[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->SZLAK PRZEZNACZENIAWALTER JON WILLIAMSPrzekładANDRZEJ SYRZYCKIDla Kathleen HedgesROZDZIAŁ1Wpatrzona w odległe zimne gwiazdy siedziała na fotelu pilota, który zajmowała namocy prawa śmierci. W jej umyśle kłębiły się procedury, a palce machinalnie przyciskałyklawisze i guziki, ale myśli błądziły po lodowatej pustce przestworzy, zupełnie jakby szukały…Nie znalazły jednak niczego.Odwróciła głowę i spojrzała na męża. On także przebierał palcami po pulpicie kontrolnejkonsolety. Patrząc na jego silne ręce, od razu poczuła się spokojniej i pewniej.Nagle poczuła, że jej serce zadrżało, jakby dotknięte przez coś, co znajdowało się pośródodległych gwiazd.Jacen! - pomyślała.Dłonie jej męża spoczęły na urządzeniach kontrolnych i iskierki odległych gwiazdprzeistoczyły się w świetliste smugi. Wyglądały jak obserwowane przez szybę, w którą siekąkrople ulewnego deszczu. Uświadomiła sobie, że w tej samej sekundzie to coś przestało jądotykać.- Jacen! - powiedziała głośno, a kiedy zdumiony mąż skierował na nią udręczonebrązowe oczy, powtórzyła jeszcze bardziej stanowczo: - To Jacen!- Jesteś pewna? - zapytał Han Solo. - Jesteś pewna, że to Jacen?- Tak! - odparła. - Uwolnił i wysłał do mnie myśli. Poczułam go. To nie mógł być niktinny.- A więc jednak żyje…- Tak.Leia Organa Solo doskonale wyczuwała, co dzieje się w umyśle męża. Han sądził, że ichstarszy syn dawno zginął, ale ze względu na nią starał się udawać, że tak nie jest. Wciąż jeszczezmagał się z bólem i wyrzutami sumienia, jakie odczuwał na myśl o tym, że kiedyś odseparowałsię od pozostałych członków rodziny. Postanowił popierać żonę bez względu na własneprzekonania, chociaż uważał w głębi duszy, że to nie ma sensu. Leia domyślała się, ile wysiłkumusiało go kosztować skrywanie własnych wątpliwości i rozpaczy.Wyczytała to wszystko w jego oczach i w drżeniu mięśni policzka. Podziwiała jegoodwagę i niepewność, i kochała go za jedno i drugie.- To był Jacen - oznajmiła z największą pewnością i stanowczością, na jakie umiała sięzdobyć. - Posługując się Mocą wysłał do mnie myśli. Czułam go. Chciał mi powiedzieć, że żyje iprzebywa w towarzystwie kogoś przyjaznego. - Wyciągnęła rękę i zaplotła palce na dłoni męża. -Teraz nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Absolutnie żadnych.Dłoń Hana odpowiedziała uściskiem. Leia wyczula burzę uczuć, jaka musiała szaleć wjego sercu. Zrozumiała, że w umyśle męża nadzieja walczy z gorzkim doświadczeniem.Po chwili zauważyła, że jego brązowe oczy złagodniały.- Tak. Oczywiście, wierzę ci - powiedział, chociaż z lekką rezerwą, niepewnie, jakbydługie i pełne gorzkich chwil lata nauczyły go nie wierzyć w nic, czego nie zobaczy na własneoczy.Leia wyciągnęła ku niemu obie ręce i nie wstając z fotela drugiego pilota, nieporadnie gouściskała. Kiedy Han odwzajemnił uścisk, poczuła na policzku kłucie jego zarostu, a chwilępóźniej zapach jego ciała i włosów.W jej sercu wezbrała fala szczęścia, która musiała znaleźć ujście w słowach.- Tak, Hanie - powiedziała. - Nasz syn żyje. My także. Cieszmy się. Teraz możemy byćspokojni. Od tej pory wszystko ulegnie radykalnej zmianie.Idylla trwała, dopóki oboje, trzymając się za ręce, nie weszli do głównej ładowni„Sokoła Millenium”. Leia wyczuła, że na widok ich gościa - ubranej w nieskazitelnie czysty iodprasowany szary mundur pani komandor Imperium - Han lekko napiął mięśnie.Jej mąż liczył na to, że czas tej wyprawy spędzi tylko w towarzystwie żony. Chociaż odpoczątku wojny z Yuuzhan Yongami upłynęło wiele miesięcy, spędzili je na ogół z daleka odsiebie; zmagali się też w tym czasie z wieloma kryzysami, pojawiającymi się najczęściej jeden podrugim. Obecna wyprawa była nie mniej niebezpieczna niż poprzednie, ale oboje pragnęlispędzić tylko we dwoje czas, jaki „Sokół” miał lecieć w nadprzestrzeni.Postanowili nie zabierać nawet noghriańskich ochroniarzy Leii. Nie zamierzaliprzewozić żadnych pasażerów, a co dopiero pani oficer Imperium. Na razie Han zachowywał sięprzyzwoicie, ale Leia wyczuwała, że cierpliwość męża jest bliska wyczerpania.Na ich widok pani komandor zerwała się z krzesła.- Wyjątkowo zgrabne przejście do nadprzestrzeni, kapitanie Solo - powiedziała. - Jak nastatek złożony z tak… różnorodnych części, pański manewr dobrze świadczy o umiejętnościachkapitana.- Dziękuję - burknął Solo.- Generatory ochronnych pól typu Myomar spisują się doskonale, prawda? - zapytałaDorja. - To jeden z naszych najlepszych projektów.Cały problem z panią komandor polega na tym, że jest po prostu zbyt spostrzegawcza,pomyślała Leia. Pani komandor miała mniej więcej trzydzieści lat i była córką kapitanagwiezdnego niszczyciela. Starannie ukrywała pod czapką munduru krótko ostrzyżone czarnewłosy, a jej sympatyczna, chociaż wyprana z wszelkich emocji twarz znamionowała zawodowądyplomatkę. Podczas upadku Coruscant kobieta przebywała na planecie, rzekomo w celuzawarcia umowy handlowej. Leia wiedziała, że chodziło o zakup mózgów ulbańskich androidów,które miano wykorzystać na imperialnych farmach hydroponicznych. Zawarcie umowykomplikował fakt, że mózgi tych androidów można było równie dobrze wykorzystywać do celówwojskowych.Negocjacje dotyczące certyfikatów końcowego użytkownika mózgów się przeciągały,ale niewykluczone, że specjalnie prowadzono je w taki sposób, żeby wiodły donikąd. Zapewnedzięki temu przedłużający się pobyt na Coruscant pozwolił pani komandor Dorji uważnieobserwować zakończony upadkiem planety szturm Yuuzhan Vongów na stolicę NowejRepubliki.Vana Dorja zdołała w końcu odlecieć z Coruscant, ale Leia nie miała cienia wątpliwości,że jej ucieczkę zawczasu starannie zaplanowano. Potem zaś pani komandor pojawiła się naKalamarze, tymczasowej stolicy Nowej Republiki, i bezwstydnie poprosiła o pomoc w powrociedo przestworzy Imperium. Uczyniła to dokładnie w tym samym czasie, kiedy Leii powierzonowyprawienie się tam z dyplomatyczną misją.Oczywiście nie mogło być mowy o żadnym zbiegu okoliczności. Dorja z pewnością byłaimperialnym szpiegiem działającym pod pozorem nawiązywania kontaktów handlowych. Cojednak Leia miała zrobić? Istniało prawdopodobieństwo, że Nowa Republika będziepotrzebowała pomocy Imperium, a jego władcy mogli się poczuć urażeni, że ich przedstawicielkahandlowa musiała niepotrzebnie tracić czas, skoro mogła powrócić szybciej.Leia miała jednak prawo ustalać pewne zasady i skwapliwie z tego prawa skorzystała.Wyjaśniła pani komandor, gdzie po pokładzie „Sokoła” może się poruszać, i poinformowała, dojakich pomieszczeń nie może wchodzić ani nawet zaglądać. Dorja natychmiast się zgodziłaprzestrzegać tych zakazów. Zanim weszła na pokład, poddała się także skanowaniu, które miało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl