[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->1James LucenoCzarny Lord - Narodziny Dartha Vadera2CZARNY LORDNARODZINY DARTHA VADERAJAMES LUCENOPrzekładANDRZEJ SYRZYCKI3Tytuł oryginałuDark Lord: The Rise Of Darth VaderRedakcja stylistycznaMAGDALENA STACHOWICZRedakcja technicznaANDRZEJ WITKOWSKIKorektaMAŁGORZATA LAZUREKELśBIETA STEGLIŃSKAIlustracja na okładceDAVID STEVENSONSkładWYDAWNICTWO AMBERJames LucenoCzarny Lord - Narodziny Dartha Vadera4Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetuhttp://www.amber.sm.plhttp://www.wydawnictwoamber.plCopyright © 2006 by Lucasfilm, Ltd. & TM.Ali rights reserved. Used under authorization.Published originally under the titleDark Lord: The Rise Of Darth Vader by Ballantine BooksDla Abela Lucera Limy -asa przewodników po Tikalu(znanym równieŜ jako Yavin Cztery) -z którym przewędrowałem całe Mundo Maya5James LucenoCzarny Lord - Narodziny Dartha Vadera6CZĘŚĆROZDZIAŁIOBLĘśENIE PLANETODLEGŁYCH RUBIEśY1Murkhana. Ostatnie godziny Wojen KlonówPogrąŜony w skłębionych chmurach, wyczarowanych przez stacje klimatyczneMurkhany, Roan Shryne przypominał sobie medytacje, w jakich pomagał mu niegdyśjego były mistrz Jedi. Choćby nie wiem, jak bardzo Shryne starał się zespalać z Mocą,oczami wyobraźni widział tylko wirującą biel. Dopiero wiele lat później, kiedy nabrałwiększej wprawy w wyciszaniu umysłu i zanurzaniu się wświatłości,zaczął dostrzegaćwyłaniające się z bezbarwnej pustki fragmenty obrazów… a kawałki łamigłówkistopniowo wskakiwały na swoje miejsca i układały się w całość. Nie absorbowałyjednak jegoświadomości,chociaŜ często dzięki nim rozumiał,Ŝejego poczynania natymświeciesą zgodne z wolą Mocy.Często, ale nie zawsze.Ilekroć zbaczał ześcieŜki,na którą kierowała go Moc, znajomą białą mgiełkęmąciły potęŜne prądy. Czasami pojawiała się w nich czerwień, zupełnie jakby Shrynekierował zamknięte oczy na stojące w zenicie słońce.PogrąŜając się w głąb atmosfery Murkhany, widział właśnie taką usianączerwonymi cętkami mętną biel. Słyszał przeciągłe echo grzmotów, szum wiatru, gwarstłumionych głosów…Stał najbliŜej rozsuwanych wrót przedziału dlaŜołnierzyrepublikańskiejkanonierki, która wyleciała dopiero co z dziobowej ładowni „Walecznego”. Kapitangwiezdnego niszczyciela klasy Victory, nękanego przez zrobotyzowane maszyny typuTri i robomyśliwce zwane sępami, czekał na rozkaz Naczelnego Dowództwa,Ŝebyzanurkować w głąb sztucznej atmosfery Murkhany. Obok Shryne’a i za jego plecamistaliŜołnierzez plutonu klonów. Mieli hełmy na głowach i byli uzbrojeni w karabinyblasterowe, a w torbach u pasów nosili zapasowe zasobniki i amunicję. Niektórzyrozmawiali cicho z kolegami, jak często zdarzało się przed bitwą doświadczonymwojownikom. Starając się przezwycięŜyć strach, opowiadali jedni drugim dowcipy albowymieniali ponure uwagi, których znaczenia Shryne nie potrafiłby się nawet domyślić.Inercyjne kompensatory kanonierki pozwalały im stać w ładowni bez obawy,Ŝestracą równowagę po kolejnej eksplozji przeciwlotniczego pocisku albo nagłej zmianieJames Luceno7kursu niewielkiego okrętu, którego piloci przemykali między wirującymi w locierakietami i gradem rozŜarzonych do białości odłamków. Separatyści musieli uŜywaćkonwencjonalnych pocisków i rakiet, bo oprócz wytworzenia gęstych chmur rozpyliliw atmosferze Murkhany antylaserowe aerozole.Do ładowni wpadały draŜniące zapachy i stłumiony ryk rufowych jednosteknapędowych. Shryne zwrócił uwagę,Ŝesterburtowy silnik od czasu do czasu przerywapracę i milknie. Na pewno kanonierka brała udział w wielu wcześniejszych bitwach,podobnie jakŜołnierzei członkowie jej załogi.Chmury nie przerzedziły się nawet na wysokości czterystu metrów nad poziomemmorza i Shryne’a nie zdziwiło,Ŝeledwo widzi palce wyciągniętej ręki. W ciągu niemaltrzech lat wojny zdąŜył się przyzwyczaić,Ŝedo ostatniej chwili nie dostrzega polaprzyszłej bitwy.Jego były mistrz Nat-Sem mawiał,Ŝecelem medytacji jest przebicie spojrzeniemwirującej bieli i dostrzeŜenie tego, co znajduje się po drugiej stronie. Twierdził,Ŝeuczeń widzi tylko pogrąŜoną w półmroku przestrzeń, oddzielającą go od pełnegozespolenia z Mocą. Shryne musiał się przyzwyczaić ignorować białą mgiełkę, alewiedział,Ŝekiedy przebije ją spojrzeniem i dostrzeŜe kryjący się za nią jaskrawooświetlony obraz, zostanie mistrzem Jedi.Był jednak z natury pesymistą i na uwagi swojego mentora reagował zawsze taksamo: „Nie w tymŜyciu”.Nigdy nie zwierzył się Nat-Semowi ze swoich myśli, ale i tak mistrz Jedi przenikałgo spojrzeniem na wylot równie łatwo jak chmury.Shryne podejrzewał,ŜesklonowaniŜołnierzemają lepszy obraz toczącej się wojnyiŜema to niewiele wspólnego z zainstalowanymi w ich hełmach systemamiwyostrzania obrazów, filtrami eliminującymi z powietrza nieprzyjemne zapachy isłuchawkami, które tłumiły odgłosy eksplozji. Hodowani do udziału w walkach,uwaŜali prawdopodobnie,ŜeJedi w swoich tunikach i płaszczach z kapturami musząbyć szaleni, skoro wyruszają do walki tylko ześwietlnymmieczem. WieluŜołnierzybyło dość spostrzegawczych,Ŝebydostrzec podobieństwa między ich plastoidowymipancerzami a Mocą, ale tylko nieliczni się domyślali, dlaczego niektórzy Jedi niechronią ciałŜadnązbroją, a inni są zakuci w pancerze. Rozwiązanie tej zagadki byłobardzo proste: ci pierwsi utrzymywali więź z Mocą, a drudzy z takiego czy innegopowodu wyślizgnęli się z jej ochronnego objęcia.W końcu gęste chmury nad powierzchnią planety zaczęły się rozpraszać iprzemieniły w podobną do woalu mgiełkę otulającą pofałdowany ląd i wzburzonemorze. Po nagłym błysku jaskrawegoświatłaShryne skierował spojrzenie w niebo, aleto, co uznał za eksplodującą kanonierkę, mogło być równie dobrze nowo narodzonągwiazdą.Świat,na chwilę wytrącony z równowagi, zakołysał się, ale zaraz wrócił dopoprzedniego stanu. W mgiełce pojawił się wolny od chmur krąg i Shryne zobaczył wdole las tak zielony,Ŝeniemal poczuł jego zapach. Między gęstymi zaroślamiprzemykali dzielniŜołnierze,a z polan startowały smukłe statki. Stojąca pośrodkusamotna postać uniosła rękę i odsunęła na bok czarną jak noc zasłonę…8Shryne zrozumiał,Ŝeznalazł się w innym czasie i zobaczył prawdę, którejznaczenia nie potrafił zrozumieć.MoŜe wizję końca wojny, a moŜe samego czasu.Bez względu na znaczenie tego, co zobaczył, poczuł ulgę, bo uświadomił sobie,Ŝenaprawdę znajduje się tam, gdzie powinien…Ŝemimo otchłani, do której zepchnęła goniosącą ze sobąśmierći zniszczenie wojna, nie stracił kontaktu z Mocą i nadal słuŜy jejna swój skromny sposób.Chwilę później jednak rzadkie chmury znów zgęstniały i jakby starając się gowywieść w pole, wypełniły krąg, jaki utworzył się dzięki kaprysowi prądów powietrza.Shryne powrócił na swoje dawne miejsce, a podmuchy gorącego wiatru znów zaczęłyszarpać rękawami i kapturem jego brązowego płaszcza Jedi.- Koorivaranie nauczyli się robić uŜytek z urządzeń regulujących klimat swojejplanety - odezwał się nagleŜołnierzstojący po jego lewej stronie. Jego głos,wzmocniony przez elektroniczną aparaturę hełmu, miał dziwne brzmienie. - AtmosferaMurkhany to istne piekło. Pamiętam,Ŝeuciekaliśmy się do podobnej taktyki naPaarinie Mniejszym. Wciągnęliśmy Separatystów w głąb sztucznie wytworzonychchmur i posłaliśmy ich na drugą stronę.Shryne roześmiał się, chociaŜ wcale nie było mu dośmiechu.- Dobrze wiedzieć,Ŝenadal radują pana drobiazgi, kapitanie - powiedział.- A co innego nam pozostało, panie generale?Shryne nie widział wyrazu twarzy przesłoniętej hełmem ze szczeliną w kształcielitery T, ale znał obliczeŜołnierzarównie dobrze jak twarze wszystkich innych, którzybrali udział w tej wojnie. Sklonowany oficer był jednym z dowódców TrzydziestegoDrugiego Dywizjonu Powietrznodesantowego i w którymś momencie wojny zasłuŜyłna przydomek Salvo, który pasował do niego jak ulał.Zapewniające duŜy współczynnik tarcia podeszwy butów dodawały mu kilkacentymetrów, dzięki czemu dorównywał wzrostem rycerzowi Jedi. W miejscach, wktórych jego pancerza nie szpeciły wgniecenia czyśladypo trafieniach, widniałyrdzawobrązowe oznaki. Kapitan nosił na biodrach kabury z ręcznymi blasterami, atakŜe - z powodów, których Shryne nie potrafił zrozumieć - coś w rodzaju fartucha,czyli „spódnicę dowódcy”, która w trzecim roku wojny stała się ostatnim krzykiemwojskowej mody. Po lewej stronie poznaczonego przez trafienia odłamków hełmuwidniało wypalone laserem motto:śyję,by słuŜyć!Baretki na piersi dowodziły,ŜeSalvo brał udział w walkach na powierzchniachwielu planet, nie był jednak komandosem z elitarnego oddziału zwiadowców. Mimo tozachowywał się trochę jak członek tego ugrupowania, a trochę jak pierwowzór klonów,Jango Fett, którego bezgłowe ciało widział Shryne na arenie geonosjańskiego stadionuna krótko, zanim mistrz Nat-Sem został zabity przez nieprzyjaciół.- Do tej pory systemy uzbrojenia Sojuszu powinny były nas namierzyć - odezwałsię Salvo, kiedy piloci kanonierki obniŜali pułap lotu.Inne jednostki szturmowe takŜe wyłaniały się z podstawy gęstych chmur, witaneprzez roje nadlatujących pocisków. Pięć republikańskich kanonierek zniknęło, jedna podrugiej, w błyskach eksplozji, a pełne martwychŜołnierzypłonące wraki wpadły doCzarny Lord - Narodziny Dartha VaderaJames Luceno9wzburzonej szkarłatnej wody zatoki Murkhana. Od dziobu jednego okrętu oderwała sięwprawdzie pokiereszowana kapsuła ratunkowa z pilotami, ale kilka metrów nadpowierzchnią wody rozerwała ją na kawałki rakieta z czujnikiem reagującym na ciepło.Na pokładzie jednej z pięćdziesięciu kilku pozostałych kanonierek, opadających wgłąb grawitacyjnej studni planety, znajdowała się trójka pozostałych Jedi, którzy takŜemieli wziąć udział w tej bitwie, a wśród nich mistrz Saras Loorne. Posługując się Mocą,Shryne uwolnił myśli i odebrał słabe echa na dowód,Ŝewszyscy nadalŜyją,a kiedypiloci kanonierki raptownie zmienili kurs,Ŝebyuniknąć nadlatujących pocisków,zacisnął palce prawej ręki na uchwycie rozsuwanych wrót. Chwilę później wokółokrętu pojawiły się roje mankvimańskich myśliwców przechwytujących, których pilociwystartowali do walki z siłami zbrojnymi Republiki, a artylerzyści dział kanonierekdali ognia z blasterów. Rozpylone w atmosferze planety antylaserowe aerozolerozproszyły wprawdzie energię blasterowych błyskawic, ale dziesiątki maszynSeparatystów zostało trafionych przez pociski z zainstalowanych na grzbietachkanonierek wyrzutni rakiet reagujących na wzrost masy.- Naczelne Dowództwo powinno było się zgodzić na naszą prośbęzbombardowania powierzchni planety z orbity - odezwał się nienaturalnie głośno Salvo.- Chodzi nam o to,Ŝebyopanować miasto, panie kapitanie, nieŜebyje zrównać zpowierzchnią gruntu - odparł Shryne. - Obrońcy Murkhany mieli kilka tygodni napoddanie się, ale czas ultimatum Republiki dobiegł końca. Palpatine chce zaskarbićsobieŜyczliwośćmieszkańców opanowanych przez Separatystów planet. MoŜe jegotaktyka nie ma sensu z wojskowego punktu widzenia, ale pod względem politycznymto rozsądne posunięcie.Salvo odwrócił głowę i spojrzał na niego przez rozcięcie w hełmie.- Nigdy nie interesowała nas polityka, panie generale - powiedział otwarcie.Shryne parsknąłśmiechem.- Nas takŜe nie - odrzekł.- A zatem dlaczego walczycie, skoro nie byliście szkoleni do walki? - zagadnąłoficer.-śebysłuŜyć temu, co jeszcze pozostało z Republiki - wyjaśnił rycerz Jedi.Ponownie pojawiła mu się przed oczami zielona wizja końca wojny i pozwolił sobie naposępny uśmiech. - Dooku nieŜyje,a na Grievousa poluje się jak na wściekłe zwierzę.Podejrzewam,Ŝeto wszystko wkrótce się skończy.- Wojna czy nasza wspólna walka?- Wojna, panie kapitanie - stwierdził Shryne.- Co wtedy stanie się z Jedi?- Będziemy robić to, co zawsze… słuŜyć Mocy.- A co z Wielką Armią? - nie dawał za wygraną oficer.Shryne zmierzył go spojrzeniem.- Będzie nam pomagała utrzymywać pokój - powiedział.Czarny Lord - Narodziny Dartha Vadera10ROZDZIAŁ2W oddali ukazało się Murkhana City, zbudowane na stromych stokach wzgórz,wznoszących się zaraz za długim łukiem linii brzegowej. W podstawie szarych chmurginęły zachodzące na siebie, połyskujące tu i ówdzie antycząsteczkowe osłony. Pilocikanonierki opadli nisko nad spienione fale, zmienili kurs i skierowali łagodniezaokrąglony dziób okrętu w stronę miasta. Zanim jednak rozpoczęli slalom międzyrakietami odpalanymi z rozsianych wzdłuŜ linii brzegowej stanowisk artylerii, Shrynedostrzegł na krótko WieŜę Argente’a.Murkhana naleŜała do tej samej klasy co Mygeeto, Muunilinst czy Neimoidia.Separatyści nie musieli jej zdobywać, bo to na niej urodził się i mieszkał były senator iczłonek Rady Separatystów Passel Argente. Planeta była takŜe siedzibą władz SojuszuKorporacyjnego.śyjącytu przedsiębiorcy i prawnicy, obsługiwani przez armiedomowych androidów i chronieni przez osobistych straŜników, stworzyli wygodnądomenę, pełną smukłych biurowców, luksusowych kompleksów mieszkalnych,doskonale wyposaŜonych ośrodków medycznych,świetniezaopatrzonych ośrodkówhandlowych, słynnych kasyn i nocnych klubów. Między wznoszącymi się wpochmurne niebo strzelistymi gmachami, które wyglądały, jakby wyrosły zoceanicznego korala, latały tylko najnowsze i najdroŜsześmigacze.Na Murkhanie mieścił się takŜe najlepszy ośrodek łączności w tym sektorzeOdległych RubieŜy. To właśnie stąd nadawano większość „informacji”, którychgłównym celem było szerzenie propagandy Separatystów na planetach opanowanychzarówno przez Konfederację, jak i Republikę.Pośrodku zatoki wznosiła się ogromna, sześciokątna platforma lądownicza.Łączyły ją z miastem cztery dziesięciokilometrowe mosty, które wyglądały z daleka jakszprychy ogromnego koła. Platforma wspierała się na grubych kolumnach, wbitychgłęboko w dno morza. Opanowanie lądowiska przez siły zbrojne Republiki byłowarunkiem podjęcia szturmu na szeroką skalę. W tym celu Wielka Armia musiała sięjednak dostać pod czaszę chroniącego miasto siłowego parasola,Ŝebywyeliminowaćwytwarzające je generatory. Problem w tym,Ŝeniemal wszystkie gmachy irepulsorowe platformy lądownicze mogły się poszczycić indywidualnymi bąblami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]