[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Roger MacBride Allen
Zwyci
ę
stwo na Centerpoint
2
ZWYCI
Ę
STWO NA CENTERPOINT
Tom III trylogii KORELIA
Ń
SKIEJ
ROGER MacBRIDE ALLEN
Przekład
ANDRZEJ SYRZYCKI
3
Roger MacBride Allen
Zwyci
ę
stwo na Centerpoint
4
Tytuł oryginału
SHOWDOWN AT CENTERPOINT
Redakcja stylistyczna
KATARZYNA STACHOWICZ-GACEK
Redakcja techniczna
ANNA BONISŁAWSKA
Korekta
JOANNA CIERKO
Ń
SKA
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Opracowanie graficzne okładki
STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Informacje o nowo
ś
ciach i pozostałych ksi
ąŜ
kach Wydawnictwa AMBER oraz
mo
Ŝ
liwo
ść
zamówienia mo
Ŝ
ecie Pa
ń
stwo znale
źć
na stronie Internetu
http://www.amber.supermedia.pl
Copyright © 1995 by Lucasfilm, Ltd & TM
All rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Showdown at Centerpoint by Bantam Books
For the Polish edition
© Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 1999
ISBN 83-7245-233-4
Dla Mandy Slater,
która była przy mnie, kiedy to si
ę
zacz
ę
ło
5
Roger MacBride Allen
Zwyci
ę
stwo na Centerpoint
6
ucz
ę
szczałem do jedenastej klasy, Beth uczyła mnie angielskiego, a obecnie bardzo
kiepsko gra w pokera. Kiedy si
ę
dowiedziała o tej dedykacji, tak si
ę
przej
ę
ła,
Ŝ
e
natychmiast przyst
ą
piła do działania - i zacz
ę
ła przegl
ą
da
ć
maszynopis w nadziei,
Ŝ
e
wyłapie bł
ę
dy gramatyczne. Niech si
ę
to stanie dla was ostrze
Ŝ
eniem,
Ŝ
eby zawsze
dawa
ć
z siebie jak najwi
ę
cej. Nikt z nas przecie
Ŝ
nie wie, kiedy nasza nauczycielka
angielskiego zechce si
ę
zaj
ąć
sprawdzaniem, co pozostało z jej nauki.
O D A U T O R A
Pragn
ą
łbym podzi
ę
kowa
ć
Tomowi Dupree, Jennifer Hershey i wszystkim innym
zacnym ludziom z wydawnictwa Bantam Spectra, którzy przez cały czas, kiedy pisałem
te powie
ś
ci, okazywali mi ogromne zaufanie. Chciałbym tak
Ŝ
e przekaza
ć
wyrazy
wdzi
ę
czno
ś
ci Eleanor Wood i Lucienne Diver za poparcie i skuteczne dbanie o
finansowe aspekty całego przedsi
ę
wzi
ę
cia.
Pragn
ę
te
Ŝ
podzi
ę
kowa
ć
swojej
Ŝ
onie, Eleanore Fox, która - aczkolwiek miała na
głowie tyle spraw - musiała si
ę
uczy
ć
nowego j
ę
zyka i pakowa
ć
wszystko, czego
wymagała przeprowadzka do Brazylii. Z pewno
ś
ci
ą
miałaby l
Ŝ
ejsze
Ŝ
ycie, gdyby pod
jej nogami nie pl
ą
tał si
ę
pewien powie
ś
ciopisarz. Mimo to doskonale sobie poradziła w
trudnej i nietypowej sytuacji. Nic dziwnego; Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Stanów Zjednoczonych zatrudnia tylko najlepszych. A przynajmniej tak si
ę
stało w jej
przypadku.
Dzi
ę
kuj
ę
tak
Ŝ
e Mandy Slater, kole
Ŝ
ance i powierniczce, której zadedykowałem
niniejsz
ą
ksi
ąŜ
k
ę
. Była tam - w kuchni pewnego mieszkania w Waszyngtonie - kiedy
zadzwonił telefon, powołuj
ą
cy mnie do czynnej słu
Ŝ
by jako autora powie
ś
ci z cyklu
„Gwiezdne Wojny". To wła
ś
nie Mandy pomogła mi doj
ść
do przekonania,
Ŝ
e dam
sobie rad
ę
z tym wyzwaniem. I je
Ŝ
eli si
ę
oka
Ŝ
e,
Ŝ
e rzeczywi
ś
cie sobie poradziłem,
prosz
ę
wszystkich, którzy j
ą
spotkaj
ą
, aby powiedzieli jej, i
Ŝ
miała racj
ę
.
Rzecz jasna, pewien problem mo
Ŝ
e stanowi
ć
spotkanie Mandy. Ostatnio, kiedy j
ą
widziałem, przebywała w Nowym Orleanie, a przyleciała tam z Rumunii przez Londyn,
po czym miała niedługo lecie
ć
do Chicago. Przedtem spotkałem si
ę
z ni
ą
we Fresno w
Kalifornii, gdzie była jednym z go
ś
ci na moim weselu; jeszcze przedtem w Londynie, a
przed Londynem - je
ś
li mnie pami
ęć
nie myli - w Toronto. Po pewnym czasie trudno
sobie przypomnie
ć
, dok
ą
d i kiedy podró
Ŝ
owała. Niemniej jednak, Mandy, bardzo
dzi
ę
kuj
ę
.
Je
Ŝ
eli mowa o podró
Ŝ
owaniu, jedn
ą
z długoletnich i dobrych tradycji powie
ś
ci z
cyklu „Gwiezdne Wojny" jest to,
Ŝ
e wszystko dzieje si
ę
wsz
ę
dzie naraz. Obawiam si
ę
,
Ŝ
e drug
ą
ksi
ąŜ
k
ę
tej trylogii napisałem niemal w cało
ś
ci w Waszyngtonie i jego
okolicach - no, mo
Ŝ
e jeszcze troch
ę
w trakcie podró
Ŝ
y do Filadelfii i Nowego Jorku.
Trzecia powie
ść
powstała nie tylko w takich miejscach jak Aarlington w Wirginii,
Bethesda w Maryland i kilku innych miejscowo
ś
ciach o podobnych nazwach, ale tak
Ŝ
e
w Nowym Jorku, Miami, na Karaibach i nad Amazonk
ą
, w Sao Paulo i w Brasilii.
Została zredagowana w Bethesda, w Norfolk w Wirginii, w Atlancie i Montgomery w
Alabamie oraz w Biloxi w stanie Missisipi. Je
Ŝ
eli to nie oznacza dla was wystarczaj
ą
co
du
Ŝ
ej ruchliwo
ś
ci, b
ę
dziemy musieli porozmawia
ć
.
Roger MacBride Allen kwiecie
ń
1995
Brasilia, Brazylia
I jeszcze jedna uwaga, dotycz
ą
ca niebezpiecze
ń
stw zwi
ą
zanych z dedykowaniem
czegokolwiek nauczycielkom angielskiego. Jak pami
ę
tacie, drugi tom tej trylogii
zadedykowałem Beth Zipser i jej m
ęŜ
owi Mike'owi. Wiele ksi
ęŜ
yców temu, kiedy
 7
Roger MacBride Allen
Zwyci
ę
stwo na Centerpoint
8
selonia
ń
skie gwiezdne jednostki tak
Ŝ
e nie grzeszyły niezawodno
ś
ci
ą
. Han przestawił
d
ź
wigni
ę
przeł
ą
cznika zasilania i zaczekał, a
Ŝ
system inwertera obudzi si
ę
do
Ŝ
ycia.
Zaczynał w
ą
tpi
ć
, czy był przy zdrowych zmysłach, kiedy zgłosił si
ę
na ochotnika,
aby sprowadzi
ć
wła
ś
nie ten sto
Ŝ
kostatek z mroków przestworzy na powierzchni
ę
Selonii. Mógł
Ŝ
yczy
ć
obu Seloniankom wiele szcz
ęś
cia, a potem po
Ŝ
egna
ć
si
ę
i
odlecie
ć
na pokładzie „Ognistej Jade". Przypuszczał jednak,
Ŝ
e kiedy co
ś
powinno by
ć
zrobione, a tylko on potrafił to zrobi
ć
, zgłaszanie si
ę
na ochotnika miało w sobie co
ś
z
przymusu. Prawd
ę
mówi
ą
c, Han nie miał wielkiego wyboru. Nie mógł zostawi
ć
Drackmus na łasce losu. Zaci
ą
gn
ą
ł wobec niej pewien dług... wobec niej i jej ziomków.
Co wi
ę
cej, Drackmus wyra
ź
nie o
ś
wiadczyła,
Ŝ
e musi wyl
ą
dowa
ć
wła
ś
nie tym
sto
Ŝ
kostatkiem. Jej ziomkowie nie mogli sobie pozwoli
ć
na pozostawienie w
przestworzach jakiejkolwiek jednostki - bez wzgl
ę
du na to, jak mało sprawnej albo
zawodnej. Nie nazwany sto
Ŝ
kostatek mógł przypomina
ć
stert
ę
lataj
ą
cego złomu, ale
Drackmus u
ś
wiadomiła Hanowi,
Ŝ
e i tak jednostka jest w lepszym stanie ni
Ŝ
cokolwiek,
czym Selonianki dysponowały w tej chwili. A
ś
ci
ś
lej, w lepszym stanie ni
Ŝ
jakakolwiek
inna jednostka, jak
ą
miała do dyspozycji Nora Hunchuzuc i nale
Ŝą
cy do niej
Republikani
ś
ci.
R O Z D Z I A Ł
1
CORAZ BLI
ś
EJ
- Czcigodny Solo, stracili
ś
my ogromnie du
Ŝ
o czasu! - zapiszczał głos Drackmus w
odbiorniku interkomu. - Je
Ŝ
eli nie odzyskamy panowania nad sterami, wlecimy w
górne warstwy atmosfery szybciej ni
Ŝ
si
ę
spodziewamy!
Urz
ą
dzenie wydało zduszony skowyt i umilkło. Widocznie albo system ł
ą
czno
ś
ci z
kabin
ą
sto
Ŝ
kostatku odmawiał posłusze
ń
stwa, albo Han miał wielkie szcz
ęś
cie i
Drackmus zaczynała traci
ć
głos. To byłoby naprawd
ę
co
ś
wspaniałego.
Przeł
ą
czył urz
ą
dzenie na nadawanie i postarał si
ę
skupi
ć
na wykonywanej pracy.
- Nie gor
ą
czkuj si
ę
tak, Drackmus - odparł, a wła
ś
ciwie prawie krzykn
ą
ł. - Twój
nadajnik interkomu powinien zosta
ć
poddany szczegółowym ogl
ę
dzinom. Powiedz
czcigodnej pani pilot Salculd,
Ŝ
e wła
ś
nie sko
ń
czyłem.
Dlaczego, na miło
ść
wszech
ś
wiata, wszystkie awaryjne naprawy na pokładzie
statku musiały by
ć
dokonywane w takim po
ś
piechu? - pomy
ś
lał z gorycz
ą
. - Czego nie
dałbym za to,
Ŝ
eby mie
ć
teraz u boku Chewbacc
ę
!
- Dlaczego mam si
ę
nie gor
ą
czkowa
ć
? - usłyszał z odbiornika komunikatora. - Czy
temperatura mojego ciała mo
Ŝ
e mie
ć
co
ś
wspólnego z przestrzeganiem procedur
bezpiecze
ń
stwa?
Han westchn
ą
ł i ponownie wcisn
ą
ł guzik nadajnika.
- To tylko takie wyra
Ŝ
enie - powiedział. - Chodziło mi o to,
Ŝ
eby
ś
zachowała
cierpliwo
ść
- dodał szybko, staraj
ą
c si
ę
nie traci
ć
własnej.
Drackmus była Seloniank
ą
, a wi
ę
kszo
ść
Selonianek nie lubiła lata
ć
. Mo
Ŝ
na było to
zrozumie
ć
, jako
Ŝ
e
Ŝ
yły przewa
Ŝ
nie pod powierzchni
ą
gruntu, ale zmuszony do
wykonywania rozkazów cierpi
ą
cej na agorafobi
ę
istoty Han miał wra
Ŝ
enie,
Ŝ
e niedługo
oszaleje.
Dokonał ostatniego przeł
ą
czenia, zatrzasn
ą
ł klap
ę
ostatniego panelu i zacisn
ą
ł
kciuki,
Ŝ
eby si
ę
udało. To powinno wystarczy
ć
- powiedział sobie. Najwy
Ŝ
szy czas,
Ŝ
eby wreszcie co
ś
funkcjonowało, jak powinno. Je
Ŝ
eli sto
Ŝ
kostatek, na którego
pokładzie si
ę
znajdował, był typowym przykładem w swoim rodzaju, pozostałe
- Pospiesz si
ę
, czcigodny Solo! - zawołała ponownie starsza Seloniank
ą
.
Dlaczego ten interkom nie mógł pój
ść
w
ś
lady wszystkich innych urz
ą
dze
ń
, jakie
raz po raz odmawiały posłusze
ń
stwa? Han uderzył otwart
ą
dłoni
ą
we wł
ą
cznik
nadajnika.
- Przygotuj si
ę
, Drackmus - ostrzegł. - Pani pilot Salculd, prosz
ę
zwraca
ć
uwag
ę
na wskazania mierników poboru mocy!
Ś
wiadomo
ść
tego,
Ŝ
e opowiada si
ę
po stronie Nory Hunchuzuc, uspokajałaby go
troch
ę
bardziej, gdyby wiedział, kim albo czym jest owa tajemnicza Nora... Był pewien
jedynie tego,
Ŝ
e Hunchuzuc jest cz
ęś
ci
ą
amorficznej frakcji mieszkaj
ą
cych na Korelii
Selonian, którzy nadal - o ile Drackmus wiedziała - tworzyli sojusz selonia
ń
skich Nor,
uwa
Ŝ
aj
ą
cych si
ę
za Republikanistów i popieraj
ą
cych Now
ą
Republik
ę
. Wiedział
równie
Ŝ
,
Ŝ
e stara si
ę
im pomóc.
Drackmus nale
Ŝ
ała do Nory Hunchuzuc i albo porwała Hana, albo uwolniła go z
wi
ę
zienia Thrackana Sal-Solo... a mo
Ŝ
e i jedno, i drugie. Han nadal nie był tego
pewien. Wszystko wskazywało na to,
Ŝ
e Hunchuzuc toczy walk
ę
ze sprawuj
ą
c
ą
władz
ę
na samej Selonii Supernor
ą
. Walka ta nie miała jednak nic wspólnego ze zmaganiami
Nowej Republiki z ró
Ŝ
nymi ugrupowaniami rebeliantów. Ci ostatni pragn
ę
li przej
ąć
władz
ę
na planetach systemu Korelii. Zapewne tylko w wyniku zbiegu okoliczno
ś
ci
działo si
ę
to w tym samym czasie. Supernor
ą
trzymała stron
ę
Absolutystów, d
ąŜą
cych
do całkowitego uniezale
Ŝ
nienia si
ę
Selonii od jakiejkolwiek innej władzy. Mo
Ŝ
liwe,
Ŝ
e
członkowie Nory Hunchuzuc sprzyjali Republikanistom, a Supernor
ą
popierała
Absolutystów; Han jednak zaczynał dochodzi
ć
do wniosku,
Ŝ
e chyba
Ŝ
adna z
walcz
ą
cych stron nie d
ąŜ
y zbyt energicznie do osi
ą
gni
ę
cia celu. Wygl
ą
dało na to,
Ŝ
e
ka
Ŝ
dej Norze najbardziej zale
Ŝ
y na pokonaniu swoich politycznych przeciwników.
Han u
ś
wiadamiał sobie jeszcze kilka innych prawd. Pami
ę
tał o tym,
Ŝ
e uwalniaj
ą
c
go z celi okrutnego krewniaka, Drackmus ocaliła mu
Ŝ
ycie. Co wi
ę
cej, podj
ę
ła ryzyko i
traktowała Hana jak równego sobie. Nie mógł przecie
Ŝ
zapomnie
ć
o tym,
Ŝ
e to członek
9
jego rodziny - Thrackan Sal-Solo - traktował krewnych Selonianki z wyj
ą
tkowym
okrucie
ń
stwem. Zgodnie z przyj
ę
tymi na Selonii standardami post
ę
powania to
wystarczyło,
Ŝ
eby uwa
Ŝ
a
ć
Hana za złoczy
ń
c
ę
, morderc
ę
i potwora. A mimo to
Drackrnus postanowiła rozstrzygn
ąć
w
ą
tpliwo
ś
ci na jego korzy
ść
. Zachowała si
ę
przyzwoicie; okazała mu szacunek. I chocia
Ŝ
Han nie wiedział o niej nic wi
ę
cej, to mu
wystarczyło.
- Kiedy to zacznie działa
ć
? - zawołała Drackmus jeszcze bardziej piskliwie. - Od
planety dzieli nas coraz mniejsza odległo
ść
!
- Tak dzieje si
ę
zawsze, kiedy statek usiłuje wyl
ą
dowa
ć
- mrukn
ą
ł Han do siebie.
Szacunek szacunkiem, ale uwagi Selonianki zaczynały działa
ć
mu na nerwy.
Jeszcze raz przycisn
ą
ł guzik nadajnika interkomu i powiedział:
- To ju
Ŝ
działa. Powiedz Salculd,
Ŝ
e inwerter funkcjonuje prawidłowo. Niech

ą
czy zasilanie wszystkich obwodów, to przekonamy si
ę
, które działaj
ą
, a które si
ę
zepsuły.
- Uczy
ń
my tak, czcigodny Solo - odezwał si
ę
cichy, zaniepokojony głos z
odbiornika interkomu. - Salculd mówi,
Ŝ
e wł
ą
cza zasilanie obwodów kontrolnych i
pomiarowych.
Han, kl
ę
cz
ą
cy przed płyt
ą
kontrolnego szybu, usłyszał basowy pomruk i pomy
ś
lał,
Ŝ
e mo
Ŝ
e powinien zachowa
ć
wi
ę
ksz
ą
odległo
ść
od obwodów inwertera. Wstał i cofn
ą
ł
si
ę
pod przeciwległ
ą
ś
cian
ę
. Po sekundzie czy dwóch pomruk ustał, a na płycie
kontrolnego panelu zapaliły si
ę
ś
wiatełka na znak,
Ŝ
e urz
ą
dzenie działa prawidłowo.
Han przycisn
ą
ł znowu guzik nadajnika interkomu.
- Nie miejcie mi tego za złe, ale s
ą
dz
ę
,
Ŝ
e wszystko jest w porz
ą
dku! - krzykn
ą
ł do
mikrofonu. - Przydały si
ę
te cz
ęś
ci, które dostali
ś
my od Mary Jade. Kiedy zechcecie,
mo
Ŝ
ecie przejmowa
ć
stery.
- Miło nam to słysze
ć
, najczcigodniejszy Solo. - W głosie Drackmus zabrzmiała
niemal namacalna ulga. - Naprawd
ę
bardzo si
ę
cieszymy. Za chwil
ę
przyst
ę
pujemy do
działania.
Lampki zamigotały na dowód,
Ŝ
e inwertery zacz
ę
ły pobiera
ć
wi
ę
cej energii.
- Nie spieszcie si
ę
tak bardzo - ostrzegł Han. - Przyspieszajcie spokojnie i powoli,
dobrze?
- Wła
ś
nie tak post
ę
pujemy, szlachetny Solo. I przestaniemy, kiedy jednostka
zacznie pracowa
ć
jedn
ą
trzeci
ą
mocy. Nie zamierzamy poddawa
ć
silników kolejnym
przeci
ąŜ
eniom.
- To brzmi rozs
ą
dnie - przyznał Han. - Mimo to my
ś
l
ę
,
Ŝ
e powinienem wróci
ć
do
was i mie
ć
oko na wszystko,
Ŝ
eby znów nie stało si
ę
co
ś
złego.
Podszedł do drabinki, wspi
ą
ł si
ę
po szczeblach na wy
Ŝ
szy poziom i skierował ku
wierzchołkowi sto
Ŝ
ka, do kabiny.
Sto
Ŝ
kostatek rzeczywi
ś
cie przypominał p
ę
katy sto
Ŝ
ek, w którym silniki
usytuowano w podstawie, a kabin
ę
pilota tu
Ŝ
przy wierzchołku. Cz
ęść
s
ą
siaduj
ą
c
ą
z
dziobem wykonano z prawie całkowicie przezroczystego transpleksu, dzi
ę
ki czemu
widok przestworzy dosłownie zapierał dech w piersi. Pilotuj
ą
ca kapsuł
ę
Selonianka
Salculd le
Ŝ
ała na plecach i mogła widzie
ć
wszystko, co działo si
ę
przed ni
ą
i nad ni
ą
.
Roger MacBride Allen
Zwyci
ę
stwo na Centerpoint
10
Gdyby pilotem sto
Ŝ
kostatku był człowiek, nie czułby si
ę
w takiej pozycji zbyt
wygodnie. Rzecz jasna, Selonianki nawet nie usiłowały udawa
ć
,
Ŝ
e s
ą
lud
ź
mi.
Salculd usłyszała,
Ŝ
e Han wspina si
ę
po drabince, i szybko obejrzała si
ę
przez
rami
ę
. Obdarzaj
ą
c go szerokim u
ś
miechem, ukazała chyba wszystkie podobne do kłów
ostre z
ę
by, po czym znów zaj
ę
ła si
ę
swoj
ą
prac
ą
. Sprawiała wra
Ŝ
enie zadowolonej i
odpr
ęŜ
onej.
W przeciwie
ń
stwie do niej Drackmus, nerwowo przechadzaj
ą
ca si
ę
w tylnej cz
ęś
ci
kabiny, wygl
ą
dała na smutn
ą
i zaniepokojon
ą
.
Mimo i
Ŝ
Selonianie zaliczali si
ę
do grona istot chodz
ą
cych na dwóch nogach, ich
ciała ró
Ŝ
niły si
ę
budow
ą
od ludzkich. Byli wy
Ŝ
si, szczuplejsi; mieli krótsze r
ę
ce i nogi,
ale nieco dłu
Ŝ
szy tułów. Potrafili porusza
ć
si
ę
równie szybko i sprawnie - i to bez
wzgl
ę
du na to, czy chodzili na dwóch nogach, czy na czworakach. Palce r
ą
k i nóg
ko
ń
czyły si
ę
chowanymi pazurami, dzi
ę
ki czemu Selonianie doskonale wspinali si
ę
i
kopali. Mieli grube półtorametrowe ogony, którymi potrafili - niczym maczugami -
zadawa
ć
bardzo silne ciosy. Han miał okazj
ę
poczu
ć
ich sił
ę
na własnej skórze.
Twarze tych istot były poci
ą
głe i spiczasto zako
ń
czone, a całe ciała poro
ś
ni
ę
te
l
ś
ni
ą
c
ą
krótk
ą
sier
ś
ci
ą
. Sier
ść
Drackmus miała barw
ę
ciemnobrunatn
ą
. Ciało Salculd
porastała czarna szczecina - z wyj
ą
tkiem brzucha, gdzie rosły delikatniejsze, krótsze i
jasnobr
ą
zowe włosy. Obie istoty miały szczeciniaste bokobrody - równie pełne wyrazu
co ludzkie brwi, je
Ŝ
eli miało si
ę
cho
ć
troch
ę
wprawy w interpretacji znaczenia ich
ruchów. W ustach istot kryło si
ę
mnóstwo ostrych z
ę
bów. Ilekro
ć
zdarzało mu sieje
ogl
ą
da
ć
, Han nie miał
Ŝ
adnych kłopotów z interpretowaniem ich widoku. Krótko
mówi
ą
c, Selonianie byli sympatyczni i wywierali korzystne wra
Ŝ
enie.
- I jak wszystko si
ę
sprawuje? - zapytał Han, zwracaj
ą
c si
ę
do Selonianki siedz
ą
cej
za sterami. Mówił niewprawnie po selonia
ń
sku, poniewa
Ŝ
Salculd nie znała basica.
- Wszystko w porz
ą
dku, czcigodny Solo - odparła młodsza istota. - A
przynajmniej na razie, dopóki co
ś
nie odmówi posłusze
ń
stwa.
- Wspaniale - powiedział Han, chyba bardziej do siebie ni
Ŝ
którejkolwiek
Selonianki. - Jak my
ś
lisz, czcigodna Drackmus, wszystko teraz by
ć
dobrze?
-
Ś
wietnie,
ś
wietnie, wszystko idzie
ś
wietnie, dopóki nie roztrzaskamy si
ę
i nie
zginiemy - odrzekła piskliwie starsza Selonianka.
- Jak to dobrze,
Ŝ
e wreszcie w czym
ś
si
ę
zgadzamy - mrukn
ą
ł Han.
- To miłe, tak wszystko zaplanowa
ć
- odezwała si
ę
Salculd. - Oto zamierzałam
wyl
ą
dowa
ć
w normalny sposób. Teraz wiem,
Ŝ
e mi si
ę
to nie uda, w wyniku czego
roztrzaskamy si
ę
o powierzchni
ę
. Co za ulga.
- Do
ść
tego, pani pilot Salculd! - ofukn
ę
ła j
ą
starsza kole
Ŝ
anka. - Skup uwag
ę
na
swojej pracy.
- Tak jest, czcigodna Drackmus - odrzekła natychmiast Salculd przepraszaj
ą
cym
tonem.
Salculd miała spore do
ś
wiadczenie w pilotowaniu gwiezdnych statków. Znała
swoj
ą
kapsuł
ę
całkiem nie
ź
le... aczkolwiek mo
Ŝ
e nie tak dobrze, jak Han mógłby sobie
Ŝ
yczy
ć
. Natomiast Drackmus, któr
ą
szkolono, aby umiała porozumiewa
ć
si
ę
z lud
ź
mi,
nie zdołała uko
ń
czy
ć
nauki i dlatego nie zawsze dawała sobie dobrze rad
ę
. Je
Ŝ
eli
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl