[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->03.UczeJedi-Jude Watson-Ukryta przeszłoGWIEZDNEWOJNYUCZE JEDIUKRYTA PRZESZŁOJude WatsonDorota ywnoTłumaczyłaEGMONT103.UczeJedi-Jude Watson-Ukryta przeszłoTytuł oryginału: Star Wars: Jedi Apprentice The Hidden PasłAll rights reserved.© 1999 Lucasfilm Ltd. & ™Used under authorization.First published by Scholastic Inc., USA 1999© for the Polish edition Egmont Sp. z o.o.All rights reserved. No part of this publication may be reproduced,stored in a retrieval system, or transmitted in any form or by anymeans, electronic, mechanical, photocopying, recording orotherwise, without the prior written permission of the copyrightowner.Projekt okładki: Madalina Stefan.Ilustracja na okładce: Cliff Nielsen.Redakcja: Jacek DrewnowskiPierwsze wydanie polskie: Egmont Polska 199900-810 Warszawa, ul. Srebrna 16, tel. 625-50-05ISBN 83-237-0742-1Druk: ŁZGraf. Łód203.UczeJedi-Jude Watson-Ukryta przeszłoROZDZIAŁ 1Obi-Wan Kenobi szedł przez ruchliwy miejski rynek wBanderze. Chciałby zatrzyma si i kupi kawałek owocu muja,lecz Qui-Gon Jinn ani na chwil nie zwalniał kroku. Mistrz Obi-Wana przemierzał zatłoczone ulice płynnie niczym rzeka,pozornie bez lawirowania i kluczenia toruj c sobie drogkosztem jak najmniejszego wysiłku. Obi-Wan czuł si jakoci ały piaskoczołg przy zwinnym gwiezdnym my liwcu.Bardzo si starał dotrzyma kroku swojemu mistrzowi. Miałz nim wła nie wyruszy na pierwsz oficjaln misj . RycerzJedi oci gał si z wzi ciem Obi-Wana pod opiek jako swegoucznia. Wprawdzie mieli za sob wspólne bitwy i przygody,Qui-Gon jednak si wahał. Dopiero po ostatniej przygodzie,kiedy razem spojrzeli mierci w oczy w gł bokich tunelachbandorskiej kopalni, podj ł decyzj , aby go szkoli .Obi-Wan wci nie był pewny, co mistrz o nim s dzi. Qui-Gon był skrytym m czyzn , który nie dzielił si swymimy lami, dopóki nie było to konieczne. Niewiele te wiedział oczekaj cej ich misji. B dzie musiał jednak zdoby si nacierpliwoi zaczeka , a mistrz wyjawi mu szczegóły.Tymczasem na wargi cisn ło mu si niesłychanie wa nepytanie, którego nie miał miało ci zada : czy Qui-Gon wie,e dzi s jego urodziny?303.UczeJedi-Jude Watson-Ukryta przeszłoTego dnia ko czył trzyna cie lat. Dla ucznia Jedi było towa ne wydarzenie; teraz oficjalnie był ju Padawanem.Tradycyjnie z okazji tych urodzin nie urz dzano hucznejuroczysto ci, lecz cich ceremoni poł czon z zadum imedytacjami. Obi-Wan wiedział, e nieodł czn cz ci tejsamej tradycji był wa ny prezent, który miał otrzyma odswego mistrza.Qui-Gon nie wspomniał o nim tego poranka, anipodczas posiłku, ani w trakcie przygotowa do podró y,ani w drodze do l dowiska. Przez cały ten czas ledwie rzuciłtrzy słowa. Czy by zapomniał? Mo e nie wiedział?Obi-Wan miał wielk ochot przypomnie o tym Qui-Gonowi, lecz ich znajomo była zbyt wie a. Nie chciał,eby mistrz pomy lał sobie, e jest zachłanny albosamolubny lub, co gorsza, natr tny.Zreszt Yoda na pewno uprzedziłby Qui-Gona; Obi-Wan wiedział, e dwaj mistrzowie Jedi pozostawali wstałym kontakcie. Czekaj ca ich misja mogła by jednaktak wa na, e Yoda te zapomniał.Omin li ostatniego sprzedawc , skr cili w zaułek idotarli do stanowiska startowego. W dowód wdzi czno cidla nich gubernatorka Bandomeer postarała si , aby mieliczym odlecie i znalazła mały statek handlowy, któregopilot zgodził si zabra ich na Gal . Obi-Wan zdawałsobie spraw , e z chwil wej cia na pokład rozmowyskupi si wokół przyszłej misji. Czy powinien terazpowiedzie Qui-Gonowi, e dzi s jego urodziny?Stoj cy przed nimi wysoki, niezgrabny pilot ładował naswój statek skrzynie transportowe. Obi-Wan poznał podługich, gi tkich r kach, e był Phindianinem. Przyspieszyłkroku, eby podejdo pilota, lecz Qui-Gon poło ył mudło na ramieniu.403.UczeJedi-Jude Watson-Ukryta przeszło- Zamknij oczy - polecił.Obi-Wan j kn ł w duchu. Tylko nie teraz! Wiedział, emistrz zamierza mu zada klasyczne wiczenie Jedi:„Skupienie na chwili obecnej daje wiedz ". W wi tynizawsze doskonale sobie z nim radził, tego poranka byłjednak roztargniony i ledwo pami tał o czymkolwiek pozawłasnymi urodzinami.- Co widzisz? - spytał Qui-Gon.Z zamkni tymi oczami Obi-Wan zbierał my li, jakby byłypiórkami na porywistym wietrze. Chwytał obserwacje wlocie, przypominaj c sobie rzeczy, które odnotował jegowzrok, lecz nie umysł.- Mały statek transportowy z gł bok rys na prawejburcie i kilkoma wgnieceniami w spodzie kokpitu. Phin-dia ski pilot w czapce lotniczej, goglach i z brudnymipaznokciami. Dwana cie gotowych do załadunkuSkrzynek transportowych, jedna torba lotnicza, jedenmedpakiet...- A hangar? - zagadn ł łagodnie Qui-Gon.Stary kamienny budynek z trzema stanowiskamistartowymi. Wzdłu ciany biegn pionowe rysy, trzymetry poni ej sklepienia na lewo usiłuje rosn zielone pn czez jednym fioletowym kwiatem cztery metry w dół od...- Szemetrów - poprawił go surowo mistrz. -Otwórz oczy.Obi-Wan podniósł powieki. Przenikliwe, bł kitne oczy Qui-Gona patrzyły na niego badawczo, jak zawsze wywołuj c wnim uczucie, jakby włóczył po ziemi wietlnym mieczem albomiał poplamion koszul .- Czy co rozprasza twoj uwag , Obi-Wanie?- Moja pierwsza oficjalna misja, mistrzu. Chc sidobrze spisa .5 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl