[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
N
iespodziewany hałas zakłócił spokój małego, obro
Ļ
ni
ħ
tego ró
Ň
ami domku. Panna Clemency Hastings
rozmawiała w salonie ze swoj
Ģ
star
Ģ
guwernantk
Ģ
, kiedy nieopodal rozległ si
ħ
gło
Ļ
ny stukot ko
ı
skich kopyt, r
Ň
enie
przestraszonego zwierz
ħ
cia, a w ko
ı
cu głuche uderzenie o ziemi
ħ
. Potem nast
Ģ
piła cisza. Clemency podbiegła do
okna wychodz
Ģ
cego na Richmond Park i wyjrzała na zewn
Ģ
trz. W oddali dostrzegła znikaj
Ģ
cego w
Ļ
ród drzew
konia bez je
Ņ
d
Ņ
ca, z wodzami lu
Ņ
no zwisaj
Ģ
cymi po bokach.
- Biddy! Zdaje si
ħ
,
Ň
e komu
Ļ
przydarzył si
ħ
wypadek! - krzykn
ħ
ła.
- Przekl
ħ
ty artretyzm! - westchn
ħ
ła panna Biddenham i chwyciła si
ħ
obur
Ģ
cz fotela, jakby chciała wsta
ę
.
- Poczekaj, ja pójd
ħ
- powstrzymała j
Ģ
Clemency.
Gdy dochodziła do ogrodowej furtki, usłyszała cichy j
ħ
k. Niefortunny je
Ņ
dziec le
Ň
ał bez czucia na ziemi, z głow
Ģ
opart
Ģ
o
Ļ
cian
ħ
domu. Miał blad
Ģ
twarz, przymkni
ħ
te oczy i zadrapania na czole, których zapewne nabawił si
ħ
podczas upadku. Po chwili wahania Clemency uj
ħ
ła jego mocn
Ģ
, opalon
Ģ
dło
ı
i wyczuła nierówny puls. W tym
samym momencie m
ħŇ
czyzna otworzył oczy i spojrzał na ni
Ģ
- z pocz
Ģ
tku nieco nieobecnym, a po chwili ju
Ň
bardziej przytomnym wzrokiem. Chwycił jej nadgarstek i zapytał szeptem:
- Czy jestem w niebie?
Dziewczyna oblała si
ħ
rumie
ı
cem i próbowała cofn
Ģę
r
ħ
k
ħ
.
- Spokojnie. Spadł pan z konia, musiałe
Ļ
si
ħ
pan nie
Ņ
le poturbowa
ę
.
- Ach, pami
ħ
tam... - Zmarszczył brwi, a jego twarz wykrzywił lekki grymas bólu. - Okropne zwierz
ħ
, prze-
straszyło si
ħ
czego
Ļ
, ostatnio zreszt
Ģ
nie odznaczało si
ħ
dobr
Ģ
form
Ģ
.
- Wobec tego jazda wierzchem nie była zbyt rozs
Ģ
dna - stwierdziła dziewczyna stanowczo. - Patrz
Ģ
c na pa
ı
skie
czoło, zgaduj
ħ
,
Ň
e spadaj
Ģ
c z konia, musiał pan uderzy
ę
głow
Ģ
o
Ļ
cian
ħ
domu. To cud,
Ň
e nie skr
ħ
cił pan sobie
karku.
- Głupstwo, to tylko dra
Ļ
ni
ħ
cie - odparł nieznajomy, pu
Ļ
cił jej r
ħ
k
ħ
i oparł si
ħ
plecami o
Ļ
cian
ħ
. Potem dotkn
Ģ
ł
ostro
Ň
nie rany na czole.
- Pewnie doznał pan wstrz
Ģ
su mózgu - zauwa
Ň
yła Clemency.
- Co za bzdury, dziewczyno! - Spróbował si
ħ
podnie
Ļę
, lecz ponownie opadł ci
ħŇ
ko na
Ļ
cian
ħ
. Na jego ustach
pojawił si
ħ
słaby u
Ļ
miech. - Je
Ļ
li mój anioł stró
Ň
mówi,
Ň
e mam wstrz
Ģ
s mózgu, to musi by
ę
prawda! B
Ģ
d
Ņ
tak
dobra, w kieszeni mam brandy.
Clemency wyj
ħ
ła butelk
ħ
, odkr
ħ
ciła nakr
ħ
tk
ħ
i podała rannemu. Poci
Ģ
gn
Ģ
ł spory łyk i westchn
Ģ
ł. Dziewczyna z
ulg
Ģ
stwierdziła,
Ň
e na jego poci
Ģ
głe policzki wracaj
Ģ
kolory. Siedział z zamkni
ħ
tymi oczami, mogła wi
ħ
c bez
obaw przyjrze
ę
mu si
ħ
dokładniej. Był wysoki, szczupły, o ciemnej karnacji i czarnych włosach, teraz nieco zwich-
rzonych. Ostre rysy twarzy oraz rzymski nos dopełniały cało
Ļ
ci. Wyobraziła go sobie czyni
Ģ
cego spustoszenie na
czele hord wojowników D
Ň
yngis-chana (Clemency, ku rozpaczy matki, ka
Ň
d
Ģ
woln
Ģ
chwile sp
ħ
dzała na czytaniu
ksi
ĢŇ
ek).
- Och!
M
ħŇ
czyzna otworzył oczy i przyłapał j
Ģ
na tych ogl
ħ
dzinach. Zakłopotana, szybko spu
Ļ
ciła oczy, jednak
niefortunny je
Ņ
dziec, w przeciwie
ı
stwie do niej, bynajmniej nie miał takich skrupułów i otwarcie taksował j
Ģ
wzrokiem. Clemency czuła, jak bł
Ģ
dzi spojrzeniem po jej twarzy, wzdłu
Ň
szyi, a
Ň
zawisł oczami na piersiach.
Policzki dziewczyny spłon
ħ
ły ogniem.
- A wi
ħ
c nawet anioły si
ħ
rumieni
Ģ
? - Wydawał si
ħ
rozbawiony.
- Pan... patrzy na mnie - zdołała wykrztusi
ę
. Jaka
Ļ
cz
ħĻę
jej duszy pytała, czemu od razu si
ħ
nie oddaliła, dlaczego
mu pozwala na tak nied
Ň
entelme
ı
skie zachowanie.
- Jeste
Ļ
bardzo pi
ħ
kna. Masz cudowne bladozłote włosy, oczy jak bławatki, a twoja figura... - za
Ļ
miał si
ħ
. - O,
nie! To ciało nie mo
Ň
e nale
Ň
e
ę
do anioła, to kształty kobiety z krwi i ko
Ļ
ci, w dodatku szalenie poci
Ģ
gaj
Ģ
cej!
- Ale
Ň
, mój panie! - Tym razem wzburzona Clemency usiłowała wsta
ę
, lecz m
ħŇ
czyzna błyskawicznie
przytrzymał j
Ģ
jedn
Ģ
r
ħ
k
Ģ
, drug
Ģ
za
Ļ
przysun
Ģ
ł do głowy dziewczyny i delikatnie, ale stanowczo przyci
Ģ
gn
Ģ
ł do
siebie.
- Nn...nie! - wyj
Ģ
kała, jednak za pó
Ņ
no. Pocałował j
Ģ
, pocz
Ģ
tkowo do
Ļę
pow
Ļ
ci
Ģ
gliwie, ledwie muskaj
Ģ
c ustami,
potem, westchn
Ģ
wszy, coraz mocniej.
Clemency poczuła zawrót głowy. U
Ļ
wiadomiła sobie,
Ň
e tak naprawd
ħ
nigdy jeszcze si
ħ
nie całowała, bo przecie
Ň
trudno okre
Ļ
li
ę
tym mianem niezdarne przytulanie przez pracowników jej ojca w czasie
Ļ
wi
Ģ
t czy te
Ň
ojcowskie
cmokni
ħ
cia w czoło nie ogolonego staruszka, pana Dodderidge’a. A teraz ten obcy człowiek, bez chwili
zastanowienia, tak chłodno i zdecydowanie, odszukał jej usta i skosztował ich smaku. Co wi
ħ
cej, najwyra
Ņ
niej
oczekiwał odpowiedzi, a Clemency mimowolnie zało
Ň
yła mu r
ħ
ce na szyj
ħ
. Jej serce zacz
ħ
ło bi
ę
przyspieszonym
rytmem.
Nieznajomy wyj
Ģ
ł z jej włosów par
ħ
grzebieni z masy perłowej i przesuwał palcami po jedwabistych lokach.
- Takie mi
ħ
kkie i słodkie - mrukn
Ģ
ł, nie przestaj
Ģ
c jej całowa
ę
.
Nagle w oddali rozległ si
ħ
t
ħ
tent ko
ı
skich kopyt i gło
Ļ
ne okrzyki je
Ņ
d
Ņ
ców. Clemency gwałtownie wyrwała si
ħ
z
1
Elizabeth Hawksley GUWERNANTKA
obj
ħę
nieznajomego, a potem dr
ŇĢ
cymi palcami podniosła grzebyki i wpi
ħ
ła je we włosy. Wstała i z rumie
ı
cem na
twarzy oparła si
ħ
niezgrabnie o furtk
ħ
.
Wkrótce nadjechały wierzchem dwie osoby - m
ħŇ
czyzna i kobieta. Je
Ņ
dziec zeskoczył z konia i krzykn
Ģ
ł do
rannego:
- Truskawka wróciła bez ciebie, co si
ħ
stało?
- Niebia
ı
ska interwencja - odparł zapytany, potrz
Ģ
saj
Ģ
c głow
Ģ
.
- O, z pewno
Ļ
ci
Ģ
. Ostrzegałem ci
ħ
,
Ň
e klacz nie jest w formie.
Amazonka, zgrabna kobieta odziana w wytworny zielony kostium z aksamitu, ze
Ļ
lizgn
ħ
ła si
ħ
z konia i
przechodz
Ģ
c
Ň
wawo obok dziewczyny, powiedziała:
- Musimy ci
ħ
odwie
Ņę
do domu. Ta panna - wskazała niedbale r
ħ
k
Ģ
na Clemency - z pewno
Ļ
ci
Ģ
zawiadomi
doktora Burnleya.
Jej towarzysz pomógł m
ħŇ
czy
Ņ
nie wsta
ę
, otrzepał go z kurzu, a potem podniósł le
ŇĢ
cy na ziemi bat i czapk
ħ
je
Ņ
dzieck
Ģ
.
- Naturalnie. Dobra dziewczyno, biegnij zaraz do posiadło
Ļ
ci Stoneleigh. - Si
ħ
gn
Ģ
ł do kieszeni i rzucił jej pół
gwinei.
- Oriano, zabierz jego rzeczy, ja za
Ļ
pomog
ħ
mu wsi
ĢĻę
na mojego konia. - Zwrócił si
ħ
ponownie do Clemency: -
Nie stój tak, moja mała, zmykaj!
T
ego samego wieczora Clemency wracała powozem do domu na Russell Square i jeszcze raz analizowała
wydarzenia minionego dnia. Wła
Ļ
ciwie có
Ň
takiego si
ħ
stało? Jak si
ħ
dowiedziała od Biddy, m
ħŇ
czyzna, który j
Ģ
pocałował, bawił od niedawna w go
Ļ
cinie u pa
ı
stwa Baverstocków w Stoneleigh. Podobnie jak jego przyjaciel,
najwyra
Ņ
niej wzi
Ģ
ł j
Ģ
za wiejsk
Ģ
dziewk
ħ
i korzystaj
Ģ
c z okazji, niespodziewanie pocałował. S
Ģ
dz
Ģ
c z jego
zachowania, czynił ju
Ň
to zapewne niejednokrotnie.
Nie potrafiła zaprzeczy
ę
,
Ň
e całus, tak beztrosko skradziony, poruszył j
Ģ

ħ
boko, jednak niedorzeczno
Ļ
ci
Ģ
byłoby
s
Ģ
dzi
ę
, i
Ň
mógł znaczy
ę
cokolwiek dla niego. Ranny je
Ņ
dziec, cierpi
Ģ
cy z bólu i szoku, z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie był sob
Ģ
.
Na co w ogóle liczy?
ņ
e nieznajomy niczym ksi
ĢŇħ
z bajki przeszuka wszystkie domy we wsi, by ustali
ę
, kim jest
dziewczyna?
A gdyby nawet, to co potem? Czy taki d
Ň
entelmen, go
Ļę
wytwornej Oriany, zechce kontynuowa
ę
znajomo
Ļę
,
kiedy dowie si
ħ
, z kim ma do czynienia? Clemency mo
Ň
e mie
ę
oczy jak bławatki - u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
na
wspomnienie jego słów - ale nie nale
Ň
y do jego
Ļ
wiata.
Owszem, jest bogata - dzi
ħ
ki wysiłkom ojca, który ci
ħŇ
k
Ģ
prac
Ģ
osi
Ģ
gn
Ģ
ł pozycj
ħ
jednego z najzamo
Ň
niejszych
kupców w mie
Ļ
cie. Gdy umarł przed dwoma laty, zostawił jej w spadku sto tysi
ħ
cy funtów, matk
ħ
za
Ļ
zabezpieczył
roczn
Ģ
pensj
Ģ
w wysoko
Ļ
ci pi
ħ
ciu tysi
ħ
cy funtów. Pani Hastings dodała wkrótce do swojego nazwisko panie
ı
skie,
staj
Ģ
c si
ħ
powszechnie powa
Ň
an
Ģ
(przynajmniej tak
Ģ
miała nadziej
ħ
) pani
Ģ
Hastings-Whinborough. Gdy tylko
sko
ı
czył si
ħ
czas
Ň
ałoby, wszelkimi sposobami starała si
ħ
dosta
ę
do elitarnych okr
ħ
gów towarzyskich.
Niestety, jej wysiłki spełzły na niczym. Tak ona, jak i jej córka wywodziły si
ħ
bowiem z rodziny kupieckiej i to z
pozoru niewinne okre
Ļ
lenie zamykało im bramy do
Ļ
wiata dobrze urodzonych. Clemency a
Ň
tak bardzo na tym nie
zale
Ň
ało, nigdy zreszt
Ģ
nie miała wygórowanych ambicji towarzyskich, a czytanie ksi
ĢŇ
ek przedkładała nad
bywanie na modnych przyj
ħ
ciach i rautach. Wiedziała,
Ň
e do takiego
Ļ
wiata niechybnie nale
ŇĢ
spotkani dzisiaj
przez ni
Ģ
d
Ň
entelmeni.
Nie, powiedziała sobie stanowczo, musi o tym zapomnie
ę
. To było jedynie przypadkowe, odosobnione zdarzenie
i z pewno
Ļ
ci
Ģ
nigdy wi
ħ
cej si
ħ
nie powtórzy.
L
ysander Candover siedział w bibliotece swojej miejskiej posiadło
Ļ
ci i ze skrzywion
Ģ
min
Ģ
słuchał wywodów
prawnika. Min
ħ
ło pół roku, odk
Ģ
d - po
Ļ
mierci ojca, trzeciego markiza Storringtona, i po odej
Ļ
ciu niedługo potem z
tego
Ļ
wiata w pijackiej bójce starszego brata Alexandra - stał si
ħ
pi
Ģ
tym markizem Storringtonem.
- Czemu, u diabła, nie powiedziano mi wcze
Ļ
niej o finansowych kłopotach naszej rodziny? - spytał z irytacj
Ģ
,
pocieraj
Ģ
c palcem podstawk
ħ
kieliszka z brandy. - Dobry Bo
Ň
e, człowieku, jeste
Ļ
my zadłu
Ň
eni po uszy, stale
zmniejszaj
Ģ
si
ħ
wpływy z czynszów i nie mamy ani grosza na pokonanie cho
ę
by podstawowych prac remontowych
w maj
Ģ
tku, nie wspominaj
Ģ
c ju
Ň
o domu w mie
Ļ
cie! - Rzucił okiem na sufit, w miejsce, gdzie jeden z naro
Ň
ników
sczerniał od wilgoci.
-
ĺ
wi
ħ
tej pami
ħ
ci markiz Storrington, pa
ı
ski zacny ojciec, zawsze był zdania... - zacz
Ģ
ł mecenas ze smutkiem w
głosie.
- Nic nie mów, niech zgadn
ħ
! - Lysander uniósł r
ħ
k
ħ
. - Zapewne twierdził,
Ň
e wszystkiemu zaradzi pewniak na
Newmarket, jeden z jego szcz
ħĻ
liwych rzutów ko
Ļę
mi.
- Był, niestety, do
Ļę
niefortunnym graczem. - Prawnik pokr
ħ
cił sm
ħ
tnie głow
Ģ
.
- Domy
Ļ
lam si
ħ
,
Ň
e Alexander... - zacz
Ģ
ł markiz, ale przerwał po chwili.
Było rzecz
Ģ
powszechnie wiadom
Ģ
,
Ň
e lord Alexander prowadził nader rozwi
Ģ
zły i kosztowny tryb
Ň
ycia. Bez
opami
ħ
tania szastał pieni
ħ
dzmi, wydawał je tak, jakby lal wod
ħ
z konewki. Bezkrytycznie i z konsekwencj
Ģ
godn
Ģ
2
lepszej sprawy realizował swoje ekstrawaganckie zachcianki, tote
Ň
nic dziwnego,
Ň
e jego
Ļ
mier
ę
nie wzbudziła w
najbli
Ň
szych
Ň
adnego
Ň
ywszego uczucia poza ulg
Ģ
. Lysander przypuszczał,
Ň
e nieodpowiedzialne zachowanie brata
w równym stopniu co nieszcz
ħĻ
liwa gra ojca przyczyniło si
ħ
do fatalnego stanu rodzinnych finansów. Mimo
wszystko ró
Ň
nili si
ħ
mi
ħ
dzy sob
Ģ
- stary markiz przynajmniej
Ň
ył uczciwie, lord Alexander za
Ļ
był zdolny do
wszelkich oszustw.
Lysander, który niespodziewanie w wieku dwudziestu sze
Ļ
ciu lat musiał stawi
ę
czoło tylu problemom, prowadził
dot
Ģ
d równie beztroskie i szalone
Ň
ycie, jak poprzednicy. Jako młodszemu synowi przypadła mu w udziale
znacznie skromniejsza sumka, ale kieruj
Ģ
c si
ħ
zdrowym rozs
Ģ
dkiem potrafił tak rozplanowa
ę
wydatki na
kosztowne rozrywki, konie i kobiety,
Ň
e zdołał unikn
Ģę
wpadni
ħ
cia w jeszcze wi
ħ
ksze kłopoty.
- A co z Arabell
Ģ
? - zapytał. Chodziło o jego siostr
ħ
, szesnastoletni
Ģ
samowoln
Ģ
panienk
ħ
, zmy
Ļ
ln
Ģ
i
Ļ
liczn
Ģ
jak
obrazek. W pół roku przewin
ħ
ło si
ħ
przez jej
Ň
ycie przynajmniej sze
Ļę
guwernantek.
Pan Thorhill westchn
Ģ
ł i z dezaprobat
Ģ
pokr
ħ
cił głow
Ģ
.
- Ojciec pana uwa
Ň
ał,
Ň
e ma jeszcze czas, by zapewni
ę
przyszło
Ļę
pa
ı
skiej siostrze.
Lysander si
ħ
gn
Ģ
ł po karafk
ħ
i nalał sobie kolejny kieliszek brandy.
- Zatem, dysponuj
Ģ
c zaledwie dziewi
ħ
ciuset funtami rocznie, mam do spłacenia horrendalne długi, musz
ħ
utrzyma
ę
siostr
ħ
i sprawi
ę
, aby wszystko pozostałe si
ħ
nie rozpadło - stwierdził ponuro. - Panie Thorhill, to
absolutnie niewykonalne.
Prawnik nic nie odpowiedział, przeło
Ň
ył jedynie kilka le
ŇĢ
cych przed nim na biurku kartek.
- Co na to moja ciotka?
- Lady Helena posiada troch
ħ
własnych pieni
ħ
dzy. Płaciła zreszt
Ģ
ostatniemu markizowi, pa
ı
skiemu bratu, sto
funtów rocznie na swoje utrzymanie. Ponadto o
Ļ
wiadczyła niedawno,
Ň
e pokryje wydatki na guwernantk
ħ
dla
panny Arabelli, je
Ļ
li b
ħ
dzie j
Ģ
mogła sama wybra
ę
.
- A jak odbywało si
ħ
to do tej pory? - Lysander podniósł wzrok na mecenasa.
- O ile si
ħ
orientuj
ħ
, lord Alexander osobi
Ļ
cie wybierał te panie - odparł prawnik i kaszln
Ģ
ł dyskretnie. - Wydaje
si
ħ
,
Ň
e nie było to dobre rozwi
Ģ
zanie.
- Mog
ħ
to sobie wyobrazi
ę
- skomentował sucho Lysander. Miał jeszcze w pami
ħ
ci swoj
Ģ
wizyt
ħ
w domu tu
Ň
po
pogrzebie ojca i obraz ładniutkiej istoty z przyklejonym bezmy
Ļ
lnym u
Ļ
miechem, która przy stole nieustannie
wybałuszała oczy na jego brata. Bóg jeden wie, jaki wpływ miało to na mał
Ģ
Arabell
ħ
...
M
ħŇ
czyzna zamilkł na dłu
Ň
sz
Ģ
chwil
ħ
i wpatruj
Ģ
c si
ħ
w brandy niespodziewanie ujrzał przed sob
Ģ
, miast czekaj
Ģ
-
cych go problemów, wyraziste niebieskie oczy i dr
ŇĢ
ce dziewcz
ħ
ce usta. Odstawił gwałtownie kieliszek.
- A zatem, czy mamy jeszcze co
Ļ
do sprzedania? - zapytał oschle.
Prawnik zawahał si
ħ
na moment, odchrz
Ģ
kn
Ģ
ł i spojrzał nie
Ļ
miało na niewzruszon
Ģ
posta
ę
.
- Słucham!
- Milordzie - zacz
Ģ
ł Thorhill. - Mo
Ň
e pan uwa
Ň
a
ę
to za poufało
Ļę
, ale... słu
Ňħ
pa
ı
skiej szacownej rodzinie ju
Ň
od
wielu lat, tak samo lojalnie jak mój ojciec...
- Mów dalej, słucham. - Markiz niecierpliwie pochylił si
ħ
do przodu.
- Zastanawiałem si
ħ
, czy... naturalnie, nie sugerowałbym czego
Ļ
takiego, gdyby sytuacja nie była krytyczna, ale...
- mecenas znowu si
ħ
zawahał, wci
ĢŇ
niepewny, czy powinien kontynuowa
ę
.
- Pomi
ı
my twoje skrupuły - wtr
Ģ
cił Lysander. - Co masz na my
Ļ
li?
- Matrymonium. Odpowiedni zwi
Ģ
zek, markizie.
- Mał
Ň
e
ı
stwo! - powtórzył bezwiednie. - Dobry Bo
Ň
e, Thorhill, chyba postradałe
Ļ
zmysły! Kto, u licha, zwi
ĢŇ
e
si
ħ
z człowiekiem maj
Ģ
cym niepewne dziewi
ħę
set funtów rocznie, a na dodatek gór
ħ
długów?
- A tytuł? Wszak jest pan markizem - przypomniał prawnik.
-
ĺ
miem w
Ģ
tpi
ę
, czy zaszczyt zostania markiz
Ģ
wart jest tych pi
ħę
dziesi
ħ
ciu tysi
ħ
cy funtów, które miałyby nas
wyci
Ģ
gn
Ģę
z długów! Nie wspomn
ħ
ju
Ň
o pieni
Ģ
dzach potrzebnych na remonty. To szalenie pochlebne, Thorhill,
ale jako
Ļ
nie mog
ħ
sobie wyobrazi
ę
, aby a
Ň
tak ceniono sobie mój tytuł.
- Nie byłbym tego taki pewny, prosz
ħ
pana.
- A ja tak! Kilka co bardziej przewiduj
Ģ
cych mateczek dało mi to wyra
Ņ
nie do zrozumienia.
- Naturalnie, ma pan na my
Ļ
li osoby z towarzystwa. Ale...
- Chcesz powiedzie
ę
,
Ň
e powinienem wzi
Ģę
sobie za
Ň
on
ħ
dziewczyn
ħ
z gminu? - Szczupła twarz markiza st
ħŇ
ała
w nagłym gniewie. Jego ciemne, przysłoni
ħ
te opadaj
Ģ
cymi powiekami oczy spogl
Ģ
dały z pogard
Ģ
znad
arystokratycznego nosa.
- Po
Ļ
ród mieszcza
ı
stwa nie brak dorodnych i nader posa
Ň
nych panien - ci
Ģ
gn
Ģ
ł Thorhill. - Niejedna z nich
otrzymała staranne wykształcenie. Nie s
Ģ
dz
ħ
równie
Ň
, by były nietaktowne czy
Ņ
le wychowane.
- Niedoczekanie,
Ň
eby Candover
Ň
enił si
ħ
z córk
Ģ
jakiego
Ļ
kupczyka! - wykrzykn
Ģ
ł Lysander. - Nie! Musi istnie
ę
inny sposób na wybrni
ħ
cie z kłopotów.
- Pan wybaczy, milordzie, ale nie ma innego wyj
Ļ
cia.
L
ady Helena Candover, siostra trzeciego markiza, wyznawała pogl
Ģ
d,
Ň
e jako długoletnia rezydentka Candover
3
Court oraz faktyczna opiekunka swojej bratanicy Arabelli, a nade wszystko jedyna osoba w rodzinie utrzymuj
Ģ
ca z
własnych
Ļ
rodków, ma pełne prawo wtr
Ģ
ca
ę
si
ħ
w sprawy bratanka. Wysoka, szczupłej budowy, o kanciastych
rysach twarzy i charakterystycznym, szorstkim głosie, niezmordowanie przemierzała pełne przeci
Ģ
gów korytarze
Candover Court wraz z gromad
Ģ
przeró
Ň
nych małych i wiecznie szczekaj
Ģ
cych czworonogów. Od najmłodszych
lat przera
Ň
ała okoliczn
Ģ
szlacht
ħ
surowo
Ļ
ci
Ģ
charakteru. Młodzie
ı
cy z dusz
Ģ
na ramieniu prosili j
Ģ
do ta
ı
ca,
niepewni, czy przypadkiem nie stan
Ģ
si
ħ
ofiar
Ģ
jej ci
ħ
tego j
ħ
zyka. Od kiedy jednak; sko
ı
czyła pi
ħę
dziesi
Ģ
tk
ħ
,
uwa
Ň
ano j
Ģ
ju
Ň
jedynie za ekscentryczk
ħ
. Jednakowo
Ň
cała ta niemiła otoczka kryła prawdziwie złote serce.
Ponadto czcigodna matrona jako jedyna - cieszyła si
ħ
wzgl
ħ
dami i zasłu
Ň
onym szacunkiem panny Arabelli.
Przez lata lady Helena patrzyła z rosn
Ģ
cym niepokojem na rujnuj
Ģ
ce maj
Ģ
tek poczynania brata, a ju
Ň
z prawdziw
Ģ
rozpacz
Ģ
na zachowanie lorda Alexandra. Gdy do Candover Court dotarła wie
Ļę
o jego
Ļ
mierci, pierwsz
Ģ
jej
reakcj
Ģ
były słowa:
- Dzi
ħ
kowa
ę
Bogu! Teraz Lysander we
Ņ
mie sprawy w swoje r
ħ
ce.
Nie znaczy to, i
Ň
pokładała w nim zbyt wielkie nadzieje, wiedziała jednak,
Ň
e przynamniej on post
ħ
puje uczciwie
i pomimo trwonienia pieni
ħ
dzy na hazard i kobiety, potrafi si
ħ
na razie sam utrzyma
ę
. Ju
Ň
cho
ę
by to,
Ň
e w
odró
Ň
nieniu od swojego brata i ojca nie zwraca si
ħ
do niej wci
ĢŇ
o po
Ň
yczk
ħ
, napawało j
Ģ
optymizmem.
Maskuj
Ģ
c zgry
Ņ
liwo
Ļ
ci
Ģ
swoje zatroskanie, uwa
Ň
nie obserwowała, jak Lysander sp
ħ
dza pierwsze tygodnie
zamkni
ħ
ty z Thorhillem w swoim gabinecie, i stara si
ħ
uporz
Ģ
dkowa
ę
napływaj
Ģ
ce zewsz
Ģ
d wezwania do zapłaty.
Najwyra
Ņ
niej usiłował rozwi
Ģ
zywa
ę
problemy, zamiast brn
Ģę
w coraz gorsze bagno. Po jakim
Ļ
czasie młody
dziedzic wrócił do Londynu, aby sprawdzi
ę
, jak tam si
ħ
sprawy maj
Ģ
. Nie min
ħ
ło kilka dni, a lady Helena
odprawiła psy i z min
Ģ
, jakby zamierzała ruszy
ę
z odsiecz
Ģ
i ratowa
ę
ocalałe resztki fortuny, wezwała wo
Ņ
nic
ħ
. Dla
dobra rodziny musi przemówi
ę
bratankowi do rozs
Ģ
dku!
Nie zwlekaj
Ģ
c dłu
Ň
ej, po
Ň
egnała si
ħ
z Arabell
Ģ
, wsiadła do zabytkowego powozu, który nie wyje
Ň
d
Ň
ał ze stajni w
Candover Court od pi
ħę
dziesi
ħ
ciu lat, i ruszyła do londy
ı
skiej posiadło
Ļ
ci Lysandra.
Po długiej i m
ħ
cz
Ģ
cej podró
Ň
y, doznawszy kolejnych upokorze
ı
, kiedy pobieraj
Ģ
cy opłaty na rogatkach i
przewo
Ņ
nicy poczty otwarcie wy
Ļ
miewali jej wiekowy powóz, dotarła w ko
ı
cu na Berkeley Square.
Tego wieczora było ju
Ň
za pó
Ņ
no na spotkanie z bratankiem i łady Helena z ulg
Ģ
udała si
ħ
na spoczynek.
- Timson, chyba si
ħ
starzej
ħ
- powiedziała w drzwiach do lokaja. - Przejechałam niespełna pi
ħę
dziesi
Ģ
t mil, a
czuj
ħ
, jakby moje ko
Ļ
ci si
ħ
rozsypywały. Zobacz
ħ
si
ħ
z markizem jutro rano.
C
iesz
ħ
si
ħ
z twojego przyjazdu, ciociu Heleno - oznajmił Lysander z u
Ļ
miechem, acz niezupełnie szczerym,
nast
ħ
pnego dnia przy
Ļ
niadaniu. - Nie bardzo wiem, w jaki sposób mam ci
ħ
tu zabawia
ę
. Jestem ogromnie zaj
ħ
ty
załatwianiem tych strasznych rachunków.
- Nie
Ň
artuj, młodzie
ı
cze, wcale na to nie licz
ħ
. Przyjechałam, bo chc
ħ
porozmawia
ę
z tob
Ģ
w wa
Ň
nej sprawie -
odparła krótko ciotka.
Lysander, zaintrygowany, uniósł lekko brwi.
- Thorhill pokrótce nakre
Ļ
lił mi sytuacj
ħ
. Mój drogi, nie patrz tak na mnie, prosz
ħ
ci
ħ
. Ten człowiek zajmuje si
ħ
tak
Ň
e moimi finansami, dobrze o tym wiesz.
Lysander przytakn
Ģ
ł głow
Ģ
.
- Według mnie masz dwa wyj
Ļ
cia: albo sprzedasz Candover, a wtedy wyjad
ħ
z Arabell
Ģ
do Bath lub innego
obrzydliwego kurortu, albo zrobisz rzecz o niebo rozs
Ģ
dniejsz
Ģ
, a mianowicie bogato si
ħ
o
Ň
enisz.
- Na temat tej drugiej mo
Ň
liwo
Ļ
ci wypowiedziałem si
ħ
a
Ň
chyba dostatecznie jasno - odrzekł Lysander chłodnym
tonem. - Je
Ļ
li za
Ļ
sprzedam Candover, b
ħ
dzie nas sta
ę
na urz
Ģ
dzenie si
ħ
w Londynie w zupełnie zno
Ļ
nych
warunkach.
- Bardzo w
Ģ
tpliwe - wtr
Ģ
ciła lady Helena niecierpliwie. - Ta posiadło
Ļę
nie jest warta złamanego grosza. Dom si
ħ
rozpada ze staro
Ļ
ci, a i maj
Ģ
tek znajduje si
ħ
w opłakanym stanie. W
Ģ
tpi
ħ
, aby najlepsza z ofert mogła pokry
ę
cokolwiek ponad obecne długi. Je
Ļ
li b
ħ
dziesz miał troch
ħ
szcz
ħĻ
cia, zostanie ci co najwy
Ň
ej z tysi
Ģ
c funtów dla
Arabelli, Candover za
Ļ
nigdy ju
Ň
do ciebie nie wróci, gdy si
ħ
go pozb
ħ
dziesz, to na zawsze.
- Wiem o tym, ciociu Heleno - rzekł Lysander łagodniejszym tonem. Ze zm
ħ
czeniem potarł czoło dłoni
Ģ
. -
My
Ļ
lisz,
Ň
e si
ħ
nad tym nie zastanawiałem? Ale o
Ň
eni
ę
si
ħ
z córk
Ģ
jakiego
Ļ
handlarza...
- Teraz zachowujesz si
ħ
doprawdy niem
Ģ
drze. Spójrz na lorda Yelvertona, jego
Ň
ona pochodzi z rodziny robi
Ģ
cej
interesy w Kompanii Wschodnioindyjskiej. Słyszałam,
Ň
e porz
Ģ
dna z niej kobieta.
- W takim razie lord jest szcz
ħĻ
ciarzem.
- Nic podobnego, drogi bratanku, okazał si
ħ
tylko rozwa
Ň
ny.
Lysander westchn
Ģ
ł ci
ħŇ
ko, a lady Helena popatrzyła na niego z nadziej
Ģ
. Thorhill nie omieszkał opowiedzie
ę
o
jego pierwszej reakcji na propozycj
ħ
mał
Ň
e
ı
stwa. Mo
Ň
e jej starania oka
ŇĢ
si
ħ
bardziej skuteczne? Otworzyła
torebk
ħ
.
- Mam tu trzy nazwiska niewiast, a nie w
Ģ
tpi
ħ
,
Ň
e mogłoby ich by
ę
o wiele wi
ħ
cej. Jednak mnie i panu
Thorhillowi te wydaj
Ģ
si
ħ
najbardziej obiecuj
Ģ
ce. Niekoniecznie chodzi nam o najbogatsze panny, lecz o
najbardziej odpowiednie. Nie chcieliby
Ļ
my. widzie
ę
panosz
Ģ
cej si
ħ
na dworze Candover jakiej
Ļ
pospolitej czy
4
wr
ħ
cz wulgarnej osoby.
Lysander milczał.
- Mój drogi, oto lista kandydatek. Zapewniam,
Ň
e wszystkie trzy maj
Ģ
maniery i gusty pasuj
Ģ
ce do wy
Ň
szych sfer.
- A jak, u licha, miałbym si
ħ
zdecydowa
ę
, ciociu Heleno? - spytał m
ħŇ
czyzna z irytacj
Ģ
. - Do diabła, to nie
obstawianie wy
Ļ
cigów konnych!
- Bzdura, widz
ħ
nawet spore podobie
ı
stwo. Ale do rzeczy. Pierwsza w kolejce to panna Grubb, jedyne dziecko
Thomasa Grubba. Zdaje si
ħ
,
Ň
e zbił niezły maj
Ģ
tek na ostatniej wojnie. W ka
Ň
dym razie jest uwa
Ň
any za bardzo
szanowanego obywatela. Panna Grubb odebrała staranne wykształcenie w Akademii Milsom w Bath, gdzie została
dobr
Ģ
przyjaciółk
Ģ
lady Anny Hope. Ma wyj
Ģ
tkowo bystry umysł, jest dobrze zorientowana w
Ļ
wiecie i kieruje si
ħ
w
Ň
yciu odpowiednimi zasadami.
- O mnie za
Ļ
mo
Ň
na powiedzie
ę
wszystko poza tym,
Ň
e jestem dobrze zorientowany - mrukn
Ģ
ł Lysander. -
Ponadto nie ukrywam,
Ň
e nie przestrzegam
Ň
adnych zasad.
ĺ
wietnie znam ten rodzaj kobiet: paraduj
Ģ
w
szkaradnych kapeluszach i odwiedzaj
Ģ
na okr
Ģ
gło biednych i potrzebuj
Ģ
cych.
- Nie zaprzeczysz,
Ň
e to bardzo wła
Ļ
ciwe zachowanie - zauwa
Ň
yła lady Helena. - B
ħ
dzie mogła składa
ę
wizyty
wie
Ļ
niakom w Abbots Candover.
- Mów dalej, kto nast
ħ
pny?
- Pani Meddick, wdowa po znanym bogaczu.
- Dobry Bo
Ň
e, a ile ona mo
Ň
e mie
ę
lat? Stary Meddick umarł po siedemdziesi
Ģ
tce!
- Pani Meddick to jego druga
Ň
ona i wierz mi, o wiele młodsza. Mo
Ň
e by
ę
o rok starsza od ciebie, tak czy owak to
mało znacz
Ģ
ca ró
Ň
nica. Otó
Ň
pani Meddick... - Ciotka celowo zawiesiła głos - jest szacowana na
ę
wier
ę
miliona
fantów!
- W
Ģ
tpi
ħ
, aby interesował j
Ģ
zwi
Ģ
zek ze stoj
Ģ
cym na skraju bankructwa markizem. Z takim maj
Ģ
tkiem mo
Ň
e sobie
kupi
ę
kogo
Ļ
lepszego!
- Błagam ci
ħ
, nie b
Ģ
d
Ņ
taki sarkastyczny. Zdaniem Thorhilla jest to wielce prawdopodobne.
- A trzecia kandydatka?
- To niejaka panna Hastings-Whinborough. W spadku po ojcu, który zajmował si
ħ
handlem, otrzymała niedawno
okr
Ģ

Ģ
sumk
ħ
stu tysi
ħ
cy funtów. Mówiono mi,
Ň
e ma do
Ļę
nieciekaw
Ģ
matk
ħ
, ale dziewczyna uchodzi za pi
ħ
kn
Ģ
i
o słodkim usposobieniu.
Ciotka nie uznała za stosowne wspomnie
ę
,
Ň
e osobi
Ļ
cie poczytuje pann
ħ
za intelektualistk
ħ
. Trzeba jednak
nadmieni
ę
, i
Ň
dla lady Heleny ka
Ň
dy, kto zadawał sobie trud przegl
Ģ
dania (niekoniecznie czytania) czego
Ļ
wi
ħ
cej
poza
Observerem
czy
Przegl
Ģ
dem S
Ģ
dowym
, zaliczał si
ħ
do grona ludzi nadzwyczaj inteligentnych.
Nast
Ģ
piła chwila przerwy, po czym markiz za
Ļ
miał si
ħ
krótko.
- I co mam na to powiedzie
ę
, ciociu Heleno? Jedno jest pewne, wol
ħ
mie
ę
Ň
on
ħ
młodsz
Ģ
od siebie i nie interesuj
Ģ
mnie wdowy, wi
ħ
c pani Meddick nie wchodzi w gr
ħ
. Ponadto nie mógłbym po
Ļ
lubi
ę
kobiety o nazwisku Grubb,
trzymaj
Ģ
cej si
ħ
kurczowo zasad, które ja uwa
Ň
am za nudziarstwo! Pozostaje nam wi
ħ
c jedynie
Ļ
liczna panna
Harding-Whortleberry czy jak jej tam.
- Nareszcie rozumujesz rozs
Ģ
dnie. - Ciotka pokiwała z aprobat
Ģ
głow
Ģ
.
- Jednak je
Ļ
li ju
Ň
mam si
ħ
Ň
eni
ę
dla pieni
ħ
dzy, musz
ħ
przynajmniej zobaczy
ę
, jak prezentuje si
ħ
ta dziewczyna.
Inaczej w jaki sposób, do diabła, miałbym podj
Ģę
decyzj
ħ
?
- Zostaw to mnie - o
Ļ
wiadczyła lady Helena. - Niech pomy
Ļ
l
ħ
, Hastings-Whinborough... w
Ģ
tpi
ħ
, aby jej matka
nale
Ň
ała do którego
Ļ
z komitetów charytatywnych. Ale to głupstwo, popytam si
ħ
!
T
ydzie
ı

Ņ
niej nic nie podejrzewaj
Ģ
ca Clemency Hastings - nie u
Ň
ywała, jak jej matka nazwisk Hastings-
Whinborough uwa
Ň
aj
Ģ
c to za fanfaronad
ħ
- sp
ħ
dzała poranek wraz z dwiema przyjaciółkami. Mary i Eleonor
Ramsgate. Zawsze z wielk
Ģ
ulg
Ģ
opuszczała dom, bo cho
ę
starała si
ħ
by
ę
usłu
Ň
n
Ģ
córk
Ģ
, nie potrafiła wzbudzi
ę
w
sobie miło
Ļ
ci. Pani Hastings-Whinborough miała zbyt Ograniczony i owładni
ħ
ty zazdro
Ļ
ci
Ģ
umysł, aby zosta
ę
przyjaciółk
Ģ
córki. Mimo wszystko pierwszy rok po
Ļ
mierci ojca min
Ģ
ł im w miar
ħ
spokojnie, bowiem Clemency
za bardzo rozpaczała, aby wzi
Ģę
na siebie nowe komplikacje i stawi
ę
czoło matce. Ta za
Ļ
skupiła cał
Ģ
uwag
ħ
na
Ļ
cisłym przestrzeganiu
Ň
ałoby i sprawdzaniu, czy aby czer
ı
licznych toalet pasuje do jej jasnych włosów.
Z pocz
Ģ
tkiem drugiego roku dzielna wdowa (odziana ju
Ň
w ol
Ļ
niewaj
Ģ
cy strój w kolorze lawendowym i
perłowym) robiła wszystko, aby zdoby
ę
wzgl
ħ
dy niejakiego Aldermana Henry’ego Bakera, znanego powszechnie
wroga kobiet. Owładni
ħ
ta now
Ģ
pasj
Ģ
, wzi
ħ
ła sobie za punkt honoru zaci
Ģ
gni
ħ
cie go do ołtarza, przekonana,
Ň
e to
dla niego najlepsze wyj
Ļ
cie. Realizacja tego celu zaj
ħ
ła j
Ģ
całkowicie i Clemency mogła bez przeszkód po
Ļ
wi
ħ
ca
ę
si
ħ
swoim zainteresowaniom - sp
ħ
dzała czas na lekturze ulubionych ksi
ĢŇ
ek i odwiedzała przyjaciół. Alderman
Baker od pi
ħę
dziesi
ħ
ciu lat cieszył si
ħ
stanem kawalerskim i jego awersja do mał
Ň
e
ı
stwa była ju
Ň
przysłowiowa.
Zakładano si
ħ
nawet, co zwyci
ħŇ
y - mizantropia Bakera czy zaci
ħ
ty upór wdowy. Gdyby Clemency o tym
wiedziała, bez wahania postawiłaby na matk
ħ
. Jej nieust
ħ
pliwo
Ļę
i
Ň
elazna wola, by za wszelk
Ģ
cen
ħ
dopi
Ģę
swego,
niejednokrotnie w przeszło
Ļ
ci obezwładniały zarówno Clemency, jak i jej ojca. Nagle, przez przypadek b
Ģ
d
Ņ
te
Ň
zrz
Ģ
dzenie losu, Alderman Baker zmarł na apopleksj
ħ
i pani Hastings-Winborough ponownie skupiła sw
Ģ
uwag
ħ
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl