[ Pobierz całość w formacie PDF ]

JOLANTA GUSE

 

UWIERZYĆ W SIEBIE

Mojemu Mężowi Andreasowi,

Ukochanej Mamie,

Pamięci mojego Ojca,

Rodzinie i Przyjaciołom

 

***

Pragnę podziękować tym wszystkim,

którzy przyczynili się do powstania,

wydania i promowania tej książki.

Autorka

PROLOG

 

Nie ma dróg prowadzących donikąd

chociaż są mosty smutku i rzeki pełne łez

pagórki niespełnionych obietnic

i lasy, w których można zbłądzić...

SPIS UCZUĆ

 

Deszcz w szyby jak łzy, których nie warto ocierać Pada...

Zbuduję most słów kolorowych jak kolorowe kamienie mówią za drogie na moje ręce Tym mostem pobiegnę do ciebie prosto w twoje serce I może wtedy odnajdę siebie w twojej dobroci bez słów Jak w cieniu drzewa, które osłania w deszczu I chroni na zawsze...

 

............................................................................................ JULIA

 

Dlaczego nie umiem patrzeć w gwiazdy sama i szukać tej która była nasza. Dlaczego nie umiem siąść samotnie nad rzeką i łapać srebrne krople otwartą dłonią. Dlaczego nie umiem biec przez łąkę pachnącą miodem kolorami z bajek. Dlaczego nie umiem śmiać się tak jak wtedy z tobą do słońca, wiatru, napotkanych ludzi. Do marzeń ku przyszłości. Do wymyślonego białego domku....

 

.......................................................................................... DONA

 

Dlaczego samotność ma kolor szary, kolor przez który nie widać innych barw. Dlaczego można zapomnieć wszystko co przeminęło. Dlaczego nie można zatrzymać szczęścia. Dlaczego tak trudno żyć tu i teraz...

 

......................................................................................... OSKAR

 

Miłość to nie tylko wzloty i marzenia. Czekanie na ten upragniony telefon albo uśmiech. To nie tylko księżycowe noce – rozbawione dni. Jakieś urlopy... Nie ma znaczenia gdzie one były. Miłość to pamięć i wdzięczność za wszystkie złe i dobre dni...

 

........................................................................................ MARCO

 

Zbierałam kwiaty na łące i każdy kwiatek miał inny kolor Jak kolory najbliższych mi ludzi. Zbierane przez całe życie. Do bukieciku wspomnień. Mijały lata i tak dużo zdarzeń stawało się mgliste i zapomniane. Tylko kolorowe imiona zawsze będą ze mną i nigdy nie zblakną...

 

.......................................................................................... JUANA

 

Była lampa nad stołem i każdy miał swoje krzesełko. Które ruszało się na wszystkie strony w takt ciekawych i tak ważnych dyskusji. Był śmiech i żarty z przeżytych godzin – każdego dnia. A ja myślałam, że tak musi być zawsze. Teraz zawsze brakuje mi tego jedynego nakrycia i tego talerza. I dlaczego ptaki nie wracają do gniazd pustych...

 

................................................................................................. LIZ

 

Młodość jest i musi być niecierpliwa. Nietolerancyjna, rozwichrzona. Wierząca w konieczność przebudowy świata. Nieciekawa dorosłych doświadczeń. Czasem butna, arogancka, bezkompromisowa. A jakże jasna, szczera, nadwrażliwa. I właśnie wtedy najmocniej można zranić. Ból przechodzi szybko, chociaż jest tak gwałtowny. Ale blizny mogą pozostać na zawsze...

 

..................................................................................... ROMANA

 

Upokorzenie to nie tylko jakieś złe słowa, albo drwina. To nie tylko okazywana jawna pogarda, albo niechęć. To przede wszystkim żebranina o trochę czasu, albo dobre słowo. Albo odrobinę troski. To żebranina o wspólny spacer, albo o wspólną rozmowę o czymkolwiek...

 

............................................................................................. GINA

 

Pretensje do bliskich to zawsze egoizm. Walka o docenienie własnego ego. To ten mały wstyd za siebie starannie ukrywany przed światem...

 

............................................................................. ALESSANDRO

 

Dlaczego świat jest pełen samotnych kobiet wspaniałych, mądrych, pięknych. Budujących imperia finansów, rządzących politykami. Pracowitych i prawych. Zapracowanych i dumnych ze swojej pracy. Wychowujących dzieci swoje i inne. Ratujących życie chorym i nieszczęsnym. Dlaczego... Wieczorami kiedy są już same zdejmują ten uśmiech z ust jak niepotrzebny nikomu rekwizyt. I są tak bardzo, bardzo smutne...

 

............................................................................................ FELIX

 

PS. Zbieżność imion i nazwisk jest całkiem przypadkowa. Powieść oparta na faktach autentycznych.

Madryt, rok 2000

 

Julia kierowana jakby szóstym zmysłem, poczuła, że ktoś się jej przypatruje. Odwróciła głowę i zastygła jak zaklęta w kamieniu. Usłyszała mocne bicie własnego serca. Była pewna, że za chwilę zemdleje. To niemożliwe, to nie może być On! Po tylu latach....

Oskar stał obok Dony, obejmując ją ramieniem w chwili, gdy Julia wchodziła do salonu pełnego zaproszonych gości. Był wyjątkowo przystojnym, wysokim mężczyzną około czterdziestki; lekko szpakowatym brunetem, o zielonych, zmysłowych oczach. Pełne miękkie usta świadczyły o jego romantycznej naturze, a ostro zarysowany podbródek o sile charakteru. Poznał Donę przed kilkoma miesiącami, a w zeszłym tygodniu poprosił o jej rękę. Za niespełna trzy miesiące Dona miała zostać jego żoną. Oskar był świetnie prosperującym architektem, niezależnym finansowo i wydawać się mogło, że nic nie może stanąć na przeszkodzie, aby zaraz po ich ślubie ona mogła przeprowadzić się do jego uroczego domu – willi, położonej na bajkowej skarpie, z której rozpościerał się przepiękny widok na ukwieconą dolinę.

– Julio, kochana, nareszcie! – zawołała Dona ujrzawszy przyjaciółkę. – Tak się cieszę, że jednak udało ci się do mnie przyjechać. Ile to czasu minęło, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni? Prawie dwa lata, pomyślała i przytuliła Julię mocno do siebie. – Tak mi ciebie brakowało i mam ci tyle do powiedzenia – dodała, uśmiechając się tajemniczo.

– Mnie też ciebie bardzo brakowało – odpowiedziała Julia i ucałowały się serdecznie, jak za dawnych lat.

– Kochana, a to jest Oskar, o którym tyle wspominałam ci w moich listach. Mój przyszły mąż – dodała z dumą w głosie.

Podali sobie ręce.

– Miło mi – powiedziała Julia drżącym głosem. Oskar skłonił lekko głowę. Dona promieniała miłością, miłością do mężczyzny swoich marzeń!

 

***

Julia rzuciła się na ozdobną kanapę w hotelu Ritz i zalała się potokiem łez. Po szesnastu latach Oskar pojawił się ponownie w jej życiu. Nigdy, ani przez chwilę nie przestała go kochać. Nie było dnia, żeby o nim nie myślała. Z biegiem czasu jednak nauczyła się z tym żyć. Żyć dla siebie, tu i teraz. Przynajmniej tak jej się wydawało do dzisiaj. Tym razem jednak sytuacja przedstawiała się znacznie gorzej. Oskar miał zostać mężem jej najlepszej przyjaciółki i kobiety, która wtedy tyle dla niej poświęciła, której tyle zawdzięcza i której sama była szczerze oddana. Już wówczas, gdy otrzymała zaproszenie na zaręczyny Dony, miała niewytłumaczalne, dziwne przeczucia, że i w jej życiu coś się zmieni i to wkrótce...

– Muszę stąd wyjechać i to jak najprędzej, najlepiej jeszcze dzisiaj. Tylko, co ja powiem Donie? – myślała gorączkowo. Nagle podjęła ostateczną decyzję. Podeszła do stylowego sekretarzyka i sięgnęła po notes i pióro. Zrobi to i to natychmiast. Jest przecież Donie coś winna!!!

Gdy po dwóch godzinach schodziła marmurowymi schodkami, kierując się do hotelowego barku, nie było mężczyzny, który nie odwróciłby za nią głowy ani kobiety, która by jej nie pozazdrościła urody. Wyglądała olśniewająco. Była filigranową brunetką, kruchej budowy, o delikatnych, jakby wyrzeźbionych rysach twarzy, alabastrowym odcieniu cery i oczach przypominających swą barwą dwa chabry. Miała na sobie doskonale skrojony popołudniowy kostium od Chanel, w kolorze rozmydlonego wrzosu. Nie lubiła biżuterii i nigdy jej nie nakładała, oprócz diamentowego pierścionka, który dostała w prezencie, wiele lat temu na swoje zaręczyny... Julia była bez wątpienia piękną kobietą, a dodatkowo sprawiała wrażenie kobiety sukcesu. Tylko bystry obserwator mógł dostrzec w jej oczach tragedię, sekret, który nosiła tyle lat w sobie...

