[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->PrzekładAnna HikiertRedakcja stylistycznaMagdalena StachowiczKorektaElżbieta SteglińskaLongina KryczkowskaIlustracja na okładceDave SeeleySkładWydawnictwo AmberMonika E. ZjawińskaDrukWojskowa Drukarnia w Łodzi Sp. z o.o.Tytuł oryginałuStar Wars: CrosscurrentCopyright © 2010 Lucasfilm Ltd. & TM.All Rights Reserved.Used Under Authorization.Originally published under the titleCrosscurrentby Ballantine Books.For the Polish translationCopyright © 2010 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 978-83-241-3608-7Warszawa 2010. Wydanie IWydawnictwo AMBER Sp. z o.o.00-060 Warszawa, ul. Królewska 27tel. 22620 40 13, 22620 81 62www.wydawnictwoamber.plMoim dwóm małym padawanom, Roarkemu i RiordanowiBOHATEROWIE POWIEŚCIDrev Hassin - padawan Jedi (Askajianin)Jaden Korr - rycerz Jedi (mężczyzna)Kell Douro - zabójca/szpieg (Anzata)Khedryn Faal - kapitan „Gruchota” (mężczyzna)Marr Idi-Shael - pierwszy oficer „Gruchota” (Cereanin)Relin Druur - mistrz Jedi (mężczyzna)Saes Rrogon - Lord Sithów; kapitan „Posłańca” (Kaleeshanin)Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…ROZDZIAŁ 1Przeszłość: 5000 lat przed bitwą o YavinaNajwiększy księżyc Phaegona III płonął. Jego skorupa pękała i kruszyła się pod ostrzałemsześćdziesięciu czterech ciężko uzbrojonych krążowników. Widok lśniących kadłubówrozkwitających ognistą łuną wydał się Saesowi niespodziewanie piękny. Co za ironia, że zagładadokonuje się w tak malowniczej scenerii, pomyślał.Deszcz plazmowych strumieni smagał połacie lasów, nasączając świat ogniem i bólem.Atmosfera kipiała tumanami pyłu i kłębami tłustego dymu, wzniecanymi przez lśniące zielonebłyskawice.Na ekranie pokładowym „Posłańca” łagodny pomarańczowy blask gwiazdy systemuzastąpiło jaskrawe światło eksplozji i wszystko przesłoniła warstwa czarnych chmur. Pozasporadycznym świergotem robota czy mruknięciem kogoś z załogi na mostku panowała cisza.Wszyscy w skupieniu śledzili instrumenty i ekran wyświetlacza. W tle dobiegało z głośnikówmonotonne echo prowadzonych na różnych kanałach rozmów niczym cichy kontrapunkt dlawidowiskowej agonii księżyca. Obdarzony wrażliwym węchem Saes czuł, jak wiszący w powietrzuzapach potu załogi gęstnieje od adrenaliny.Obserwowanie krążowników atakujących satelitę przypomniało Saesowi czasy, kiedy narodzinnej planecie obierał owoce dael, odsłaniając słodki, blady miąższ spod brązowej, szorstkiejskórki.Teraz nie obierał owocu, ale cały księżyc.Ukryte pod jego powierzchnią złoża cennego lignanu zapewnią Sithora zwycięstwo wbitwie o Kirrek i umocnią pozycję Saesa w hierarchii zakonu. Co prawda, było jeszcze za wcześnie,żeby stawił czoło Sharowi Dakhanowi, wiedział jednak, że jego czas wkrótce nadejdzie.- Wszelkie zło rodzi się z wybujałej ambicji - powiedział mu kiedyś Relin.Saes się uśmiechnął. Jakim głupcem był jego były mistrz! Naga Sadów nagradzał ambicję.- Raport - warknął do 8K6.- Trzydzieści siedem procent powierzchni księżyca zniszczone - zameldował androiddiagnostyczny. W jego wypolerowanej powłoce odbijała się pożoga szalejąca na ekraniewyświetlacza.- Trzydzieści osiem procent - zakomunikował, kiedy system zdalnie zaktualizował dane. -Trzydzieści dziewięć.Krążowniki kontynuowały ostrzał.Saes skinął głową i przeniósł wzrok na wyświetlacz, a android zamilkł posłusznie.Chociaż „Posłaniec” wisiał wysoko ponad księżycem, Moc niosła aż tutaj przerażeniezamieszkujących go prymitywnych istot. Saes wyobraził sobie, jak stworzenia próbują znaleźćschronienie pośród drzew, skrzecząc przeraźliwie, ścigane i nieuchronnie trawione przez ogień.Były ich tam setki tysięcy. Strach tych istot pieścił jego umysł, ulotny i przyjemny jak porannamgiełka.Wiedział, że inni Sithowie na „Posłańcu” i „Omenie” odbierali takie same sygnały.Niewykluczone, że na swój prymitywny sposób zmarszczki na powierzchni Mocy odczują nawetteż Massassowie...Dawno temu, kiedy Saes był Jedi, zanim jeszcze zrozumiał istotę Ciemnej Strony, uznałbyakt zniszczenia na taką skalę za coś niewyobrażalnie złego. Teraz jednak wiedział, że nie mabezwzględnego zła ani dobra. Jest tylko potęga. A ci, którzy mają władzę, ustalają własne definicjedobra i zła. Świadomość tego faktu była wolnością, którą dawała Ciemna Strona i przyczyną, dlaktórej Jedi upadną - najpierw na Kirreku, potem na Coruscant, a następnie w całej galaktyce.- Temperatura na powierzchni? - zapytał.Android diagnostyczny sprawdził dane.- W granicach tolerancji dla robotów wydobywczych.Saes patrzył przez chwilę, jak krążowniki wślizgują się w atmosferę rozświetloną łunąpożaru, po czym odwrócił się do swojego zastępcy, Losa Dora. Cętkowana, ciemnoczerwona skóraDora wydawała się niemal czarna w panującym na mostku półmroku, a żółte ślepia lśniłyodblaskiem płonącego księżyca. Jak zwykle i tym razem unikał wzroku Saesa. Wbił spojrzenie wbliźniacze rogi wyrastające po bokach szczęki Sitha.Saes wiedział, że pod przykrywką funkcji jego adiutanta Dor szpieguje go na polecenieSadowa. Tym razem miał dopilnować, żeby Saes dostarczył lignan - i to cały ładunek - armiiSadowa na Primus Goluud.Macki na twarzy Dora zadrżały, a chrzęstne wyrostki nad jego oczodołami uniosły się wniemym pytaniu.- Pułkowniku, proszę dać sygnał do wysłania robotów wydobywczych - rozkazał Saes. - Zobydwu statków.- Tak jest, panie kapitanie - potwierdził Dor. Odwrócił się do swojej konsoli i przekazałrozkaz załogom okrętów.Saes wciąż nie mógł się oswoić z nową rangą. Był przyzwyczajony do prowadzenia łowówjako Pierwszy, nie zaś do dowodzenia statkiem z pozycji kapitana.Nie minęło kilka sekund, a z hangarów „Posłańca” zaczęły wysypywać się setkicylindrycznych kapsuł. Niemal natychmiast dołączyły do nich te wysyłane z „Omena”. Nawyświetlaczu widać było, jak wchodzą w atmosferę, ciągnąc za sobą warkocze ognia. Widokprzypominał spektakularny pokaz pirotechniczny.- Roboty wydobywcze wysłane - poinformował go 8K6.- Powiększyć obraz. Chcę je zobaczyć - zażądał Saes.- Tak jest - odparł Dor i kiwnął głową w stronę młodego nawigatora, który kontrolowałwyświetlacz.Trajektorie robotów wydobywczych posyłały je dziesiątki kilometrów poza terenzniszczony przez krążowniki. Większość z nich znikała w kłębach dymu, ale nawigator skupiłobraz na mniej więcej dziesięciu, które schodziły przez obszar o dobrej widoczności.- Uszkodzenia robotów przy wejściu w atmosferę minimalne - doniósł 8K6. - Zeroprzecinek zero trzy procent.Nawigator powiększył obraz, a potem zbliżył go jeszcze bardziej.Pięć kilometrów od powierzchni roboty wyhamowały silnikami manewrowymi, wysunęłydługie, pajęcze kończyny i delikatnie opadły na osmaloną, rozżarzoną skorupę. Systemantygrawitacyjny pozwalał im poruszać się po gorących szczątkach bez kłopotu.- Przełącz na widok z pozycji maszyny.- Tak jest, Sir - zameldował Dor.Nawigator zmienił ustawienia na pulpicie i połowę ekranu wyświetlacza zajął obrazksiężyca przesyłany z czujników optycznych robota. Przez mostek przetoczył się pomruk podziwu itrwogi. Nawet 8K6 uniósł głowę znad instrumentów.Przez szmer zakłóceń dobiegający z komunikatora przebił się głos kapitana Korsina,dowodzącego bliźniaczym „Omenem”:- Imponujący widok.- W rzeczy samej - potwierdził Saes.Z pokiereszowanej tarczy księżyca unosiły się czarne smugi. Strugi plazmy zwęgliłyzewnętrzną skorupę, czyniąc ją twardą i kruchą jak szkło. Rozpadliny przecinały ją na wzór żył,którymi płynęły dym i popiół. Fale żaru bijącego z powierzchni zniekształcały obraz i nadawałyksiężycowi niesamowity, widmowy wygląd.Setki robotów wydobywczych osiadających na spopielonym lądzie przypominały rojemetalowych owadów żerujących na martwym ciele. Poruszając się niezdarnie na owadzich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]