[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prolog
Cisza.
Całkowita cisza.
Tak intensywna, że ciarki przechodzą po plecach; co jakiś czas przerywana
przytłumionymi odgłosami wybuchających bomb i pocisków. Na niebie raz po raz
rozbłyskuj ą łuny eksplozji, a gęste chmury dymu ograniczają widoczność. Jeszcze kilka
godzin temu świat wydawał się taki spokojny w zachodzącym wrześniowym słońcu!
Teraz rozpętało się piekło.
Pięć trupio bladych twarzy wpatruje się w głośnik wbudowany w czarną skrzynkę
radia. Czekaj ą na jakiekolwiek onaki życia z lądu. Jednak pudło uparcie milczy.
- Próbuj dalej - pada rozkaz.
Radiooperator Sławomir wzdycha głęboko. Jego anielska cierpliwość została
wystawiona na ciężką próbę. Wie, że to strata czasu, ale nie ma odwagi powiedzieć tego
kapitanowi Henrykowi. Przekręca więc gałkę po raz setny, znów bez powodzenia.
Żadnego odzewu.
Dwanaście godzin wcześniej okręt podwodny ORP „Orzeł" stacjonował w swojej
bazie na Oksywiu w Gdyni. Członkowie załogi spędzali czas z przyjaciółmi, śmiejąc się
i żartując, choć wiedzieli, że nieuchronnie zbliża się wojna. Sądzili jednak, że konflikt
będzie raczej przypominał I wojnę światową, która rozgrywała się głównie w okopach.
Wprawdzie zginęło w niej wielu żołnierzy, ale walki toczyły się na polach bitew, a
działania bojowe nie dotykały właściwie cywilów.
- Nie wygląda to dobrze - stwierdził ponuro kapitan, którego podwładni sami zdawali
sobie doskonale sprawę z własnego położenia. -Albo mamy zepsute radio, co jest mało
prawdopodobne, albo nie działa urządzenie w bazie. Choć sądząc po tym, co
widzieliśmy dotychczas, to raczej sama baza została zniszczona.
Zrozpaczeni członkowie załogi nie chcieli w to uwierzyć. Wydarzenia zaskoczyły
ich, ale szybko mieli zrozumieć, na czym polega nowoczesna wojna. Dwa dni wcześniej
niemiecki pancernik „Schleswig Holstein", uzbrojony w działa kalibru 280 mm, przybył
z „kurtuazyjną" wizytą do Gdańska.
Następnego dnia okręt podpłynął 400 metrów w górę rzeki i otworzył ogień w
kierunku Westerplatte. Wtedy nadleciały bombowce nurkujące i zaatakowały port
wojenny w Gdyni, niszcząc go całkowicie. Broniła się Poczta Polska w Gdańsku, ale
Niemcy wkrótce oblali budynek benzyną i podpalili.
W kwaterze głównej marynarki panowała panika. „Orzeł" został wysłany na patrol
po Zatoce Gdańskiej. Załoga widziała, co dzieje się dokoła. Dochodziły do niej również
wieści o atakach, które agresorzy przypuścili w innych miejscach. Marynarze zaczynali
rozumieć, że ta niespodziewana poranna inwazja to w istocie dokładnie przemyślana
operacja, przeprowadzana przy pomocy świetnie wyposażonej i licznej armii czołgów i
żołnierzy. Powoli uświadamiali sobie znaczenie słów wypowiedzianych przez kapitana.
Bali się - nie o siebie, ale o swoje rodziny i przyjaciół. Niemcy systematycznie
niszczyli kraj. Właściwie nie funkcjonowała łączność, a marynarze zdawali sobie
sprawę, że polska armia nie jest w stanie stawić czoła siłom najeźdźcy, a lotnictwo
praktycznie nie istnieje. Każdy chciał wierzyć, że obrońcy wytrzymają, ale w głębi serca
wiedziano, że losy wojny są przesądzone. Pomimo nieuchronności porażki podświadomie
myśleli o przyszłości. Niektórzy miotali się w rozterce - chcieli walczyć, ale jednocześnie
wiedzieli, że nie ma to sensu. Inni obawiali się następstw
przystąpienia do boju. Jednak serca większości członków załogi przepełniała heroiczna
wizja - ich mężny kapitan z pewnością poprowadzi swych dzielnych wojowników do
samotnej bitwy z przeciwnikiem. Niezależni i nieuchwytni, pragnęli nękać wroga.
Nie mieli pojęcia, w jaki sposób miałoby się to odbyć lub czy w ogóle rysuje się przed
nimi jakaś przyszłość. Wszystko zależało od kapitana.
- Na razie będziemy nadal wypełniać rozkazy, patrolować morze i zatapiać
niemieckie okręty - zawyrokował kapitan, jakby czytając w ich myślach. Sprawiał
wrażenie pewnego siebie i zdeterminowanego. - Plany dalszej walki opracujemy
później.
Przywitano te słowa z radością, choć tu i ówdzie dał się również usłyszeć cichy
szmer powątpiewania.
Załoga tworzyła zgrany zespół zawodowych marynarzy. Należeli do niego między
innymi porucznicy Piotr i Tomasz, doświadczeni podoficerowie - Tadeusz, Marcin i
Stefan; mąci - Jakub, Feliks czy wybuchowy Michał, oraz entuzjastycznie nastawieni i
gotowi do poświęceń kadeci - Eryk, Marek i Jarek. Na okręcie służyło również wielu
ochotników oraz zwykłych, ciężko pracujących szeregowych żołnierzy. Wszystkim im
zależało, aby „Orzeł" stał się najlepszą łodzią podwodną w całej flocie.
Choć łączyła ich teraz determinacja, aby walczyć z nieprzyjacielem, każdy odczuwał
również lęk. Czekały ich ważne i trudne wyzwania, ale wciąż myśleli o tym, co dzieje
się w kraju oraz o swoich rodzinach, z którymi nie mieli kontaktu.
Porucznik Bogdan, zastępca kapitana, martwił się o swoją ciężarną żonę. Pierwszy
mechanik Jerzy zostawił w domu swą młodszą siostrę, aby opiekowała się umierającym
ojcem. Porucznik Piotr dopiero co się rozwiódł, a inny oficer zdał sobie niedawno
sprawę, że do załogi dołączył człowiek, który odbił mu narzeczoną. Ktoś obawiał się, że
Niemcy zabijąjego mieszkającą na wsi rodzinę, a jeden z marynarzy właśnie odkrył,
że cierpi
na klaustrofobię, i z przerażeniem myślał o nadchodzących miesiącach, które musiał
spędzić zamknięty w stalowej puszce pod powierzchnią morza. Wszyscy mieli swoje
problemy.
Postanowili, że będą kontynuować walkę - ale jak mieli to zrobić? Bez portu, bez
źródła paliwa, bez wsparcia z powietrza... Samoloty przeciwnika bezustannie patrolowały
Bałtyk, a woda była w wielu miejscach zbyt płytka dla łodzi podwodnych. Przyszłość nie
wyglądała zbyt optymistycznie.
- Z powrotem na stanowiska. Kurs na obszar patrolowy, pół naprzód - rozkazał
kapitan, a na jego twarzy podwładni dostrzegli uśmiech. Sprawiał wrażenie pewnego
siebie.
Rozdział l
Marynarze nie wiedzieli jednak, że ich dowódca martwi się najbardziej z nich
wszystkich. Kapitan nie bał się walki z przeciwnikiem czy przeciwności, na jakie musi
natrafić samotny okręt podwodny - ufał swoim ludziom. Jego lęk dotyczył problemów
osobistych - chorował przez ostatnich kilka dni. Ból brzucha narastał i wydawało mu się,
że to zapalenie wyrostka robaczkowego - choć obawiał się czegoś jeszcze gorszego.
Chciał zgłosić się do szpitala, ale Niemcy uderzyli i nadszedł rozkaz wypłynięcia. Miał
przeczucie, że jego choroba może okazać się śmiertelna. Bardzo cierpiał.
Wydarzenia ostatnich kilku godzin sprawiły, że odsunął te myśli na bok. Teraz
jednak perspektywa samotnego rejsu przez Bałtyk napawała go przerażeniem. Wydawało
mu się, że trudności, jakie się przed nim piętrzą, są nie do pokonania.
Wiedział, że musi opracować plan dalszego działania i na jakiś czas zapomnieć o
trapiących go problemach. Odczuł nawet ulgę, że niemiecki atak zakończył trwającą od
miesięcy niepewność.
Postanowił wypełnić rozkaz i patrolować zatokę, zatapiając każdą wrogą
jednostkę, na jaką natrafi. Okręt miał pozostać w ukryciu aż do zmroku, a następnie
wypłynąć na powierzchnię i naładować akumulatory.
Gdy zapadł zmierzch, okręt wynurzył się. Kapitan sprawdził wcześniej dokładnie
okolicę przez peryskop. Łagodne morze i niezbyt wysoka fala ucieszyły go. Wiedział,
że o tej porze roku pogoda na Bałtyku zmienia się bardzo szybko, a warunki mogą być
bardzo trudne.
11
Powrócił myślami do wypadków ostatnich dni. Kiedy Niemcy złamali postanowienia
traktatu monachijskiego i zajęli Czechosłowację, przypuszczał, że dokonaj ą kolejnego
natarcia - zwłaszcza że Francja i Wielka Brytania właściwie nie zareagowały. Następny
logiczny cel stanowiła Polska.
·
Wszystko w porządku? - to pytanie zaskoczyło dowódcę,
tak pochłoniętego swymi rozważaniami, że nie usłyszał nadejścia
Bogdana. Porucznik dołączył do niego na mostku.
·
Tak, w porządku - odpowiedział. Pierwszy oficer spojrzał
na kapitana z niedowierzaniem. Wiedział, że Henryk nie czuje się
zbyt dobrze. Widział go trzymającego się za brzuch z grymasem
bólu na twarzy, kiedy myślał, że nikt nie patrzy.
·
Cholerny bałagan, mówię ci - stwierdził kapitan.
·
Nie można powiedzieć, żeby to była niespodzianka. Spo
dziewałem się tego, odkąd podpisano ten fatalny traktat wersalski.
To chyba prawda, że pretekstem dla kolejnej wojny jest zawsze
traktat pokojowy kończący poprzednią. Stworzenie z Gdańska
wolnego miasta pod kontrolą nieskutecznej Ligi Narodów tylko
przyspieszyło rozwój wydarzeń - zawyrokował Bogdan.
·
Pewnie masz rację, choć wojna z Rosjąw 1920 r. z pewnością
pogorszyła jeszcze sytuację. Dzięki zajęciu zachodniej Ukrainy
i części Białorusi urośliśmy w siłę, stając się tym samym zagro
żeniem i celem dla każdego, kto pragnie dominować w Europie,
a takich agresywnych państw nie brakuje na kontynencie - kapi
tan postanowił podzielić się z przyjacielem swoimi przemyślenia
mi. - To jednak w żadnym razie nie usprawiedliwia tej napaści.
·
To prawda - odrzekł Bogdan - ale w ten sposób potwierdza
się teza, że prawdziwym powodem ataku była obojętność pozo
stałych mocarstw. Jak tylko Niemcom udało się w Czechosłowa
cji, my byliśmy następni w kolejce.
Obaj pamiętali żądanie Hitlera, aby Polska
zrzekła
się jakichkolwiek praw do
Gdańska i zgodziła się na przeprowadzenie eksterytorialnego korytarza z Prus do Rzeszy.
Oczywiście żądania te
spotkały się z odmową; Brytyjczycy i Francuzi wsparli Polaków w ich decyzji,
zapewniając, że przyjdą z pomocą w razie agresji Niemiec. Rozmówcy zdawali sobie
sprawę, że ta inwazja oznacza koniec niepodległości.
·
Cóż za ironia - westchnął kapitan - pamiętasz, jak pięć lat
temu Piłsudski sugerował Francuzom i Brytyjczykom, że powin
ni dokonać ataku prewencyjnego? Hitler nie miał wtedy jeszcze
całkowitej kontroli nad państwem, a na podejmowanie decyzji
wciąż mieli wpływ ludzie, którzy pamiętali, jak wyglądała po
przednia wojna i jak drogo za nią zapłacili. W tamtym czasie nie
miecka armia liczyła zaledwie 200 tysięcy żołnierzy, nie stano
wiła więc wielkiego zagrożenia. Marszałek sądził, że Francja po
winna zająć Nadrenię i rozbroić Niemców. W tym samym czasie
Polacy uderzyliby na Śląsku, Pomorzu i w Prusach Wschodnich.
Nie cenił zbytnio Brytyjczyków - uważał, że za dużo gadają, a za
mało robią.
·
Myślę, że krótka i zwycięska wojna byłaby lepsza niż długie
i straszne zmagania. To miałoby sens. Wódz sądził, że Anglicy
będą oburzeni, ale nic nie zrobią; obchodzą ich bowiem przede
wszystkim pieniądze, jakie zarabiająna handlu z Niemcami. Wię
cej nadziei pokładał w Francuzach, którzy wykazywali pewną
skłonność do współpracy.
Bogdan pokiwał głową, ale nie odezwał się.
Stali tak w milczeniu, patrząc na horyzont. Wydawało im się, że są świadkami
całkowitego zniszczenia Gdyni i okolic. Nawet z tej odległości słyszeli odgłosy
wybuchów i walk. Obawiali się, że tak potrzebny Polsce port przestał istnieć.
Błyski eksplozji i czerwona łuna bijąca z płonących budynków oświetlały tych
dwóch oficerów. Podwładni zawsze uśmiechali się, kiedy widzieli ich razem. Kapitan był
smukły i wysoki,
a jego zastępca niski i przysadzisty. Razem tworzyli ciekawy widok. Kiedy posłaniec
przekazywał załodze rozkazy, zawsze pytał: „Chcecie dłuższą czy krótszą wersję?".
Dowódca emanował godnością i autorytetem. Pochodził z zamożnej rodziny, odebrał
staranne wykształcenie. Kiedy wydawał polecenia, wyrażał się ściśle i precyzyjnie, będąc
spokojnym, że zostaną wypełnione co do joty. Nigdy nie upewniał się później, czy jego
rozkazy wykonano. Jeśli, co zdarzało się bardzo rzadko, coś poszło nie tak, nie unosił
się gniewem, by nie narazić na szwank swojej reputacji. „Mam nadzieję, że to się już
więcej nie powtórzy" - oto największa reprymenda, jaką mogli otrzymać winowajcy,
którzy jednak drżeli przed groźbą ukrytą w tych słowach.
Zastępca stanowił jego całkowite przeciwieństwo. Krępy Bogdan miał w sobie
niespożytą energię, mimo licznych strapień i problemów. Nie było dla niego rzeczy zbyt
trudnej lub niemożliwej do zrobienia, a swoim entuzjazmem zarażał innych, dopingując
ich do jeszcze większego wysiłku. Jego rozkazy również wykonywano bez szemrania.
Przemawiał spokojnym głosem, w którym dało się jednak słyszeć nutkę surowości. Nie
pozwalał dwa razy popełnić tego samego błędu. Członkowie załogi szanowali i
podziwiali obu oficerów - to jednoczyło i umacniało cały zespół.
* *
Bogdan zszedł na dół, zostawiając kapitana samego - nie licząc dwóch
wartowników, którzy koncentrowali się na swoich zadaniach. Wrócił myślami do swojej
żony Doroty. Co mogło się teraz z nią dziać? Wzięli ślub dziesięć lat wcześniej, ale do
tej pory nie mieli dzieci. Wiele razy starała się go przekonać, aby porzucił służbę w
marynarce i zatrudnił się w firmie jej ojca. Od jakiegoś czasu rozważał tę ewentualność,
jednak nie chciał siedzieć
całymi dniami w biurze i czuwać nad produkcjąjakichś części do maszyn. Kochał morze i
wolność, którą mu ono dawało. Kochał marynarkę, z jej dyscypliną i braterstwem.
Jednak kochał również Dorotę i chciał spędzać z nią więcej czasu. Teraz nie miał już
wyboru. Jego żona została na lądzie sama z ojcem -jej matka umarła kilka lat temu. Jaka
przyszłość czekała ich w zrujnowanym kraju, rządzonym przez bezwzględnych
nazistów?
W ogóle nie bał się o siebie - martwił się jedynie o nią. Co się z nią teraz stanie? Ich
małżeńskie szczęście, które stanowiło tak ważną część jej życia, legło właśnie w gruzach.
Czy nie zagubi się gdzieś w ogarniętym wojną kraju? Czy nigdy więcej nie mieli już
spędzać spokojnych wieczorów w domu? Żartować, śmiać się, rozmawiać, czytając
nawzajem w swoich myślach? Czy wspólne noce pełne namiętności również odeszły w
przeszłość? Tak pragnął, aby znalazła bezpieczne schronienie. Zdawał sobie również
sprawę, że wiele zależy od jego położenia - gdyby coś mu się stało, rozpadłyby się
marzenia o wspólnej przyszłości. Czy przeżyje wojnę?
Znów spojrzał na linię horyzontu. Czy mogli coś jeszcze uczynić? Czy „Orzeł"
powinien zaatakować niemiecki pancernik? Wiedział, że to niemożliwe, ponieważ wrogi
okręt stacjonował w porcie, a poziom wody na tym obszarze był zbyt niski, aby okręt
podwodny mógł się zanurzyć. Na powierzchni zostaliby zniszczeni, zanim zdołaliby
odpalić torpedę. Ale czy nie warto spróbować?
Okręt nieprzyjaciela powinno się oczywiście zbombardować, jednak polskie siły były
całkowicie nieprzygotowane do inwazji, choć wszyscy wiedzieli, co Niemcy planują.
Udało się wystawić do walki jedynie połowę wojska, ponieważ Francja i Wielka Brytania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • donmichu.htw.pl