[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HENRYK SIENKIEWICZOgniem i mieczemwww.eBook.pl2 Ogniem i mieczemTOM Irozdział 1rozdział 2rozdział 3rozdział 4rozdział 5rozdział 6rozdział 7rozdział 8rozdział 9rozdział 10rozdział 11rozdział 12rozdział 13rozdział 14rozdział 15rozdział 16rozdział 17rozdział 18rozdział 19rozdział 20rozdział 21rozdział 22rozdział 23rozdział 24rozdział 25Henryk Sienkiewicz3 Ogniem i mieczemrozdział 26rozdział 27rozdział 28rozdział 29rozdział 30rozdział 31rozdział 32rozdział 33TOM IIrozdział 1rozdział 2rozdział 3rozdział 4rozdział 5rozdział 6rozdział 7rozdział 8rozdział 9rozdział 10rozdział 11rozdział 12rozdział 13rozdział 14rozdział 15rozdział 16rozdział 17rozdział 18rozdział 19Henryk Sienkiewicz4 Ogniem i mieczemrozdział 20rozdział 21rozdział 22rozdział 23rozdział 24rozdział 25rozdział 26rozdział 27rozdział 28rozdział 29rozdział 30epilogHenryk Sienkiewicz5 Ogniem i mieczemTOM IRozdział IRok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebiei ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza wniesłychanej ilości wyroiła się z Dzikich Pól i zniszczyła zasiewyi trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latemzdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometapojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastemmogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty idawano jałmużny, gdyż niektórzy twierdzili, że zaraza spadnie nakraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała tak lekka, żenajstarsi ludzie nie pamiętali podobnej. W południowychwojewództwach lody nie popętały wcale wód, które podsycanetopniejącym każdego ranka śniegiem wystąpiły z łożysk ipozalewały brzegi. Padały częste deszcze. Step rozmókł i zmieniłsię w wielką kałużę, słońce zaś w południe dogrzewało takmocno, że - dziw nad dziwy! - w województwie bracławskim i naDzikich Polach zielona ruń okryła stepy i rozłogi już w połowiegrudnia. Roje po pasiekach poczęły się burzyć i huczeć, bydłoryczało po zagrodach. Gdy więc tak porządek przyrodzeniazdawał się być wcale odwróconym, wszyscy na Rusi oczekującniezwykłych zdarzeń zwracali niespokojny umysł i oczyszczególniej ku Dzikim Polom, od których łatwiej niźli skądinądmogło się ukazać niebezpieczeństwo.Tymczasem na Polach nie działo się nic nadzwyczajnego i niebyło innych walk i potyczek jak te, które się odprawiały tamzwykle, a o których wiedziały tylko orły, jastrzębie, kruki izwierz polny.Bo takie to już były te Pola. Ostatnie ślady osiadłego życiaHenryk Sienkiewicz6 Ogniem i mieczemkończyły się, idąc ku południowi, niedaleko za Czehrynem odeDniepru, a od Dniestru -niedaleko za Humaniem, a potem jużhen, ku limanom i morzu, step i step, w dwie rzeki jakby w ramęujęty. Na łuku Dnieprowym, na Niżu, wrzało jeszcze kozaczeżycie za porohami, ale w samych Polach nikt nie mieszkał i chybapo brzegach tkwiły gdzieniegdzie „polanki” jakoby wyspy wśródmorza. Ziemia była de nomine Rzeczypospolitej, ale pustynna, naktórej pastwisk Rzeczpospolita Tatarom pozwalała, wszakże gdyKozacy często bronili, więc to pastwisko było i pobojowiskiemzarazem.Ile tam walk stoczono, ilu ludzi legło, nikt nie zliczył, nikt niespamiętał. Orły, jastrzębie i kruki jedne wiedziały, a kto z dalekadosłyszał szum skrzydeł i krakanie, kto ujrzał wiry ptasie nadjednym kołujące miejscem, to wiedział, że tam trupy lub kości niepogrzebione leżą... Polowano w trawach na ludzi jakby na wilkilub suhaki. Polował, kto chciał. Człek prawem ścigan chronił sięw dzikie stepy, orężny pasterz trzód strzegł, rycerz przygód tamszukał, łotrzyk łupu. Kozak Tatara, Tatar Kozaka. Bywało, że icałe watahy broniły trzód przed tłumami napastników. Step tobył pusty i pełny zarazem, cichy i groźny, spokojny i pełenzasadzek, dziki od Dzikich Pól, ale i od dzikich dusz.Czasem też napełniała go wielka wojna. Wówczas płynęły po nimjak fale czambuły tatarskie, pułki kozackie, to chorągwie polskielub wołoskie; nocami rżenie koni wtórowało wyciom wilków, głoskotłów i trąb mosiężnych leciał aż do Owidowego jeziora i kumorzu, a na Czarnym Szlaku, na Kuczmańskim - rzekłbyś:powódź ludzka. Granic Rzeczypospolitej strzegły od Kamieńca ażdo Dniepru stanice i „polanki” i - gdy szlaki miały się zaroić,poznawano właśnie po niezliczonych stadach ptactwa, które,płoszone przez czambuły, leciały na północ. AleTatar, bylewychylił się z Czarnego Lasu lub Dniestr przebył od stronywołoskiej, to stepem równo z ptakami stawał w południowychwojewództwach.Henryk Sienkiewicz7 Ogniem i mieczemWszelako zimy owej ptastwo nie ciągnęło zwrzaskiem kuRzeczypospolitej. Na stepie było ciszej niż zwykle. W chwili gdyrozpoczyna się powieść nasza,słońce zachodziło właśnie, aczerwonawe jego promienie rozświecały okolicę pustą zupełnie.Na północnym krańcu Dzikich Pól, nad Omelniczkiem, aż do jegoujścia, najbystrzejszy wzrok nie mógłby odkryć jednej żywejduszy ani nawet żadnego ruchu w ciemnych, zaschniętych izwiędłych burzanach. Słońce połową tylko tarczy wyglądałojeszcze zza widnokręgu. Niebo było już ciemne, a potem i step zwolna mroczył się coraz bardziej. Na lewym brzegu, naniewielkiej wyniosłości podobniejszej do mogiły niż do wzgórza,świeciły tylko resztki murowanej stanicy, którą niegdyś jeszczeTeodoryk Buczacki wystawił, a którą potem napady starły. Odruiny owej padał długi cień. Opodal świeciły wody szerokorozlanego Omelniczka, który w tym miejscu skręca się kuDnieprowi. Ale blaski gasły coraz bardziej na niebie i na ziemi.Z nieba dochodziły tylko klangory żurawi ciągnących ku morzu;zreszta ciszy nie przerywał żaden głos.Noc zapadła nad pustynią, a z nią nastała godzina duchów.Czuwający w stanicach rycerze opowiadali sobie w owychczasach, że nocami wstają na Dzikich Polach cienie poległych,którzy zeszli tam nagłą śmiercią w grzechu, i odprawują swojekorowody, w czym im żaden krzyż ani kościół nie przeszkadza.Toteż gdy sznury wskazujące północ poczynały się dopalać,odmawiano po stanicach modlitwy za umarłych. Mówiono także,że one cienie jeźdźców snując się po pustyni zastępują drogępodróżnym jęcząc i prosząc o znak krzyża świętego. Między nimitrafiały się upiory, które goniły za ludźmi wyjąc. Wprawne uchoz daleka już rozeznawało wycie upiorów od wilczego. Widywanorównież całe wojska cieniów, które czasem przybliżały się tak dostanic, że straże grały larum. Zapowiadało to zwykle wielkąwojnę. Spotkanie pojedynczych cieniów nie znaczyło również nicdobrego, ale nie zawsze należało sobie źle wróżyć, bo i człekHenryk Sienkiewicz8 Ogniem i mieczemýywy zjawiaů sić nieraz i niknŕů jak cień przed podróýnymi,dlatego czćsto i snadnie za ducha mógů byă poczytanym.Skoro wićc noc zapadůa nad Omelniczkiem, nie byůo w tym nicdziwnego, ýe zaraz koůo opustoszaůej stanicy pojawiů sić duch czyczůowiek. Miesiŕc wychynŕů wůaúnie zza Dniepru i obieĺiů pustkć,gůowy bodiaków i dal stepowŕ. Wtem niýej na stepie ukazaůy sićinne jakieú nocne istoty. Przelatujŕce chmurki przesůaniaůy cochwila blask ksićýyca, wićc owe postacie to wybůyskiwaůy zcienia, to znowu gasůy. Chwilami nikůy zupeůnie i zdawaůy sićtopnieă w cieniu. Posuwajŕc sić ku wyniosůoúci, na której staůpierwszy jeędziec, skradaůy sić cicho, ostroýnie, z wolna,zatrzymujŕc sić co chwila.W ruchach ich byůo coú przeraýajŕcego, jak i w caůym tym stepie,tak spokojnym na pozór. Wiatr chwilami podmuchiwaů odeDniepru sprawujŕc ýaůosny szelest w zeschůych bodiakach, którepochylaůy sić i trzćsůy, jakby przeraýone. Na koniec postacieznikůy, schroniůy sić w cień ruiny. W bladym úwietle nocy widaăbyůo tylko jednego jeędęca stojŕcego na wyniosůoúci.Wreszcie szelest ów zwróciů jego uwagć. Zbliýywszy sić do skrajuwzgórza poczŕů wpatrywaă sić w step uwaýnie. W tej chwili wiatrprzestaů wiaă, szelest ustaů i zrobiůa sić cisza zupeůna.Nagle daů sić sůyszeă przeraęliwy úwist. Zmieszane gůosy poczćůywrzeszczeă przeraęliwie: „Haůůa! Haůůa! Jezu Chryste! ratuj! bij!”Rozlegů sić huk samopaůów, czerwone úwiatůa rozdarůy ciemnoúci.Tćtent koni zmieszaů sić z szczćkiem ýelaza. Nowi jacyú jeędęcewyroúli jakby spod ziemi na stepie. Rzekůbyú: burza zawrzaůanagle w tej cichej, zůowrogiej pustyni. Potem jćki ludzkiezawtórowaůy wrzaskom strasznym, wreszcie ucichůo wszystko:walka byůa skończona.Widocznie rozegrywaůa sić jedna ze zwykůych scen na DzikichPolach.Jeędęcy zgrupowali sić na wyniosůoúci; niektórzy pozsiadali zkoni, przypatrujŕc sić czemuú pilnie.Henryk Sienkiewicz9 Ogniem i mieczemWtem w ciemnościach ozwał się silny i rozkazujący głos:- Hej tam! skrzesać ognia i zapalić!Po chwili posypały się naprzód iskry, a potem buchnął płomieńsuchych oczeretów i łuczywa, które podróżujący przez Dzikie Polawozili zawsze ze sobą.Wnet wbito w ziemię drąg od kaganka i jaskrawe, padajace, zgóry światło oświeciło wyraźnie kilkunastu ludzi pochylonychnad jakąś postacią leżącą bez ruchu na ziemi.Byli to żołnierze ubrani w barwę czerwoną, dworską, i w wilczekapuzy. Z tych jeden, siedzący na dzielnym koniu, zdawał sięreszcie przywodzić. Zsiadłszy z konia zbliżył się do owej Ieżącejpostaci i spytał:- A co, wachmistrzu? żyje czy nie żyje?- Żyje, panie namiestniku, ale charcze; arkan go zdławił.- Co zacz jest?- Nie Tatar, znaczny ktoś.- To i Bogu dziękować.Tu namiestnik popatrzył uważnie na leżącego męża.- Coś jakby hetm...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]