[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sprawa sumienia
P
eppone od dłuższego już czasu walił młotem w kowadło, ale im
wścieklej walił, tym bardziej nie mógł oddalić od siebie dręczą-
cej go myśli.
- Kretyn! - burknął do siebie. - Patrzcie go, w jaki bigos chce
mnie władować.
W tym momencie podniósł wzrok i zobaczył, że ten kretyn stoi
przed kowadłem.
- Przestraszyłeś mi chłopaka - powiedział ponuro Nieborak. -
Majaczył całą noc, a teraz leży w łóżku z gorączką.
Peppone nie przestawał walić.
- To twoja wina - powiedział, nie patrząc na niego.
- To wina biedy - wypalił Nieborak.
- Dostałeś rozkaz, a w partii słucha się rozkazów bez dyskusji.
- Głód dzieci rozkazuje bardziej niż partia.
- Nie, partia musi stać przed wszystkimi innymi sprawami.
Nieborak wyciągnął z kieszeni jakiś kartonik, położył go na ko-
wadle i dopiero wtedy Peppone przestał walić.
- Oddaję legitymację - powiedział. - To już nie jest legitymacja
partyjna, ale legitymacja kogoś pod specjalnym nadzorem.
1
- Źle mówisz!
- Dobrze mówię. Ryzykując własną skórą, zapłaciłem za swo-
ją wolność. I nie zamierzam z niej rezygnować.
Peppone odłożył młot i otarł czoło wierzchem dłoni.
Nieborak był jednym z nielicznych najwierniejszych, walczył
u jego boku, dzielił z nim głód, rozpacz i nadzieję.
- Zdradzasz sprawę - powiedział Peppone.
- Sprawą jest wolność. Jeśli z niej zrezygnuję, to wtedy zdra-
dzę sprawę.
- Pomyśl, będziemy musieli cię wylać. Wiesz, że nie można
składać rezygnacji. Kto to robi, zostaje wydalony.
- Tak, wiem. A jak ktoś zrobi jakieś wielkie świństwo, to już
trzy miesiące wcześniej zostaje wydalony. A potem się mówi, że
obłudnikami są inni. Żegnaj, Peppone. Przykro mi z twojego po-
wodu, bo od tej pory będziesz musiał uważać mnie za swojego
wroga, gdy tymczasem ja wciąż będę cię uważał za przyjaciela.
Peppone patrzył za odchodzącym Nieborakiem, potem otrzą-
snął się, rzucił z przekleństwem młot do kąta i wyszedł na dwór,
żeby siąść w głębi warzywnika. Nie mógł się z tym pogodzić, że
Nieborak miałby zostać wydalony z szeregów partii; w końcu ze-
rwał się na równe nogi.
„To wszystko wina tego przeklętego klechy - stwierdził. - Tym
razem zrobię z nim porządek.”
„Przeklęty klecha’’ właśnie przeglądał na plebanii podniszczo-
ne księgi, kiedy zjawił się przed nim Peppone.
- Teraz będzie ksiądz zadowolony! - wykrzyknął wściekły.
- W końcu udało się księdzu wyrządzić krzywdę jednemu z na-
szych!
Don Camillo przyglądał mu się zaciekawiony.
- Wybory uderzyły ci do głowy? - zapytał.
- To ci dopiero bohaterstwo! Zszargać reputację nieszczęśni-
ka, który w tym przeklętym życiu doznał samych tylko zgryzot.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, towarzyszu wójcie.
- To ksiądz zrozumie, jak mu powiem, że przez księdza Nie-
borak zostanie wylany z partii. Tak, przez księdza!. Wykorzystał
2
ksiądz jego nędzę, złapał w pułapkę i wetknął mu jedną z tych
cholernych amerykańskich paczek, o czym dowiedział się wczo-
raj komisarz, przyłapał Nieboraka w jego domu, wywalił wszyst-
ko przez okno, a potem go spoliczkował.
Peppone był ogromnie wzburzony.
- Uspokój się - powiedział don Camillo.
- Uspokoić się? Ani mi to w głowie! Gdyby ksiądz widział,
jakie oczy zrobił chłopak, kiedy mu zabierano wszystko sprzed
nosa, a potem, jak policzkują jego ojca, to nie byłby ksiądz taki
spokojny, jeśli ma ksiądz oczywiście odrobinę serca!
Don Camillo wstał pobladły, kazał sobie powtórzyć, co zrobił
komisarz, a potem wetknął palec w pierś Peppona.
- Łajdak! - wykrzyknął.
Peppone był rozjuszony.
- To ksiądz jest łajdakiem, żeby wykorzystywać głód w celach
wyborczych!
Don Camillo pochwycił żelazny pręt leżący w rogu kominka.
- Jeśli jeszcze raz otworzysz gębę, to ci łeb rozwalę! - wrza-
snął. - Nie wykorzystywałem niczyjego głodu, mam tutaj paczki
dla wszystkich biednych i żadnemu ich nie odmówię. Mnie intere-
suje głód biedaków, a nie ich poglądy polityczne. To ty jesteś łaj-
dakiem, nie mogąc pomóc temu, kto jest głodny, bo w składziku
masz tylko papier irmowy i same kłamstwa i chciałbyś, żeby ni-
kogo nie wspomagać. A jak ktoś da potrzebującemu, to oskarżasz
go, że chce kupić sobie głosy i nie pozwalasz ludziom z twojej par-
tii nic przyjąć, a jak ktoś już coś weźmie, to traktujesz go niczym
zdrajcę ludu. To ty zdradzasz lud, bo odbierasz mu to, co inni mu
dają. Polityka? Propaganda? Chłopak Nieboraka i dzieci innych
twoich biednych towarzyszy, które nie przychodzą po paczki ze
strachu przed tobą, nie wiedzą, że przysyła je Ameryka. One na-
wet nie wiedzą, że Ameryka istnieje. Dla nich to po prostu jedze-
nie, pożywienie, które im wydzierasz. To ty jesteś łajdakiem, bo
przyznajesz, że człowiek, który widzi, jak jego syn cierpi z głodu,
może nawet ukraść chleb niezbędny do życia dziecka, nie pozwa-
lasz jednak, żeby człowiek przyjął ten chleb, jeśli mu go oiarowu-
je Ameryka. Bo to byłoby moralnie niekorzystne dla Rosji! Jakie
3
pojęcie mógł mieć syn Nieboraka o Ameryce i Rosji? On wreszcie
miał się najeść do syta, a ty odebrałeś mu jedzenie od ust. To ty je-
steś łajdakiem, nie ja!
Peppone pokręcił głową.
- Ja nic nie zrobiłem i nie powiedziałem.
- Pozwoliłeś, żeby jakiś prostak nie tylko to zrobił, ale żeby po-
pełnił najniegodziwsze na świecie świństwo: uderzył ojca w obec-
ności jego dziecka. Dziecko zawsze wierzy bezgranicznie w ojca
i uważa go za najsilniejszego ze wszystkich, osobę nietykalną, a ty
pozwoliłeś, żeby jakaś obłudna kreatura zniszczyła to złudzenie,
jedyne dobro, jaki los dał temu najnieszczęśliwszemu z dzieci. Co
byś powiedział, gdybym dziś wieczór przyszedł do twojego domu
i spoliczkował cię w obecności syna?
Peppone wzruszył ramionami.
- Najważniejsze, żeby jakoś z tego wybrnąć.
- Już ja wybrnę! - wrzasnął don Camillo, którego rozpierała
wściekłość. - Wybrnę! - wrzasnął jeszcze raz. I złapawszy żela-
zny pręt za oba końce, zacisnął zęby i rycząc jak lew, wygiął go
w literę U.
- Założę tobie i Stalinowi krawacik, a potem jeszcze zrobię wę-
zełek! - wykrzyknął.
Peppone spojrzał na niego zatroskany, nie robiąc żadnych
uwag.
Don Camillo otworzył szafę, wyciągnął paczkę i podał ją Pep-
ponowi.
- Zanieś mu, bo jak nie, to będziesz ostatnim półgłówkiem! Nie
przysyła jej Ameryka ani Anglia, ani Portugalia, przysyła ją Bo-
ska Opatrzność, która nie potrzebuje głosów, żeby pozostać w rzą-
dach świata. Możesz kogoś przysłać po resztę i sam je rozdzielisz.
- W porządku, przyślę Chudego z furgonetką - mruknął Peppo-
ne, chowając paczkę pod płaszczem. Po dojściu do drzwi odwró-
cił się, złapał żelazny pręt zgięty w U i spróbował go wyprostować.
- Jeśli ci się uda, będę głosował na Ludowy Front Demokra-
tyczny - zachichotał don Camillo.
Peppone zrobił się z wysiłku czerwony jak burak. Potem rzucił
na ziemię pręt, który nie drgnął ani na milimetr.
4
- Nie potrzebujemy księdza głosu do zwycięstwa - powiedział
zabierając paczkę i wychodząc.
Nieborak siedział w pobliżu ognia i czytał gazetę, a chłopiec
przycupnął koło niego.
Wszedł Peppone, położył paczkę na stole, rozwiązał sznurek
i rozpakował.
- Masz - powiedział do chłopca. - To dla ciebie. Sam Pan Bóg
przysyła.
Potem podał coś Nieborakowi.
- A to dla ciebie, zostawiłeś na moim kowadle.
Nieborak wziął legitymację i schował do portfela.
- A to też sam Pan Bóg przysyła? - spytał.
- Wszystko pochodzi od Pana Boga - wymamrotał Peppone. -
Wszystko: i zło, i dobro, co się komu trai. Nam się to traiło.
Chłopiec zerwał się na równe nogi i szczęśliwy spoglądał na
dary Boże rozłożone na stole.
- Bądź spokojny, tym razem nikt ci ich nie odbierze - zapew-
nił go Peppone.
Chudy przyjechał po południu furgonetką.
- Szef przysyła po towar - powiedział. A don Camillo wskazał
na na stos paczek leżących w wejściu.
Kiedy Chudy obracał ostatni raz i znalazł się na progu obłado-
wany paczkami, don Camillo wymierzył mu dwutonowego kopa,
który sprawił, że Chudy z wszystkimi paczkami wylądował od
razu w środku furgonetki.
- Odnotuj i to - wyjaśnił don Camillo - razem z innymi nazwi-
skami, które wczoraj zapisałeś.
- Nasze rachunki wyrównamy 19 kwietnia - odpowiedział
Chudy, gramoląc się z furgonetki. - Księdza nazwisko jest na po-
czątku naszej listy.
- Dobra, coś jeszcze?
- Nie, jestem w porządku, dostałem od wszystkich trzech: Pep-
pona, Nieboraka i od księdza. A dlaczego? Dlatego, że wykona-
łem rozkaz.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]