Po chwili usiadła w kawiarnianym ogródku i w oczekiwaniu na przyjaciółkę zamówiła martini bianco i zamyśliła się.

– Halo, śliczna pani – usłyszała za sobą tak dobrze jej znany, dźwięczny głos Dony. – Wybacz spóźnienie, ale nie mogłam się zdecydować, wybierając sobie suknię ślubną. Zajęło mi to o wiele więcej czasu niż początkowo sądziłam. Wiesz, zaczynam się czuć jak pensjonarka – roześmiała się nagle. – Może ty byś mi doradziła i pomogła wybrać ten wyjątkowy strój – poprosiła.

Dona różniła się diametralnie od Julii. Nie była tak piękna, natomiast miała wyjątkowo zgrabną sylwetkę. Była wysoką blondynką o skośnych migdałowych oczach, koloru leśnego miodu. Posiadała niezwykłą klasę i wspaniałe poczucie humoru. Chociaż była starsza od Julii o prawie cztery lata, to jednak sprawiała wrażenie znacznie młodszej.

– Tak mi przykro, Dono, niestety będziesz musiała sama sobie poradzić. Muszę natychmiast, jeszcze dziś wieczorem, wrócić do Rzymu – odpowiedziała lekko zmieszana.

– Nie, to niemożliwe, przecież dopiero co przyleciałaś do Madrytu. Co się stało? – zapytała zaniepokojona.

– Och, nic takiego, nie martw się. Po prostu mój nowy zastępca jakoś nie może się dogadać z zespołem. Muszę natychmiast sprawdzić, co tam się dzieje. Zanim będzie za późno – skłamała.

– Jaka szkoda, dopiero co przyjechałaś, nie zdążyłam się nawet tobą nacieszyć.

– Wierz mi i ja bardzo żałuję, że tak to się wszystko potoczyło. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi smutno z tego powodu... – dodała zamyślona i jakby nieobecna.

W głosie przyjaciółki było tyle rozpaczy, że Dona instynktownie wyczuła, iż Julia usiłuje coś przed nią zataić. Natychmiast jednak odrzuciła tę niedorzeczną myśl. Były przecież wobec siebie zawsze takie szczere i dlatego ich przyjaźń przetrwała tyle lat.

– Trudno, nie przejmuj się aż tak, Julio. Jakoś sobie poradzę. Wiem, że gdyby istniała jakakolwiek szansa, to byś na pewno tu ze mną została. Odbijemy to sobie następnym razem. W porządku?

Uśmiechnęły się do siebie.

– Wszystko będzie dobrze – powiedziała Dona.

– Już nigdy nie będzie dobrze – pomyślała Julia.

 

***

Oskar od wczorajszego wieczoru czuł się nieswojo. Coś go nurtowało i to coś budziło w nim nieokreślony niepokój. Nie potrafił jednak znaleźć przyczyny swojego nastroju. Dzisiejszej nocy prawie nie zmrużył oka. A jeżeli nawet udało mu się na chwilę zdrzemnąć, budziły go koszmarne sny, ale nie mógł sobie przypomnieć, co mu się śniło. Zrobił sobie drinka i poczuł się trochę bardziej rozluźniony. Było już po jedenastej. Musiał się więc pospieszyć. Na trzynastą był umówiony na lunch z Doną i Julią. Wziął zimny prysznic, ubrał się starannie, lecz długo nie mógł się zdecydować na wybór odpowiedniego krawatu. Zawsze miał z tym problemy. Przejrzał się ponownie w kryształowym lustrze. Dlaczego właśnie dzisiaj tak bardzo mi zależy, aby doskonale wyglądać – zapytał siebie w myślach. Z natury nie był próżny. Odkąd pamiętał, lubił otaczać się luksusem, ale na pewno nie było to sensem jego życia. Przyjmował to jako dar losu i było mu z tym dobrze. Zanim poznał Donę, był trochę lekkoduchem. Zawsze interesował się kobietami, ale odkąd sięgał pamięcią, tak naprawdę na żadnej nie zależało mu na tyle, żeby związać się z nią na stałe. Dopiero przy Donie poczuł smak uczucia oraz jakąś daleką i nieuzasadnioną tęsknotę.... Zaparkował wóz tuż przed restauracją, podał kluczyki od samochodu portierowi i skierował się do wejścia. Dona już na niego czekała. Wybrała stolik nakryty różowym, adamaszkowym obrusem, na którym stał mosiężny świecznik w kształcie andaluzyjskiego wachlarza. Na widok Dony Oskarowi zabłysły oczy. Wygląda jak zwykle cudownie – pomyślał. I wtedy nagle znowu zawładnęło nim to dziwne uczucie, które nie opuszczało go od wczoraj... Nie zauważyła go jak wchodził.

– Witaj, kochana – zwrócił się do Dony, przytulając ją mocno do siebie. Chyba nie kazałem ci na siebie czekać? – zapytał ze skruchą w głosie.

– Nie było tak źle – roześmiała się w odpowiedzi. – Co zamówimy na początek? Jestem przeraźliwie głodna.

– Nie zaczekamy na twoją przyjaciółkę? – zdziwił się.

– Och, wyobraź sobie, że Julia musiała nagle pilnie wrócić do Rzymu. Sprawy zawodowe. Ale obiecała, że wróci tak szybko, jak się z tym upora – dodała.

– Ach tak – pokiwał głową ze zrozumieniem i zamyślił się. Zamówili gazpacho i krewetki. A na deser sorbet miętowy, polany sosem poziomkowym.

– Najdroższy, już nie mogę się doczekać dnia naszego ślubu – powiedziała i uśmiechnęła się do niego czule.

– Wierz mi, że ja również – odpowiedział, przesyłając jej spojrzenie pełne miłości i kładąc przed nią na stoliku maleńkie pudełeczko. – Otwórz je – poprosił.

Dona oniemiała z zachwytu. Przed nią migotał, jak tęcza, przepiękny szmaragdowy pierścionek w kształcie klucza wiolinowego.

Julia siedziała w samolocie kabiny pierwszej klasy, lecącym z Madrytu do Rzymu, popijając już drugie z rzędu martini. Wspomnienia odżyły na nowo, przewijając się jak w kalejdoskopie i tym samym zadając jej potworny ból.

– Przecież ja miałam wtedy zaledwie osiemnaście lat i wszystko przed sobą... pomyślała.

Nagle z letargu wyrwał ją wyraźny, spokojny głos stewardesy.

– Może podać coś do picia, signora? – zapytała ją sympatycznie wyglądająca dziewczyna w uniformie Alitalii.

Julia podziękowała skinieniem głowy. Po chwili przysnęła. Gdy się przebudziła, na pokładzie Boeinga już paliły się światła. Spojrzała na zegarek. Niemożliwe – pomyślała. Spałam ponad dwie godziny. Poczuła się bardzo głodna. Zadzwoniła na kogoś z personelu i zamówiła kanapkę z tuńczykiem. Wypiła kawę i poczuła się jakby trochę lepiej. Usiłowała zasnąć. Nie chciała wracać do wspomnień, ale sen uparcie nie nadchodził. – Okruchy szczęścia, tyle co pozostało z moich marzeń – pomyślała. Nagle zobaczyła siebie jakby w zmatowiałym lustrze. Czas zatrzymał się w miejscu i . w chwili gdy obchodziła swoje osiemnaste urodziny.

 

***

Rzym, rok 1982

 

– Julio, spójrz koniecznie na tego przebojowego chłopaka, który stoi pod oknem i cały czas gapi się na ciebie – konspiracyjnym szeptem powiedziała Claudia, jej przyjaciółka z dzieciństwa. Julia odwróciła głowę i wtedy ich oczy spotkały się. Zadrżała, jakby porażona własnym uczuciem. Po chwili Oskar podszedł do niej, przedstawił się i zaproponował, że przyniesie jej lampkę szampana. Zdawał sobie sprawę, że musi być od niej starszy, mimo to przyznać musiał, że ta dziewczyna od pierwszej chwili, gdy ją ujrzał, całkowicie nim zawładnęła. Był nią zauroczony i chociaż ona była jeszcze tak młoda, on już wiedział, że uczyni wszystko, co w jego mocy, aby w niedalekiej przyszłości zechciała go poślubić.

 

***

Liz, matka Julii od początku była całkowicie przeciwna temu związkowi. Nic nie mogła wprawdzie zarzucić Oskarowi, a nawet z czasem zdążyła go polubić. Intuicyjnie jednak wyczuwała, że Julia będąc zakochana do szaleństwa, jeśli wkrótce nie otrząśnie się, postawi wszystko na jedną kartę. Chciała swą córkę uchronić przed podobnym losem, który spotkał ją samą, gdy była młodą dziewczyną, jeszcze dużo wcześniej zanim poznała ojca Julii. Nie mogła pozwolić, aby jej jedyne dziecko miało przez tyle przejść i tyle wycierpieć, co kiedyś ona sama. A historia lubi się powtarzać – myślała. Marzyła dla Julii o karierze prawniczej. W młodości Liz doświadczyła wielu porażek i dlatego nauczona życiem wiedziała, że kobieta w obecnych czasach musi mieć zawód i coś sobą reprezentować. Ponadto doskonale zdawała sobie sprawę, że jej córka jest wyjątkowo wrażliwą dziewczyną, którą tak łatwo można zranić i złamać. Tak bardzo ją kochała.

Liz była piękną kobietą, ‘ to po niej Julia odziedziczyła wyjątkową urodę. Otaczała się wieloma przyjaciółmi i w przeciwieństwie do Julii, kochała ludzi i każdemu dawała ponowną szanse. Julia była samotnicą. Żyła we własnym świecie, do którego nikogo nie wpuszczała, aż do chwili kiedy pojawił się w jej życiu ten niezwykle przystojny młody mężczyzna. Od tej chwili przestała żyć dla siebie. Żyła tylko dla niego, zmieniając się z dnia na dzień w niewolnicę uczuć. I właśnie tego Liz obawiała się najbardziej.

 

***

Oskar od dnia, w którym poznał Julię, nie przestawał o niej myśleć. Bywał częstym gościem w jej rodzinnym domu. Wyczuwał aprobatę ze strony jej ojca, jak i nieprzychylność ze strony jej matki. Pytał sam siebie niejednokrotnie, jakie mogłoby być tego podłoże. Była przecież dla niego zawsze niezwykle uprzejma. Mimo to w obecności tej kobiety czuł się niezwykle spięty. Kochał Julię do granic wytrzymałości i był pewny, że uczyni ją wkrótce szczęśliwą i nigdy nie skrzywdzi. Pochodził ze znakomitej włoskiej rodziny. Urodził się, mieszkał i studiował w wiecznym mieście. Pozostał mu jeszcze tylko rok do ukończenia studiów i podjęcia pracy. Uwielbiał Rzym. „Moje miasto”, zwykł je tak nazywać w myślach. Pragnął całym sercem, aby w przyszłości Julia też je pokochała i poczuła się w nim dobrze.

Zabierał Julię do muzeów, opowiadał historię dziejów jego kraju, aż spostrzegł, że i ona przechadzając się z nim po krętych uliczkach, „słyszy” oddech minionych wieków. Roma* [(wł. ) Roma – czytane od końca brzmi: Amor, co w jęz. hiszp. znaczy miłość] miasto miłości. Cieszył się z tego, ponieważ był świadom, że Julii jako Hiszpance, będzie łatwiej znieść rozłąkę ze swoją ojczyzną, jeśli polubi Rzym.

– Spójrz, kochana – odezwał się w pewnej chwili, zwracając się do Julii – to Piazza Venezia. Serce Rzymu i Włoch – powiedział z dumą. – Uwielbiam to miejsce. Wiesz, pomnik został zbudowany dla uczczenia Włoch. Ich Niepodległości, ale my, Włosi, żartujemy, że swoją budową przypomina trochę maszynę do pisania. Ja jednak uważam, że wygląda jak tort... tort weselny – dodał i umilkł speszony. Julia spojrzała Oskarowi głęboko w oczy. Wstrzymała oddech, czekając na tę upragnioną chwilę. Na moment, w którym się jej oświadczy. Niejednokrotnie zastanawiała się co nim powodowało, że do tej pory nie poprosił jej o rękę. Ale Oskar zmienił temat. Było cudowne włoskie lato. Przechadzali się właśnie po Via del Corso, zawdzięczającemu swą nazwę wyścigom konnym, które odbywały się tu, aż do ubiegłego stulecia. Zmierzali w kierunku Piazza del Popolo. Oglądali po drodze zarówno mijane zabytki jak i wystawy sklepowe, kierując się w stronę Fontana di Trevi, najwspanialszej fontanny w Rzymie. Oskar świadomie prowadził tam Julię. Pragnął, żeby i ona wrzuciła doń monetę, dzięki której, wg legendy, powróci się raz jeszcze do Rzymu.

– Czy wiedziałaś, Julio, że wg danych Varrona, Rzym został założony dokładnie w dniu twoich urodzin, 21 kwietnia... no, tylko kilka lat wcześniej – dodał i roześmiał się, całując ją mocno w usta.

– Nie wiedziałam – odpowiedziała rozmarzona. A w duchu pomyślała. Może to omen?

Jechali taksówką, mijając co chwila wspaniałe pomniki kultury.

– Co za cudowne miasto. Według mnie najpiękniejsze na świecie – wykrzyknęła nagle entuzjastycznie, spoglądając z okna samochodu. Mogłabym w nim spędzić całe życie – dodała z powagą w głosie.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl