie ciemno. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem szukać butelek z wódką i soków. Niestety, mój przyjaciel nie należał do zorganizowanych, więc nie dość, że błądziłem po omacku, to jeszcze czułem się, jakbym szukał igły w stogu siana. Pomieszczenie było pełne różnych rzeczy, w tym pustych butelek po wcześniejszych imprezach. Potknąłem się o deskę snowboard’ową, którą kiedyś kupił, jednak ani razu na niej nie jeździł, potrąciłem przy okazji jakąś rzecz, trudno powiedzieć, co to było, ale chyba jakaś lampa, która pewnie też mu się znudziła, więc wylądowała w tej istnej graciarni, na coś nadepnąłem, też nie wiem, na co... W ten sposób dotarłem do końca, do rogu, w którym panowały istne ciemności, bo nawet światło z korytarza tu nie docierało. Dzięki Bogu z pomocą telefonu znalazłem alkohol, a nawet wiklinowy koszyk, który doskonale mi się w tym celu przydał. Włożyłem parę butelek, kilka kartonów soku i kiedy miałem wracać, poczułem za sobą czyjąś obecność. Ktoś chwycił mnie za biodra i przyciągnął do swojego krocza, pozorując stosunek. Roześmiałem się i wyprostowałem.
  – Mikołaj, przestań, bo upuszczę butelki!
  – A jeśli to nie Mikołaj? – odpowiedział mi głos, który na pewno nie był głosem Mikołaja.
  Zmroziło mnie w tym momencie, bo był to nie kto inny, jak Konrad. W tej samej chwili poczułem jego zarost na karku, gorący oddech i żar jego ust.
  – Przestań, co robisz! – chciałem się wyswobodzić, z jego uścisku.
  – Co robię? Poluje na ofiarę – odpowiedział, chwytając mnie jeszcze mocniej, tym razem jedną ręką w pasie, drugą trzymając na torsie.
  – Przestań, Mikołaj żartował, nie miał nic złego na myśli – przypomniała mi się ich krótka rozmowa przy barze.
  – Ale ja też nie mam nic złego na myśli – odpowiedział. – Zabawimy się trochę, mały, co?
  – Nie! Przestań! Nie mogę, wiesz że mam kogoś.
  – No i co z tego? Nikt się nie dowie. A ja po prostu mam na ciebie ochotę – odrzekł. – Poza tym widziałem, jak na mnie patrzyłeś, maleńki. Wiem, że wpadłem ci w oko, w dodatku czuję, że też tego chcesz, tylko boisz się do tego przyznać.
  To fakt... Niby broniłem się przed tym, jednak pod wpływem jego ust i języka na moim karku, jak i promili we krwi, moja stanowczość nie była tak silna, jak powinna. Z każdą sekundą ulegałem Konradowi coraz bardziej. Stawałem się materią plastyczną, którą mógł formować na wzór swoich potrzeb i upodobań. W pewnym momencie uległem całkowicie. Wiklinowy kosz pojechał w dół, jedna butelka stłukła się z brzękiem na posadzce. Nie miałem już sił się bronić, ale też, co mnie przerażało, chyba nawet tego nie chciałem!    
  Poddałem się chwili. Odwróciłem się twarzą do niego. W tej chwili poczułem, jak jego język wdziera się w moje usta. Matko, co za uczucie, jak on całował... Miałem wrażenie, jakby dawno nie był z nikim, tak był zachłanny. Zachowywał się jak spragniony człowiek zagubiony na pustyni, który dotarł po paru dniach do oazy i rzucił się w wodę.
  Jego ręce błądziły przy tym po moim ciele, wdzierały się pod koszulkę, gładziły każdy fragment mojej skóry. Poddawałem się temu coraz bardziej. Straciłem całkowicie kontrolę nad samym sobą. Czułem się, jakby poza tym, co się w tej chwili dzieje, świat nie istniał. Konrad, nie przestając mnie całować, doprowadził mnie pod ścianę, o którą oparł mnie plecami. W tym momencie byłem całkowicie uwięziony pomiędzy murem a nim. Oparł się rękoma o ścianę, wiążąc mnie swoimi ramionami pomiędzy swoim ciałem a betonem za plecami. Czuł, że jestem całkowicie jego i jemu poddany. Jego usta oderwały się od moich tylko po to, by znaleźć się na mojej szyi. Jaki on był przy tym zachłanny. Nie przejmował się tym, że jego ostry zarost drażnił moją skórę. Lizał każdy milimetr kwadratowy, dotarł do ucha, które chwycił zębami i ugryzł mocniej niż się tego spodziewałem.
  – Au...! – wrzasnąłem.
  – Ciii – strofował mnie.
  W tym momencie jego lewa dłoń zakneblowała moje usta. On zaś sam gryzł zarówno moje ucho jak i szyję. To, co z początku było dość bolesne, nagle zaczęło stawać się całkiem przyjemnym uczuciem.
  Konrad dyszał przy tym jak zwierzę. Nawet się wystraszyłem tego faceta. Jednak po chwili, stając się bardziej odważnym, powoli zacząłem rozpinać guziki jego koszulki, jeden po drugim, odsłaniając jego tors, brzuch. Był pięknie zarośnięty na klacie. Z racji tego, że mój wzrok przyzwyczaił się już do piwnicznego mroku i wpadającego tu z korytarza lekkiego światła, w półmroku mogłem go obserwować całego. W końcu zdjąłem z niego koszulę, dzięki czemu ukazał mi się atleta o silnie rozbudowanej klacie i ramionach, z ładnie wyrzeźbionym brzuchem, jednak bez przesadnej tarki, za którą notabene nie przepadałem. Normalnie facet ideał... Nie czekał długo i zrobił ze mną to samo. Zdjął moją polówkę, nie przestając pieszczot szyi i ucha. Jego lewa ręka nie blokowała już moich ust, tylko zajęła się moim prawym sutkiem, ściskając go bardzo mocno. Poczułem nawet, że chwyta go między paznokcie i szczypie dość boleśnie. Lewy sutek zaś znalazł się w jego zębach, które równie mocno zaczęły się zaciskać na nim. Zapobiegawczo Konrad położył swoją prawą dłoń na moich ustach, jakby się bał, że zaraz wydrę się wniebogłosy, na co szczerze miałem ochotę, bo gryzł tak mocno, że miałem wrażenie, iż odgryzie mi sutek. Próbowałem się skupić na czymś innym niż ból, w związku z czym zacząłem delikatnie, nieśmiało lizać jego palce. Chyba mu się to spodobało, bo po chwili wcisnął mi do ust środkowy palec, dzięki czemu mogłem go ssać i lizać.
  Czułem, że wzrasta w nim podniecenie, bo po sekundzie dołączył jeszcze jeden i jeszcze jeden palec. Jeszcze chwila, a miałbym jego całą dłoń w ustach. Wyprostował się i jego język zastąpił palce, wdzierając się pomiędzy moje wargi. Poczułem jego dłoń na swoim kroczu. Najpierw delikatnie masowała mnie, pobudzając i tak już sterczącego członka. On sam w tym czasie drugą ręką rozpiął sobie rozporek, uwalniając to wielkie coś, co tam drzemało i co samo wyskoczyło mu spod ręki. Przyznam szczerze, że tak wielkiego okazu jeszcze u nikogo nie widziałem. Długi, gruby, przy tym absolutnie prościutki, zakończony dużą, masywną główką. W tym momencie Konrad ścisnął moje krocze na tyle mocno, że z bólu lekko się pochyliłem, co on dokończył swoimi rękoma, sprowadzając mnie prawie do „parteru”, dzięki czemu mógł bez problemu wbić się swoim wielkim członkiem w moje usta. Myślałem, że chce mnie przebić na wylot. Pchał się coraz bardziej i głębiej. Jego fallus panoszył się w moim gardle, bo tak daleko go wepchnął. Dławiłem się i krztusiłem, bo oręż miał faktycznie ogromny. Jednak on ani myślał przestawać. Ewidentnie pokazywał, kto tu jest górą. Oparł się dłońmi o ścianę i dosłownie pieprzył mnie w usta. Nie przeszkadzało mu to, że się duszę i wzdrygają mną odruchy wymiotne. Dalej atakował moje gardło swoim taranem... a ja czułem się dziwnie podniecony. Zacząłem masować swoje kroczę ręką przez spodnie. Kucałem przed nim, oparty o ścianę, z rozdziawionymi ustami, które wypełniał jego członek, gładząc się przy tym po rozporku. Chciałem uwolnić swojego wyprężonego kutasa, jednak Konrad mi na to nie pozwolił. Czułem, że się zbliża do finału, dało się to wyraźnie wyczuć, bo jego moszna nagle stwardniała i uniosła się do góry. Kiedy dotknąłem jego jąder ręką, delikatnie, poczułem, jak jego członek wyprężył się gwałtownie, a moje gardło zalewa strumień jego gorących, słonawych soków...
  Spuścił mi się bezpośrednio do gardła, wprost do przełyku. Pewnie dlatego samoistnie to wszystko znalazło się w moim żołądku. Gdy spłynęła ostatnia kropla, chwycił mnie za ramiona i podciągnął do góry. Myślałem, że to koniec, że będę mógł się ubrać i wrócić do gości, jednak nie dane mi to było. Konrad wpakował ponownie swój język pomiędzy moje wargi. Całował mnie inaczej niż przedtem, tak, jakby chciał spróbować mnie, jak smakuję w połączeniu z jego spermą. Prawą ręką opierał się o ścianę tuż obok mojego ramienia, lewą zaś gładził mój brzuch i tors. Ponownie jego usta znalazły się na mojej szyi, tym razem jednak lizał delikatnie moją skórę. Trochę mnie to zdziwiło, ale jego członek był nadal sztywny, w pełnej gotowości. Czułem go na swoim brzuchu, jego żar i krew pulsującą w żyłach. Mój kochanek w tym czasie unosił się na palcach i opadał, symulując tym ruchy stosunku. Jego twardy fallus ocierał się o mój brzuch. To dziwne, bo czułem, że jakby robił się jeszcze twardszy, grubszy i większy. Konrad nie przestawał mnie lizać po szyi, kiedy jego ręce dobrały się do guzików przy moich dżinsach. Kiedy udało mu się je wszystkie odpiąć, powoli lewą ręką zaczął zsuwać mi spodnie, aż w końcu opadły na kostki. Stałem teraz w samej bieliźnie, przez którą on masował moje krocze. Drażnił się ze mną, pobudzając mojego sterczącego członka poprzez masowanie główki.
  – Chcę ciebie, w tej chwili... – wydyszał mi ciężko do ucha.
  Zamarłem z przerażenia, nie tylko z powodu wielkości jego członka. Dotarło do mnie, co robię. Na górze Mikołaj pewnie mnie szuka, a ja w piwnicy dopuszczam się zdrady z facetem, z którym mój drugi przyjaciel, Karol, wiązał jakieś nadzieje.
  – Nie mogę, nie chcę... – odpowiedziałem martwym szeptem.
  – Ty nie masz tu nic do gadania. Pamiętaj, że to ja tu jestem myśliwym, a ty ofiarą... moją ofiarą – powtórzył bardziej dosadnie.
  W tym momencie odwrócił mnie przodem do ściany tak, że stałem o nią oparty z twarzą przyklejoną policzkiem do jej chropowatej powierzchni, odwrócony w kierunku drzwi, a Konrad przywarł do mnie całym ciałem. Jego napór wręcz wgniatał mnie w twardy beton. Poczułem jego usta i język na karku. Delikatnie zataczał kółeczka koniuszkiem języka, całował. Muszę przyznać, że robił to w sposób bezbłędnie oszałamiający. Czułem, jak moje kolana stają się coraz bardziej miękkie. Wsunął prawą dłoń tak, że mógł drażnić, moje sterczące z podniecenia sutki. Łapał je między palce i gniótł coraz mocniej, raz lewy, raz prawy. Lewą ręką zsuwał moje bokserki, które po chwili znalazły się tam, gdzie jakiś czas temu moje spodnie. Wyciągnąłem z nich stopy, co on zauważył i wykorzystał, gdyż lewą ręką delikatnie rozsunął mi nogi. Jego gorący członek ocierał się o moje pośladki. Podniecało go to, gdyż znowu zaczął ocierać się o mnie w górę i w dół. Jego języki i usta czyniły cuda na moim karku. Czułem, jak przez moje ciało przebiega co chwilę fala dreszczy podniecenia. Nagle chwycił mnie za przeguby nadgarstków i rozłożył moje ręce na ścianie tak, jak to robią policjanci przy rewizji osobistej. Kopnął lekko moje nogi, dając mi tym znać, że mam stanąć w szerszym rozkroku. Jego język powoli przesuwał się z karku w dół, wzdłuż kręgosłupa. Myślałem, że oszaleję. Skąd on to wiedział? Tak się składa, że plecy są u mnie najbardziej erogenną częścią ciała, co nieraz Mikołaj wykorzystywał po sprzeczce. Tym razem to jednak nie był język mojego faceta, lecz nieznajomego przystojniaka, który zmusza mnie do czegoś, o co bym się w życiu nie podejrzewał... Skłamałem, nie zmuszał. To było przerażające, ale sam chciałem tego coraz bardziej! Chciałem go mieć w sobie, żebym poczuł tego giganta wsadzonego mi aż po same jaja! Bałem się tego, ale tego chciałem!
  Konrad nie przestawał pieszczot, więc po chwili, kucając za mną, jego twarz znalazła się na wysokości moich pośladków. Poczułem, jak jego język przesuwa się po nich wzdłuż. Boże! Co za uczucie! Znów myślałem, że oszaleję! Chwycił delikatnie moje pośladki w dłonie, rozchylając je szeroko. Moim ciałem wstrząsnęła nowa fala dreszczy podniecenia i właśnie w tym momencie poczułem jego gorący, wilgotny język na swojej dziurce. Myślałem, że zaraz zemdleję, co za rozkosz... Delikatnie lizał, kąsał. Próbował wciskać język do środka. Czułem, jak na początku zaciskam się, jednak z czasem rozluźniałem mięśnie, dzięki czemu stałem się bardziej „otwarty” na jego pieszczoty. To, co robił z moim ciałem, było niesamowite, nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś takiego, nawet z Mikołajem. Mimo iż w głowie kłębił mi się natłok myśli, to pieszczoty, których dostarczał mi Konrad, powodowały, że całkowicie przestałem trzeźwo myśleć o tym, co się tu dzieje i co ja tu robię. A w końcu krzywdziłem zarówno Mikołaja, jak i Karola...
  Jego język poruszał się w sposób nieopisany. Trudno mi to porównać do czegokolwiek. W głowie mi aż wirowało od przyjemności, której dostarczał mi mój kochanek, a i dało się wczuć, że jemu sprawia to nieukrywaną satysfakcję. Bawił się moim ciałem, jak tylko chciał, wciskał język w moją szparkę, a dłońmi od czasu do czasu serwował potężnego klapsa w tyłek, raz w lewy, raz w prawy pośladek. Po dłużej chwili tych pieszczot kciuk jego prawej dłoni zastąpił język. Masował nim dziurkę, która już i tak była dość luźna. Powoli zaczął go wciskać do środka. Syknąłem delikatnie, bo było to mało przyjemne uczucie. W tym momencie Konrad wstał tak, że przytulił swą twarz z prawej strony mojej twarzy.
  – Ciii... – wyszeptał mi do ucha. – Chce cię przygotować na coś większego, znacznie większego.
  – Proszę, nie... – wymamrotałem w amoku.
  – Powiedziałem: cicho – rzekł bardziej stanowczo i głośniej. – Mówiłem ci, że nie masz tu nic do gadania. W tej chwili jesteś mój i tylko mój.
  Zadrżałem tym razem. Górę nad podnieceniem wziął strach, co będzie dalej...? Wiem, co!
  Konrad jakby to wyczuł. Zaczął ponownie całować moją szyję, kark, ucho. Ty razem obyło się bez gryzienia. Drugą ręką nakierował moją głowę tak, że nasze języki po raz kolejny splotły się w szaleńczej grze, jaką jest pocałunek. Jego prawy kciuk był już w moim wnętrzu. Torował drogę temu, co miało po chwili nastąpić. Temu, czego bałem się wręcz panicznie! Nogi same gięły mi się zarówno ze strachu, jak i z podniecenia, które wróciło, całkowicie obezwładniając moje ciało. Poddałem się mu w całości. Ten facet faktycznie wiedział, że w tej chwili jestem jego i może zrobić ze mną, co tylko chce.
  Miejsce kciuka zajął palec wskazujący, do którego po chwili dołączył środkowy i serdeczny, wsuwając się we mnie energiczniej i coraz głębiej.
  – Jesteś prawie gotowy – powiedział zadowolony z siebie. – Teraz jakoś sobie poradzimy.
  Wyciągnął szybko palce, po czym splunął na swojego członka i przymierzył go do mojej dziurki. Jednym szybkim pchnięciem wpakował we mnie swoją masywną żołądź.  O kurwa! Co za ból! Poderwałem się, jakbym chciał wyskoczyć w górę jak z procy. Próbowałem się wyrwać. Chciałem uciec, ale on trzymał mnie mocno, przywarł do mnie tak, że nie miałem szans!
  – Proszę, nie...! – jęknąłem błagalnym tonem.
  – Oddychaj głęboko, maleńki. Wiem, że boli, bo takiego pewnie jeszcze nie miałeś. Ale jak się przekonasz, będziesz chciał już tylko takie – powiedział to w sposób zaskakująco ciepły i miły jak na niego. Pomyślałem nawet, że chyba się troszczy o to, co czuję i jak. – No to trzymaj się, wchodzimy dalej... – i pchnął biodrami tak mocno, że zobaczyłem miliardy gwiazd. Naciskał i pchał! Nie wiem, czy to czułem, czy tylko się tego domyśliłem, bo miałem wrażenie, jakby ktoś próbował rozerwać mnie na strzępy od środka... Aż przywarł brzuchem do moich pośladków. Był we mnie... Ból – to jedyne, co odbierałem wszystkimi tępymi zmysłami. Czułem go od miejsca, w którym nastąpiło wtargniecie, aż po sam czubek głowy. Zrobiło mi się słabo. Gdyby nie jego silne ramiona i ściana, do której byłem przyparty, pewnie bym się osunął w dół.
  – Wiem, że cię boli – ponownie usłyszałem jego łagodny szept. – Na początku zawsze boli, ale zaraz przejdzie. Sam się przekonasz.
  Bolało! Piekielnie bolało i chyba właśnie ten ból trzymał mnie w pełnej świadomości tego, co się dzieje. Staliśmy tak w bezruchu przez chwilę, żeby moje ciało przyzwyczaiło się do gabarytów gościa. Mikołaj miał zdecydowanie mniejszy okaz, oj, miał dużo, dużo mniejszego, przez co stosunek z nim nigdy nie był dla mnie bolesny.
  Poruszył swoim fallusem we mnie. Jęknąłem. Ból jeszcze większy! Nie ruszaj się! – chciałem zawyć, ale w tym samym momencie dostałem takiego klapsa w dupę, że poderwałem się jak cięty batem.
  – I głęboki oddech, maleńki, i jeszcze raz... – i ponowny klaps, aż mi kolana zmiękły, co on wykorzystał, żeby podbić się swoim fallusem we mnie w tył i jeszcze głębiej w przód. Zacisnąłem zęby. Głęboki oddech... dobrze, ten oddech będzie głęboki, i jeszcze jeden... Czuję, że już jeździ we mnie, robi to powoli i płytko, ale stopniowo przyspiesza... Poddałem się. Przecież już mu nie ucieknę...
  Konrad poczuł, że jestem już wystarczająco rozluźniony i zaczął miarowo poruszać biodrami. Miał rację, im dłużej jego członek panoszył się we mnie, tym bardziej ból ustępował. Jego ruchy stawały się bardziej intensywne, pospieszne, głębsze. Wbijał się we mnie do samego końca, aż czułem, jak jego jądra obijają się o moje pośladki. Chwycił mnie oburącz za biodra i zaczął pieprzyć coraz szybciej. To, co się działo z moim ciałem – brak słów, by to opisać. Fala gorąca przeszywała mnie od stóp do głów i z powrotem. Z racji tego, że jego pchnięcia były coraz mocniejsze, zaparłem się dłońmi o ścianę, dzięki czemu mój kochanek mógł mnie rżnąć bez ceregieli. Nogi gięły mi się same z podniecenia i z wrażenia. Po chwili byłem już tak luźny, że Konrad zupełnie wyciągał członka z mojego wnętrza i z impetem wjeżdżał nim ponownie. Mój punkt G, atakowany jak burza, przynosił mi niesamowite doznania. Co za rozkosz, myślałem, że odfrunę! Zastanawiałem się, w jaki sposób mieszczę w sobie tego tarana. To było dla mnie niepojęte! A on pruł mnie niczym tłok w parowozie, głęboko, do samego końca. Miałem wrażenie, że czuję go tuż pod żołądkiem. W momencie, kiedy jego biodra obijały się od moich pośladków, nasze ciała, zalane potem, wydawały z siebie charakterystyczne poklask.
  Sam nie wiem, jak długo to trwało. Pod wpływem rozkoszy, jaką swoim członkiem dostarczał mi mój kochanek, straciłem całkowicie poczucie czasu... aż do momentu, kiedy usłyszałem kroki na schodach i w korytarzu. Konrad również je usłyszał. Momentalnie jego prawa dłoń znalazła się na moich ustach, gdyż moje pojękiwania rozkoszy mogły nas zdradzić, gdzie jesteśmy i co tak naprawdę robimy. Nie przestawał mnie przy tym penetrować, wręcz robił to intensywniej, ale bez mocnego uderzania we mnie brzuchem.
  – Misiaczku, jesteś tutaj...?
  To Mikołaj mnie szukał. Zamarłem z przerażenia. Z jego głosu dało się wyczuć, że jest już całkowicie wstawiony i ledwo powłóczy nogami. Chciałem wyswobodzić się z objęć Konrada i biec do mojego faceta. Jednak ten jeszcze mocniej przyparł mnie do ściany. Ruchy jego bioder stały się jeszcze mocniejsze, wręcz brutalne. W dodatku miałem wrażenie, jakby jego członek zadzierał się w górę, jeszcze prężniejszy, większy i sztywniejszy. Domyśliłem się, że cała ta sytuacja potęguje jego podniecenie, wręcz podoba mu się to, że zaraz może nakryć nas mój mężczyzna, mój Mikołaj. W tej chwili chciało mi się płakać, krzyczeć i sam nie wiem co jeszcze!
  – Ciemno jak w dupie... Misiaczku, jesteś? – powtórzył Mikołaj, jednak nie uzyskawszy odpowiedzi, zawrócił do wyjścia, mrucząc pod nosem: – Gdzie ta cholera się podziała...
  Konrad w tym samym momencie nie wytrzymał, jego ruchy stały się jeszcze głębsze, po czym dopchnął z całej siły, najgłębiej, aż jego wielkie jądra rozpłaszczyły się tuż pod moimi pośladkami – zatrzymał się i... poczułem, jak wstrząsany konwulsyjną drgawką, pulsującymi rzutami posyła we mnie serię strzałów ze swojej armaty... Nagle i moje wnętrze się napięło do granic wytrzymałości – i strzeliłem w tym samym momencie, nawet bez dotykania swojego członka.
  Konrad wciąż wisiał nade mną.
  – Ciekawe, co by powiedział twój facet, gdyby zobaczył, jaką ofiarę upolowałem – zadrwił szyderczo, szeptem nad moim uchem.
  Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć ani nic zrobić. Z jednej strony moim ciałem jeszcze wstrząsał dreszcz przeżytej ekstazy, z drugiej już mnie doganiał kac moralny, który powodował, że miałem ochotę wyrzygać wszystko, razem ze śniadaniem sprzed pierwszej komunii świętej. A Konrad powoli wysuwał ze mnie swojego jeszcze sztywnego członka, wytarł go w moje pośladki, po czym podciągnął spodnie, zapiął koszulę i stwierdził, że pora wracać do góry.
  Wyszedł.
  Zostałem sam, oparty o ścianę. Do oczu napłynęły mi łzy. Co ja zrobiłem? – pomyślałem. Nie byłem w stanie ogarnąć tego myślami... No nic, trzeba się pozbierać i wrócić na górę...
  Pewnie wszyscy już wiedzą. Pewnie zarówno Karol jak i Mikołaj czekają tylko, żeby mi powiedzieć, że jestem najzwyklejszą szmatą. No nic... Trzeba będzie stawić temu czoła i ponieść konsekwencje. Wciągnąłem spodnie. Doprowadziłem się do ładu. W świetle komórki odszukałem kosz z alkoholem i sokami. Dostrzegłem kran. Przemyłem twarz. Ochłonąłem. I powolnym krokiem udałem się do gości.
  Kiedy pojawiłem się za barem, żeby zrobić sobie mega mocnego drinka, stanął przede mną Mikołaj.
  – Gdzie byłeś, Misiaczku? – spytał – Już się zacząłem martwić o ciebie – kontynuował. – Myślałem, że może polazłeś z kimś na bok – powiedział, mrugając do mnie żartobliwie.
  Wiedziałem, że to żart, jednak poczułem się tak, jakby cała krew spłynęła ze mnie pod podłogę. Miałem wrażenie, że zjadę jak się patrzy...
  – Byłem u góry, w łazience, niedobrze mi się zrobiło – skłamałem, a moje wewnętrzne ja chciało wykrzyczeć całą prawdę, jednak było zablokowane.
  – Ale już się dobrze czujesz? – zatroskał się na poważnie.
  – No, gdzieś ty był? – nagle pojawił się Karol. – Wszyscy cię szukali. Drinki się skończyły.
  – Daj mu spokój – stanął w mojej obronie Mikołaj. – Nie widzisz, że się źle czuje? Nie jadł a pił i go zemdliło. Był u góry wyrzygać się.
  – Aaa... to inna sprawa. Ale już się lepiej czujesz? – spytał Karol. – A właśnie, nie widzieliście Konrada? Zginął gdzieś bez śladu.
  Stanąłem jak wryty. Już chciałem powiedzieć, wykrzyczeć, że jego boski pan właśnie mnie zerżnął, dając mi mega rozkosz, kiedy wilk, o którym mowa, stanął przy nas.
  – Byłem się przejść po okolicy – powiedział i dyskretnie mrugnął do mnie.
  Sam nie wiem, jak to wszystko było możliwe. Ani Karol, ani Mikołaj o niczym nie wiedzieli, podczas gdy ja miałem wrażenie, że cały świat wie o zdradzie, której się dopuściłem. Jeszcze piosenka, która akurat leciała z głośników i ten wymowny tekst.
…He noticed no one was with me
I started getting so friendly
He told me I was too pretty
I flirted, I'm guilty…
  – No to jesteśmy w komplecie – skwitował Karol – i wracamy do zabawy. Konrad, zrób mi solidnego drinka, proszę, a ty, Mikołaj, zaopiekuj się swoim kochaniem.
  Poczułem pewnego rodzaju ulgę, że nikt nic nie wie, że to, co się zdarzyło w piwnicy, zostało tylko między mną i tym nowym, przyjezdnym gościem.
  Kiedy impreza się już kończyła i razem z Mikołajem wychodziliśmy do taksówki, podszedł do mnie Konrad, korzystając z okazji, iż Mikuś żegnał się z ludźmi z pracy. Dyskretnie wsunął mi w dłoń jakiś zwitek papieru, złożoną karteczkę i szepnął:
  – Dziękuję, było mi zajebiście dobrze. Spotkajmy się jeszcze... – i ten jego wzrok, to spojrzenie... Nie wiem, co wyrażało: pragnienie, pożądanie?
...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl