[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Michael Reaves, Steve Perry
Medstar I – Chirurdzy Polowi
2
WOJNY KLONÓW
MEDSTAR I
CHIRURDZY POLOWI
MICHAEL REAVES, STEVE PERRY
Przekład
MACIEJ SZYMAŃSKI
3
Michael Reaves, Steve Perry
Medstar I – Chirurdzy Polowi
4
Tytuł oryginału
MEDSTAR I. BATTLE SURGEONS
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna
MAGDALENA STACHOWICZ
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
KAMILA GONTARZ
BARBARA OPIŁOWSKA
Ilustracja na okładce
DAVE SEELEY
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Mojemu synowi, Dashiellowi:
„Nigdy nie mów mi o szansach”.
M. R.
Copyright © 2004 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Medstar I. Battle Surgeons by Ballantine Books
Dla Dianne i Cyrusa, nowego w mieście
S. P.
5
Michael Reaves, Steve Perry
Medstar I – Chirurdzy Polowi
6
CHRONOLOGIA
WOJEN KLONÓW
ROZDZIAŁ
1
Po wojnie o Geonosis Republika pogrążyła się w nowym konflikcie. Po jednej
stronic znalazła się Konfederacja Niezależnych Systemów (zwana separatystami) pod
wodzą charyzmatycznego hrabiego Dooku, cieszącego się poparciem wielu potężnych
gildii i organizacji handlowych wraz z ich armiami robotów.
Po drugiej stronie stanęli lojaliści Republiki wraz z nowo utworzoną armią
klonów pod przywództwem Jedi. Wojna toczy się na tysiącach frontów, z wielkim
poświęceniem i heroizmem po obu stronach.
Miesiące
RMSU-7*
Niziny Jasserak Tanlassa, opodal morza Kondrus,
planeta Drongar,
2 lata P.B.O.G.
po
Ataku klonów
Krew buchnęła fontanną, niemal czarną w antyseptycznym świetle. Gorące krople
spadły na osłoniętą rękawiczką dłoń Josa. Zaklął.
- Mam pomysł: jeśli nie macie nic lepszego do roboty, może któryś założy pole
uciskowe w tej ranie?
- Generator pola uciskowego znowu nie działa, doktorze.
Chirurg polowy armii Republiki, Jos Vondar, uniósł głowę znad zakrwawionego
pola operacyjnego, którym była otwarta klatka piersiowa żołnierza klona, i spojrzał na
instrumentariuszkę Tolk.
- Jasne, że nie działa - odparł. - A co, android mechanik pojechał na wakacje? W
jaki sposób mam łatać to mięso armatnie bez sprawnego sprzętu?
Tolk le Trene, Lorrdianka odczytująca stany emocjonalne Josa z taką łatwością, z
jaką większość istot myślących odczytuje prosty wykres, nie odezwała się, ale jej ostre
spojrzenie zdawało się mówić: „Ja go nie zepsułam”.
Jos opanował się z pewnym wysiłkiem.
- Dobra. Daj zacisk. Kleszczyki hemostatyczne chyba jeszcze mamy?
Ale Tolk już działała: umieściła stalowy zacisk na rozerwanym naczyniu
krwionośnym i zaczęła osuszać gąbką pole operacyjne. Żołnierze z tej jednostki
znaleźli się zbyt blisko eksplodującego granatu; ten, który leżał teraz na stole, miał
pierś naszpikowaną odłamkami. Niedawna bitwa o Las Łykodrzewów skończyła się
dość kiepsko i należało się spodziewać, że przed świtem medliftery dowiozą kolejny
transport rannych do towarzystwa tym, którzy już trafili do szpitala.
- Czy mi się zdaje, czy zrobiło się gorąco?
Jedna z dyżurnych pielęgniarek otarła czoło Josa, by pot nie zalewał mu oczu.
- Klimatyzator znowu nawalił - wyjaśniła. Jos nie odpowiedział. Na bardziej
cywilizowanym świecie przed myciem spryskałby twarz środkiem przeciwpotnym, ale
0
Bitwa o Geonosis
0
Oddział szturmowy Republiki
0
Pościg za hrabią Dooku
1
Projekt „Czarny Kosiarz”
1
Bitwa o Raxus Prime
1,5
Spisek na Aargau
2
Bitwa o Kamino
2
Durge kontra Boba Fett
2,5
Obrona Naboi
3
Wyprawa na Quilurę
6
Devaroniańska pułapka
6
Kryzys na Haruun Kal
6
Zabójstwo na Null
12
Zagrożenie ze strony biorobotów
15
Bitwa o Jabiimę
16
Ucieczka z Rattataka
24
Ofiary z Drongara
29
Atak na Azurę
30
Podbój Praesitlyna
31
Cytadela na Xagobah
* RMSU (Republic Mobile Surgacal Unit) – Mobilna Republikańska Jednostka Chirurgiczna (przyp. tłum.).
7
takich drobiazgów podobnie jak wszystkiego innego, nie wyłączając cierpliwości - na
Drongarze brakowało. Nawet teraz, tuż przed północą, powietrze na zewnątrz miało
temperaturę ludzkiego ciała; nazajutrz miało stać się gorące jak zakochany H’nemthe,
jeszcze bardziej wilgotne i cuchnące. Była to parszywa, naprawdę parszywa planeta
nawet w najlepszych swoich momentach, a już szczególnie parszywa podczas wojny.
Jos zastanawiał się nie po raz pierwszy, który z republikańskich urzędników wysokiego
szczebla zrujnował mu życie, obojętnym rozkazem posyłając go na te cuchnące
stęchlizną równiny porośnięte pleśnią i grzybopodobnym zielskiem.
- Czy już wszystko nawaliło? - zawołał na tyle głośno, by usłyszano go w całej
Michael Reaves, Steve Perry
Medstar I – Chirurdzy Polowi
8
pod wieloma względami łatwiejsze, niż krojenie i zszywanie osobników o
indywidualnych cechach. Jako że żołnierze nie różnili się między sobą genetycznie, ich
organy były w pełni wymienne, zaś problem odrzutu przeszczepów praktycznie nie
istniał.
Spojrzał na jednego z czterech pozostałych „organicznych” lekarzy, którzy wraz z
nim pracowali w ciasnej sali. Chirurg Zan Yant, Zabrak, stał o dwa stoły dalej i,
wykonując cięcie, nucił klasyczny motyw. Jos wiedział doskonale, że Zan wolałby
raczej siedzieć w kabinie, którą dzielili, i grać na quetarze nastrojonej dokładnie tak, by
emitowała melancholijne tony którejś z zabrackich melodii ludowych. Zdaniem Josa
muzyka, w której gustował Yant, brzmiała jak godowe ryki pary smoków krayt, ale dla
Zabraka - i dla przedstawicieli wielu innych ras myślących zamieszkujących galaktykę
- była to prawdziwa sztuka, wzniosła i wzbogacająca duszę. Zan miał duszę i dłonie
artysty, ale był też przyzwoitym chirurgiem, a w tej roli Republika potrzebowała go
zdecydowanie bardziej, niż jako dostarczyciela rozrywki. W każdym razie na tej
planecie.
Dopełnieniem lekarskiej ekipy były androidy - w sali pracowało ich sześć, choć
powinno być dziesięć. Dwa z pozostałych czterech były w naprawie; dwa zamówiono,
ale nigdy nie dotarły do szpitala. Co jakiś czas Jos odprawiał najzupełniej zbędny rytuał
wypełniania kolejnego 22K97(MD), formularza zamówienia, który wkrótce potem
przepadał bez wieści w wirze komputerowych archiwów i czeluści biurokracji.
Szybko przekonał się, że sierżant - na resztkach zbroi widać było zieleń
symbolizującą stopień wojskowy - rzeczywiście potrzebuje nowego płuca. Tolk
przyniosła ze zbiornika z płynem odżywczym świeżo sklonowany organ, a Jos
rozpoczął resekcję płuca. Po niepełnej godzinie nie było już śladu po starej tkance, zaś
część zastępcza - wyhodowana z komórek macierzystych i przechowywana w niskiej
temperaturze na takie właśnie okazje - znalazła się w klatce piersiowej sierżanta.
Pacjent odjechał w kierunku stanowiska androidów zamykających rany, a Jos
przeciągnął się i poczuł, jak strzelają mu stawy i kręgi.
- To już ostatni - powiedział. - Przynajmniej na razie.
- Nie ciesz się za bardzo - odparł Leemoth, Duros specjalizujący się w chirurgii
istot wodno-lądowych. Uniósł głowę znad swego pacjenta, Otolla Gunganina,
obserwatora z Naboo, cierpiącego na poważne uszkodzenie żył w jamie policzkowej po
postrzale z pistoletu dźwiękowego. - Jeśli wierzyć wieściom z frontu, kolejnych parę
medlifterów będzie tu za trzy godziny, jeśli nie wcześniej.
- W takim razie wystarczy mi czasu na drinka i napisanie kolejnej żałosnej prośby
o przeniesienie - rzucił Jos, ściągając rękawiczki chirurgiczne w drodze do komory
dezynfekcyjnej. Już dawno nauczył się rozwiązywać problemy bieżącej chwili i w
ogóle nie myśleć o przyszłych, póki się nie pojawią. Było to mentalne panaceum na
selekcje rannych według zagrożenia dla życia, jak wyjaśnił Klo Meritowi equańskiemu
lekarzowi, który w Rimsu Siedem pełnił funkcję rezydenta-empaty. Merit zamrugał
wtedy wielkimi, brązowymi oczami o dziwnie uspokajającym, głębokim spojrzeniu, i
oznajmił, że postawa Josa jest zdrowa, ale tylko do pewnego stopnia.
sali.
- Zdaje się, że wszystko oprócz twojej gęby - odparł uprzejmie Zan, nie odrywając
spojrzenia od żołnierza, którego operował.
Jos wyjął szczypcami kawałek metalu wielkości kciuka z lewego płuca pacjenta.
Odłamek zabrzęczał na dnie misy.
- Daj mu łatę.
Pielęgniarka z wprawą umieściła na przebitym płucu rozpuszczalny plaster,
wykonany ze sklonowanej tkanki i środka klejącego pozyskiwanego z taluzjańskich
małży, który natychmiast uszczelnił ranę. Dobrze, że chociaż tego nie brakuje,
pomyślał Jos, inaczej trzeba by było używać zszywek albo i zakładać szwy, jak robią to
androidy medyczne. To dopiero byłaby zabawa... i strata czasu.
Pochylił się nad pacjentem i w jaskrawym świetle sali operacyjnej zauważył błysk
metalu. Pochwycił go delikatnie i ostrożnie wysunął z rany. Niewiele brakowało, a
doszłoby do przerwania aorty.
- Facet ma w sobie tyle złomu, że dałoby się z tego złożyć dwa androidy bojowe -
mruknął - i zostałoby jeszcze trochę części zapasowych. - Kolejny strzęp metalu
wylądował z brzękiem w stalowej misie. - Naprawdę nie wiem, po co im te zbroje.
- To fakt - przyznał Zan. - Zatrzymają najwyżej strzał z dziecinnego pistoletu na
kulki.
Jos wrzucił do misy jeszcze dwa fragmenty granatu i wyprostował się, czując, że
mięśnie grzbietu mają już dość pozycji, w jakiej spędził cały dzień.
- Przejrzyj go - polecił.
Tolk przesunęła ręcznym bioskanerem ponad ciałem klona.
- Czysty - stwierdziła. - Chyba wyjąłeś wszystkie.
- Będziemy wiedzieli, jeśli zacznie grzechotać przy każdym kroku.
Sanitariusz pchnął łóżko w stronę dwóch androidów medycznych FX-7,
odpowiedzialnych za zamykanie pacjentów.
- Następny! - zawołał Jos bez zapału. Ziewnął pod maską, a zanim zamknął usta,
miał już przed sobą kolejnego żołnierza ułożonego na wznak.
- Odsysam ranę klatki piersiowej - zameldowała Tolk. - Możliwe, że będzie
potrzebował nowego płuca.
- Szczęściarz. To specjalność firmy.
Jos wykonał pierwsze cięcie laserowym skalpelem. Operowanie klonów - albo też,
jak nazywała tę
robotę załoga Rimsu Siedem*, „praca przy linii produkcyjnej” - było
* Rimsu Siedem - nazwa szpitala polowego w Drongarze, utworzona od skrótu RMSU 7 (Republikańska
Jednostka Chirurgiczna numer 7) (przyp. tłum.).
9
Michael Reaves, Steve Perry
Medstar I – Chirurdzy Polowi
10
warte było ochrony, zabezpieczono w obozie wygaszaczami, których końcówki
pogrzebano głęboko w bagnistym podłożu, lecz czasem i to nie wystarczało.
Rozmyślając o burzach, usłyszał pierwsze krople deszczu bębniące o dach nad
salą operacyjną.
Jos Vondar urodził się i wychował w niewielkim, rolniczym miasteczku na
Korelii, leżącym w strefie umiarkowanej, gdzie pogoda przez większą część roku była
całkiem przyjemna, a i pory deszczowe niezbyt dokuczliwe. Gdy miał dwadzieścia lat,
przeniósł się na Coruscant, do stolicy Republiki, do planety miasta, gdzie pogodę
starannie aranżowano i kalibrowano. Tam zawsze wiedział, kiedy zaczną się deszcze,
jak obfite będą opady i jak długo potrwa słota. Nic, czego doświadczył w życiu, nie
przygotowało go na apokaliptyczne burze i nieomalże nieprzyzwoitą płodność form
życia, które panowały na Drongarze. Podobno na obszarze Wielkiego Bagna Jasserak
były i takie miejsca, gdzie każdy, kto był dość głupi, by położyć się na ziemi i zapaść w
sen, budził się z warstwą grzyba pokrywającą całą skórę. Jos nie wiedział, czy tak jest
naprawdę, ale nie było mu trudno wierzyć w takie opowieści.
- Szlag by trafił! - warknął Zan.
- Co?
- Mam tu odłamek wbity w żyłę wrotną. Jeśli go wyciągnę, może być niewesoło.
- Mówiłeś, zdaje się, że ten był już odfajkowany, zamknięty i w drodze. - Jos
skinął głową w stronę pielęgniarki operacyjnej Zana, która otworzyła nową paczkę
rękawiczek i pomogła mu wsunąć je na dłonie. Poruszył palcami i stanął obok
przyjaciela. - Posuń się rogaty łbie, i pozwól pracować prawdziwemu lekarzowi.
Zan rozejrzał się po sali.
- Prawdziwemu lekarzowi? A gdzie go widziałeś? Znasz tu takiego?
Jos popatrzył na pacjenta, którego organy wewnętrzne dobrze oświetlała lampa
operacyjna i pole sterylizujące. Wsunął dłonie do rany, jak zawsze czując mrowienie w
palcach. Zan wskazał mu szczypcami kawałek metalu, który rzeczywiście tkwił w żyle,
blokując przepływ krwi. Jos pokręcił głową.
- Dlaczego na studiach nigdy nie pokazywali nam takich przypadków?
- Jak już zostaniesz szefem chirurgii w Coruscant Med, będziesz mógł
dopilnować, żeby następny rocznik mazgąjowatych przyszłych lekarzy otrzymał lepsze
wykształcenie. Ach, ten stary doktor Vondar i jego gadki o Wielkich Wojnach Klonów
oraz o tym, jak łatwo ma ta dzisiejsza młodzież!
- Wspomnę twoje słowa, Zan, kiedy przywiozą cię jako materiał do ćwiczeń.
- Nie mnie. Ja będę tańczył na twoim pogrzebie, koreliańska szumowino. Może
nawet zagram ci ładną seloniańską etiudę, na przykład
Wariacje
Vissëncanta.
- Bardzo proszę - odparł Jos, ostrożnie rozsuwając rozcięte tkanki, by przyjrzeć się
bliżej zablokowanemu naczyniu. - Tylko niech to będzie coś wartego słuchania, nie
żadne hopsasa ani ciężkie izotopy.
Zan ze smutkiem potrząsnął głową.
- Głuchy Gunganin ma lepszy gust muzyczny niż ty.
- Wiem, co lubię.
- W pewnym momencie to, co było obroną, staje się negacją - wyjaśnił. - Dla
każdego z nas ów punkt przełomu znajduje się w innym miejscu. Higiena psychiczna
polega w dużym stopniu na tym, by wiedzieć w którym momencie przestajemy być
szczerzy wobec samych siebie.
Jos otrząsnął się z zamyślenia, gdy dotarto do niego, że Zan coś powiedział.
- Co?
- Mówię, że ten ma jeszcze poszarpaną wątrobę; skończę za parę minut.
- Potrzebujesz pomocy?
Zan wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co, masz mnie za pierwszoroczniaka z Coruscant Med? Nie ma problemu. Jak
już szyłeś jednego, to jakbyś szył wszystkich - odparł i, nucąc z cicha, powrócił do
pracy nad otwartym ciałem żołnierza.
Jos skinął głową. To prawda, pomyślał, klony Fetta były absolutnie identyczne, co
oznaczało nie tylko brak problemów z odrzucaniem przeszczepów, ale także z
orientacją w „hydraulice” żołnierskich ciał. Między osobnikami jednego gatunku
istnieją często spore różnice w budowie i funkcjonowaniu organizmu - ludzkie serca na
przykład działają na tej samej zasadzie, ale już wielkość zastawek czy położenie wlotu
aorty bywają bardzo różnorodne... a takich różnic anatomicznych może być i milion.
Właśnie z tego powodu zabiegi chirurgiczne, nawet przeprowadzane w najlepszych
warunkach, nigdy nie były stuprocentowo bezpieczne.
Z klonami było jednak inaczej... a właściwie zawsze tak samo. Wszyscy żołnierze
Republiki pochodzili z tego samego źródła: od człowieka, mężczyzny, łowcy nagród
Jango Fetta. Byli bardziej podobni do siebie niż jednojajowe bliźnięta. Zobaczyć
jednego, zoperować jednego, nauczyć się jednego - to była mantra, którą powtarzano
Josowi bez końca podczas szkolenia na Coruscant. Instruktorzy żartowali nawet, że
można ciąć klona z zawiązanymi oczami, kiedy już zapamięta się jego wewnętrzną
budowę - i nie byli dalecy od prawdy. Na co dzień Jos nie zajmował się żołnierzami z
pierwszej linii frontu, ale odkąd dwa androidy medyczne poszły do remontu, nie miał
wyboru, jeśli nie chciał, by selekcja rannych w korytarzu przed salą decydowała o życiu
i śmierci. Został lekarzem, by ratować umierających, a nie po to, by decydować o tym,
kto ma żyć, a kto nie.
Światła przygasły nagle i zaraz zapaliły się na powrót. Wszyscy obecni w sali
zamarli na krótką chwilę.
- Słodka Sookie! - mruknął Jos. - Co znowu?
Z oddali rozległ się pomruk eksplozji. To może być piorun, pomyślał nerwowo
chirurg. Miał nadzieję, że to piorun. Na Drongarze padało prawie codziennie - i prawie
każdej nocy, jeśli chodzi o ścisłość - a były to potężne tropikalne burze, podczas
których wicher wył dziko, a błyskawice trafiały w drzewa, budynki i ludzi. Niekiedy
zdychały generatory pola, a wtedy jedyną ochroną dla obozu były wygaszacze.
Niejeden raz zdarzało się, że żołnierze ginęli na miejscu, spaleni w okamgnieniu na
popiół gigantycznym napięciem. Kiedyś, po paskudnej burzy, Jos zauważył na ziemi
parę butów. Nad twardymi, plastoidowymi skorupami unosił się dym, a o pięć długości
ciała od nich leżały sczerniałe zwłoki klona, któremu niedawno służyły. Wszystko, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]